Reklama

Kraft na drodze do kolejnych sukcesów. Czy zostanie najlepszym skoczkiem w historii?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

26 lutego 2024, 17:13 • 14 min czytania 17 komentarzy

Wczoraj w Oberstdorfie wygrał 40. zawody Pucharu Świata w karierze i samodzielnie zajmuje trzecie miejsce na liście wszech czasów. Zmierza też po trzecią Kryształową Kulę, wcześniej tej zimy został mistrzem świata w lotach, a na liście jego sukcesów od dawna widnieją wygrany Turniej Czterech Skoczni i trzy złota mistrzostw świata. Pytanie, jakie wypada sobie postawić, brzmi więc: czy Stefan Kraft może zostać najlepszym skoczkiem w dziejach?

Kraft na drodze do kolejnych sukcesów. Czy zostanie najlepszym skoczkiem w historii?

Kraft już wielki

Nie ma wątpliwości, że Stefan Kraft już teraz zalicza się do ścisłej czołówki najlepszych skoczków w dziejach. Jest w końcu jednym z zaledwie dziesięciu zawodników, którzy wygrali co najmniej cztery z pięciu najważniejszych tytułów w świecie skoków. Ma na koncie Turniej Czterech Skoczni, Puchar Świata (dwukrotnie i jest blisko trzeciego), mistrzostwo świata (trzy razy) i mistrzostwo świata w lotach. Brakuje mu tylko złota olimpijskiego (ma drużynowe, ale to indywidualne sukcesy będziemy tu analizować).

To dorobek skoczka absolutnie wybitnego.

Już teraz Kraft jest też skoczkiem długowiecznym. Na karku ma 30 lat. Tylko jeden skoczek w dziejach zdobywał Kryształową Kulę z trójką z przodu – Kamil Stoch w sezonie 2017/2018. Jeśli Stefan dokona tego tej zimy, będzie takim drugim, a różnica w wieku w porównaniu do Polaka sprzed sześciu lat będzie wynosić dosłownie kilkanaście dni, obaj urodzili się bowiem w maju.

Reklama

Traf chciał, że w tym sezonie Stefan dorzucił też trofeum, którego Kamilowi akurat brakuje – mistrzostwo świata w lotach. Austriak to też, oczywiście, nieoficjalny rekordzista świata w długości skoku (253.5 metra). Generalnie – lotnik wybitny. Na tyle, że dziwi, że czekać na ten tytuł musiał tak długo. Natomiast zdobył go walcząc ze zdrowiem i zmęczeniem.

– Regeneracja po sobotnim wieczorze była najtrudniejsza, jaką pamiętam. Jestem całkowicie wyczerpany, zupełnie pusty. Nic nie spałem nic. Zdrowie mi coraz częściej szwankuje, jest to bardzo męczące. Do środy chcę się całkowicie wyłączyć, mam zamiar siedzieć na kanapie i nic nie robić przez trzy dni. I w końcu naprawdę się wyleczyć. Tego mi teraz potrzeba najbardziej. Kiedy będę leżeć w łóżku w domu, wszystko się jakoś ułoży – mówił po całych mistrzostwach (cytat za skijumping.pl).

Zdrowie zresztą w ostatnich latach męczyło go regularnie – choć w tym przypadku miał rację, wszystko się ułożyło, a on miesiąc później nadal skacze na najwyższym poziomie. Niemniej, w poprzednich sezonach często miewał choćby problemy z plecami, doskwierające zwłaszcza w okresie przygotowawczym, w lecie 2021 roku – przed sezonem olimpijskim – doznał też pęknięcia torebki stawowej dużego palca prawej nogi.

Dopiero przed sezonem 2022/23 przygotowywał się – a potem skakał – w miarę normalnie. Efekty były zauważalne z miejsca, lepszy od niego na przestrzeni całej zimy okazał się tylko Halvor Egner Granerud. W tym sezonie Norweg skacze jednak słabiej, a Stefan jeszcze lepiej niż przed rokiem. Rywalizować z nim na dłuższą metę są w stanie tylko Andreas Wellinger i Ryoyu Kobayashi. Ale w klasyfikacji generalnej PŚ tracą już odpowiednio 368 i 269 punktów.

