Robert Tarka to polski skaut, który w ostatnim czasie pracował w pionie sportowym FC Midtjylland. W rozmowie z nami opowiada o kulisach projektu, który na świecie zyskał sławę dzięki niezwykle analitycznemu podejściu, stając się synonimem “Moneyball”. Jak skauci FC Midtjylland prześwietlają piłkarzy? W których krajach można dowiedzieć się najwięcej o zawodnikach? Jak wyglądają transfery duńskiego klubu i jego akademia? Czy sposób działania Midtjylland da się przenieść do Polski? Zapraszamy.
Czuć magię, kiedy wchodzi się do siedziby klubu FC Midtjylland?
Przede wszystkim czuć inną pogodę! Ma ona wpływ na to, że to miejsce inne, specyficzne. To małe miasteczko, w którym ludzie żyją klubem w taki sposób, w jaki i w Polsce fani ekscytują się swoimi drużynami. Różnicą jest większe poszanowanie do prywatności zawodników. Na stadionie atmosfera panuje niesamowita, obiekt jest kameralny, ale wszyscy żyją meczem i dopingują zespół.
Przypuszczam, że ta magia jest teraz jeszcze silniejsza, bo klub wybudował nową siedzibę. W poprzedniej mieściła się także sekcja piłkarek ręcznych, teraz jest to bardziej dopasowane. W budynku, który pamiętam, były nawet murale autorstwa ojca wieloletniego kapitana zespołu, Erika Swiatczenki, który jest artystą. Nawiązują one do mistrzowskich sezonów, do meczów Ligi Mistrzów z Liverpoolem czy Atalantą.
Pytam też o to, że FC Midtjylland zapracował na markę innowacyjnego projektu, która jest z nimi kojarzona na całym świecie. Dla ciebie, jako skauta, ten klub może jawić się jako Hogwart.
Innowacyjność nie polega jedynie na statystykach, tzw. “Moneyball”, ale i innych dziedzinach. Tym, co najbardziej wyróżnia Midtjylland jest otwartość na wszystko. Nowoczesny sprzęt na siłowni, nowinki stosowane przez dział analiz, testowanie nowych możliwości rozegrania stałych fragmentów gry…
Wiedziałem, że będę musiał wdrożyć się w tę rzeczywistość, poznać etos pracy, zasady i mentalność, które kierują klubem. Tryb pracy w FC Midtjylland jest raczej swobodny, ale tej pracy jest dużo. Okres transferowy wspominam jako najbardziej intensywny czas w życiu, gdy trzeba być dostępnym w zasadzie 24 godziny na dobę. Zwłaszcza w minionym styczniu byłem ciągle pod telefonem.
Gdy już się w to wgryzłem, wiedziałem, że jestem pełnoprawnym członkiem działu. Różne są warunki pracy w poszczególnych klubach, np. City Football Group ma siatkę skautów na całym świecie, ale jesteś tam jednym z wielu. Twoja rekomendacja może ostatecznie nie dotrzeć “na górę”. W Danii czułem, że jestem blisko zarządu. Widziałem tych ludzi, współpracowałem z nimi, gdy słyszałem o jakimś zawodniku, po prostu szedłem na górę i podsuwałem swój pomysł, a oni się tym realnie interesowali.
Klub z komputera kontra giganci. Midtjylland czeka na Liverpool
Pamiętam jak w Norwegii opowiadano mi o słoweńskim piłkarzu, który początkowo odrzucił ofertę transferu do tej ligi, ale gdy dowiedział się, że chodzi o Bodo/Glimt, które było już po świetnej przygodzie w pucharach i miało łatkę interesującego projektu, zmienił zdanie i zdecydował się na ten ruch.
Jeden z moich kolegów pracował w Ajaksie Amsterdam i zostawił tę pracę, żeby trafić do Midtjylland. Inny zbierał szlify w młodzieżówkach FC Porto, ale stwierdził, że skoro to Midtjylland, to musi spróbować. Pracowałem w bardzo międzynarodowej grupie, był chłopak z Australii, Amerykanin, dwóch Kolumbijczyków, Portugalczyk, Grek, Polak, Holender, Irlandczyk, nawet osoba, która pracowała w Premier League.
Wszystkich fascynowało to, jak działa Midtjylland?
