Reklama

Jak znaleźć piłkarza dla Premier League? Polski skaut odsłania kulisy transferów w Anglii [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

07 stycznia 2024, 13:46 • 31 min czytania 8 komentarzy

Dołożył cegiełkę do budowy Burnley, który za Seana Dyche’a z sensacyjnego beniaminka zostało jeszcze bardziej sensacyjnym pucharowiczem. Vincent Kompany zapraszał go na odprawy swojego zespołu. W Championship pracuje dla Norwich, a już wkrótce może wrócić do Premier League z Southampton. Niewielu Polaków było tak blisko najlepszej ligi świata, jak Kamil Nowak, skaut i analityk, który od siedmiu lat wyszukuje zawodników dla angielskich klubów. Specjalnie dla nas odsłonił kulisy największego i najbogatszego piłkarskiego rynku transferowego.

Jak znaleźć piłkarza dla Premier League? Polski skaut odsłania kulisy transferów w Anglii [REPORTAŻ]

Według “The Athletic” Burnley w Premier League wydawało na pensje nawet 100 milionów euro w ciągu sezonu. Jedno transferowe lato w grającym w Championship Norwich to 30 milionów euro wydatków i zysków z transferów. Gdzieś w środku tego wszystkiego jest Kamil Nowak z laptopem lub biletem lotniczym w ręce; oglądający kolejnych piłkarzy, sporządzający kolejne raporty, szykujący się na kolejne prezentacje i rozmowy.

Największy rynek transferowy świata, jakim jest Anglia, nie zasypia nawet na moment. Polak wspólnie z całym oddziałem współpracowników spędza codziennie godziny na przygotowywaniu się do okienka, w którym wszystko musi być już dopięte na ostatni guzik. W Premier League i Championship posiadanie armii ludzi takich jak Kamil i jego koledzy po fachu jest dziś absolutną podstawą. Pionierzy, jak Brentford, nie są już wyjątkiem, bo dane w obroty bierze nawet najbogatszy w stawce Manchester City.

Sukces The Citizens nie wziął się tylko z szastania gotówką. Mało kto wydaje ją optymalniej niż ekipa Pepa Guardioli. Nieprzypadkowo praca z liczbami zaczęła interesować włodarzy City gdy podczas GP Formuły 1 pokazano im, jak analiza pozwala poprawić wynik o kilka dziesiątych sekundy.

Wystarczająco, żeby w F1 odnosić triumf za triumfem.

Reklama

W piłce nożnej jest podobnie. Analityka nie jest nieomylna, nie rozwiązuje wszystkich problemów, nie sprawia, że błędy znikają raz na zawsze. Milionowe nakłady na nią są zrozumiałe, bo im więcej odpowiedzi na pytania, tym mniejsze są szanse na totalną wtopę. A gdy obracasz ogromnymi kwotami, chcesz ich za wszelką cenę unikać. Poprawa o procent, dwa sprawia, że pniesz się w górę. W Premier League w ostatnich latach zaistniało wiele klubów takich jak Burnley czy Norwich. Niewielkich, ale posiadających konkretny plan, korzystających z tego procenta czy dwóch przewagi.

Kluby, które ufają procesowi, robią to najlepiej i są w tym najlepsze — mówi z pełnym przekonaniem Kamil Nowak, który zabierze was w podróż po fascynującym świecie transferów w angielskiej piłce.

Świecie, który zna z autopsji; który sam współtworzy.

Reklama

Kulisy transferów w Anglii. Kamil Nowak, polski skaut, o wyszukiwaniu piłkarzy w Premier League i Championship

Najważniejszy jest dobry plan. Już Warren Buffet twierdził, że ryzykujesz tylko wtedy, gdy nie wiesz, co robisz.

W całym dystrykcie Borough of Burnley w 2021 roku mieszkało mniej niż sto tysięcy osób. Chwilę wcześniej, gdy The Clarets po raz pierwszy w nowożytnej historii awansowali do europejskich pucharów, w ligowej tabeli kopciuszek wyprzedził gigantów z Liverpoolu, Londynu czy West Midlands, czyli największych aglomeracji na Wyspach Brytyjskich.

Burnley FC przetarł szlak dla późniejszych rewelacji, takich jak Brighton czy Brentford. Z biegiem lat coraz mniej osób dziwi, że mały klub potrafi dokonywać rzeczy wielkich i niespodziewanych. Choć z tym ostatnim można dyskutować. W końcu wszyscy z nich mieli dobry plan, a dobry plan to wróżba sukcesu.

Burnley FC wiedział, w którą stronę idzie, Luton też. W Premier League masz większą różnorodność i zmienność taktyczną w trakcie meczów, w Championship zwykle jest ona mniejsza. Luton grało fizyczną piłkę, dominowało. Burnley to był zupełnie inny styl, ale on też przyniósł sukces. Czysty model gry, to liczy się najbardziej — mówi Kamil Nowak i zaznacza, że ściąganie piłkarzy pod konkretny profil to dziś absolutna podstawa.

Skauci często podkreślają, że sprowadzają piłkarza nie dla siebie, tylko dla zespołu i trenera. W Burnley i Wigan wdrażaliśmy wymagany profil zawodnika, dzieląc jego umiejętności na trzy grupy: must have, should have i could have. Co musi, może i powinien mieć dany piłkarz.

Kamil pokazuje mi prezentację, w której w ten właśnie sposób opisuje umiejętności „wymarzonego” napastnika. Uwagę od razu zwraca to, że sztukę zdobywania bramek przypisał do rubryki „should have”. Czyli jak dziewiątka nie jest zbyt skuteczna, to da się przeżyć, bo inne rzeczy są dla trenera ważniejsze. Skąd my to znamy…

Zrobiłem ją, żeby przytoczyć historię z Wigan Athletic. Paul Cook wzorował się w tym przypadku na Liverpoolu i Roberto Firmino. Jego napastnik musi schodzić do gry, ściągać rywali na siebie, a gole strzelają skrzydłowi, więc skuteczność dziewiątki nie jest kluczową umiejętnością. Drugi przykład: środkowy obrońca z dobrym podaniem. W Norwich to ważne, ale już w Burnley bardzo ważne, bo Vincent Kompany zwracał szczególną uwagę na podania łamiące linie — wyjaśnia dalej mój rozmówca.

