Reklama

„Mamy światu wiadomość do przekazania”. O reprezentacji uchodźców na igrzyskach

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 października 2023, 22:56 • 15 min czytania 9 komentarzy

Widzieli za dużo wojny. Zbyt wiele okrucieństwa i przemocy. Uciekli. Jedni tuż za granicę, inni znacznie dalej. W nowej rzeczywistości odnaleźli się poprzez sport. Pomóc postanowił im Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Dziesięciu pojechało przez to na igrzyska do Rio de Janeiro. Dwudziestu dziewięciu – do Tokio. W Paryżu może być ich jeszcze więcej. Uchodźcy, występujący nie dla konkretnego narodu, a dla ludzi takich, jak oni. Jaka jest historia ich reprezentacji na igrzyskach? 

„Mamy światu wiadomość do przekazania”. O reprezentacji uchodźców na igrzyskach

*** 

W lutym tego roku Anjelina Nadai Lohalith wygrała w zawodach Pucharu Europy Mistrzów Klubowych w biegach przełajowych. To było jej pierwsze międzynarodowe zwycięstwo, ale też pierwszy taki sukces w lekkiej atletyce osiągnięty przez osobę, która w CV ma bycie członkinią olimpijskiej reprezentacji uchodźców.

Lohalith miała ledwie sześć lat, gdy jej rodzina uciekła z rodzinnego Sudanu Południowego. Nowy dom znaleźli w Kenii, w obozie dla uchodźców. Jej talent odkryto kilka lat później, gdy była już w szkole średniej. Z kolei w 2015 roku nauczyciel zachęcił ją, by wzięła udział w zawodach organizowanych przez Tegla Loroupe Peace Foundation. Pokazała się tam z dobrej strony, postanowiono zapewnić jej treningi.  

Rok później znalazła się już na igrzyskach. W Tokio również startowała. I najpewniej pojawi się w Paryżu. Gdyby nie reprezentacja uchodźców, nie pojechałaby tam w ogóle. Ba, najpewniej w ogóle by nie biegała.  

*** 

Lohalith trafiła w moment. Drużyna uchodźców zaczęła powstawać w podobnym okresie. Thomas Bach, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) ogłosił jej powołanie podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2015 roku. Zespół, jak ogłaszał komunikat MKOl, stworzono między innymi w celu „zwiększenia świadomości globalnego kryzysu uchodźczego”. 

Reklama

A to zdecydowanie było potrzebne.  

2015 rok to właśnie początek globalnego kryzysu uchodźczego na wielką skalę. Wojna w Syrii, ale też konflikty oraz pogarszające się warunki życiowe w wielu innych krajach, spowodowały, że miliony ludzi szukały schronienia u bogatszych, lepiej sytuowanych sąsiadów, a niektórzy również znacznie dalej. Wielu trafiało do Europy, często podróżując w fatalnych warunkach, czy to łodziami, czy drogami.

Anjelina Lohalith na igrzyskach w Rio de Janeiro. Fot. Newspix

Według wyliczeń ekspertów, liczba uchodźców w tamtym okresie sięgała nawet 65 milionów. To więcej niż wynosi populacja Hiszpanii czy Włoch. Naturalne, że w tym gronie trafili się też sportowcy. MKOl postanowił im pomóc. Stworzenie reprezentacji uchodźców było jednym z tych ruchów, innym – zapewnienie środków finansowych odpowiednim organizacjom. Po pierwsze tym, które bezpośrednio wspomagają uchodźców. Po drugie tym odpowiedzialnym za ich rozwój sportowy. Po trzecie – takim, za sprawą których zawodnicy, mający szansę na udział w igrzyskach, mieli możliwość trenować. A więc na przykład klubom sportowym. 

Dla uchodźców uciekających przed wojną czy terroryzmem, to dosłownie koło ratunkowe – mówił Ali Noorani, dyrektor Narodowego Forum Imigracyjnego, organizacji z siedzibą w USA, monitorującej kryzys. Strategia MKOl-u zyskała więc uznanie. Oczywiście, nie była to kompletna nowość. W historii ruchu olimpijskiego zdarzali się sportowcy startujący pod olimpijską flagą. Niezależni, z różnych powodów, choćby dlatego, że ich kraj został wykluczony z igrzysk (tak startowali Rosjanie przed wojną, przez afery dopingowe), natomiast oni otrzymali inną możliwość startu, nie pod jego flagą.