Wszystkich, mnie też. Dla skauta trafienie do klubu, który w taki sposób zasłynął ze skautingu i innowacyjnego podejścia do tego tematu, to tak, jakby studiować na Harvardzie.
Ty mówisz Harvard, ja Hogwart, ale jedna rzecz się z tymi miejscami wiąże. Ciężko się do nich dostać bez wybitnych osiągnięć lub chociaż listu polecającego.
Skorzystałem z tego, że klub prowadził rekrutację, ale długo to trwało. Zobaczyłem ofertę w marcu, odpowiedź dostałem w maju. Pamiętam, że tego dnia wróciłem z innej rozmowy rekrutacyjnej, niezwiązanej z piłką, ale ucieszyłem się, że przeszedłem do kolejnego etapu.
Pomogło moje doświadczenie z Zagłębia Lubin i Lecha Poznań – Lech ma na zachodzie opinię klubu z bardzo dobrym skautingiem, Midtjylland o tym wie, bo Kolejorz kupuje zawodników w Skandynawii, czyli na “local market” Duńczyków. Wiedza o tym regionie jest dla nich najważniejsza, monitorują tych samych piłkarzy.
Na pierwszej rozmowie wywarłem chyba dobre wrażenie. Drugim etapem było zadanie – dostaliśmy do obejrzenia trzy mecze Midtjylland, które musieliśmy przeanalizować i ocenić, a także zasugerować, gdzie przydałyby się wzmocnienia i ewentualnie zaproponować jakieś nazwiska. Napisałem bardzo długi esej i znów przeszedłem dalej.
Trzecim etapem było omówienie wspomnianej pracy i wytłumaczenie, czym kierowaliśmy się, wskazując konkretne rzeczy. Mojemu szefowi spodobało się, że byłem jedną z dwóch osób, które objęły analizą stałe fragmenty gry, bo FC Midtjylland zwraca na to bardzo dużą uwagę.
Zrobiłeś to świadomie, wiedząc, że się na tym skupiają?
Tak. Przed pierwszą rozmową przeczytałem wszystko, co istnieje o klubie. Przeanalizowałem skład, transfery wychodzące i przychodzące, obecną formę — wiedziałem np. że od dawna brakuje im napastnika, który zapewnia regularność i wskazałem kilka przykładów z naszego rynku. Szef powiedział mi później, że bardzo im się to spodobało.
Byłem tylko trochę zaskoczony, bo zakładałem, że to praca zdalna, a okazało się, że chcą mnie na miejscu, w Danii.
Zorientowałeś się, gdy o ósmej rano zapytali, czemu nie ma cię w biurze?
(śmiech)
Ciekawostką jest to, że organizacja w Midtjylland wyglądała tak, że o godz. 9 wszyscy jemy wspólnie śniadanie. Trzy godziny później mamy lunch. Wszyscy ze sobą rozmawiają, czujemy się jak rodzina. Mogłem podpytać Kristoffera Olssona o baraże z Polską, Emiliano Martineza o fenomen Urugwaju. Niektórzy byli zaskoczeni taką otwartością i dostępnością.
Kristoffer Olsson i Robert Tarka
Pamiętasz pierwsze pytanie, jakie padło na rozmowie kwalifikacyjnej?
Pamiętam, bo długo zastanawiałem się nad odpowiedzią. “Gdybym zapytał twoich znajomych o twoją jedną dobrą i jedną złą cechę, to co by to było?”. Jako dobrą wskazałem perfekcjonizm, jako złą upartość.
Sprytnie, bo to uniwersalny argument. Upartość nie musi być jednoznacznie zła.
To samo odpowiedział — że upartość przydaje się zwłaszcza w skautingu, bo gdy jesteś przekonany do danego piłkarza, to często musisz drążyć temat do upadłego. Nie ukrywam, że to też była świadoma odpowiedź, bo po prostu starałem się bardzo dobrze przygotować. Była to dla mnie pierwsza tak istotna rozmowa w języku angielskim, więc odświeżyłem i to.
Rekrutacja do pionu sportowego jest tak samo złożona i wymagająca jak późniejsza rekrutacja zawodników do klubu?