Profil dopasowany do wymagań to jednak wierzchołek góry lodowej. Ogromna świadomość dotyczy każdego aspektu funkcjonowania w tym środowisku. Sean Dyche, z którym współpracował w Burnley FC, opowiadał o „one club mentality”. Niezależne od tego, jaką kto pozycję zajmował w klubie, każdy wiedział, czym kierują się jako całość, grupa. Powszechnie znanym mottem, które przekazywał, było:

“Jeśli masz do umycia podłogę, zrób to tak, żeby została najczystszą podłogą na świecie”.

The Clarets dziesięć razy analizowali każdą decyzję, zanim w ogóle zaczynał się proces wdrażania jej w życie. Pion sportowy w ślad za Dychem powtarzał: nikt nie powinien być pasażerem w trakcie meczu. Nie stać nas na to, żeby ktoś zaburzał równowagę. Kamil Nowak znów sięga do swoich materiałów z wcześniejszych lat. Pokazuje, jak drobiazgowo planowano kadrę, żeby jakość spinała się z budżetem.

Maksymalny wysiłek to minimalne wymagania. Burnley, Sean Dyche i jego kult pracy

Wykres, który pokazuje, jest niby prosty. To wykres dzielący piłkarzy według wieku, pozycji, długości kontraktu i momentu kariery, w którym się znajdują. Każdej z pozycji przypisane są inne ramy czasowe określające moment rozwojowy, przełomowy, peak i zmierzch kariery. Różnokolorowe kropki określają, czy dany piłkarz ma kontrakt wygasający, czy dłuższy. “Pomarańczowi”, czyli ci, których umowy za moment wygasają, zbliżający się do pola oznaczonego jako „zmierzch kariery”, to ludzie, których następców trzeba znaleźć w pierwszej kolejności.

Zwłaszcza jeśli były to istotne dla zespołu postaci.

Kolejny slajd to kalendarz, na którym zaznaczeni są zawodnicy i moment wygaśnięcia ich umowy. Tym razem podzielono ich według minut gry. Od razu widać, którzy regularnie występujący na boiskach piłkarze za moment staną się priorytetem dla zarządu. Nie wolno przespać ani chwili, wszystko trzeba mieć pod kontrolą. Nawet najprostsze sposoby pozwalają uniknąć sytuacji, które mogą przerodzić się w pożary, bo pożary na tym poziomie potrafią być bardzo kosztowne.

Praca w Premier League i Championship, gdzie każdy marzy o wejściu na wyższy szczebel i zarazem rozbiciu banku, to perfekcjonizm. Nie trafiają tam przypadkowe osoby. Jak więc w ogóle Kamil Nowak się tu znalazł? To temat, od którego trzeba zacząć naszą opowieść.

Kim jest Kamil Nowak? Jak został skautem i analitykiem w Premier League?

Dziewczyna powiedziała mi: tyle tego oglądasz, zrób coś z tym, niech ci się to do czegoś przyda — mówi mi Kamil, gdy pytam go o to, jak to wszystko się zaczęło.

No więc zrobił.

Klucze do drzwi magicznego świata Premier League nie były zakopane głęboko pod ziemią. Leżały pod wycieraczką. Kamil Nowak wyjechał do Anglii w marcu 2006 roku. Chciał zarobić, podszkolić język, potem może wrócić do kraju. Początkowo jego jedyną stycznością z piłką było oglądanie Tottenhamu.

Menadżer baru, w którym pracowałem, wychowywał się ze Scottem Parkerem. Załatwił bilety, poszliśmy na mecz. W młodości oglądałem głównie futbol i koszykówkę. Będąc w Anglii poznałem dziewczynę, pojechałem za nią do USA. Tam pasja do koszykówki odżyła, wkręciłem się w New York Knicks, zacząłem interesować się statystykami i analizą. Zawsze myślałem, że to bardziej zaawansowany i trudniejszy sport niż piłka nożna. A potem trafiłem na „Odwróconą piramidę” Jonathana Wilsona i zrozumiałem, jak zaawansowany jest futbol.

Kamil wraz z dziewczyną wrócił do Anglii, która nie jest wymarzonym środowiskiem dla koszykarskiego świra. Grywał w drugim zespole Bradford Red Dragons i w zasadzie tyle. Pracował dla bukmachera William Hill, stworzył koszykarskiego bloga. Z czasem zaczął pisać także o piłce, aż w końcu zgłosił się na staż do Śląska Wrocław, gdzie Maciej Gil — obecnie skaut saudyjskiego Al-Fateh — szukał talentów z okiem do oceny zawodników.

Zadanie, które mi dał, opublikowałem na swoim blogu i zobaczył to Andrzej Gomołysek, który zapytał, czy dołączę do Taktycznie.net. Zacząłem tam pisać, poprosiłem też Andrzeja, żeby dał mi znać, gdyby szukali kogoś w InStacie, gdzie pracował — tłumaczy sam zainteresowany.

Niedługo potem Kamil Nowak został analitykiem InStat. W praktyce wyglądało to tak, że przychodził wcześniej do punktu bukmacherskiego, odpalał komputer, oglądał wideo i zerkał w cyferki. Z drugiej strony: to była trampolina. Najpierw analizował występy Al-Nassr. Nie tego, w którym kiedyś błyszczał Adrian Mierzejewski, a dziś bryluje Cristiano Ronaldo — klub o tej samej nazwie znajdziemy w Dubaju, to dla nich pracował Polak. Gdy szefowie dostrzegli, że dobrze sobie radzi, przypisali go do większej marki. Feyenoordu.

To nie było tak, że miałem codzienny kontakt ze sztabem. Zdarzało się, że Giovanni van Bronckhorst wysyłał mi maile, pytał, kiedy przygotuję analizę, ale to tyle. Wiem, że miał swoich analityków, może traktował to jako coś dodatkowego, spojrzenie z zewnątrz? Oglądałem ostatnie mecze, dzieliłem analizę na sekcje, spisywałem wnioski, szykowałem analizy statystyczne spotkań. Co dwa, trzy miesiące robiłem też analizę gry Feyenoordu — wyjaśnia Nowak.

Kamil jest typowym samoukiem. Zanim nauczył się analizować mecze, w praktyce poznawał język angielski. Gdy już wkręcił się w piłkę, został trenerem grup grassroots. Zupełnie hobbystycznie, jako wolontariusz, żeby pogłębiać wiedzę. Żartuje, że zajawka na piłkę wróciła do niego w trochę złym momencie, bo gdy szedł na studia, wybrał kierunek polityczny. Dziś postawiłby na kierunek typowo analityczny, piłkarski, bo Anglia pod tym względem poszła do przodu i oferuje konkretne specjalizacje. Ale nawet w tym, co robił, dostrzega zalety.

