Reklama

Kapić: Ojciec widział, jak kolegom obcinają głowy. Miał być następny… [WYWIAD]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 lutego 2024, 13:02 • 17 min czytania 11 komentarzy

W domu, po treningach w akademii Sarajewa, czekał na niego chleb, masło i cukier. Ale też ojciec straumatyzowany wojną, którego przeżyć na polu bitwy nie oddałby najmocniejszy dramat na sali kinowej. Jego syn, dziś piłkarz Lechii Gdańsk, sam doświadczył śmierci kilkukrotnie – choćby na Ukrainie, gdzie rakiety spadały na jego głowę, a także w rodzinnej Bośni, w której po napadzie bandytów jego żona poroniła. Mimo to, Rifet nie zszedł z obranej ścieżki, a była ona naprawdę ciekawa, bo w przeszłości otarł się o Bundesligę i w szalonych okolicznościach zrezygnował z klubu La Liga. Ten sam Rifet, który w wieku 18 lat nie marzył o byciu piłkarzem i roznosił piwo jako barman na przedmieściach trzeciego świata.

Kapić: Ojciec widział, jak kolegom obcinają głowy. Miał być następny… [WYWIAD]

– […] Serbowie na nich czekali i zdążyli przygotować pułapkę. To była noc. Środek lasu. Nagle oddział ojca Serbowie wystrzelali jak kaczki. To była rzeź. Ojciec zdołał uciec z miejsca masakry, ale przewrócił się, spadł na kamienie i połamał kilka kości. Prawie nie mógł oddychać. Leżał tak całą noc, a Serbowie tropili niedobitków… – opowiadał mi Rifet Kapić, zaczynając od wyjaśnień, dlaczego ojciec był dla niego taki, jaki był. Oto jego historia. Zapraszamy.

***

Jak wyglądało twoje dzieciństwo? 

Było trudne. Żyłem w domu z ojcem, który po wojnie miał poważne blizny na psychice. Pod względem emocjonalnym był trudno dostępny. Mama z kolei starała się ten brak emocji wypełniać, a ja po prostu grałem w piłkę. Nie miałem za wiele, mieliśmy przeciętne życie, ale wtedy o tym nie myślałem. Liczyło się tylko wyjście na podwórko, nie było telefonów i Internetu. Z biegiem lat zacząłem bardziej doceniać to wszystko, co miałem w dzieciństwie, nawet jeśli inni mieli więcej pieniędzy. Na treningi chodziłem na piechotę, co najwyżej dojeżdżałem rowerem. A gdy wracałem do domu, mama czekała z chlebem, masłem i cukrem. Nigdy nie marzyłem o wielkich rzeczach. Dorastałem w takich realiach, w których skromność była podstawą do życia.

Reklama

Słyszałem, że twój ojciec był na każdym twoim treningu i zawsze na ciebie krzyczał.

To prawda. Kiedy byłem młody, onieśmielał mnie. Zastanawiałem się, dlaczego musi to robić, skoro inni rodzice siedzieli cicho i tylko patrzyli na niego z uśmiechem. Wiele razy wracałem do domu z płaczem. Mama pytała, co się stało, ale kiedy jej to tłumaczyłem, nie wierzyła mi. Myślała, że mnie bił. Dla niej to było niewyobrażalne, żeby dziecko płakało z powodu czyjegoś krzyku. To było trudne. Tata wytykał mi mnóstwo błędów. Nie wiedziałem choćby, jak dobrze i mocno uderzać piłkę z szesnastego metra. Zawsze czułem presję z jego strony, ale po wielu latach zrozumiałem, dlaczego taki był. Usłyszałem o jego przeżyciach z wojny i zmieniłem zdanie na jego temat. Do dziś zresztą przyjeżdża mnie oglądać, pojawia się na meczach Lechii, ale na szczęście już nie słyszę jego wrzasków.

Uznajesz go za przykład? Chcesz być dla swoich dzieci taki, jak on był dla ciebie?

Jest przykładem, ale nie chciałbym być tak surowy. Nie będę obciążał swoich dzieci taką presją i myślę, że to wyjdzie naturalnie, bo ja nie byłem żołnierzem jak on. Mamy inne charaktery. Ja miałem szczęście, że rodzice chcieli mi dać wszystko, co najlepsze, ale wcześniej musieli po prostu przetrwać. Takie rzeczy zmieniają człowieka bezpowrotnie.