Reklama

Ale cała reprezentacja z olimpijską flagą i olimpijskim hymnem? To była zupełna nowość. 

Mamy nadzieję, że świat otrzyma naszą wiadomość. Chcemy pokazać, że sport i olimpijskie wartości to coś, w co można uwierzyć – mówił wówczas Pere Miró, jedna z ważniejszych postaci w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. Z pewnością wiadomość otrzymali sportowcy i sami uchodźcy.

Syria, Sudan Południowy, Demokratyczna Republika Konga, Iran i Irak. Zawodnicy i zawodniczki z tych krajów jako pierwsi trafili do reprezentacji uchodźców. Część z nich dziś ma już obywatelstwa krajów, które wówczas ich przyjęły: Niemiec, Wielkiej Brytanii czy innych. Jednak to za sprawą reprezentacji uchodźców mogli spełniać marzenia.  

Z tą myślą wyselekcjonowano pierwszych z nich. Każdy miał za sobą historię o ucieczce. 

Choćby Yusra Mardini, na podstawie historii której powstał nawet film. Razem z siostrą uciekły z Syrii na nadmuchiwanym pontonie, który zaczął przeciekać, a większość osób na nim nie potrafiła pływać. One trenowały pływanie, więc wskoczyły do wody i przez kilka godzin kierowały nim przez morze. Uratowały i siebie, i innych. Z Iranu uciekła z kolei Raheleh Asemani, taekwondzistka, która trafiła do Belgii, a z czasem zaproszono ją nawet na treningi tamtejszej reprezentacji. Z kolei Popole Misenga i Yolande Mabika wyjechali z Konga, przedostając się ostatecznie za Ocean, do Brazylii. Trenowali tam pod opieką brazylijskiej federacji judo.

CZYTAJ TEŻ: BOMBY, ZEPSUTY PONTON I UCIECZKA Z KRAJU. JAK YUSRA MARDINI DOTARŁA NA IGRZYSKA

Widziałem za dużo wojny. Za dużo śmierci. Chcę zdobyć medal dla wszystkich uchodźców – mówił pierwszy z nich „Guardianowi”. Nie udało mu się, ale na igrzyskach pojawił się dwukrotnie, przy okazji zwracając uwagę dziennikarzy na to, jak trudna jest sytuacja uchodźców związana z wizami – sam wielokrotnie otrzymał odmowę wjazdu do kraju, gdzie akurat miały mieć miejsce ważne zawody.  

To zresztą pokazywało, że wiele pozostaje do zrobienia. Ale wszystko w pewnym sensie działo się wręcz na wariackich papierach. Od powołania reprezentacji uchodźców do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro zostawał przecież niespełna rok. Celem było w ogóle się tam pojawić, wysłać sygnał. Jak mówił Thomas Bach: 

– Uchodźcy nie mają domu, reprezentacji, flagi, hymnu. My zaoferujemy im dom w wiosce olimpijskiej, wraz ze wszystkimi sportowcami ze świata. Zagramy im hymn olimpijski, a na stadion powiedzie ich olimpijska flaga. Staną się symbolem nadziei dla wszystkich uchodźców. […] Pokażą, że mimo tragedii, jakie ich spotkały, każdy może wspomóc społeczeństwo za sprawą swoich talentów, umiejętności, a także ludzkiej siły i ducha.  

Początkowo liczba osób, które „mogły stać się częścią reprezentacji” wynosiła 43. Większość, co naturalne, na igrzyska nie pojechała. Do Rio trafiła ich ostatecznie dziesiątka.  

*** 

Jeszcze przed igrzyskami, 26 kwietnia 2016 roku przez Eleanos, obóz uchodźców i migrantów w Atenach, przebiegła sztafeta z ogniem olimpijskim. Pochodnię niósł wówczas Ibrahim Al-Hussein. Jeden z nich. Syryjczyk, który uciekł do Grecji.  