Interesuję się geopolityką, ekonomią, sprawami społeczności. Uważam, że te ostatnie są mocno powiązane z piłką nożną, bo niesie ona ogromną wartość edukacyjną. Dobrze zapamiętałem przykład chłopaka, z którym pracowałem jako trener w 2015 roku. Miły, ułożony, pracowity. Spotkałem go po latach, gdy sam został trenerem. Powiedział mi, że byłem dla niego inspiracją i przykładem. Zupełnie mnie to zaskoczyło, nie miałem świadomości, że tak było. To pokazuje, że dzięki piłce można zmienić komuś życie. Czasami wystarczy tylko pomysł — opowiada mój rozmówca.

Życie z całą pewnością zmieniło się samemu Kamilowi. W 2017 roku Burnley FC walczył o utrzymanie w Premier League. Polak dostał pracę w dziale skautingu. Początkowo jako recruitment analyst, podstawa. Potem Martin Hodge dał mu szansę w roli skauta. Trzymam się angielskiego nazewnictwa, bo — jak sami się przekonacie — słownik pojęć związanych z rolą skauta i analityka w świecie wielkiej piłki jest tak obszerny, że dokładne tłumaczenie jest niemożliwe. Zamiast tego lepiej dodać, że zadaniem Nowaka była identyfikacja celów transferów poprzez dane, wideo oraz obserwację na żywo i analiza poszczególnych nazwisk.

Na rozmowie o pracę tłumaczyłem, jak widzę nowoczesny skauting. Zapytano mnie też o trzech najlepszych piłkarzy z Eredivisie, z racji pracy przy Feyenoordzie. Pamiętam, jak tam wszedłem, dziś się z tego śmieję, bo miałem podejście na zasadzie: dobra, słuchajcie, ja wam teraz powiem, jak się szuka zawodników, bo wy nic o tym nie wiecie! Cecha początkującego: nie masz świadomości, jak wiele nie wiesz, więc wydaje ci się, że wiesz wszystko. Dopiero z czasem łapiesz, ile jeszcze rzeczy przed tobą. To niekoniecznie musi być minusem, bo jesteś pewny siebie. Skauci na dorobku są bardziej skłonni do podejmowania ryzyka, bo chcą się wybić. Skauci z wyrobioną pozycją podchodzą do tego konserwatywnie, bo nie mają dużo do zyskania, a nie chcą stracić swojej pozycji — opowiada skaut Norwich.

Znów więc uczył się w praktyce; na żywym organizmie. W międzyczasie Burnley FC zaczął rozwijać własną platformę statystyczną i narzędzia analityczne, które miały pomóc klubowi w skutecznej rekrutacji. Kamil Nowak miał wkład także w to. W Premier League rozkręcała się już rewolucja analityczno-statystyczna, a Polak stał się jej częścią.

Kto odpowiada za transfery w Premier League? Kulisy skautingu i transferów w Burnley FC

Jak wyglądał proces decyzyjny w sprawie transferu w Burnley? – z pozoru proste pytanie staje się punktem wyjściowym do poznania kadry zarządzającej szerszej niż sztaby polskich drużyn. Czuję się, jakbym szedł korytarzem w siedzibie klubu i czytał tabliczki na niekończących się drzwiach.

Martin Hodge, head of recruitment.

Mike Rigg, technical director.

George Foster-Vigors, head of technical scouting.

Lee Mooney, dyrektor platformy MUD Analytics.

Matt Williams, chef operating officer.

Sean Dyche, a z czasem Vincent Kompany, czyli trenerzy.

Alan Pace, prezes.

Nazwiska się zmieniały, ale to nie koniec wyliczanki. Gdy Kamil Nowak odchodził z klubu, na pełnym etacie pracowało tam trzech skautów i pięciu analityków, w tym jeden od „emerging talent”, sekcji, nazwijmy to, młodzieżowej. Wcześniej skautów było nawet pięciu. Dwóch kolejnych skupiało się na samej akademii. W klubie pracował także head of data, szef działu analiz. Przez dwa lata rolę scouting data analyst w Burnley FC pełnił inny Polak, Paweł Kapuściński.

Paweł pomagał nam budować platformę analityczną. Mój szef, Martin Hodge, był bardzo otwarty. Wiedział, że dane są ważne i potrzebował kogoś, kto ten obszar pokryje — tłumaczy Kamil Nowak.

Hasło „dane” jest w tym przypadku bardzo pojemne. Burnley FC to angielski kopciuszek, który musiał szukać przewagi nad innymi. Mój rozmówca cytuje dr Iana Grahama, słynnego dyrektora działu researchu w Liverpoolu w latach 2012-2022. Graham twierdził, że rekrutacja jest najważniejszym zastosowaniem analityki. Lee Mooney, współpracownik Nowaka, uznał natomiast, że skauting i rekrutacja decydują o wszystkim. Jak na analityka przystało, wszystko podparte jest twardymi danymi:

  • poprawienie wyników rekrutacji o 2% zwiększa szanse na ligowy sukces o 45%
  • analiza meczowa dodaje około pięć punktów w sezonie, podczas gdy rekrutacja i skauting odpowiadają za transfery i przedłużanie kontraktów rok w rok
  • 83% klubów, które trzymają się zasad „60% dochodu na wynagrodzenia, 30% na amortyzację opłat transferowych”, osiąga zyski finansowe

Burnley FC trzymał się tych zasad. Z liczbami eksperymentowano tam od dłuższego czasu, ale prawdziwym przewrotem było przejęcie klubu przez inwestora — ALK. Amerykanie od razu zapowiedzieli pójście w stronę big data i otworzenie się na zagraniczne rynku. Wcześniej The Clarets mocno ograniczali się do angielskiego podwórka, które Sean Dyche, ale też skauci, znali na wylot. Nadszedł jednak czas na krok do przodu.

Nowi właściciele wprowadzili do akademii narzędzie AiScout, które pozwoliło śledzić utalentowanych zawodników z całego świata. W Bournemouth dzięki tej platformie zaistniał Ben Greenwood, który przeszedł drogę z osoby poza radarami skautów do debiutu w pierwszym zespole. Spośród tysięcy prześwietlonych dzieciaków, jedenastu otrzymało zaproszenie na testy w Burnley. Skauci zyskali zaś bezcenną wiedzę: nawet na mecze juniorów nie musieli jeździć w ciemno, bo wiedzieli już gdzie i na kogo zwracać uwagę.

Sztuczna inteligencja i transfery. Jak AI zmienia rynek piłkarskich zakupów?

Filtrowanie zawodników to jedno z najważniejszych zastosowań danych i technologii w futbolu. Z pozoru banał, w praktyce ogromne wsparcie.

