Rehabilitacji Rosji w światowej piłce ciąg dalszy. W Lidze Mistrzów oglądaliśmy na koszulkach rosyjski Gazprom w roli sponsora, mecz kobiecej Ligi Narodów sędziowała Rosjanka, a rosyjskim klubom szykuje się łagodny powrót do europejskiej piłki przez przyznawanie im z czapy punktów rankingowych. Czas na krok kolejny – oficjalny mecz Rosji.
Gotowanie żaby, czyli jak Rosjanie powoli przemykają do europejskiego futbolu
Chyba nikogo specjalnie nie zaskoczymy, mówiąc, że partnerem Rosji w spotkaniu sparingowym zostanie Serbia. Kraje te łączy ugruntowana w kulturze i historii zażyłość, co objawiało się do tej pory na wielu płaszczyznach. Wspomniane w nagłówku koszulki Gazpromu należały przecież do Crvenej Zvezdy, bodaj największej serbskiej drużyny.
O możliwości zorganizowania takiego meczu informowano już od dłuższego czasu, a rezydujący w Moskwie futbolowi decydenci publicznie się takimi zamiarami chwalili. Ciągle jednak potrzebowano zielonego światła ze strony europejskiej federacji. Jak się okazało, ta nie zdała egzaminu z ludzkiej przyzwoitości i pozwoliła na odbycie się sparingu.
Spotkanie odbędzie się 21 marca na stadionie Dynama Moskwa. Także to nie powinno szczególnie dziwić, bo ten klub przecież jest zawsze chętny do współpracy z władzami, dla których lubi podtrzymywać narrację o “konieczności rozdzieleniu futbolu od polityki”. Nic dziwnego, że tak jest. Po rozpadzie ZSRR Dynamo najlepsze swoje lata przeżywało, gdy było w rękach VTB Bank. Ta rosyjska korporacja od 30 lat stanowi ośrodek szkoleniowy dla kolejnych oligarchów – wśród nich Jurija Sołowiewa, wieloletniego prezesa instytucji i wyjątkowo śliskiego człowieka. Na jego nazwisko można się natknąć nie tylko na liście ludzi objętych sankcjami po inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku, czy w “Panama Papers”. Sołowiej znajduje się także w radzie nadzorczej Dynama Moskwa i de facto steruje dziś tą drużyną.
W tym momencie miał się pojawić cytat Ceferina, w którym ten zapowiadał powolny powrót Rosji do piłki. Ale po sprawdzeniu, okazało się, że jest jeszcze gorzej. Ledwie we wrześniu prezes UEFA mówił, dość wyraźnie, że “Rosjanie wrócą do piłki nożnej dopiero, gdy skończy się wojna na Ukrainie”. Już same te słowa zasługiwały na krytykę, którą słusznie zebrały.
Ale nawet tej, bardzo prostej, wcale nie nierealistycznej obietnicy nie udało się zrealizować – zawodnicy znad Dniepru jak gdyby nigdy nic znowu zagrają na europejskich boiskach, gdy za wschodnią granicą ciągle trwa spowodowana przez ich kraj wojna. Ciężko, żeby takie deklaracje mogły być podtrzymywane, skoro UEFA dziś stała się organizacją żyjącą z Moskwą w symbiozie. RFS – rosyjski związek piłki nożnej – musiał jedynie się powygrażać, że na poważnie rozważy odejście do azjatyckiej federacji, by wrócić do łask na Starym Kontynencie.
Druga najważniejsza organizacja piłkarska świata oczywiście doskonale wie co robi. I próbuje jakoś reagować. Równocześnie mówić, że “my nie chcieliśmy, ta zgoda to się jakoś sama tak wydała”, by chwilę później umniejszać wadze tego spotkania. Często w absurdalny i obrzydliwy sposób.
– Dlaczego to taki kłopot? Dlaczego to taki kłopot, że młodzi ludzie grają w piłkę? I nikogo ten mecz nie obchodzi. Jeżeli wy, Anglicy, nie mówilibyście o tym meczu, nikogo by to nie obchodziło. W Słowenii [Ceferin jest Słoweńcem, przyp. red.] nawet nie wiemy, że to spotkanie się odbędzie. Ludzi nie obchodzi, co wytyka angielska polityka i co wytykają mainstreamowe media. (…) Gdy rozmawiam czasem ze znajomymi, mówią, że wiedzą jedynie o turniejowym banie dla Rosji. Więc zagrają sobie jedno towarzyskie spotkanie. I co z tego? – mówiła najważniejsza postać europejskiego futbolu dla “The Guardian”.
Pełny wywiad możecie sobie przeczytać TUTAJ. Na pierwszy rzut oka Ceferin to idiota. Nie jest możliwym, by człowiek przy zdrowych zmysłach, na takim stanowisku, naprawdę wierzył, że “to takie tam tylko spotkanie”. Ale Ceferin nie jest szaleńcem, po prostu jest wyrachowanym, wyprutym z duszy politykiem. Takie umniejszanie kolejnym krokom to nie jest przecież nic nowego, jego organizacja wyspecjalizowała się w stawianiu kolejnych tip-topów do przodu i równoczesnym wmawianiu ludziom, że przecież stoi w miejscu.
Najpierw zorganizowano w maju zeszłego roku pod egidą UEFA turnieje młodzieżowe do lat 17 na krajów z udziałem krajów z Rosją sprzymierzonych – Białorusią, Kazachstanem, Tadżykistanem. Organizowany w celu rozwoju piłki młodzieżowej, a przynajmniej tak był reklamowany. Niby nic, błahostka, której media w Europie zbytnio nie podjęły. A Maksym Mitrofanow, rzecznik prasowy RSU, już doskonale wiedział co robić. Korzystał z tego niewinnego “turnieju rozwojowego” jak tylko mógł, najczęściej wymieniając go jako przykład dobrej woli UEFA, która uznaje niewinność świata rosyjskiego futbolu – przykładowo w tym wywiadzie dla Izwiestii. Później nadchodziły kolejne kroki, wymienione już w nagłówku. Wszystkie upychane gdzieś po bokach, z nadzieją, że nie przykują uwagi.
Naturalnie więc przyszła pora na “mecz, który nikogo w Słowenii nie obchodzi”. Poza bańką Ceferina powinien jednak kogoś obchodzić. I powinien budzić obrzydzenie – nawet jeżeli nie zaskoczenie.
Czytaj więcej o wojnie na Ukrainie:
- Niebezpieczne związki Anatolija Tymoszczuka
- Mam tylko torbę i dziecko na ramieniu. Reportaż o Warszawie Wschodniej
- Jak wygląda pomoc po drugiej stronie granicy?
- Wojciech Szewko: – Wojnę na Ukrainie ufundowaliśmy my, czyli Zachód
- Nie możemy do domu. Reportaż o uchodźcach z Ukrainy
Fot. Newspix