Kwestia zawodników jest bardziej kompleksowa. Nie tylko oglądałem piłkarzy, ale interesowałem się wszystkim, co ich dotyczyło. Dokonywaliśmy głębokiego researchu o tym, jakim jest człowiekiem, zbieraliśmy rekomendacje. Pracownicy klubu i sztab szkoleniowy zwracali dużą uwagę na to, że chcą wiedzieć, jaki człowiek do nich trafia.
Przygotowywałem prezentacje boiskowe i pozaboiskowe dla mojego szefa, przypuszczam, że później były one wykorzystywane w bezpośrednich rozmowach z piłkarzami. Rąbka tajemnicy o kulisach takich negocjacji uchylił Dawid Kownacki, który w “Kanale Sportowym” opowiadał o rozmowach z FC Midtjylland, które były już bardzo poważne. Sam zwracałem klubowi uwagę na to, że wyrwanie takiego zawodnika za darmo to dla nas okazja, którą powinniśmy sprawdzić.
Wspominałeś o wywiadzie środowiskowym. Nie jest tak, że łatwiej sportretować zawodnika pod kątem psychologicznym już na miejscu, wysyłając go na rozmowę z ekspertem, niż poprzez badanie otoczenia? Często unika ono krytyki, wyciągania “brudów”.
To zależy, z jakiego rynku zbieramy informacje. FC Midtjylland ściąga zawodników z Ameryki Południowej, Afryki, Azji — to są różne środowiska. Przykładowo Ameryka Południowa to rynek, gdzie mając możliwość wykonania kilku telefonów więcej, jesteśmy w stanie dowiedzieć się, czy piłkarz przykłada się do treningów, co w Europie jest trudniejsze, a w Afryce często niemożliwe, bo po angielsku mówi czasami tylko agent czy pośrednik.
W tym wszystkim nie chodzi jednak tylko o rekomendacje i zbieranie opinii. Sprawdzanie mediów społecznościowych, śledzenie klubowych forów, przeglądanie wpisów kibiców na temat piłkarza. Analizowany jest też sposób, w jaki on sam się wypowiada. Pamiętam przykład jednego zawodnika, którego Twitter sugerował, że może mieć problemy z agresją.
Takie analizy są na tyle skrupulatne, że jeszcze gdy pracowałem w Polsce i analizowałem Caye Quintane, uznałem, że nie nadaje się fizycznie do naszej ligi. Teraz, gdy do Śląska Wrocław trafił Kenneth Zohore, pytałem o niego i po jednej rozmowie miałbym czerwoną flagę, ale może pion sportowy Śląska wie więcej i ma na niego pomysł.
Zawsze trzeba też uwzględniać kontekst dopasowania zawodnika do ligi i zespołu. Naszym zadaniem jako skautów jest po prostu zebranie jak najbardziej obszernego “materiału dowodowego”, który pomoże zminimalizować ryzyko.
Na jakim etapie skauci Midtjylland włączają się do obserwacji zawodnika? Czytałem wywiad z byłym dyrektorem skautingu FC Midtjylland, który wspominał o pięciu poziomach procesu rekrutacyjnego; o ograniczaniu liczby zawodników do obserwacji poprzez analizę danych.
W procesie skautingowym jest wiele etapów, włączane są w to różne osoby, także takie, które od lat są w klubie i pełnią rolę pewnego rodzaju doradców. Ich zdanie też się liczy. Na początku wszystko sprowadza się do tego, że każdy ma jakiś rynek, za który odpowiada. Ważne jest też to, jakie priorytety ma drużyna na dany rok lub sezon.
Przez większą część sezonu odpowiadałem za skauting młodzieżowy, szukałem zawodników na konkretne pozycje do grup młodzieżowych. Musiałem obserwować na bieżąco cały rynek, selekcjonowałem zawodników, na wspólnych zebraniach przedstawiałem aktualizację sytuacji. Jeżeli trafiał się piłkarz, którego uważałem, że musimy zakontraktować, musiałem to bardzo szybko zasygnalizować. Z czasem, gdy odszedł jeden z naszych pracowników, przejąłem po nim także obserwację seniorskich lig ze Skandynawii. Musiałem śledzić w szczególności zawodników, którzy akurat wchodzą do gry.