Zadaniem analityki jest prześwietlenie jak największej liczby zawodników, ale w celu wyplucie jak najmniejszej liczby z nich. Nie traci się czasu na oglądanie zawodników, którzy nas nie interesują. Nie musisz być do tego bardzo zaawansowany w liczbach, metrykach. Często używam nawet WyScouta, żeby sprawdzić, ile minut grają młodzi zawodnicy w poszczególnych ligach. Tych, którzy się wyróżniają i grają więcej, staram się oglądać. Druga rzecz, która sygnalizuje, że warto przyjrzeć się danemu zawodnikowi to ekstremum liczbowe. Jeśli ktoś znacznie wyrasta ponad resztę w konkretnej statystyce, warto na niego zerknąć.

Śledzenie młodych zawodników, którzy najwięcej grają, to jednak bardzo wstępny proces. Jak bardzo? Kamil Nowak nakreśla swój idealny, wielostopniowy proces filtrowania i oceniania piłkarzy, który dzieli się na dziewięć poziomów.

  • Wstępne filtrowanie
  • Szybki przegląd i stworzenie długiej listy piłkarzy
  • Shortlista zawodników do obserwacji delegowana skautom
  • Lista potencjalnych celów transferowych
  • Wywiad środowiskowy, zebranie informacji o piłkarzu
  • Obserwacja na żywo
  • Porównanie potencjalnych celów transferowych
  • Przygotowanie dossier i prezentacji komitetowi transferowemu
  • Negocjacje transferu

Spokojnie, nie zostawimy was z kilkoma pustymi hasłami.

Na wstępie mamy ogromną listę zawodników. Część pozyskujemy pracując na dostępnych danych, część to polecenia trenera, część to piłkarze oferowani przez agentów. Wielu skautów niepotrzebnie okłada decyzję w czasie, oznaczając zawodnika jako „do dalszej obserwacji”. Wiadomo, że są piłkarze, którzy mogą być gotowi nie teraz, ale w przyszłości, staram się jednak nie tworzyć poczekalni. Decyzje podejmujemy na dane okienko, jeśli chcemy kogoś, ale wiemy, że w tym oknie to nie priorytet, trafia on na listę “revisit”. Skoro wideo obejmuje np. ostatnie pół roku, to masz już gotowy obraz zawodnika. Do oceny piłkarza powinien wystarczyć materiał z poprzednich dwóch lat. Obejrzenie kogoś ponownie za trzy miesiące niewiele zmieni, bo dysponujesz wystarczającymi materiałami do zbudowania opinii, żeby nie bazować na pojedynczym występie.

Szybki przegląd ma odsiać ziarno od plew. Przejrzenie historii zawodnika, sprawdzian danych i wideo. Do kosza trafiają piłkarze o złym profilu, podatni na kontuzje, zwyczajnie za słabi lub z różnych powodów będący poza zasięgiem klubu.

Ważne, żeby każdy trafił do bazy danych „na nie”, z wyjaśnieniem, dlaczego się tam znalazł. Gdy okaże się, że ktoś niedostępny nagle stał się realną opcją, warto mieć go w archiwum — tłumaczy Kamil Nowak.

Pozytywny werdykt szybkiego przeglądu prowadzi do dokładniejszej obserwacji piłkarza. W obroty biorą go wtedy skauci oraz analitycy.

Analizujemy bardzo dużo materiałów wideo. Staramy się być na tyle efektywni, że oglądaliśmy samą esencję. Jest dostępne wideo zawodnika z poprzedniego roku, oglądasz go dwie, trzy godziny, wybierasz główne atrybuty do profilowania zawodnika, dobierasz do tego klipy i oglądasz. W Burnley byliśmy jednymi z pierwszych, którzy robili skauting podzielony na pozycje. To był pomysł Mike’a Rigga. Mają stowarzyszenie dyrektorów technicznych, z którym wpadli na pomysł positional scouting. Jako jedni z pierwszych, obok Brighton, zaadaptowaliśmy to w pracy — wyjaśnia polski skaut.

Wciąż jest prawdopodobne, że obserwowany piłkarz po takiej weryfikacji okaże się za słaby, nie będzie pasował do profilu lub będzie niedostępny. Jeśli jednak szefowie działu skautingu udzielą pozytywnej odpowiedzi, przechodzimy do kolejnej fazy, czyli „target list”. Zawodnicy, którzy dotarli tak daleko, mają największe szanse trafić do klubu. Teraz lub w przyszłości, bo jeśli w danej chwili transfer nie jest możliwy, ich nazwisko wpada na listy „revisit”.

Jeśli szanse na jego przyjście są realne, informacja trafia do najwyższych stopniem ludzi w pionie sportowym. Rozpoczyna się finalna faza, czyli dokładne zbieranie informacji, kontakty z przedstawicielami piłkarza oraz obserwacja na żywo. To ostatnie bywa elementem sporu między zwolennikami nowych technologii oraz tradycjonalistami. Ci pierwsi twierdzą, że komputer rozwiąże wszystko, a obecność na stadionie mija się z celem, bo na opinię skauta wpływa wiele zupełnie nieistotnych czynników. Badania dowodzą, że skauci podświadomie lepiej oceniają piłkarzy, których obserwują w słoneczny dzień na wypełnionym po brzegi stadionie. Gdy dookoła jest ponuro, a obiekt wygląda jak relikt poprzedniej epoki, mogą mimowolnie zaniżać ocenę.

Miałem takie doświadczenie. Skaut wracał z wyjazdu, na którym coś szło nie po jego myśli. Pogoda, spóźnienia itd. Mówił, że zawodnik był słaby, ale że oglądałem go na wideo, widziałem, że niekoniecznie. Oglądaliśmy go potem razem i orientowaliśmy się, że zawodnik faktycznie nie wyglądał tak źle, jak wydawało się osobie obecnej na miejscu — mówi mi Nowak, który jednak zaznacza, że mimo to nie wyobraża sobie wyeliminowania obserwacji na żywo ze skautingu na stałe.