Al-Hussein dorastał w prowincji Deir Ezzor, blisko granicy z Irakiem. Od dziecka uprawiał sport. Judo, koszykówkę, pływanie – nieważne. Wszystkie uwielbiał. Marzył o występie na igrzyskach olimpijskich. W 2012 roku wydawało się, że nigdy mu się nie uda. W bombardowaniu ranny został jego przyjaciel, więc Ibrahim pospieszył mu na pomoc. Sam został trafiony, amputowano mu prawą nogę na wysokości połowy łydki. 

Dwa lata później uciekł z ojczyzny. Najpierw do Turcji, potem na Samos, jedną z greckich wysp. Tam zagwarantowano mu schronienie, a gdy urządził się na miejscu, na nowo zaczął uprawiać sport. Został uczestnikiem wielu lokalnych lig, grał w koszykówkę na wózku, pływał na 50 metrów stylem dowolnym. Z czasem przeniósł się do Aten. 

Był więc idealnym kandydatem na to, by przez zlokalizowany tam obóz ponieść olimpijski ogień. 

Moim celem było nigdy się nie poddać. Zawsze iść do przodu. Mogę to zrobić poprzez sport. Ogień niosę nie tylko dla siebie, ale też dla Syryjczyków, dla uchodźców wszędzie dookoła świata, dla Grecji, dla sportu, dla moich zespołów: pływackiego i koszykarskiego – mówił. Kilka miesięcy poźniej, jako członek reprezentacji uchodźców, po raz pierwszy wystąpił na igrzyskach paraolimpijskich. 

*** 

Podobnie o swoim życiu mógł opowiadać każdy, kto pojechał do Rio de Janeiro, by wystartować tam w reprezentacji uchodźców.  

Mamy światu wiadomość do przekazania. Przybyliśmy tu jako uchodźcy, ale też ambasadorzy innych uchodźców. Chcemy pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić, że możemy robić to, co i inni ludzie. Chcemy promować pokój dookoła świata. To wszystko daje mi też nadzieję, że pewnego dnia będę mógł reprezentować swój własny kraj, że nie pozostanę uchodźcą na zawsze – mówił Yiech Pur Biel.  

On uciekał z Sudanu Południowego, na igrzyskach startował w biegu na 800 metrów. Trafił do jednego z wielu obozów dla uchodźców w Kenii (największy liczy około 200 tysięcy osób!), z których wyłoniło się zresztą wiele talentów, głównie biegowych. Podobnie jak jego rodacy: James Chiengjiek, Paulo Lokoro, Rose Lokonyen i Anjelina Lohalith, od której rozpoczął się ten artykuł. 

Chiengjiek swój talent też odkrył już w Kenii, gdy okazało się, że w szkole znanej z prowadzonego tam programu biegowego, wygrywał z tamtejszymi dzieciakami. Z kolei Lokoro szybko trafił pod skrzydła Tegli Louroupe, byłej rekordzistki świata w maratonie, która odkryła jego możliwości w obozie. Gdyby tam nie uciekł, pewnie nigdy by nie biegał. A nawet jeśli, to w dużo gorszych warunkach. Sam mówił, że wcześniej ani razu „nie miał na stopach odpowiednich butów”. Rose Lokonyen rok przed powołaniem w życie reprezentacji uchodźców, nie biegała jeszcze w żadnych zawodach, ale w obozie okazało się, że była naprawdę szybka.

Większość z nich uciekała z rodzinnego kraju jako dzieci. Choćby Lohalith, która miała wówczas osiem lat, a do Kenii wzięła ją ciotka. Przez kolejnych kilkanaście nie widziała swoich rodziców. Jak sama przyznawała: „to nadzieja na ich ponowne spotkanie motywowała ją do treningów i startów”. Na początku 2021 roku i oni trafili do obozu uchodźców. Wreszcie mogli się zobaczyć.

Do tego z Demokratycznej Republiki Konga uciekali wspomniani Popole Misenga i Yolande Bukasa Mabika (na zdjęciu głównym). Z Syrii Yusra Mardini i Rami Anis. Z Etiopii Yonas Kinde. Nikt z nich nie zdobył medalu, właściwie to w Rio nie byli tego nawet blisko. Osiągnęli jednak coś znacznie ważniejszego. 