FC Midtjylland ma trochę “obsesję” na lokalny rynek. Często słyszy się o piłkarzach ze Szwecji czy Norwegii, którzy są na celowniku klubów np. włoskich – jeśli klub o nich nie wie, ma duży problem. Na pierwszym zebraniu szef powiedział mi, że daje mi czas, żebym zbudował wiedzę na temat rynku, za który będę odpowiadał. Miałem wolną rękę co do tego, jak to zrobię, ale dodał, że jeśli zapyta mnie o jakiegoś zawodnika, a ja nie będę niczego o nim wiedział, to będzie to duży minus. I odwrotnie: jeśli będę go znał i będę miał argumenty za tym, co powinniśmy zrobić, będzie to duży plus.
Mówimy o piłkarzach z kategorii wiekowej…?
Priorytetem byli najmłodsi: piętnaście, szesnaście, siedemnaście lat. Ale gdy zawodnicy prezentowali bardzo dobry poziom i byli w wieku osiemnastu lat, to nic nie stało na przeszkodzie. Dziewiętnastolatkowie byli już “za starzy”, bo nie pograliby długo w zespole U-19, a wiele jest przypadków zawodników za dobrych na U-19, a za słabych na seniorską piłkę.
Stadion FC Midtjylland
W skautingu młodzieżowym skupialiście się na potencjale ogólnym, który można nakierować w odpowiednią stronę, czy raczej na zawodnikach, którzy mają już określoną pozycję i których można rozwinąć w tym zakresie?
Mogę nawet podać przykład – Edward Sundbo Pettersen to piłkarz, w którym widziałem rozgrywającego, playmakera, a po kilku meczach naszych młodzieżówek zauważyłem, że jego rola się zmienia. Więcej biega, jest bardziej wszechstronny, pracuje w fazach przejściowych, odbiera piłkę, wysoko pressuje. Staje się rozgrywającym, ale na pozycji “szóstki”.
Wiele zależy od uwarunkować zawodnika. Jeśli da się zauważyć potencjał w jakimś innym zakresie, trzeba go rozwijać. Ciekawym przykładem może być też Pontus Texel, który jest nominalnym bocznym obrońcą, ale w momentach kryzysu mógłby pełnić rolę stopera czy “szóstki”.
Nie ma ograniczeń, najważniejszym kryterium było to, że zawodnik trafiający do naszej akademii musiał wytrzymać tempo gry na tym poziomie. Najczęściej było też tak, że dany piłkarz musiał mieć jakąś konkretną, wyróżniającą go cechę. Mój poprzednik mówił, że szuka w zawodnikach czegoś, czego nie mamy; co mogłoby przynieść korzyść dla zespołu.
Jeżeli miałby do tego jakąś jeszcze mocną stronę, to idealnie. Jeżeli np. jako pomocnik byłbym dobrym rozgrywającym, ale miałby problem z bieganiem, aktywnością, to w takim wieku da się to jeszcze nadrobić i rozwinąć. Wystarczy, żeby nie odstawał pod kątem motoryki. To bardzo istotne, bo np. obserwując młodzieżówki FC Midtjylland i młodzieżówki niektórych polskim drużyn, miałem wrażenie, że duński klub ma dużo lepszy zespół pod kątem fizycznym. Ci zawodnicy byli silniejsi.
Przygotowanie motoryczne odróżnia dziś zawodników, którzy zrobią karierę, od tych, którzy zostaną na pewnym poziomie? Mam wrażenie, że pod względem czysto piłkarskim, technicznym, różnice pomiędzy młodymi piłkarzami z danego rocznika nie są tak wielkie, ale właśnie motoryka wyróżnia tych najlepszych.
W dzisiejszej piłce zawodnicy muszą być szybcy i silni. Tak wygląda też liga duńska, w której intensywność jest bardzo wysoka. FC Midtjylland musi za tym podążać, musi szukać zawodników, którzy podołają tym wymaganiom. Piłkarze, którzy nie dają rady fizycznie, nie są brani pod uwagę nie tylko w Midtjylland, ale też w innych klubach.
Zawodnicy są przystosowani nie tylko do tego, że grają co trzy dni, ale też, że intensywność meczów w lidze i Europie jest podobna. Motoryka tutaj jest na innym poziomie, dba o to bardzo rozwinięty sztab szkoleniowy. W FC Midtjylland jest wysoko rozwinięty dział naukowy, który dostarcza i analizuje dane na temat przygotowania fizycznego. Wiedzą, którzy zawodnicy są w optymalnej formie, a którzy nie.