Twój ojciec walczył w wojnie o Jugosławię, stając przeciwko Serbom. Oprócz ran psychicznych, miał też fizyczne, bo powiedziałeś w jednym z wywiadów, że przez dwa miesiące leżał w śpiączce. Dorastałeś w nienawiści do Serbów?

Nie, na szczęście nie. Ojciec nigdy mi nie powiedział, żebym nie kumplował się z Serbami. Nie czuję do żadnego narodu wrogości, choć ogólnie atmosfera nienawiści na Bałkanach jest odczuwalna. Część ludzi wciąż żyje przeszłością. Chodzi głównie o poprzednie pokolenia, które doświadczyły wojny na własnej skórze. Ja nic o niej nie wiem, oczywiście nie licząc opowieści ojca. Zawsze słyszałem: „Rifet, wojna już za nami. Po co tworzyć nowe? Widzisz, żeby poprzednia dała mi coś dobrego?”.

Reklama

Ojciec zarabiał w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze 150 euro miesięcznie za służbę. Nic więcej nie dostał, dlatego nie dziwię się ludziom, którzy nie brali czynnego udziału w wojnie. Wielu Bośniaków rozjechało się po różnych krajach w Europie, żeby wrócić po wszystkim i kontynuować w miarę normalne życie. To nie jest obraz tchórzostwa. Widziałem to też na Ukrainie. Tylko ludzie bez pieniędzy byli skazani na walkę o przetrwanie. Inni, którzy mieli jakiś dobytek, uciekali, bo wojna przynosi tylko śmierć i zniszczenie. Sam ojciec powtarzał, że jeśli jakaś wojna się zacznie, mam uciekać. Zalecał, żebym nie dał się ponieść emocjom, bo mógłbym zrobić coś, czego nie da się cofnąć.

Rzeczywiście odmowę udziału w wojnie często postrzega się jako akt tchórzostwa, ale łatwo o tym mówić, nie stojąc przed wyborem, czy zostawiasz swoją rodzinę być może na zawsze.

Dokładnie. Ludzie tego nie rozumieją, bo nie widzieli z bliska prawdziwej wojny. Albo nie patrzą na drugą stronę medalu, na te wszystkie wdowy, których teraz pełno choćby w Palestynie. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co tacy ludzie czują po stracie najbliższych, którzy poszli na wojnę z wyboru. Mam nadzieję, że za naszego życia, a najlepiej w ogóle, nie dojdzie do żadnych konfliktów rangi II WŚ. Mniejsze niestety są, trup ściele się gęsto, ale oby to skończyło się jak najszybciej. Co na przykład Palestynie albo Izraelowi da obecna wojna? Skrawek terenu? Trochę więcej władzy? Okej, ale kto zwróci życia tysiącom rodzin? Oni nie wstaną z martwych. A najgorsze jest to, gdy jako zwykły pionek w wielkim świecie nie masz na to wpływu. To wręcz przerażające.

Domyślam się, że twój ojciec musiał widzieć i zadać śmierć. Nie raz, nie dwa. 

Niestety tak. Wspomniałeś o śpiączce, a powiem ci teraz, jak do niej doszło. Pewnego dnia ojciec wraz z kolegami przeprowadzał jakąś ofensywę. Okazało się, że Serbowie na nich czekali i zdążyli przygotować pułapkę. To była noc. Środek lasu. Nagle oddział ojca Serbowie wystrzelali jak kaczki. To była rzeź. Ojciec zdołał uciec z miejsca masakry, ale przewrócił się, spadł na kamienie i połamał kilka kości. Prawie nie mógł oddychać. Leżał tak całą noc, a Serbowie tropili niedobitków. Ojciec, leżąc w krzakach, widział na własne oczy, jak jeden z Serbów podchodzi do jego kolegi, sprawdza, czy jeszcze żyje, a potem odcina mu głowę w ramach egzekucji. Wtedy przyłożył sobie pistolet do głowy i powiedział w myślach, że jeśli Serbowie podejdą do niego bliżej, pociągnie za spust. I ktoś rzeczywiście do niego podchodził, ale nagle serbski oddział dostał rozkaz, żeby już wracać. To takie sceny, które ojcu śnią się po nocach. Trudno mi o tym opowiadać, a jeszcze trudniej sobie wyobrażać. A to i tak tylko jedna z wielu brutalnych historii.