– Ten zespół zdobył globalny rozgłos i w krótkim okresie zmienił sposób rozmowy o uchodźcach. Bez wątpienia za sprawą obecności na igrzyskach pozostawili swoje dziedzictwo, ale też zainspirowali nas wszystkich, byśmy pracowali na rzecz pokoju i pomogli tym, którzy zmuszani są do ucieczki. Ci sportowcy to prawdziwi olimpijczycy. Dopingowali innych, zawarli przyjaźnie z osobami z całego świata – mówiła Kelly T. Clements, piastująca stanowisko Zastępca Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców przy Wysokim Komisarzu Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. ONZ współpracował zresztą z MKOl-em niemal od początku w kwestii reprezentacji uchodźców.  

Ta z Rio de Janeiro była ich wspólnym sukcesem. Nie był to jednak koniec tej inicjatywy, a zaledwie jej początek. 

*** 

Na tegorocznych mistrzostwach świata w lekkiej atletyce też wystąpiła drużyna uchodźców.  

Liczyła sześć osób, biegała tam również Anjelina Lohalith. Poza nią zjawili się tam też Tachlowini Gabriyesos (pochodzi z Erytrei), który jako pierwszy sportowiec-uchodźca przed igrzyskami w Tokio uzyskał automatyczną kwalifikację olimpijską; Omar Hassan (z Etiopii, mieszka w Danii); Mohammad Amin Alsalami (Syryjczyk, od 2015 roku w Niemczech), który para się skokiem w dal, co u uchodźców wyjątkowe, większość bowiem biega; Fouad Ibdafdil (Maroko) oraz Perina Lokure Nakang (Sudan Południowy), trenowana przez Janeth Jepkosgei, mistrzynię świata na 800 metrów z 2007 roku. 

Wcześniej podobna ekipa stawiła się na igrzyskach europejskich organizowanych w Małopolsce. Choć sportowcy w niej pochodzili spoza Starego Kontynentu, to ze względu na to, gdzie zamieszkali, mogli wystartować na europejskiej imprezie. Zrobiła to choćby Dina Pouryounes Langeroudi, uznawana za spory talent w taekwondo. Ona swoje pierwsze medale sporych turniejów zdobywała zresztą jeszcze wtedy, gdy mieszkała w obozie dla uchodźców. Uciekała z Iranu, trafiła do Holandii. W dorobku ma między innymi wicemistrzostwo Europy z 2018 roku. 

Kimia Alizadeh, jej rodaczka, to też taekwondzistka. Ba, to nawet medalistka olimpijska, ale… jeszcze w barwach ojczyzny. W Rio zgarnęła brąz, uciekła dopiero potem, teraz reprezentuję drużynę uchodźców. Jak sama mówiła: – W Iranie byłam jedną z milionów uciśnionych kobiet. […] Żadna z nas nie ma dla nich znaczenia, jesteśmy tylko narzędziami. Jako uchodźczyni może i nie ma ojczyzny, ale odzyskała poczucie własnej wartości i godności.  

Kimia Alizadeh, jeszcze w barwach Iranu, po wywalczeniu brązowego medalu. Fot. Newspix

Poza nimi na igrzyskach europejskich pojawili się też Kasra Mehdipournejad (również taekwondzista z Iranu) i bokserzy: Cindy Winner Djankeu Ngamba z Kamerunu oraz Farid Walizadeh z Afganistanu. Oboje uciekli z ojczyzn jako dzieci, wraz z rodzinami, mieszkali w wielu krajach. Sukcesy sportowe osiągają jako uchodźcy, dzięki staraniom MKOl. Ale nie tylko. 

Bo do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego szybko przyłączyły się i inne organizacje oraz federacje. Dlatego uchodźcy mogą startować na imprezie pod egidą World Athletics, dlatego Europejski Komitet Olimpijski pozwolił  na ich start w Małopolsce. Prezydent drugiej z tych organizacji, Spyros Capralos, mówił przy tej okazji: 

Jestem dumny, że na igrzyskach europejskich wystąpi reprezentacja uchodźców. Konflikty, zmiany klimatyczne i inne czynniki, zmusiły miliony ludzi do opuszczenia domów. Gdy osiedlają się w nowych krajach, sport to więcej niż narzędzie służące do integracji. Może pomóc im uporać się z traumą, dać im poczucie celu, a nawet odbudować ich życia, stworzyć sieci socjalne i wiele, wiele więcej. 