To daje inną perspektywę, może nawet o poziomie samej ligi. W jednym z klubów mój przełożony pojechał na mecz ligi cieszącej się uznaniem. Wrócił i stwierdził, że na żywo intensywność i poziom wyglądają kompletnie inaczej niż na wideo. Gorzej. Poza tym czym jest skauting nowoczesny, a czym tradycyjny? Wywiad środowiskowy przypisywany jest metodom tradycyjnym, powinniśmy z niego rezygnować? Wręcz przeciwnie. Bardzo podobało mi się to, co mówił Rafał Juć, skaut Denver Nuggets, o tym, jak dogłębnie badają zawodnika, starają się poznać jego środowisko, nauczycieli. W koszykówce zawodników jest mniej, skala jest mniejsza, więc mogą poświęcić na to więcej czasu. Trochę tego brakuje w piłce, skoro wydajemy miliony na zawodników. Skauci jeżdżący na obserwacje na żywo powinni korzystać z okazji i zebrać jak najwięcej informacji o najbliższym otoczeniu piłkarza. Na pewno tak to działa w klubach z dużym budżetem — dodaje.

Rafał Juć, skaut z NBA: Jokić wyprzedza swoją epokę. Jego droga na szczyt jest wyjątkowa

Jak wygląda analizowanie piłkarza przed transferem w Anglii? Szczegółowe kulisy procesu

Sam system oceny nie wygląda na skomplikowany i zaawansowany. Ciekawie robi się po zajrzeniu w bebechy, gdy dowiadujemy się, jak właściwie wygląda praca z danymi w klubie Premier League i jak ewoluowała ona w Burnley na przestrzeni lat. Klub przeszedł z prostych szablonów na własną platformę. Założenie było jednak takie samo: wszystko w jednym miejscu, przejrzyste, dobrze podsumowane, łatwodostępne. Kluczem był prosty dostęp do informacji. Weźmy już jednak to, jakie dane uwzględniano w całym procesie. Minuty można zaczerpnąć nawet z Transfermarkt, ale pozyskanie i przetworzenie bardziej zaawansowanych danych to już kompletnie inny poziom.

Kluby, w których pracował Kamil korzystają ze „StatsBomb”, ale nie na zasadzie przeglądania radarów i podstawowych informacji. Kluby tworzą już własne KPI, system oceny zawodników. Otrzymują surowe pakiety, które przekształcają we własne metryki. Przykładowo, gdy mowa o ofensywnym piłkarzu, opis wygląda tak:

  • usage: użytkowość, podłączanie się do gry
  • total threat: zagrożenie budowane na bazie xG, jak bardzo akcje zawodnika przybliża zespół do strzelenia bramki
  • carry threat: jak bieg z piłką przybliża zespół do strzelenia bramki
  • pass score: mierzenie jakości podań
  • receiving i recovery threat: wpływ pressingu oraz odzyskanych piłek na przybliżenie zespołu do strzelenia bramki
  • threat prevented: jak dużo piłkarz robi, żeby zmniejszyć szanse na zdobycie bramki przez rywala
  • scoring threat: mieszanka xG i psxG, które mierzy jakość strzałów i pozwala lepiej określić ogólną jakość wykończenia
  • tackle rate: ocena wygrywanych pojedynków

Taka ocena jest prezentowana w formie zgrabnej grafiki, do której dołączana jest subiektywna opinia skautów „wyceniających” atrybuty techniczne, taktyczne, fizyczne i mentalne. Test oka nie jest jedynie formalnością, to istotna część oceny. Do tego trzeba dołączyć analizę finansową: przypuszczalne zarobki i cena zawodnika muszą pasować do ram budżetu klubu, jednocześnie gwarantując efektywność. Ciekawie opowiadał o tym współpracujący z Burnley Lee Mooney w “Training Ground Guru”:

Powiedzmy, że zespół kosztuje 100 milionów euro rocznie. Ile z tych pieniędzy jest na boisku? Im mniej, tym bardziej widać, że coś jest nie tak. Przepłaciłeś za zawodnika, przeceniłeś go, zainwestowałeś w kogoś, kto nie jest wystarczająco dobry, żeby regularnie grać, albo popełniłeś inny błąd, który sprawia, że drodzy gracze stają się zbędni.

Nie jest tak, że decyzje podejmowane są tylko na podstawie twardych danych. Kamil Nowak opowiada, jak Joe Royle, były trener Manchesteru City i dyrektor techniczny Wigan Ahtletic, tłumaczył mu, czego nie mówią dane:

Dużo się mówi o tym, że analityk wysyła np. zawodnika, który notuje bardzo dobre dośrodkowania albo wygrywa dużo pojedynków w powietrzu, a skaut mówi: ok, ale nie wiadomo jakie to dośrodkowania, a jego technika główkowania nie jest odpowiednia. Usiądźmy, porozmawiajmy, zaadaptujmy się. Można bardzo łatwo zweryfikować takie rzeczy na kolejnym etapie, czyli obserwacji wideo. W Wigan z Roylem oglądaliśmy zawodników, którzy według statystyk są dobrzy. On mówił: nie potrafi główkować, nie potrafi główkować. Pokazał mi wideo: proper center back — wychodzi do przodu, otwartą klatką i główkuje. Gdy piłkarz idzie do główki bokiem, to się boi, nie chce zdominować rywala, a stoper musi być dominujący. Bardzo podobało mi się takie otwarte podejście, bo dzięki temu mogliśmy coś budować.

Zaangażowanie trenerów w proces transferowy to także zjawisko ciekawe i pełne istotnych informacji. Kamil Nowak opowiada, że gdy do Burnley przyszedł Vincent Kompany, skauci i analitycy byli zapraszani nawet na odprawy dla drużyny. Belg chciał, żeby jak najlepiej zrozumieli oni jego pomysł na grę, podejście do zadań dla poszczególnych piłkarzy. W ten sposób łatwiej byłoby im współpracować i wyszukiwać zawodników jak najlepiej dopasowanych do drużyny.

Sean Dyche sam robił wiele, żeby dowiedzieć się o tym, jaki jest zawodnik. Dzwonił do pięćdziesięciu osób, które znał i samemu robił tę robotę. Vincent Kompany też starał się spotykać z zawodnikami, poznawać ich, dowiadywać, jaki mają charakter. Sam też oglądał piłkarzy, których sprawdzaliśmy też my. Są trzy rodzaje trenerów w procesie transferowym: aktywny bierze udział w procesie od pierwszych momentów; cykliczny regularnie spotyka się z działem skautingu i zbiera informacje; pasywny włącza się do procesu na samym końcu.

Analitycy mają dwa kluczowe zadania związane z trenerami. Pierwszym jest zrozumienie pomysłu szkoleniowca. Polak mówi nam, że po latach współpracy z Dychem musiał wyrzucić z głowy pewne automatyczne cechy obrońców, które sprawiały, że trafiali oni na celownik Burnley, bo Kompany oczekiwał nieco innego profilu na tej pozycji. Wspomina też, że Belgowi imponowało, jak wiele danych na temat defensora mogą zgromadzić skauci i analitycy.