Ludzie czasami się zastanawiają, dlaczego bałkański naród potrafi być zimny i agresywny. Dlaczego ludzie sobie pomagają, ale przy tym trzymają się wzajemnie na dystans. Myślę, że stoi za tym wpływ wojny, która nastawiała ludzi przeciwko sobie. Odkąd jestem w Polsce, wydaje mi się, że ludzie z Bałkanów mają punkty wspólne z Polakami.

Myślałeś kiedykolwiek o byciu żołnierzem?

Ja? Nigdy. A żołnierzem byłem co najwyżej w Call of Duty: Warzone.

Dlaczego opuściłeś Bośnię? Nie ma tam perspektyw na godne piłkarskie życie?

Musisz wiedzieć, że w dzieciństwie nigdy nie myślałem, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Wydawało mi się, że jak dorosnę, po prostu będę grał w piłkę w lokalnej drużynie, chodził do szkoły, a potem do jakiejś pracy. Gdy skończyłem 18 lat, byłem w akademii FK Sarajevo. Tam chcieli podpisać ze mną kontrakt jak dla zawodnika pierwszego zespołu, tylko że klub nie był na wysokim poziomie, a poza tym robił jakieś brudne interesy…

To znaczy?

Brali młodych zawodników, dawali im 5-letni kontrakt, a potem wysyłali do trzeciej ligi bośniackiej na wypożyczenia. Nie opiekowali się nimi, a ja nie widziałem siebie w takim układzie. Dlatego odmówiłem, z myślą, że wrócę w rodzinne strony. Chciałem być z rodzicami. Nie pchałem się do piłki seniorskiej, nie zależało mi na odniesieniu sukcesu w sporcie. Zadowalała mnie gra w futsal, za który dostawałem trochę pieniędzy. Łapałem się też dodatkowej pracy, a jako że brat był kelnerem, czasami mu pomagałem. Z kolei ojciec miał mały osiedlowy bar, w którym ludzie lubili grać w karty na pieniądze. Przynosiłem im piwo. To była moja praca.

Ale gdy wszedłem w dorosłość, moja mama niespodziewanie zachorowała na raka. Przepraszam za wyrażenie, ale w jednej chwili poczułem, jak moje życie się po prostu pierdoli. Wtedy sobie powiedziałem, że muszę dać rodzinie coś więcej. Urodziła mi się myśl, że jak spróbuję wejść do profesjonalnego futbolu, będę zarabiał więcej. Bóg dał mi szansę.

Pierwszy profesjonalny kontrakt miałeś w Słowenii, ale ponoć nie za wysoki.

600 euro, z czego 200 szło na podatki. Zostawało niewiele, ale dało się normalnie funkcjonować za tyle przez miesiąc…

Ale w Szwajcarii miałeś już zdecydowanie więcej. 

Tak, tam już miałem takie pieniądze, jakie potrafiły mnie onieśmielić. To było 15 tysięcy euro.

Murat Yakin był twoim trenerem, ale potem pojawił się Thorsten Fink, z którym prawdopodobnie nie poszedłbyś dzisiaj na kawę.

Kilku takich trenerów by się na pewno znalazło. Po latach zauważyłem, jak wielu z nich działa. Jeśli któryś cię nie lubi, będziesz miał trudniej, nawet jeśli prezentujesz określoną jakość. Potem bywa tak, że zabiera cię do innych klubów i tak utrzymujesz się na powierzchni. Ktoś inny na tym cierpi, ale taki już jest ten biznes. W tamtym czasie w Grasshoppers trener Fink być może miał zawodników, którzy byli lepsi…

Powiedział ci, że nie lubi piłkarzy z Bałkanów, dlatego nie będziesz u niego grał.

Tak było i jest to trochę szalone, a przecież Bośniak Bośniakowi nierówny. Któryś jest bardziej charakterny, inny jest bardziej spokojny. Wystarczy porozmawiać i się tego dowiedzieć. Ja jestem gościem, który jasno wyraża swoje zdanie. Gdy pytasz mnie o coś, powiem ci prawdę.

