Reklama

Ten „mecz” nie miał prawa się odbyć

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

02 grudnia 2023, 22:54 • 4 min czytania 32 komentarzy

W Mielcu nie zagrali. W Gliwicach zaczęli, ale przerwali. A w Kielcach mecz się odbył, choć nie wiadomo po co i nie wiadomo też, czy słowo „mecz” jest w ogóle adekwatne do tego, co zobaczyliśmy na stadionie Korony. Uznajmy, że w stolicy województwa świętokrzyskiego zobaczyliśmy dziś zawody w niszowej, nieznanej jeszcze szerzej dyscyplinie futbolopodobnej. Coś, co NIE MIAŁO PRAWA SIĘ ODBYĆ. 

Ten „mecz” nie miał prawa się odbyć

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej: wielki szacunek dla wszystkich, którzy przetrwali te warunki atmosferyczne. Naprawdę współczuliśmy zawodnikom, gdy patrzyliśmy na gromadzący się na murawie śnieg. Bolało nas słuchanie wypowiedzi Bartosza Mrozka o zamarzniętych stopach, którą wygłosił w przerwie przed kamerą Canal+. Przez cały dzień w Kielcach trwała walka o murawę. Organizatorzy naprawdę dobrze się spisali. Na godzinę przed spotkaniem boisko wyglądało na świetnie ogarnięte (jak na tę pogodę). Gdy mecz się zaczynał, było już średnio, a pod koniec – dramatycznie.

Ale to już oczywiście nie wina organizatorów, bo to nie oni odpowiadają za to, że pada śnieg. Nasza liga jest jaka jest. Wcześnie zaczynamy, późno kończymy, dołożyliśmy sobie dwie drużyny do szesnastu, żeby nam nie było za mało meczów. Nakazujemy naszym klubom instalowanie podgrzewanych muraw i słusznie, nic tylko przyklasnąć, tylko że nawet one nie poradzą sobie przy takiej aurze. Mówiąc wprost: czasem trzeba odpuścić. W Gliwicach odpuścili. W Kielcach nie.

A to wielki błąd.

Zawsze, kiedy odwoływane są takie spotkania, pada bardzo słuszny argument o tym, że „najważniejsze jest zdrowie zawodników”. No więc gdy starcie meczopodobne jednak zostało rozegrane, musimy zapytać: czy naprawdę nie dało się uniknąć urazu Adriela Ba Louy?

Reklama

Jeszcze nie wiadomo, co z Iworyjczykiem, którego forma w ostatnich tygodniach zwyżkowała, ale fakty są niezaprzeczalne: upadł na murawę bez kontaktu z rywalem (poślizgnął się na śniegu), nie był w stanie kontynuować gry, uszkodził lewy bark, przez którego kontuzję ostatnio pauzował. Czy naprawdę nie dało się tej sytuacji uniknąć? Coś by się stało, gdybyśmy przełożyli ten mecz? Czy musieliśmy grać za wszelką cenę?

Piłkarsko wyglądało to tak, jak wyglądało. Statystyki z końca meczu to jakieś anomalia. Celność podań: 53 procent do 68. Przebiegnięte kilometry: żadna z obu ekip nie wykręciła nawet stu (no bo jak przy takiej pogodzie?). Jedna wielka kopanina. Wybijanie piłki na oślep, byle nie popełnić błędu. Nieskładne akcje jedna po drugiej. Czasem zdarzyły się przebłyski, jak choćby w akcji bramkowej, gdy Velde pięknie przymierzył przy słupku (o dziwo pod koniec meczu, gdy warunki były już dramatyczne), ale to tylko krótkie migawki.

Nieźle na tej zaśnieżonej murawie wyglądał też Pereira. Zdarzyło mu się posłać kilka wrzutek w swoim stylu, których połowa ligi nie powtórzyłaby z taką regularnością nawet na równiutkim boisku. Na plus pokazali się obaj bramkarze, Dziekoński odbijał przed siebie, Mrozek fruwał, to oni mieli dziś najtrudniejsze zadanie, bo nawet nie mieli jak się rozgrzać. Te małe plusiki nie zmieniają faktu, że trudno rozmawiać o futbolu po tym czymś. Normalnie po meczu rozmawia się o piłkarzach: ten zagrał źle, ten zagrał dobrze, ale tu nie ma to absolutnie żadnego sensu. Przecież żaden z zawodników nie szkolił się do gry w takiej zamieci śnieżnej.

Ten mecz po prostu nie miał prawa się odbyć.

To stąd taka ocena dla Bartosza Frankowskiego (dwójka). To arbiter do spółki z delegatem mogli podjąć decyzję o przełożeniu spotkania. Jedni pewnie naciskali, bo ponieśli koszta organizacji wydarzenia i od rana napracowali się nad murawą. Drudzy pewnie naciskali, bo przyjechali z Poznania, więc lepiej mieć już z głowy. Ale rolą sędziego nie jest spełnianie życzeń poszczególnych zespołów, a trzeźwa ocena tego, czy da się rozegrać spotkanie w bezpiecznych warunkach. Powiecie, że na początku meczu aż tak źle to nie wyglądało? No dramatu nie było, faktycznie, ale arbiter decyduje nie tylko na podstawie tego, co widzi, lecz także musi wziąć pod uwagę prognozy. A te… No wiadomo było, że będzie sypać tak, że piłkarze będą mogli pod koniec ulepić bałwana (co zresztą zrobili).

Całe szczęście, że skończyło się tylko na jednej kontuzji. Oby niegroźnej. Zdrówka, panie Ba Loua.

Reklama

Swoją drogą, to trochę memiczne, że przychodzący latem Gholizadeh miał się wykurować już za chwileczkę, już za momencik, a jego debiut w wyjściowym składzie „Kolejorza” przypadł na spotkanie w takich warunkach, że świata nie było widać. 

WIĘCEJ O SOBOCIE W EKSTRAKLASIE:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Piotr Rzepecki
1
Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Piotr Rzepecki
1
Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Komentarze

32 komentarzy

Loading...