Nie mamy dobrych informacji: to znów nie był nasz dzień. Wśród Polaków drugiej serii w Engelbergu zameldowali się jedynie Kamil Stoch i Piotr Żyła. Obaj skończyli zmagania w trzeciej dziesiątce, a zaskakująco punktów nie zdołał zdobyć Dawid Kubacki. Bohaterem wieczoru okazał się natomiast Pius Paschke. Gość, który w wieku 27 lat… dopiero przebijał się w Pucharze Świata. A dziś jako 33-latek został triumfatorem zawodów tej rangi.
Nie jest łatwo być polskim kibicem skoków w tym sezonie. Do teraz czekamy na większy przebłysk formy Biało-Czerwonych. Piszemy o tym w zasadzie co tydzień i wymieniamy argumenty, dlaczego miałoby to nastąpić właśnie w ten weekend. Co jednak przemawiało za Engelbergiem?
Po pierwsze, do Pucharu Świata powrócił Kamil Stoch. Nasz Orzeł zrobił sobie przerwę na indywidualne treningi po czterech nieudanych konkursach. A w Engelbergu w całej karierze już dziesięć razy stawał na podium, co wyraźnie sugerowało, że skocznia Gross-Titlis-Schanze mu służy. Liczyliśmy więc, że drugi raz w tym sezonie zdobędzie punkty do klasyfikacji generalnej.
W zeszłym tygodniu polska reprezentacja zrobiła również mały krok do przodu. W sobotnim konkursie w Klingenthal po raz pierwszy w tej edycji nasi reprezentanci wskoczyli do drugiej dziesiątki. Piotr Żyła był 11. a Dawid Kubacki 15. W niedzielę jednak nie powtórzyli tych wyników i znów byli w trzeciej dziesiątce.
– Wiem, że te dobre skoki są we mnie. Trzeba po prostu nad nimi z dnia na dzień ciężko pracować – mówił po sobotnim konkursie dla TVN Kubacki.
Warto też podkreślić, że przed wyjazdem do Szwajcarii nasi zawodnicy trenowali w Zakopanem. Bez Żyły, którego nieobecność nie została spowodowana kontuzją, bo jego udział w ćwiczeniach… “nie był planowany”, jak informował Polski Związek Narciarski. Jednak to właśnie Żyła najlepiej spisał się we wczorajszych kwalifikacjach, w których był siódmy. Kubacki, Stoch i Paweł Wąsek zajęli z kolei miejsca w trzeciej dziesiątce.
Jeśli chodzi o rywali, to po dominacji Krafta przez pierwsze dwa weekendy, w Niemczech w zeszłym tygodniu dwa razy triumfował Karl Geiger. Rywalizacja tych dwóch panów w Szwajcarii zapowiadała się zatem emocjonująco.
Zmiany na lepsze? Nie widać
Ciężko przewidzieć w tym sezonie przed każdym konkursem, jak dokładnie poradzą sobie nasi. Choć jedno akurat pozostaje niezmienne. Nie zajmujemy miejsc w czołówce. Dziś można powiedzieć, że zaskoczył Kubacki. Choć niestety negatywnie – nie zakwalifikował się do finałowej serii. Przed turniejem spekulowało się, że być może powinien, tak jak wcześniej Stoch, odpuścić start i potrenować indywidualnie. Powiedzmy tak: jest szansa, że nie byłby to zły pomysł. Skoro 128 metrów dało mu dziś dopiero 33. miejsce. Thomas Thurnbichler na antenie TVN skomentował występ Kubackiego tak:
– Musimy spojrzeć na to realistycznie. Muszę Dawida chronić. Nie możemy oczekiwać w tym roku, że Dawid powtórzy wyniki z zeszłego sezonu. Ma dużo rzeczy, z którymi się zmaga w tym sezonie. Musimy się pozbyć oczekiwań wobec niego.
Jak natomiast wspomniane trening indywidualne zadziały na Stocha? Po pierwszej turze skoków zajmował najwyższą z Polaków, 20. pozycję. Żyła był zaś 27. Prowadził Andreas Wellinger, który skoczył, co ciekawe, zaledwie 133 metrów. Czemu zaledwie? Bo w Engelbergu można latać o wiele dalej. Jednak ze względu na kapryśny wiatr sędziowie dwa razy decydowali dziś o skróceniu rozbiegu.
W finale mieliśmy cichą nadzieję, że naszych dwóch skoczków poprawi swoje miejsca. Udało się to jednak tylko Żyle (22.), bo Stoch spadł o jedno oczko. Na podium natomiast ostatecznie zabrakło Wellingera, ale obstawili je Stefan Kraft, Marius Lindvik, no i oczywiście Pius Paschke. To przy nim musimy się zatrzymać. Niemiec odniósł bowiem pierwsze karierowe zwycięstwo w wieku, jak wspomnieliśmy, 33 lat. Trudno o lepszy przykład, że ciężką pracą oraz cierpliwością można w sporcie zdobywać szczyty. Pius nigdy nie był uważany za wielki talentów skoków narciarskich. A teraz nie dość, że był najlepszy w światowej stawce w konkursie w Engelbergu, to jest na ten moment trzecim skoczkiem generalki. Tylko bić brawo.
No i czerpać inspiracje, bo mimo trudnych tygodni wciąż mamy nadzieję, że Polacy jeszcze w tym sezonie nie powiedzieli ostatniego słowa. Może jutro, może w trakcie Turnieju Czterech Skoczni zobaczymy coś, po czym sam Thomas Thurnbichler poczuje satysfakcję?
Fot. Newspix.pl