To nie był twój problem w Paderborn? Tam otarłeś się o Bundesligę, ale ostatecznie nie zaistniałeś. Mówiło się o twojej ostrej wymianie zdań z trenerem. Podobno nie spodobało ci się, jak cię potraktował.

Nie, nie powiedziałbym tak. Trener Baumgart to świetny fachowiec. Zasłużył na wszystko, co osiągnął. Wprowadził Paderborn z trzeciego poziomu do Bundesligi w kilka lat. Nigdy nic do niego nie miałem, a jedyny zgrzyt, który pojawił się między nami, okazał się winą mojego agenta, który poszedł do biura trenera i zaczął go wypytywać, dlaczego nie gram. Trener myślał, że ja przysłałem agenta i nie mam jaj, żeby samemu wyrazić swoje zdanie. Kiedy to odkryłem, było już za późno. Trener później mnie przeprosił, a teraz agenta nie mam i działam sam.

Tak jest lepiej?

Teraz tak, ale w wieku 19 lat potrzebujesz takiego człowieka, który jest przede wszystkim normalnym gościem, a nie krętaczem.

Słyszałem, że w przeszłości mogłeś trafić do Hiszpanii.

Tak, chodziło o Huescę, która grała wtedy w La Liga. To szalona historia… z tym samym agentem.

Dostałeś ofertę?

Tak, ja tam nawet poleciałem!

To co się stało?

Kiedy grałem w Słowenii, przez półtora roku agent opowiadał mi o przejściu do Grasshoppers. Słyszałem, że wszystko jest gotowe i niedługo transfer dojdzie do skutku. Ale czas mijał i nic się nie działo, a miałem świetnią formę w ND Goricy i strzelałem dużo bramek. W pewnym momencie byłem wściekły, bo słyszałem tylko obietnice bez pokrycia. W końcu, na 10 dni przed zamknięciem zimowego okienka, zadzwonił do mnie prezes z prośbą, żebym przyszedł do gabinetu. Powiedział, że mają za mnie dobrą ofertę i ją zaakceptują. Spytałem, czy chodzi o klub ze Szwajcarii, a on, że z Hiszpanii. Okazało się, że inny agent przyniósł taką ofertę.

Zgodziłem się. Nie myślałem za dużo. W futbolu życie płynie szybko i czasami trudno powtarzać dobrą rundę za rundą. No więc poleciałem do Hiszpanii i zobaczyłem tego agenta od Hueski po raz pierwszy w życiu. Pojechałem z nim do klubu, ale na miejscu okazało się, że w kontrakcie liczby są o 30% mniejsze względem tego, co zaoferowano mi wcześniej. Poczułem, że coś jest nie tak, a byłem tam na stadionie, poznałem trenera i dyrektora sportowego, miałem już swój numer w szatni, a następnego dnia rano miałem pojawić się na konferencji prasowej. W nocy zadzwoniłem do mamy i powiedziałem, że wyczuwam coś złego. Czułem się sam obok agenta, którego nie znam i który nie budził mojego zaufania. Nie obchodziło mnie, że dostanie prowizję z transferu, to normalne, ale lampką alarmową były dla mnie te zmiany w kontrakcie. Im się pewnie wydawało, że skoro do nich przyjadę bez znanego sobie doradcy, po prostu podpiszę cokolwiek, co dadzą mi pod nos. Mama doradziła mi, że jeśli tego nie czuję, nie powinienem tego robić. I tak zrezygnowałem z transferu do La Liga.

Kolejną rzecz, jaką zrobiłem, zawdzięczam pewnie swojej szalonej bałkańskiej głowie. Nie mogłem spać całą noc i chciałem zadzwonić o 5:00 po taxi. Zszedłem do recepcji hotelu i stanąłem przed ochroniarzem z Hueski, który się mną opiekował. Powiedziałem mu: „Słuchaj, ja nie znam ciebie, a ty mnie. Ale obiecaj mi, że mi pomożesz”. Zgodził się, pojechałem sam na lotnisko do Madrytu i zadzwoniłem do prezydenta ND Goricy z przeprosinami. Nikt z Hueski nie wiedział, że uciekłem tego poranka, ale uważam, że to była dobra decyzja. Jeśli ktoś próbuje oszukać cię już na samym początku, co byłoby później? W Słowenii byli na mnie źli, ale kiedy opowiedziałem im wszystko na żywo, odpuścili.