A to, biorąc pod uwagę formę Stefana, dużo, nawet jak na 10 konkursów indywidualnych do końca. Dlatego dla naszych wyliczeń poczyńmy odważne założenie, że Stefan Kraft Kryształowej Kuli w tym sezonie nie odda i w gablocie z trofeami będzie mieć takie trzy.

Reklama

Wtedy bowiem faktycznie zasadne wyda się pytanie: jak wysoko w rankingu najlepszych już plasuje się Austriak?

Kto za Kraftem?

W 2020 roku Mateusz Leleń stworzył zestawienie najlepszych skoczków w historii Pucharu Świata. Przyjął proste założenie – punktował miejsca na podium klasyfikacji generalnej (odpowiednio 10, 6 i 4 punkty) oraz poszczególnych konkursów (3, 2 i 1). Stefan Kraft zajął wtedy w tak stworzonym rankingu 9. miejsce. Gdyby przeliczyć to dziś – niemal cztery lata później – byłby już drugi, tuż za Janne Ahonenem.

A jeśli jeszcze kilkukrotnie stanie na podium w tym sezonie, a do tego znajdzie się na podium klasyfikacji generalnej (najpewniej wygrywając), to zostanie samodzielnym liderem takiego zestawienia.

Oczywiście, to ranking czysto statystyczny i choć oparty na sukcesach to taki, że gdyby nieco inaczej rozdzielić punkty, wyniki mogłyby być inne. Jeśli chodzi o Puchar Świata, to Stefan zresztą ma już naprawdę mocne argumenty, by uznać go za jednego z najwybitniejszych skoczków w dziejach. W tym sezonie po raz szósty stanie na podium klasyfikacji generalnej, całkiem prawdopodobne, że po raz trzeci wygra. W rankingu „medalowym” – jeśli, zgodnie z naszym założeniem, zdobędzie KK – byłby trzeci.

***

Tabela najlepszych skoczków w historii PŚ, jeśli Stefan Kraft wygra klasyfikację generalną w tym sezonie:

1. Matti Nykaenen – 4/1/0;
2. Adam Małysz – 4/0/1;
3. Stefan Kraft – 3/2/1;
4. Andreas Goldberger – 3/0/1;
5. Gregor Schlierenzauer – 2/3/0;
6. Janne Ahonen – 2/2/4;
7. Kamil Stoch – 2/1/3;
8. Armin Kogler – 2/1/1;
9. Martin Schmitt – 2/1/0;
10. Thomas Morgenstern/Ryoyu Kobayashi* – 2/0/1.

*zakładając wygraną Stefana Krafta, trzeba też założyć drugą lub trzecią pozycję Kobayashiego – gdyby skończył drugi, były na 8. miejscu tego zestawienia, trzecia lokata niczego nie zmieni.

***

Lepsi od Austriaka pozostaliby tylko ci, którzy w PŚ triumfowali czterokrotnie – Adam Małysz i Matti Nykaenen. Pod względem wyłącznie liczby miejsc na podium? Sześciokrotnie byli na nim też Kamil Stoch i Andreas Felder (ale ten drugi wygrał tylko raz), a więcej razy – bo aż osiem! – stał Janne Ahonen.

By jednak omówić temat GOAT-a skoków, musimy wyjść poza Puchar Świata.

To trudne o tyle, że każdy może uznać, co dla niego jest najważniejsze. Sami skoczkowie kochają Turniej Czterech Skoczni, uważając, że to impreza o wielkim prestiżu, organizowana przecież na długo przed pierwszą edycją Pucharu Świata. Tu Kraft wypada zresztą dość blado – wygrywał tylko raz. Pół żarem, pół serio moglibyśmy powiedzieć, że gdyby z zawodów wyłączono Garmisch-Partenkirchen i organizowano Turniej Trzech Skoczni, to byłby ulubiony format Austriaka. A tak musi on rokrocznie męczyć się z niemieckim obiektem, którego szczerze nie znosi, a występ na nim zwykle przekreśla ostateczny triumf Krafta.

Inni uważają, że mistrzostwa świata – najstarsza regularnie odbywająca się impreza w świecie skoków – ma większy prestiż. I to mogłoby Stefanowi pasować, bo w niej Austriak jest jednym z najlepszych, trzykrotnie triumfował – lepiej pod tym względem wypadają tylko Adam Małysz i Birger Ruud*, skoczek z okresu międzywojennego.