Ile osób jest zaangażowanych w taki proces?
Dział naukowy to trzy osoby pracujące na stałe i czwarta z akademii, która pomagała w konkretnych dniach. Sama akademia też ma zresztą dział naukowy. Do tego dochodzi jeszcze dział performance, który dba o to, żeby wdrażać w życie informacje uzyskane od działu naukowego. W ten sposób nadrabiane są wcześniej wskazane braki. Na wysokim poziomie jest też suplementacja, pamiętam ze wspólnych śniadań szczegółowe rozpiski dla każdego zawodnika.
Oczywiście można powiedzieć, że to wszystko na nic, bo sezon skończyliśmy na siódmym miejscu, dużo niżej niż się spodziewaliśmy, ale zdarza się. Złożyło się na to wiele spraw. Jednym z aspektów było to, że w trakcie sezonu z klubu odeszła bardzo istotna osoba odpowiadająca za przygotowanie zawodników. Wolałbym nie ujawniać nazwisk, ale mogę dodać, że ta osoba odeszła do klubu w Europie spoza lig TOP5, który zdobył mistrzostwo kraju w stylu, który robił duże wrażenie.
Zawodnicy tej drużyny byli świetnie przygotowani i prezentowali futbol na takiej intensywności, że aż przyjemnie było to oglądać. Wszystko tam działało jak w zegarku i wiem, że ta osoba mocno się do tego przyczyniła.
Rewolucjonista. Polak, który współpracuje z naukowcami z Midtjylland
Interesuje mnie jeszcze jedna rzecz – FC Midtjylland słynie z pracy na liczbach. W jakim stopniu używacie analizy danych w skautingu? Klub ma własne, wewnętrzne narzędzia, którymi zyskuje przewagę nad konkurencją.
To jedna z najważniejszych rzeczy w klubie. Z uwagi na klauzulę poufności nie mogę zdradzać szczegółów, ale na każdym etapie używamy danych do porównywania różnych rzeczy. Miałem dostęp do tych danych, pomagały mi w pracy, choć byłem oddelegowany bardziej do skautingu wideo. Wszystkie te narzędzia robiły jednak wrażenie. W klubie była osoba skupiona stricte na algorytmach, która potrafiła wyciągnąć z danych istotne rzeczy, przekazywane decyzyjnym.
Istotne jest też to, że FC Midtjylland ciągle rozwija te aspekty. Nie jest tak, że raz coś wymyślili i ciągle się na tym opierają.
Dlaczego Midtjylland, mając tak zaawansowane dane na własny użytek, nadal inwestuje w skauting tradycyjny? Czemu uważają, że nawet z tak wielką bazą danych nie są w stanie w stu procentach opisać piłkarza przy pomocy liczb?
Bo finalnie liczba nie odzwierciedla w pełni profilu zawodnika. Tego, w jaki sposób porusza się po boisku i jak na nim wygląda. FC Midtjylland działa dwutorowo, tak jak wiele innych nowoczesnych klubów. Tak samo działa Brighton, tak działają kluby należące do rodziny Platek – Casa Pia, Spezia. Jedni dostarczają dane, drudzy oglądają i zbieramy to w całość.
Są pozycje, które można dokładniej zmierzyć samymi danymi – tak np. jest z napastnikiem, gdzie dysponujemy dużą próbą strzałów z podziałem na konkretne miejsca na boisku. Są jednak pozycje, których tak dokładnie nie opiszemy. Liczby mówią o zawodniku wiele, ale bardzo ważne jest też to, jak piłkarze się poruszają, co wciąż łatwiej ocenić wzrokowo.
Różne kluby mają różne schematy i wymagają, żeby potencjalny nowy piłkarz się w nie wpisywał. Mogę powiedzieć, że gdy szukaliśmy napastnika do FC Midtylland, to mieliśmy grupę piłkarzy wyselekcjonowaną na podstawie analizy danych, ale na sam koniec przez cztery godziny oglądałem wideo z jego akcji tylko pod kątem tego, żeby sprawdzić, czy robi to, co robimy my. Czy zachowuje się tak, jak chcemy, żeby zachowywał się nasz napastnik?