Żałujesz, że nie udało ci się zadebiutować w Bundeslidze? Twoja przygoda w Paderborn pewnie nie poszła tak, jak sobie zakładałeś, bo lądowałeś na wypożyczeniach w Sheriffie Tyraspol, a potem klub oddał cię do FK Sarajevo.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie żałuję. Jedna historia to ta z agentem. Ale druga jest taka, że trener Baumgart wiedział przed ostatnimi kolejkami, że spadamy z ligi. Mógł dać mi chociaż 10 minut z ławki, tym bardziej że w meczach rozgrzewałem się do wejścia, ale ono nigdy na poziomie Bundesligi nie nastąpiło. Nie zapomnę mu tego. Miałem w tamtym okresie mocne sygnały, że jak zagram w lidze niemieckiej, dostanę powołanie z reprezentacji. To takie małe rzeczy, które mogą zmienić karierę. Ale tego nauczyło mnie życie, że możesz być czegoś bardzo blisko, a i tak tego nie dosięgniesz. Musiałem to przełknąć i iść dalej.

Ludzie z Bośni ponoć mówili, że jak idziesz do Mołdawii, skończyłeś się jako piłkarz.

Tak, media były zdziwione, co ja robię. Ale nie myślałem wtedy o pieniądzach, tylko chciałem grać. Kiedy gram, czuję się najlepiej. Nikt tego nie zmieni. Wypożyczenie do Sheriffa miało odświeżyć moją karierę, dać jej nowy bodziec. Potem było Sarajevo i Krywbas. Musiałem zrobić krok w tył, żeby odbić się w górę. Tak to widziałem.

Nie chcieli cię w Sarajewie? Po odejściu z Paderborn byłeś tam tylko sezon, a potem dwa miesiące byłeś bez klubu.

Chcieli mnie! Wygraliśmy ligę i puchar, jako zespół przeszliśmy do historii. Ale mentalność tamtejszych ludzi, kibiców i w klubie, była porąbana. Zapytaj, kogo chcesz, kto ma stamtąd jakieś doświadczenia. Powie ci to samo. Byłem tam w akademii, a potem wróciłem jako dojrzały zawodnik. Kiedy wyniki są dobre, wszyscy cię kochają. Kiedy jest gorzej… Słuchaj, nie miałem pensji przez 5 miesięcy. Kibice o tym nie wiedzieli, a i tak zaczęli cię nienawidzić za to, że słabiej grasz. Ale jak masz wykonywać swój zawód dobrze, skoro nie dostajesz za niego pieniędzy? Morale spadają.

Niestety była taka sytuacja, po której chciałem zabrać się stamtąd od razu. Moja żona była w ciąży, ale poroniła. Nie przez chorą presję w Sarajewie, ale wpływ na to mógł mieć atak na mnie w jednym z garaży. Napadli mnie, pobili, obrabowali i ukradli auto. To był duży cios mentalny dla mnie i żony. Ale może nawet nie to było najgorsze. Wściekłem się na brak reakcji klubu, który nigdy nie powiedział o tym publicznie, nie wsparł mnie. Miałem problemy, nie płacili mi, straciłem dziecko. Dla mnie nawet małe gesty wiele znaczą, ale w Sarajewie ich brakowało. Tak czy siak, życzę im jak najlepiej, bo są tam ludzie, których pomocy nigdy nie zapomnę. Ale do bośniackiej ligi już nigdy nie wrócę. To zakończony rozdział. A jak w pewnym momencie nie będę miał innych opcji, dam sobie spokój z piłką i zostanę gospodynią domową.

W takim razie w 2022 roku byłeś w ciekawym położeniu. Szalone byłoby zostanie w Bośni, ale też szalona była opcja z przejściem do ukraińskiej ligi, z której skorzystałeś.