No i są igrzyska. Z którymi Kraft ma wielki problem.

Jego najlepsze indywidualne miejsce na najważniejszej imprezie czterolecie to… 10. pozycja. Spośród skoczków powszechnie uważanych za najlepszych w dziejach właściwie tylko Janne Ahonen nie może pochwalić się indywidualnym medalem igrzysk. Złota nie mają z kolei Gregor Schlierenzauer (dwa brązowe medale z Vancouver) czy Adam Małysz (ale on posiada aż cztery indywidualne medale, w tym trzy srebra, co i tak robi wrażenie).

A kogo ogółem możemy porównywać ze Stefanem? Po pierwsze, przywoływanych już zawodników, którzy wygrali cztery z pięciu najważniejszych imprez (MŚ, MŚ w lotach, ZIO, TCS i PŚ). A są to:

  • Simon Ammann,
  • Hans-Georg Aschenbach (tak naprawdę wygrał 4/4, bo gdy kończył karierę, nie istniał jeszcze Puchar Świata),
  • Espen Bredesen,
  • Kazuyoshi Funaki,
  • Thomas Morgenstern,
  • Gregor Schlierenzauer,
  • Kamil Stoch,
  • Jens Weissflog.

Po drugie tych, którym coś jeszcze uciekło – jak Adamowi Małyszowi (poza brakiem złota olimpijskiego, nie ma też medalu MŚ w lotach), Janne Ahonenowi (brak medalu IO i złota MŚ w lotach) czy Andreasowi Goldbergerowi (ma medale IO i MŚ, ale indywidualnie nie wygrał ani jednego, ani drugiego).

By rozważania sobie ułatwić, zacznijmy jednak od odrzucenia skoczków, którzy na pewno muszą znaleźć się w zestawieniach największych za Kraftem. Z pewnością wylądować musi tam Funaki (bez triumfu w Pucharze Świata), strącić możemy również Morgensterna, a i Andreas Goldberger powinien być niżej.

Z zestawieniem reszty jest już dużo trudniej. Dlatego na moment to przerwijmy i skupmy się na tym, co wiemy. A wiemy, kto jest najlepszy w historii.

Największy wciąż ten sam

Możemy argumentować, że powinien to być Adam Małysz. Ale to polska perspektywa, która nie może mieć pokrycia w rzeczywistości, skoro Małyszowi brakuje dwóch złotych medali z pięciu najważniejszych imprez. A Matti Nykaenen je ma. Jako jedyny w historii wygrał wszystko, co było do wygrania.

Przede wszystkim jednak – Fin był najlepszy w dziejach, gdy idzie o Puchar Świata. Dorównał mu tylko – wspomniany nie bez powodu – Małysz, który jako drugi (i jak na razie ostatni) skoczek w historii triumfował w klasyfikacji generalnej cyklu czterokrotnie. Ale Matti w innym sezonie był jeszcze drugi, a Adam dorzucił trzecie miejsce, stąd historycznej klasyfikacji PŚ przewodzi Fin.

Matti jest też wybitny, gdy idzie o igrzyska olimpijskie. Trzy indywidualne złota i srebro to drugi najlepszy wynik w dziejach. Przebija go wyłącznie – o czym dobrze pamiętamy – Simon Ammann. Swoje robią też cztery medale mistrzostwa świata, choć tu akurat Nykaenen może pochwalić się tylko jednym złotem, podobnie jak z MŚ w lotach (gdzie ogółem ma pięć medali). Za to dwukrotnie wygrywał Turniej Czterech Skoczni, a ogółem w klasyfikacji cyklu na podium stał pięciokrotnie.

Łącznie pięć najważniejszych imprez wygrał 11 razy. Dla porównania Adam Małysz ma takich triumfów dziewięć, tyle samo co Janne Ahonen (pięciokrotny! zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni). Ogółem, gdyby stworzyć tabelkę dla zawodników, którzy mogą rywalizować o miano GOAT-a, to na ten moment wyglądałaby tak (pogrubieni – skoczkowie wciąż aktywni):

  1. Matti Nykaenen – 11 wygranych w pięciu najważniejszych imprezach;
  2. Kamil Stoch/Janne Ahonen/Adam Małysz – 9;
  3. Simon Ammann/Stefan Kraft – 7;
  4. Gregor Schlierenzauer/Jens Weissflog/Andreas Goldberger/Ryoyu Kobayashi – 6;