Sam miał też spostrzeżenia, które mogły doprowadzić do transferu danego zawodnika. Kluczem do zrozumienia złożoności procesu budowania składu jest to, jak wiele czynników składa się na mocny zespół. W serialu „Mission to Burnley” Kompany mówi, że Ashley Barnes był przez sztab sprofilowany jako „klaun”. Atmosferić, wesołek. Drużyna odbierała go jednak jako lidera. Gdy miał gorszy dzień, szatnia też spuszczała nosy. Dlatego trenerzy przy transferach kierują się także własną intuicją, nie tylko w Burnley, wszędzie.

Burnley ma dziś twarz Vincenta Kompany’ego

Zawodnik nie jest najlepszym wyborem piłkarsko, ale trener uważa, że jego doświadczenie i charakter są potrzebne drużynie? Mimo że nie będzie to decyzja wzorowana na nowoczesnych standardach skautingu, takie transfery nadal się dzieją. Tak samo, jak i pojedyncze zakupy na wyłącznie życzenie trenerów. Ważne jednak, żeby w większości tematów zachować balans. Ani trener nie wie wszystkiego, ani skauci czy analitycy.

Piłkarzy dzielimy na poziomy, żeby określić ich przydatność w składzie na teraz i w kolejnych latach. Przykładowo Nathana Tellę oceniałem jak uzupełnienie kadry, a został najlepszym strzelcem zespołu. To się zdarza i nie jest to żaden powód do wstydu. Ostatecznie wiele weryfikuje trening i boisko — wyjaśnia Nowak.

Cytowany wcześniej dr Ian Graham uważa, że jest siedem przyczyn niepowodzenia transferów: obecny zawodnik jest lepszy od nowego; zawodnik nie jest tak dobry, jak przewidywano; nie pasuje do stylu gry; nie gra na swojej pozycji; trener go nie ceni; ma problemy z przygotowaniem fizycznym; ma problemy osobiste. Pierwsze trzy to odpowiedzialność działu analiz, na resztę nie mamy wpływu.

Idąc tropem ocenienia Telli, pytam Kamila o to, kogo ocenił tak, jak wypadł w rzeczywistości. Mówiąc wprost: kto wypalił, kogo wynalazł. Mój rozmówca tylko się uśmiecha:

To tak nie działa, to wszystko praca zespołowa, naprawdę. Często widzę to w wywiadach, że ktoś się chwali: to ja sprowadziłem tego i tego zawodnika. To zawsze jest wspólna decyzja, całego teamu. Możesz zrobić pierwszy raport o piłkarzu i nawet go nie pchniesz, a ktoś zrobi drugi i popchnie go do przodu — i kogo to odkrycie? Tego pierwszego, czy drugiego?

Ale gdy Kamil pokazuje zdjęcie z Maxwelem Cornetem, który był strzałem w dziesiątkę Burnley, podpuszczam go jeszcze raz: to co, ten jest „twój”?

– Nie, to efekt pracy całego zespołu. Wszyscy przy tym działaliśmy.

Kulisy pracy skauta w Premier League i Championship. Kamil Nowak opowiada, jak wygląda pion sportowy angielskiego klubu

Kamil Nowak zajmuje się skautingiem od siedmiu lat. Żartuje, że sam nie wie, czy jest skautem, czy analitykiem, bo skauci zapewne uważają go za tego drugiego — z racji, że „lubi cyferki” – a on sam ma siebie raczej za skauta. Pracował w trzech angielskich klubach, od lutego przeniesie się do Southampton, gdzie będzie pełnił rolę head of recruitment analysis, szefa działu analiz w rekrutacji. Zaliczy kolejny awans. Kolejny, bo w każdym miejscu wchodzi pięterko wyżej.

W Norwich zajmuje się skautingiem pozycyjnym, interesują go tylko skrzydłowi, dziesiątki i napastnicy. Resztę ogarniają inni: osobny człowiek od pomocników, osobny od obrońców.

Jeśli oglądam mecz i zawodnika na prawe skrzydło, ale widzę, że gra też młody wyróżniający się pomocnik, to go sobie zapisuję. Nie jest tak, że ignoruję inne pozycje, mam jakąś wiedzę. Oglądając mecz, zawsze staram się też patrzeć na lewonożnego obrońcę, bo to jest nisza na rynku. Jeśli chodzi o analizę: w Norwich nie mam na nią wpływu. W Burnley trochę się tym zajmowałem. W Wigan byłem szefem działu analizy i miałem analityka, który operował danymi. Jak mieliśmy jakieś pomysły, starał się budować nasz model. Przykładowo: pracowałem z Anthonym Barrym, który teraz jest w sztabie Thomasa Tuchela. Przychodził do nas i sprawdzaliśmy różnych rzeczy. Pytał się nas, czy możemy wyciągnąć, jak zawodnicy reagują w ciągu 20 sekund po stracie piłki, jakie są ich następne zagrania, żeby obliczyć wartość następnych akcji. Czy dalej podejmują ryzyko, czy grają bezpiecznie, czy wpływa to na ich mentalność? — dodaje Kamil Nowak.

Kanarki stosują hybrydę skautingu regionalnego z pozycyjnym. Oznacza to, że poza trzema ludźmi szukającymi zawodników na konkretne pozycje, w klubie pracują też dwaj skauci regionalni oddelegowani do Ameryki Południowej, gdzie szukają talentów w Argentynie i Brazylii.

Takich, jak Gabriel Sara, środkowy pomocnik, który w tym sezonie wypracował już trzynaście bramek.

The Canaries mają niezwykle rozbudowany pion sportowy. Trzem skautom pozycyjnym pomagają trzej analitycy. Osobny skaut zajmuje się „emerging talents” – piłkarzami od 17 do 21 roku życia. Nie mylić z akademią, którą obsługuje dwóch skautów na pełnym etacie i wielu wolontariuszy oraz skautów na pół etatu. Każdy dział ma swoich szefów: head of recruitment, head of emerging talents, head of recruitment analysis. Gdzieś w tle jest jeszcze trzyosobowy dział analiz, a dalej już dyrektorzy, którzy zatwierdzają i recenzują wszystkie decyzje.

W jaki sposób kluby Premier League korzystają ze sztucznej inteligencji?

Jak sam przyznaje, kluczem do funkcjonowania w tak ogromnych zespołach są umiejętności miękkie.