Tak to wygląda. A wyobraź sobie, że przebywanie na Ukrainie, opanowanej wojną, było lepsze niż czas spędzony w Bośni. Na takim porównaniu możesz sobie wyobrazić, jak to jest grać w lidze bośniackiej. A mówię o wielkim klubie, jakim jest FK Sarajevo. Co dopiero musi być w mniejszych klubach. Zawsze to mówię, że kto dał radę przetrwać w Bośni jako piłkarz, może poradzić sobie wszędzie. To samo powiedział Luka Modrić, który był kiedyś w Zrinjskim. Po takim epizodzie Real Madryt to łatwizna!

Ojciec chyba nie był zadowolony, że pojechałeś na Ukrainę.

Absolutnie nie, ale powiedziałem mu, żeby mi zaufał. Znałem tam trenera, Jurija Wernyduba. Obiecał mi, że jak coś mi się nie spodoba i będę czuł się zagrożony, będę mógł w dowolnej chwili odejść z rozwiązanym kontraktem. Ale okazało się, że nie było takiej potrzeby. Skupiałem się na futbolu…

Ale raz rakiety spadły niedaleko ciebie, kiedy spacerowałeś pod Kijowem.

Tak, to było przerażające, sytuacja jak z filmów, ale potem przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Musisz wiedzieć, że wtedy nie miałem lepszej opcji. Gdybym miał, pewnie nie poszedłbym do klubu z Ukrainy. Ale życie przyparło mnie do ściany i widocznie tak musiało być.

Miałeś takie myśli, że pewnego dnia możesz zginąć?

Miałem, ale jestem pozytywnym, szalonym gościem z Bałkanów. Mogę umrzeć nawet w Polsce, gdzie rakiety nie spadają na głowę.

Ty możesz mieć dystans, ale rodzina pewnie myślała, że już po tobie, kiedy nie miałeś Internetu i kontaktu z nią przez kilka tygodni.

Rzeczywiście myśleli, że nie żyję, choć dzwonili do kogo się da z numerów z Google’a, żeby do mnie dotrzeć. Oni mieli więcej stresu. Byłem sam, nie miałem dziecka. Wtedy łatwiej pewne rzeczy znieść, bo nie jesteś za kogoś aż tak odpowiedzialny. Nie myślałem perspektywicznie, tylko skupiałem się na tym, co jest tu i teraz. Chciałem dobrze grać w piłkę przez rok w niezłej lidze i zrobić krok do przodu.

Ale przed Ukrainą miałeś inne opcje, prawda?

Jeden klub był z Grecji, zajmował wtedy 8. miejsce w tabeli w najwyższej lidze. Rozmawiałem nawet z tamtejszym trenerem, ale moje zdanie zmienił Jurij Wernydub. Dla niego poszedłem do Krywbasu. To człowiek z wielkim sercem i charakterem. Lubię takich. Poza tym wcześniej z Sheriffa Tyraspol zrobił zespół, który potrafił wygrać z Realem Madryt.

Czyli wybrałeś kraj w stanie wojny, zamiast ciepły kraj z też niezłą ligą nad morzem. Faktycznie jesteś szalony.

Coś w tym jest, ale w życiu trzeba być trochę zwariowanym.

Trafiłeś do Lechii, ale nie obawiałeś się problemów wewnętrznych, o których na pewno słyszałeś?

Zrobiłem research i rozmawiałem choćby z Mario Malocą. On powiedział mi, jak jest. Był szczery, mówiąc, że problemy w klubie są, ale nowe władze zaczynają je rozwiązywać. Każdy, kogo spytałem, powtarzał to samo. Ale od pół roku nie mogę powiedzieć nic złego na Lechię, dobrze się tutaj czuję. Oby tak zostało. Widzę, że to duża marka, która powinna być w Ekstraklasie. Mam nadzieję, że najlepsze przede mną i klubem dopiero nastąpi.

Robisz coś poza piłką?

Staram się inwestować. Skoro Bóg dał mi okazję zarabiać większe pieniądze, a kariera piłkarza jest krótka, trzeba z tego korzystać. Poza tym w przyszłości widzę siebie w roli trenera. Chciałbym zostać w świecie futbolu, ale, kto wie, może zmienię zdanie, kiedy będę miał dzieci. Zobaczymy. Na razie gram, jestem w Polsce i Gdańsku, w czym upatruję wielką wartość.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Weszło (@weszlocom)

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:

Fot. FotoPyK/Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

11 komentarzy

Loading...