Mniej mają między innymi Kazuyoshi Funaki, Thomas Morgenstern, Hans-Georg Aschenbach, Martin Schmitt czy Halvor Egner Granerud. Niemniej, z tej tabelki wyraźnie wynika, że Nykaenen przewodzi stawce. Janne Ahonen już go nie dogoni, podobnie jak Adam Małysz. Simon Ammann czy Kamil Stoch wciąż skaczą i teoretycznie w przypadku tego drugiego można wierzyć jeszcze w odrodzenie, które pozwoliłoby mu zdobyć złoto mistrzostw świata czy igrzysk – w pojedynczym konkursie, może nieco loteryjnym.

Ale szanse na to są stosunkowo niskie. Tak więc na papierze – Nykaenen pozostanie największym jeszcze przez jakiś czas. Pytanie, jakie można sobie zadać brzmi: jak długo? My jednak postawimy inne, dla nas bardziej kluczowe.

Czego potrzeba by zostać GOAT-em?

Według wyliczeń powyżej – dwunastu złotych medali wielkich imprez. Ale to tylko część prawdy. Owszem, sam taki wynik stanowiłby podstawę do tego, by kogoś do miana najlepszego w dziejach mianować. Ważna byłaby też jednak „dystrybucja” tych triumfów. Gdyby większość z nich stanowiły na przykład mistrzostwa świata w lotach i Turniej Czterech Skoczni, raczej nikt nie argumentowałby, że to właśnie ten zawodnik powinien być uważany za GOAT-a.

Innymi słowy: trzeba wygrywać podobnie do Nykaenena.

Z całą pewnością minimum to wygrać wszystko poza mistrzostwami świata w lotach, najmniej istotną z tych imprez – tego dokonał na przykład Kamil Stoch. Ba, jesteśmy gotowi założyć, że gdyby Kamil dołożył jedno złoto MŚ, to naprawdę uzasadnione byłoby stawianie go w walce o miano najlepszego w dziejach. Trzykrotny mistrz olimpijski, tyle samo triumfów w Turnieju Czterech Skoczni, dwie Kryształowe Kule i dwa złota MŚ? Toż to dorobek absolutnie wybitny, miejscami lepszy od tego Nykaenena.

I generalnie mniej więcej takiego potrzeba. Może dołożyć jeszcze jedną Kryształową Kulę, może jedno mistrzostwo świata – generalnie powalczyć o to, by sukcesów było jak najwięcej i jak najbardziej różnorodnych.

Stefan Kraft – wracając do naszych głównych rozważań – po części to ma, zresztą nie tylko jeśli chodzi o medale. To on najwięcej razy w dziejach stał na podium zawodów Pucharu Świata (113), jest też trzeci pod względem wygranych konkursów (40, do pierwszego Gregora Schlierenzauera traci 13 triumfów, ale do drugiego Nykaenena już tylko sześć). On też jest skoczkiem wybitnym pod kątem mistrzostw świata i w ścisłej czołówce najlepszych jeśli chodzi o Kryształowe Kule.

***

Najlepsi skoczkowie w historii mistrzostw świata:

1. Adam Małysz – 4/1/1;
2. Birger Ruud – 3/1/0;
3. Stefan Kraft – 3/0/2;
4. Jens Weissflog – 2/1/2;
5. Martin Schmitt/Masahiko Harada – 2/1/1;
7. Janne Ahonen – 2/0/2;
8. Piotr Żyła – 2/0/1;
9. Bjoern Wirkola/Garij Napałkow/Hans-Georg Aschenbach – 2/0/0.

***

Z potencjalnymi ośmioma triumfami w wielkich imprezach mógłby już rywalizować z Małyszem, Stochem czy Ahonenem, choć pewnie w zestawieniach największych powinien być jeszcze minimalnie za nimi. Jak mógłby ich wyprzedzić?

Sposób tak naprawdę jest prosty – dołożyć kolejne sukcesy. Z naciskiem na igrzyska olimpijskie. Tego brakuje mu do skompletowania skokowego „Wielkiego Szlema”, tylko tam nie wygrywał indywidualnie, ba, nie stał nawet na podium. Ahonen też nie, więc każdy medal tak naprawdę będzie już od dorobku Fina lepszy. Od Małysza? Tu potrzeba złota, może nawet dwóch. Stocha Austriak na igrzyskach najpewniej nie wyprzedzi, na to szanse ma bowiem minimalne.