Charakterystyczną cechą Midtjylland były rotacje między napastnikiem a skrzydłowymi. Anders Dreyer, który odszedł do Anderlechtu, bardzo często pełnił rolę fałszywej dziewiątki, w jego miejsce wbiegali Evander czy Kristoffer Olsson. Starałem się zobaczyć, jak porusza się Dreyer i jak kreuje strefy dla innych i odtworzyć sytuacje z gry danego napastnika, żeby porównać, czy będą one pasowały do naszych najczęstszych schematów gry.
Jak długo zajmuje zorientowanie się, czy to, co widzisz na wideo, nie wynika z przypadku?
Nie można ograniczać się tylko do obejrzenia bramek czy strzałów, trzeba prześledzić na tyle dużo materiału wideo, żeby mieć pewność, że konkretne zachowania można ocenić jako nieprzypadkowe. Jeżeli ktoś kilkukrotnie w meczu wykonuje dany ruch, a potem w kolejnych spotkaniach zachowuje się podobnie, to jest to jego styl, ktoś mu to wpoił, zakodował.
Czasami można dostrzec przypadek. Moim zdaniem w Skandynawii rzuca się to w oczy szczególnie w przypadku obrońców. Jest bardzo dużo chaosu jeżeli chodzi o ich poruszanie się i atak. W Czechach zachowania defensywne są bardziej przemyślane i poukładane.
Bardzo dobrym przykładem działania skautingu jest Emiliano Martinez. Mój kolega odpowiadający za skauting Ameryki Południowej znał go jeszcze z czasów gry w Nacional Montevideo. Jego temat pojawił się w FC Midtjylland w ostatnich dniach okienka transferowego, druga opcja była bardziej bezpieczna. Nie znałem tego zawodnika i na pierwszy rzut oka, gdy zobaczyłem, że przez prawie 300 dni nie grał w piłkę, pomyślałem, że ryzyko jest jednak duże. To jednak wyróżnia Midtjylland – oni to ryzyko podejmują, ale co ważniejsze: najpierw je minimalizują.
Człowiek, który odpowiadał za Amerykę Południową, znał Martineza od dwóch lat. Wiedział, co potrafi, jak się rozwinął, jaki miał problem. Znał specyfikę rynku – wiedział, że w tym regionie świata zawodnicy są trochę zapuszczeni, jeśli chodzi o siłownię. Często traktuje się to jako zbędną rzecz, bo najważniejsza jest gra w piłkę. Historia problemów Martineza została prześwietlona na wszelkie możliwe sposoby. Sztab medyczny ocenił, czy to coś, nad czym da się popracować, czy nie.
Finalnie Martinez został wypożyczony, szybko wywalczył miejsce w składzie i już go nie oddał. Niedawno zadebiutował w reprezentacji Urugwaju, jest topowym zawodnikiem, jednym z trzech najlepszych w składzie.
Piłkarze FC Midtjylland w meczu ze Sportingiem Lizbona w fazie pucharowej Ligi Europy 22/23
Czytałem o tym, że FC Midtylland zwraca dużą uwagę na Brazylię, bo to kopalnia talentów, przy czym klub działa w specyficzny sposób. Szuka piłkarzy, którzy są w dołku, bo rynek transferowy w Brazylii jest bardzo chaotyczny, wartości szybko się zmieniają. Zbieg okoliczności winduje cenę, spadek formy ją obniża i to właśnie wtedy najlepiej wyciągnąć piłkarza o dużym potencjale.
Mogę dodać, że liga brazylijska jest bardzo specyficzna. Duże kluby są bardzo bogate, kluby ze środka tabeli też potrafią zatrzymać zawodnika, gdy im na tym zależy. Trzeba szukać Martinezów, którzy nie grali przez 300 dni, ale mogą się jeszcze odbić.
Każdy rynek ma swoją specyfikę. Rynek polski charakteryzuje się tym, że kluby mają duże oczekiwania finansowe za zawodników, przy czym nie zawsze idzie to w parze z potencjałem. Dlatego najczęstsze transfery z Ekstraklasy do lig silniejszych to młodzi zawodnicy, bo oni ten potencjał mają. Zagraniczni zawodnicy odchodzą raczej do lig egzotycznych, orientalnych czy do Turcji.
