Reklama

Słaba Legia wypunktowała beznadziejną Cracovię

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2023, 20:11 • 4 min czytania 29 komentarzy

– Tym razem to nie jest tak, że Legia Warszawa „musi” wygrać u siebie, a my tylko „możemy”. Dzisiaj my też musimy zdobyć trzy punkty – mówił przed dzisiejszym spotkaniem Jacek Zieliński i trudno było nie przyznać racji trenerowi Cracovii. Problem tylko w tym, że „Pasy” tych słów szkoleniowca nie potwierdziły postawą na boisku. Ekipa z Krakowa zaprezentowała się po prostu żałośnie – bez jakichkolwiek argumentów w ofensywie, bez choćby próby dociśnięcia przeciwnika do muru. A kiedy doszły też do tego kompromitujące pomyłki pod własną bramką, to gospodarze – również bardzo przeciętnie dysponowani – po prostu nie mogli z tak sprzyjających okoliczności nie skorzystać.

Słaba Legia wypunktowała beznadziejną Cracovię

Cracovia przyniosła dziś Legii trzy punkty na złotej tacy, zamiast walczyć o nie na śmierć i życie.

Zawstydzający występ.

Przed przerwą – paździerz

O pierwszej połowie dzisiejszego spotkania to, tak szczerze mówiąc, nie chce nam się nawet opowiadać. Bo i nie ma o czym mówić. Cracovia przed przerwą nie pokazała na boisku przy Łazienkowskiej kompletnie nic, a gospodarze dali z siebie niewiele więcej. Jasne, można podopiecznych Kosty Runjaica chwalić, że przynajmniej starali się prowadzić grę, że szukali swoich szans po dośrodkowaniach. Tylko że to wszystko toczyło się w zdecydowanie zbyt wolnym tempie, by zaskoczyć głęboko cofniętą drużynę z Krakowa, która zresztą nieźle się spisywała w walce o górne piłki. Legia nie wrzuciła nawet trzeciego biegu.

Zawodzili w zespole „Wojskowych” przede wszystkim ci, którzy powinni robić różnice indywidualnymi zrywami albo dynamiczną grą na jeden kontakt. Wszołek praktycznie nie istniał na skrzydle, Kun popełniał proste błędy techniczne i zmarnował najlepszą szansę strzelecką Legii, Muci z piłką przy nodze poruszał się ze swobodą i zwrotnością tankowca, a Gual – jak to często w jego przypadku bywa, przynajmniej ostatnimi czasy – koncentrował się przede wszystkim na wymachiwaniu rękami i rzucaniu pełnych rozczarowania spojrzeń w stronę partnerów, kiedy tylko nie odnaleźli go podaniem. Sęk w tym, że Hiszpan na ogół znajdował się akurat w takich strefach boiska, gdzie po prostu nie dało się do grać mu piłki. Nawet Josue, który na murawie widzi przecież wszystko, ma swoje ograniczenia.

Reklama

To w sumie wymowne, że nawet tak nędznie dysponowana Legia prezentowała się wyraźnie lepiej od Cracovii. Zawodnicy Jacka Zielińskiego nie mieli po prostu żadnego pomysłu na ten mecz. Żadnego. O grę w ataku pozycyjnym w wyjazdowym starciu z Legią „Pasów” byśmy oczywiście nie posądzali, ale goście nawet w kontratakach prezentowali się beznadziejnie. Dwa-trzy kontakty z futbolówką, strata i powrót w okolice własnej szesnastki. Tak można w skrócie podsumować pierwszą fazę meczu w wykonaniu krakowskiego zespołu, a przecież – powtórzmy – przyjezdni mieli dzisiaj szukać przy Łazienkowskiej kompletu punktów, a nie modlić się o remis.

Cracovia zasłużenie wypunktowana

Zresztą modlitwy krakowian i tak nie zostały wysłuchane, bo na samym początku drugiej odsłony spotkania Legia postanowiła wreszcie przyspieszyć, co natychmiast przełożyło się na całą serię podbramkowych sytuacji dla „Wojskowych”. Tuż po przerwie wynik otworzył Patryk Kun, który dopadł do piłki po tym, jak fatalne wyjście do dośrodkowania zaliczył bramkarz Sebastian Madejski. Zaraz potem powinno być 2:0 dla gospodarzy, ale Wszołek w naprawdę dogodnej sytuacji nie dostrzegł lepiej ustawionego Guala. A po chwili ten ostatni w popisowym wręcz stylu spartaczył genialne otwierające podanie od Josue.

Krótko mówiąc – Legia przestała dreptać, a zaczęła grać.

I to był de facto koniec marzeń Cracovii na wywiezienie ze stolicy choćby punktu.

Okej, próbował Zieliński coś namieszać zmianami. Dość szybko zdjął z boiska katastrofalnie dysponowanego Rakoczego, zjazd do bazy zanotował też równie marnie się prezentujący Makuch. Ale impuls ze strony zmienników wystarczył na pięć, może siedem lepszych minut w wykonaniu Cracovii. Potem goście powrócili do punktu wyjścia, czyli kopania się po czole, a ich beznadziejny występ w samej końcówce spotkania spuentował Kamil Glik, który dał sobie nabić łokieć we własnym polu karnym, co oczywiście zakończyło się wskazaniem arbitra na jedenasty metr. Blaż Kramer się nie pomylił i uderzeniem z rzutu karnego pogrążył ekipę „Pasów”.

***

Reklama

Naprawdę nie musiała się dzisiaj Legia specjalnie wysilić, żeby wypunktować Cracovię. Pod bramką Tobiasza nie działo się właściwie nic, a w szesnastce „Pasów” goście sami dokładali sobie kłopotów, wyręczając graczy z Warszawy. Oczywiście w Ekstraklasie działy się już różne cuda, więc nie wykluczamy, że w kolejnym starciu obu ekip – a to odbędzie się już 20 grudnia – zobaczymy zupełnie inną Cracovię. Ale to już jest naprawdę ostatni dzwonek dla Jacka Zielińskiego, by w jakiś sposób wstrząsnąć swoimi podopiecznymi. Bo jeśli mu się nie powiedzie, to w przerwie zimowej „Pasami” będzie już pewnie potrząsał inny szkoleniowiec.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

29 komentarzy

Loading...