Ale gdyby dorzucił tam choć jedno złoto. Gdyby jeszcze raz wygrał Turniej Czterech Skoczni (a w tym sezonie przełamał wreszcie klątwę Garmisch-Partenkirschen i po raz drugi w karierze stanął na podium tej imprezy). Gdyby dołożył jeszcze jedno złoto MŚ… Dużo gdyby? Być może, ale na wszystko to Stefana z pewnością stać, o ile tylko zdrowie pozwoli. Do tego powinien kolekcjonować kolejne podia i wygrane w pojedynczych zawodach. Jeśli do końca sezonu dorzuci jeszcze ze trzy triumfy, Nykaenen będzie w tej klasyfikacji o krok. Już teraz za plecami ma Małysza, Stocha i całą resztę – poza Schlierenzauerem – tej ferajny.

Inna sprawa, że można też patrzyć na medale wielkich imprez czy PŚ ogółem, nie tylko na złote. A tutaj najwięksi są jeszcze przed Stefanem, na czele z Ahonenem (niezwykle regularnym na przestrzeni całej kariery) i Nykaenenem. Resztę Kraft ma właściwie w zasięgu.

***

Indywidualne medale pięciu największych imprez na 26.02.2024 (skoczkowie przywołani wcześniej, minimum sześć złotych):

1. Janne Ahonen – 26 (9/7/10);
2. Matti Nykaenen – 23 (11/6/6);
3. Adam Małysz – 17 (9/4/4);
4. Simon Ammann17 (7/5/5);
5. Gregor Schlierenzauer – 17 (6/8/3);
6. Kamil Stoch15 (9/3/3);
7. Stefan Kraft15 (7/2/6);
8. Jens Weissflog – 14 (6/6/2);
9. Andreas Goldberger – 14 (6/4/4);
10. Ryoyu Kobayashi9 (6/2/1).

***

Austriak i tak więc na ten moment jest już wybitnym, wielkim, znakomitym skoczkiem. I wciąż – choć do niedawna wydawało się, że trzydziestka oznacza koniec sukcesów – stosunkowo młodym. Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Piotr Żyła pokazywali (i może jeszcze pokażą), jak można skakać z trójką z przodu. W ostatnich sezonach robi to też choćby naprawdę wiekowy kolega Stefana z kadry, Manuel Fettner.

Do tego nawet gdyby ten sezon miałby być ostatnim, w którym Stefan wygrałby Puchar Świata, to kolejne sukcesy są jak najbardziej możliwe. A wraz z nimi może przyjść też status największego.

Choć nie tylko Stefan może mieć na niego chrapkę.

Kto może powalczyć o status najlepszego?

Kandydatów na ten moment jest dwóch… ale Halvor Egner Granerud – choć miał dwa sezony dominacji w Pucharze Świata – jak na razie odpada w przedbiegach. Poza Kryształowymi Kulami wygrał bowiem tylko Turniej Czterech Skoczni. A na mistrzowskich imprezach do tej pory sobie nie radził, indywidualnego medalu nie przywiózł ani z mistrzostw świata, ani z igrzysk olimpijskich.

Stąd zajmijmy się drugim – Ryoyu Kobayashim.

Japończyk ma już swoje miejsce w stworzonym przez nas wyżej rankingu. Sześć trofeów z największych imprez to niezły dorobek, do tego pochwalić może się wygraniem trzech z pięciu. Dwukrotnie najlepszy był w Pucharze Świata (raz też trzeci, w tym sezonie najpewniej po raz czwarty stanie na podium klasyfikacji generalnej), trzy razy wygrywał Turniej Czterech Skoczni (raz triumfując we wszystkich konkursach), no i ma olimpijskie złoto oraz srebro, bo w Pekinie w obu konkursach stał na podium. Gorzej wypada oczywiście, gdy chodzi o wszystkie medale, ale to rzecz jak najbardziej do nadrobienia.