Zresztą MKOl wraz z partnerami walczy o to i na inne sposoby. 

*** 

Nieco ponad rok po igrzyskach w Rio de Janeiro do życia powołano Olimpijską Fundację dla Uchodźców (ORF). Jej celem było wspieranie młodych uchodźców na całym świecie do rozwoju poprzez sport. W momencie założenia jako cel wymieniono „sięgnięcie do miliona osób do 2024 roku”. 

Fundacja i jej działania właściwie stale się rozwijają. Wraz z upływem czasu stosowane środki powiększono o pomoc psychologiczną dla podopiecznych. Czy to za sprawą trenerów, mających z nimi kontakt na co dzień, czy czuwających nad wszystkim profesjonalistów. Problemy mentalne zdiagnozowano bowiem jako punkt, nad którym fundacja powinna w szczególności się skupić. 

Sport z kolei stał się środkiem, przez który jej podopieczni mieli sobie z nimi radzić.  

Młodzi ludzie znają, lubią i chcą uczestniczyć w sportowych zajęciach. Jest większa szansa, że zaangażują się w nie bez lęku, że zostaną napiętnowani jako uchodźcy. Po drugie sport oferuje możliwość przyjęcia mentorstwa, opieki od starszych osób, które pełnią rolę trenerów. To przynosi stabilizację do życia młodych ludzi, jak i wprowadza postać pewnego rodzaju wzoru do naśladowania. Po trzecie sport daje młodym szansę na udział w aktywnościach, które oddziałują nie tylko na ich fizyczne, ale i mentalne zdrowie, a do tego budują relacje i umiejętności przydatne w życiu – mówiła Leslie Snider, lekarka, która była w grupie wprowadzającej do życia pilotażowy program.  

Właściwie już po kilku miesiącach od powołania fundacji, raporty MKOl mówiły, że z dwunastu programów pod egidą ORF korzysta już 200 tysięcy osób w ośmiu krajach: Kolumbii, Demokratycznej Republice Konga, Jordanii, Kenii, Meksyku, Rwandzie, Turcji i Ugandzie. Z czasem zakres działań rozszerzano, nawet na Polskę czy Mołdawię, w związku z przyjęciem dużej liczby uchodźców z zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Zresztą skorzystali na tym również trenerzy, którzy przeszli odpowiednie przeszkolenie i – jak mówiła Snider – „zyskali inną perspektywę, spojrzenie na sport”. 

Do tego wszystkiego wprowadzono i inne działania. We Francji zintegrowano potencjalnych uchodźców-olimpijczyków z uchodźczą ludnością w Ile de France, jednym z regionów kraju. Zrobiono to poprzez wspólne działania mające na celu poprawę ich życia, ale też najzwyczajniej w świecie: zajęcia sportowe. – Sport pomaga przekroczyć granice i sprawia, że ludzie zbliżają się do siebie – mówił przy tej okazji Wysoki Komisarz NZ ds. Uchodźców, Filippo Grandi.  

Rozwój tych idei najlepiej widać jednak na olimpijskiej scenie.  

*** 

W Rio sportowców-uchodźców było dziesięciu. W Tokio – niemal trzykrotnie więcej. Na japońskie igrzyska w tej reprezentacji dostało się bowiem 29 osób. Z Afganistanu, Erytrei, Demokratycznej Republiki Konga, Iraku, Kamerunu, Konga, Sudanu, Sudanu Południowego, Syrii, a nawet i z Wenezueli, w ten sposób w pewnym sensie wprowadzając do zespołu uchodźców nowy kontynent – Amerykę Południową. 

Powiększył się też obszar sportów, w jakich zawodnicy brali udział. W grę wchodziło pływanie, lekkoatletyka, badminton, boks, kajakarstwo, kolarstwo, judo, karate, strzelectwo, taekwondo, podnoszenie ciężarów i zapasy. Trafiła się też – w osobie wspominanej Kimii Alizadeh – osoba, która medal olimpijski już miała na koncie.  