FC Midtjylland jest otwarty na wszystkie kierunki. Gue-sung Cho przyszedł z Korei Południowej, Emam Ashour – którego dostałem do weryfikacji i oceniłem jako bardzo dobrego zawodnika, z tym zastrzeżeniem, że istniało wiele rzeczy takich jak kultura, klimat czy język, które trzeba byo wziąć pod uwagę i które mogą przeszkodzić w wykorzystaniu potencjału – z Egiptu.
Wróciłeś już do Polski, dziś pracujesz w Górniku Łęczna. Jakim skautem czujesz się po roku spędzonym w FC Midtjylland?
Współpracę zakończyłem wraz z końcem umowy, kilka osób było w podobnej sytuacji. W klubie zaszły spore zmiany, słabszy rok zmusił z jednej strony do obcięcia finansowania, z drugiej do zwiększenia go, żeby wyniki się poprawiły. Skauting będzie wyglądał trochę inaczej, doszło do restrukturyzacji. Tak jak mówiłem, powstała nowa siedziba, klub prowadzi też pewien projekt, o którego szczegółach nie mogę w ogóle mówić, ale wiem, że pochłonął on duże środki. Okres był więc wymagający.
Jeżeli zaś chodzi o mnie, to lubię skupiać się na detalach. Największą frajdę daje mi poszukiwanie środkowych obrońców i defensywnych pomocników – “szóstka” to dla mnie mózg drużyny. Rok w Danii otworzył mi oczy na bardzo kompleksowe ocenianie zawodników, wyciąganie wniosków z całej kariery, szukanie informacji pozasportowych, które są ciężkie do znalezienia. Piłkarzy można sprawdzać nawet w KRS-ie i wykorzystać tę wiedzę: jeśli ktoś prowadzi biznes, to może zainteresuje go możliwość opłacenia szkoleń w tym kierunku?
Praca w FC Midtjylland bardzo mnie rozwinęła, czuję, że mam wiedzę, która w pewnym sensie wykracza poza to, co oferował mi polski rynek. Chciałbym ją wprowadzać, wykorzystać know-how, rozwijać projekt w podobnym stylu.
Tylko czy coś, co fajnie funkcjonuje na zachodzie, spełni się w polskich realiach? Dawid Szwarga zwracał kiedyś uwagę, że jeżdżenie do Barcelony i podziwianie jak działa, nic nie da. Trzeba wybrać konkretne elementy, które mogą się przydać i je wdrożyć.
Są rzeczy, które są proste do wykonania, a mogą diametralnie zmienić funkcjonowanie zespołu – począwszy od odpowiedniego przygotowania fizycznego zawodników. To zależy głównie od wiedzy ludzi, od tego, co mają w głowach. Mam wrażenie, że czasami bagatelizujemy pewne rzeczy, że wydaje nam się, że coś jest łatwe. Teraz wiem, jak to działa w klubach takich jak FC Midtjylland. Że stałe fragmenty gry są godzinami analizowane przez sztab ludzi, którzy wybierają najlepsze możliwe warianty, które później sprawdzają się w praktyce.
W sezonie 2017/2018 FC Midtjylland miał 323 stałe fragmenty gry, w tym 129 rzutów rożnych i osiem procent skuteczności. Porównajmy to ze Śląskiem Wrocław z poprzedniego sezonu, mam akurat dane sprzed pięciu ostatnich kolejek – 204 stałe fragmenty gry, w tym 127 rzutów rożnych i jeden procent skuteczności. Gdyby skuteczność była choćby czteroprocentowa, Śląsk byłby pewnie na miejscach 10-11. Ale tam każdy stały fragment gry to konkretny plan, a u nas jest to, co akurat wyjdzie.
Odpowiedni specjaliści mają ogromny wpływ na wyniki i funkcjonowanie zespołu. Tego nauczyło mnie FC Midtjylland.
WIĘCEJ O KULISACH DZIAŁANIA ZAGRANICZNYCH KLUBÓW:
- Jak pilot myśliwca pomógł w sukcesie Bodo/Glimt? [REPORTAŻ Z NORWEGII]
- Powstali z popiołów, ograli Tottenham. Słoweńcy opowiadają o fenomenie NS Mura
- Dyrektor sportowy FC Zurich odsłania kulisy szwajcarskiego futbolu
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, archiwum prywatne