Ważna jest komunikacja, umiejętność podejmowania decyzji i budowania relacji. Bycie otwartym. Weźmy obecność w centrum treningowym: nie jest obowiązkowa, ale pomaga w kreatywności. Wymieniasz się opiniami, stymulujesz do działania. Poznajesz ludzi, a rozwinięte relacje ze współpracownikami i przełożonymi, skracają dystans w komunikacji. Mówisz bezpośrednio to, co myślisz, i podejmowanie decyzji jest łatwiejsze — wyjaśnia i kontynuuje na konkretnym przykładzie:

W Burnley przyjeżdżałem do pracy wcześniej — choć nie dlatego, że jestem takim pracusiem, po prostu omijałem korki! – i przy śniadaniu czasami wymieniałem uwagi z Vincentem Kompanym, poznawałem jego punkt widzenia. Od Mike’a Rigga nauczyłem się m.in. przedstawiania tego, co masz w głowie, na prezentacjach. On bardzo dobrze przedstawiał to wizualnie, a sprzedanie wiedzy jest równie istotne. Zarząd patrzy na zwrot inwestycji, trenerzy na przydatność do systemu. Liczy się konkretny i kompaktowy przekaz.

W pewnym momencie Kamil Nowak rzuca:

Mnie jest łatwo znaleźć zawodnika i go zarekomendować, ale ci, którzy dopinają deal, muszą się namęczyć, żeby wszystko się zgadzało.

Pomyślałem więc o tym, iloma piłkarzami przez te wszystkie lata się zachwycił, ale nic z tego nie wynikło. Albo okazało się, że oczarowali tylko jego, albo sprawa wysypała się na detalach, albo potencjalny transfer upadł z innego powodu. Pytam więc: czy praca skauta jest rozczarowująca, gdy pomyślisz o wszystkich polecanych piłkarzach, którzy zginęli w tłumie?

– Tak jest na początku, ale masz entuzjazm z bycia częścią klubu. Przyjeżdżasz tam, żyjesz tym, to rekompensuje niepowodzenia. Musisz to jednak zaakceptować i przyzwyczaić się, że nie wygrasz każdej bitwy, ale musisz wyrażać swoją opinię. Masz wpływ na podejmowane decyzje, musisz wierzyć w to, co mówisz, a reszta nie zależy od ciebie. Nawet jeśli chcą kogoś podpisać, mogą nie pozwolić na to finanse, więc szkoda czasu, żeby się frustrować — przyznaje.

Jak znaleźć piłkarza na Premier League? Co zwraca uwagę skautingu, a co w transferach przeszkadza

Finanse przeszkodą w najbogatszej lidze świata? Brzmi nierealnie, ale wbrew pozorom wyszukiwanie piłkarzy dla zespołów z Championship i Premier League ma swoje ograniczenia. Kamil Nowak zdradza, że po zejściu o szczebel trzeba szybko przestawić się na nieco mniej surowe oko. Oczywiście, budujesz kadrę, która potencjalnie może wywalczyć awans, więc powinno być w niej grono piłkarzy, którzy poradzą sobie w najlepszej lidze świata. Razem z kolegami po fachu łapał się jednak na tym, że widząc zawodnika najpierw myślał, że w Premier League może mieć problemy, a dopiero potem uświadamiali sobie, że najpierw trzeba do tych rozgrywek awansować.

Trochę za bardzo patrzyliśmy na zawodników z naleciałością z Premier League: że ktoś jest dobry na Championship, ale może nie być wystarczająco dobry na Premier League. Z drugiej strony budując kadrę, musisz planować na lata do przodu. W naszym szablonie mamy ocenę tego, gdzie zawodnik jest teraz, a gdzie może być za rok czy dwa. Wiedzieliśmy, że jakiś zawodnik jest uzupełnieniem składu typowo pod tę ligę. Tak samo, jak np. Jordan Beyer został oceniony jako piłkarz, który w krótkiej perspektywie będzie piłkarzem na poziom Premier League. Używamy też platform analitycznych, takich jak SciSport, które mają własne narzędzie do oceny potencjału zawodnika. Nie traktujemy ich jako wyroczni, ale sprawdzamy, czy nasze przewidywania są z nimi spójne, czy, i dlaczego, się rozjeżdżają. Trzeba jednak pamiętać, że piłkarza wybierasz przede wszystkim na dany moment. Nigdy też nie stawiamy talentu nad dostępnością do gry, bo zawodnik wygrywa ci mecze, kiedy jest na boisku — wyjaśnia Nowak.

W tym wszystkim nurtuje mnie jeszcze jedno. Jak właściwie ocenić, gdzie piłkarz może być za dwa, trzy lata? Czy to kwestia jedynie instynktu, czy jednak są pewne powtarzalne składowe, które można odhaczyć na checkliście i zaopiniować kogoś jako wielki talent, nawet gdy nie jest to tak oczywiste, jak w przypadku — dajmy na to — Erlinga Haalanda?

Intuicja jest ważna. Pierwszy odruch wiele podpowiada, daje inną perspektywę. Tak samo ważne jest jednak doświadczenie, bo z czasem po prostu wiesz więcej, potrafisz lepiej kogoś ocenić. Próbując przewidzieć przyszłość, zwracam uwagę na mentalność, charakter. U zawodników, którzy mają największe predyspozycje, widzę mentalną nieustępliwość. Odwagę z piłką i bez niej. Ci goście się nie zatrzymują i nie chodzi o walkę, a o chęć wpłynięcia na grę swoją postawą. W przypadku młodych piłkarzy uwagę przykuwają też rzeczy, które im wychodzą, a nie powinny. Jeśli to się powtarza po raz drugi, trzeci, to nie jest to przypadek, tylko ważny sygnał. Wiele mówi też to, czy ktoś cały czas podejmuje podobne decyzje, czy stara się zaadaptować do okoliczności — tłumaczy polski skaut Norwich City.

Kamil przyznaje, że po latach często ogląda piłkarzy, za których dałby sobie uciąć rękę, a którym nie wyszło. Analizuje także to, czego nie dostrzegł, co poszło nie tak. Zwraca też uwagę na to, że skauci mają swoje słabości. “Blind eye”. Vincent Kompany mówił mu, że na tym poziomie jedyną rzeczą, której piłkarz nie może się z czasem nauczyć, jest talent do dryblingu. Wszystko można poprawić, ale kiwka i podejście do tego tematu to element zaskoczenia, coś, co albo masz, albo nie masz.

