Wiadomo było, że jeśli ktoś pokona Jagiellonię Białystok Adriana Siemieńca na jej terenie, to tylko prawdziwy kozak. No i drodzy państwo, oto stało się – przyjechali kozacy z Wielkopolski, zabrali trzy punkty, przeciwstawili się rewelacyjnej Jadze (a ta mimo porażki grała dziś naprawdę dobrze), pokazali, że oni także są zainteresowani mistrzostwem Polski, a zatrudnienie tymczasowego trenera wcale nie musi być przejawem braku pomysłu na siebie. Lech Poznań pokazuje: jestem. A konkretnie: jestem w grze o złoty medal.
Aż do ostatnich minut tego meczu mieliśmy w pamięci, co wydarzyło się jesienią w Poznaniu przy okazji starcia obu ekip. Pamiętacie – „Kolejorz” wygrywał wówczas aż 3:0, ale na własne życzenie roztrwonił tę przewagę i mecz zakończył się podziałem punktów, co stało się jednym z bardziej symbolicznych obrazków ery Johna van den Broma. Kiedy więc dzisiaj lechici prowadzili do przerwy 2:0, Mariusz Rumak mógł tylko przypomnieć, co wydarzyło się w tamtym spotkaniu, a kibice przekonywać siebie nawzajem, że lepiej jeszcze trzymać ręce na kołderce.
I słusznie. Jagiellonia przez całą drugą połowę dominowała. Im dalej w las, tym większą nawałnicę obserwowaliśmy. W zasadzie mogło skończyć się 2:2, bo w ostatniej akcji meczu Caliskaner posłał mega groźne uderzenie, ale kapitalnym refleksem wykazał się Mrozek – nie tylko zatrzymał ten strzał, ale wręcz go złapał, pokazując, że Lech nieprzypadkowo wywozi z tego terenu komplet punktów.
Choć tak po prawdzie: lechici za bardzo się cofnęli, za bardzo dawali się zamykać – nie tyle na własnej połowie, co już we własnym polu karnym. Piłkarze Jagi strzelali raz po raz, na szczęście gości – zwykle nad bramką, przesadzając z siłą. Już po golu na 1:2 mieli rzut karny, który później został odwołany. Samo przewinienie bezdyskusyjne – Marczuk wskoczył przed Gurgula, ten nie miał świadomości, gdzie jest jego rywal, chciał kopnąć piłkę, trafił w skrzydłowego. Dopiero analiza VAR cofnęła tę jedenastkę – wychodzący do piłki Marczuk był na spalonym. Swoją drogą – szkoda, że nie wprowadzono u nas finalnie weryfikacji drugiej żółtej kartki. Mamy przecież taką możliwość, zezwolił nam na to IFAB, o czym pisaliśmy w przerwie na rozgrywki. Przy zmienionym protokole VAR, meczu nie dokończyłby Dieguez, który dopuścił się w końcówce taktycznego stempla, czego arbiter nie zauważył.
To nie był wcale jakiś arcykoncertowy występ Lecha. Lech po prostu – w odróżnieniu do wersji prezentowanej przez van den Broma – był czujny, konsekwentny, dobrze się bronił, pokazywał taką samą dyscyplinę w pierwszej, jak i ostatniej minucie. Spójrzmy na dwa gole „Kolejorza” – to wcale nie efekt jakichś wielkich akcji, a zwykłych błędów drużyny z Podlasia. Pierwszego trafienia nie byłoby, gdyby Wdowik nie podał do Marchwińskiego, potem Sacek nie krył Velde na alibi, no i wreszcie: gdyby defensywni pomocnicy lepiej zabezpieczyli przedpole, bo młodzieżowiec dostał tam piłkę zwrotną od Velde i miał masę miejsca, by oddać strzał.
Drugi gol? Ludzie kochani, dlaczego Jose Narajno chciał wcielić się w arbitra tego spotkania? Hiszpan czuł się poszkodowany po przegranym starciu w karnym z Bartoszem Salamonem, uniósł ręce na znak protestu i zaczął coś krzyczeć, a w tym czasie… został trafiony futbolówką. Mamy więc ewidentny kontakt, mamy nienaturalnie ułożone ręce, mamy intencjonalne podniesienie ich. Sędzia Sylwestrzak nie miał wątpliwości – wskazał na jedenastkę, wykorzystał ją Szymczak.
To nie jest tak, że w Jagiellonii nagle coś się zepsuło i teraz drużyna zbacza z dobrych torów. Przeciwnie. To był naprawdę niezły mecz gospodarzy, a taki wynik jak dziś musiał jej się wreszcie przydarzyć. Wiele ożywienia wnieśli rezerwowi. W trójkę wypracowali zresztą kontaktowego gola – Caliskaner przedłużył, Kubicki wyłożył, Hansen wykończył. Piękne były dziś przerzuty defensorów – nie tylko Diegueza i Wdowika, ale i Skrzypczaka. Na minus z kolei współpraca Pululu z resztą drużyny, dziś napastnik ewidentnie nie dogadywał się ze swoimi kolegami i toczył z nimi zażarte dyskusje.
Lech i Jagiellonia – oto drużyny, które zaczęły rundę wiosenną najlepiej.
Czy to między nimi rozstrzygnie się walka o mistrzostwo?
Nie mamy nic przeciwko. Ten mecz był z pewnością godny walki o złoty medal.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Największy sztab, topowy poziom. Kulisy pracy trenerów Rakowa Częstochowa [REPORTAŻ]
- Remis jak porażka. Czy Ruch Chorzów jeszcze wygra mecz w tym sezonie?
- Marek Dziuba: Powiedziałem Bońkowi, że mu przypier….
Fot. newspix.pl