Każdy ze wspomnianej 29 miał jednak podobne podejście, które najlepiej podsumował Aram Mahmoud, badmintonista: – Reprezentuję teraz nie jeden kraj, a wszystkich uchodźców dookoła świata. Dla mnie to wielka sprawa. 

Olimpijczycy-uchodźcy obecni na igrzyskach w Tokio. W rozpisce: dyscyplina, nazwisko, płeć, konkurencja, kraj, który przyjął uchodźcę i kraj pochodzenia. Źródło: Olympics.com.

Na igrzyska zresztą mogło pojechać ich więcej. Pierwotnie olimpijskie stypendium, mające pomóc w przygotowaniach, otrzymało ponad 50 osób. Do startu wybrano część z nich, spełniających określone kryteria, głównie wynikowe. Istotny też był potwierdzony odgórnie status uchodźcy, który miał nie budzić wątpliwości. W końcu – jak mówił Mahmoud – sportowcy z tej reprezentacji startowali nie tylko dla siebie, ale też dla innych, podobnych im ludzi.  

Problem uchodźców był wielokrotnie źle przedstawiany przez media czy polityków. Portretowano ich jako osoby, które przyjeżdżają kraść pracę i negatywnie wpłyną na społeczeństwo czy osłabią wartości. A to ludzie, którzy uciekają przed wojną i podobnymi zjawiskami. Migranci z kolei z powodu wymogu chwili. Uchodźcy mogą wnieść niezwykle wiele wartości, pomóc budować nacje, do których trafiają, wzmocnić ich ekonomie, wprowadzić pozytywną różnorodność do społeczeństwa. Musimy na to patrzyć w ten sposób. Ten zespół właśnie o tym mówi, to jego najważniejsza wiadomość – twierdził Grandi przy okazji japońskich igrzysk. 

Sportowcy w samej reprezentacji liczyli, że uda im się wywalczyć medal. Nie wyszło, choć było znacznie bliżej niż w Rio. W rywalizacji taekwondzistek o mało co swojego drugiego krążka – ale pierwszego jako uchodźczyni – nie zdobyła Kimia Alizadeh. Wygrała trzy pierwsze walki, ale przegrała dwie kolejne – półfinałową i o brąz. Niemniej jej występ i tak przebił się do świadomości fanów.  

*** 

Co nie udało się w Rio de Janeiro i Tokio, może udać się w Paryżu. Skład kadry uchodźców nie jest jeszcze znany, wielu wciąż walczy o kwalifikację olimpijską. Możliwe, że reprezentacja po raz kolejny się poszerzy, choć niektórzy jej potencjalni członkowie w międzyczasie zyskali nowe obywatelstwa, krajów, w których osiedli. I to w ich barwach walczą o kolejne sukcesy. Inni w międzyczasie zmienili ścieżki swoich karier.

I choć dla kadry uchodźców może to być strata, to w gruncie rzeczy o to w tym ostatecznie chodzi – by ludzie w potrzebie mogli znaleźć swoje nowe miejsce na świecie, wnieść coś do społeczeństwa, jak mówił Grandi.

Kto wie, może ktoś z nich w przyszłości wniesie medal dla nowej, przybranej ojczyzny. A może też trafi się taki dla kadry uchodźców. W tej chwili stypendia olimpijskie otrzymują bowiem 52 osoby, które mogą stać się jej potencjalnymi członkami. Pochodzą z dwunastu różnych krajów, występują w dziesięciu dyscyplinach sportowych.  

Którzy z nich pojadą do Paryża, przekonamy się za niedługo. Jedno – patrząc choćby na sytuację w Palestynie czy wciąż trwający konflikt w Ukrainie – wydaje się pewne: to nie będzie ostatni raz, gdy olimpijczycy-uchodźcy pojawią się na igrzyskach. Ich reprezentacja najpewniej na stałe pozostanie w gronie tych, które tam występują.

SEBASTIAN WARZECHA 

Fot. Newspix 

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
31
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Komentarze

9 komentarzy

Loading...