Czego na ten moment brakuje mu szczególnie? Złota MŚ (ma srebro z Planicy 2023) oraz jakiegokolwiek medalu mistrzostw świata w lotach. O ile o to drugie będzie mu trudniej, to pierwsze jak najbardziej może zdobyć. W dodatku jest o trzy i pół roku młodszy od Krafta, na karku ma 27 lat, ale to gość z listopada, urodziny obchodzi tuż przed startem sezonu. Na kolejne zimowe igrzyska pojedzie jako trzydziestolatek, w 2030 roku będzie mieć 34 lata na karku. Biorąc pod uwagę obecne trendy (i długowieczność Japończyków), to i w 2034 roku spokojnie będzie w stanie rywalizować o medale.

O ile, oczywiście, nie zakończy kariery. Bo sam podkreśla, że średnio lubi trenować czy niespecjalnie dba o dietę. Nie oznacza to, że tego nie robi, jednak z czasem może to sprawić, że zapał do skoków straci. Na ten moment jednak nadal go ma i z niego korzysta. Już teraz imponujący jest jego dorobek zwycięstw i podiów w PŚ – odpowiednio 31 i 63. W tym sezonie jak na razie dwanaście razy stał na pudle… choć wygrał tylko raz (w Wiśle). Gdyby podobne liczby notował jeszcze w kolejnych dwóch czy trzech sezonach, pewnie mógłby myśleć o rekordach wszech czasów.

Choć to zależy też od tego, jak bardzo wyśrubowane wtedy będą. A tu swoje do powiedzenia może mieć Stefan Kraft. Dlatego pojedynek austriacko-japoński – częściowo korespondencyjny, częściowo bezpośredni – w kolejnych sezonach może być jeszcze bardziej interesujący niż do tej pory. O ile… w ogóle będziemy mówić o pojedynku.

Kraft przy całym swoim mistrzostwie ma bowiem jedną dużą wadę – po najlepszych sezonach notuje nieco gorsze. Gdy zimą 2016/17 był nie do zatrzymania, to rok później owszem, stawał na podium regularnie, ale nie wygrał ani jednego konkursu. Kiedy zgarnął drugą Kryształową Kulę (2019/20), to później pandemiczny sezon 20/21 spisał właściwie na straty z powodu problemów zdrowotnych.

Z drugiej strony – zawsze potrafił coś dorzucić do dorobku. W 2021 roku sensacyjnie – bo przecież w całym sezonie PŚ tylko raz stał na podium i to na trzecim miejscu – został mistrzem świata po raz trzeci w karierze. Z kolei w sezonie 2017/18 był na tyle regularny, że do końca walczył o podium klasyfikacji generalnej cyklu. Dla Stefana jednak najważniejsze będzie to, by tym razem było inaczej i dyspozycję taką, jak w tym sezonie, przełożyć też na kolejne dwie zimy.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

One bowiem mogą zadecydować o tym, czy będzie mógł być z czystym sumieniem co najmniej rozważany w kontekście tytułu najlepszego w historii. Złoto mistrzostw świata, kolejna Kryształowa Kula, wygrany Turniej Czterech Skoczni, a przede wszystkim – triumf na igrzyskach olimpijskich. Wszystko to może go do tego przybliżyć. I wszystko to będzie mógł zdobyć właśnie w następnych dwóch sezonach.

Ryoyu Kobayashi też, ale Japończyk ma nieco więcej czasu. I z pewnością łatwo nie odpuści. Stąd kto wie, czy za dekadę taki sam tekst zamiast „Kto może pobić Nykaenena?”, nie będzie zadawać pytania: „Kto może pobić Krafta?” lub „Kto może pobić Kobayashiego?”.

Nie narzekalibyśmy. Bo w sporcie chodzi o to, by granice przesuwać. A ta wyznaczona przez Nykaenena aktualna jest już od niemal 40 lat.

*oficjalnie nawet pięciokrotny zwycięzca MŚ, bo przez lata złoto IO traktowano równocześnie jako złoto MŚ, na właściwych MŚ triumfował jednak trzykrotnie i tak też liczymy jego sukcesy.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”

Kamil Warzocha
0
Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”

Polecane

1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
9
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”
Ekstraklasa

Dobre wieści dla Śląska: Ruchu w pucharach nie będzie. Złe: Śląska raczej też nie

Szymon Janczyk
48
Dobre wieści dla Śląska: Ruchu w pucharach nie będzie. Złe: Śląska raczej też nie

Komentarze

17 komentarzy

Loading...