Moją słabością są na pewno piłkarze, którzy mają przyśpieszenie, dryblują i są atletyczni. To może być pochodna tego, gdzie pracuję, bo takich piłkarzy potrzeba w lidze angielskiej. Dlatego gdy oglądam reprezentację Polski, brakuje mi w niej właśnie takich piłkarzy. Zastanawiamy się: czemu Kanada się odbiła, wróciła na mundial? Spójrzmy na tych zawodników, oni to mają, my nie. Nasi piłkarze nie idą odważnie do przodu, nie robią przewagi. Chcemy grać kontratakiem, ale nie mamy piłkarzy do kontrataku. Kiedyś mieliśmy, ale specyfika piłkarzy się zmieniła, to już inny poziom. To, co kiedyś było szybkością, już nią nie jest. Zawodnik musi mieć też pozwolenie na podejmowanie ryzyka, na tej podstawie będzie się uczył, co przynosi efekty, a co nie. Będzie zyskiwał pewność siebie, gdy będzie naprawiał swoje błędy. To banalne, ale prawdziwe.

Notuję: piłkarz na ligę angielską ma przyśpieszenie, drybling i jest atletyczny. Kamil dorzuca kolejne cechy. Intensywność i chęć robienia przewagi.

– Zawodnik, który się wycofuje, szuka oddechu. Nie potrafi być cały czas pod grą. Pojedynki wyciągają z ciebie najwięcej energii, potrzebujesz najwięcej czasu, żeby wrócić do siebie. Jak ktoś podejmuje 14 razy drybling, to traci wiele siły. Używasz całej mocy swojego ciała i szybkości. Tacy zawodnicy często nie mogą grać więcej niż 70 minut, bo nie mają na to siły. Gra wysoką linią często takim piłkarzom pomaga, bo mogą pressować, grać do przodu, nie pokonują takich dystansów. Obecność takiego zawodnika w naszej tercji obrony powinna być minimalna. Każdy zawodnik jest świetny, jeśli ma czas z piłką. Jeśli w ciągu trzech sekund nie zamkniesz zawodnika, pozwolisz mu podnieść głowę i zagrać piłkę. Nie możesz na to pozwolić. Kiedy odbierasz czas, sprawdzasz, kto jest naprawdę dobry. Intensywność w angielskiej piłce była zawsze. Wydaje mi się, że wynika to z liczby meczów. Oni zawsze grali dużo, przez co było mało czasu na wdrażanie taktyki. Tak naprawdę nie ma kiedy trenować, dlatego każdy idzie w intensywność, wybieganie. Jeśli masz to zbudowane w mentalności zawodników i dorzucasz trenera, który obudowuje to grą, to jest dobry produkt.

Nowak dorzuca anegdotę o wspomnianym wcześniej Maxwelu Cornecie, skrzydłowym z Francji, który trafił do Burnley. Chłopak nie wypadł sroce spod ogona. Miał za sobą lata gry w Ligue 1 i półfinał Ligi Mistrzów z Olympique Lyon na koncie.

Spytałem go: jaka jest różnica między Ligue 1 a Premier League? Powiedział, że ogromna. Gdy zaraz po transferze siedział na ławce i patrzył na tempo gry, żartował, że zaczął się modlić, żeby nie wejść na boisko. W Premier League jesteś na kołowrotku, mówił, że nawet w Lidze Mistrzów nie odczuwał tego w takim stopniu. Gdy trener się do niego odwrócił i powiedział: Max, dzisiaj nie wejdziesz, nie miał mu tego za złe. Widział, że musi się przyzwyczaić do zupełnie innej intensywności gry, że najpierw potrzebuje czasu w treningu. Jako skaut tego nie zauważę, nie odczuję tak jak zawodnicy. Dlatego rozmowy z piłkarzami też są dla mnie cennym materiałem do analizy.

Zaczynam zdawać sobie sprawę, jak cholernie trudne jest to, co wydaje się najprostsze na świecie. W najbogatszej lidze świata masz zasoby, które pozwalają ci na ściąganie dowolnych czołowych postaci z każdej ligi. Oczywiście są pewne wyjątki, zależności. Kamil tłumaczy, że zawodnika na Championship możesz znaleźć nawet w National League — choć to skrajność, musi być młody i naprawdę dobry — a już na pewno w League One. Nie oznacza to jednak, że tak łatwo go wyciągnąć, bo przykładowe Peterborough niedawno opędzlowało Ivana Toneya za dobre pieniądze, wyrobiło sobie markę i mocno się ceni. Trzeba się liczyć z tym, że piłkarza stamtąd wyrwiesz, ale na pewno nie po jego wartości rynkowej.

Trudna jest jednak nawet sama ocena tego, czy ktoś odnajdzie się w brytyjskim futbolu. Nie bez powodu analitycy na całym świecie nadal szukają doskonałego narzędzia, które pozwoli porównać pod względem jakości piłkarzy z różnych lig jeden do jednego. Czy grasz w Polsce, czy w Serie A, algorytm przemieli dane i wypluje je pod postacią prostego „ten jest lepszy”.

Czasami ciężko mi nawet ocenić zawodnika w Niemczech czy Hiszpanii, bo nie widzę tych starć, tej fizyczności. Angielskiej esencji. Nie w każdym meczu, ale to się zgadza — przyznaje mój rozmówca.

Zaraz jednak okazuje się, że choć ocenianie bywa trudne, to możliwości są ogromne. Kamil Nowak pracuje w klubach, które mają dostęp do praktycznie wszystkich lig. Przyznaje, że na pewno są gdzieś piłkarze, którzy wciąż im umykają, ale coraz trudniej dziś przeoczyć potencjalny talent. Kluczem jest otwarta głowa.

Nie ma czegoś takiego, jak liga odgórnie zła, z której nikogo nie da się wyciągnąć. Ostatnio nawet w drugiej lidze holenderskiej znaleziono piłkarzy, którzy w ciągu kilku miesięcy — czyli bardzo szybko — adaptowali się do poziomu TOP5. Przykładem jest Mickey van de Ven, który trafił z FC Volendam do Wolfsburga, a potem do Tottenhamu.

***

Po wielogodzinnej rozmowie, dokładnym przejrzeniu prezentacji Kamila i uważnym wysłuchaniu jego wykładów, czuję się jak po wyjściu z Hogwartu. Zdawałem sobie sprawę, jak skomplikowany jest proces transferowy, jak wiele dzieje się za kulisami, ale mimo to rozległość i złożoność tego świata poraża. Opuszczając Anglię z całą tą wiedzą, miałem wrażenie, że w pionie sportowym tamtejszych drużyn spędziłem przynajmniej pięć lat.

To ja wam teraz powiem, jak się szuka zawodników!

WIĘCEJ O RYNKU TRANSFEROWYM I SKAUTINGU:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

8 komentarzy

Loading...