Mecz z Wyspami Owczymi był dla Michała Probierza wstępem, którego miał przede wszystkim nie zepsuć. To się udało. Teraz jednak poprzeczka oczekiwań rośnie i stale będzie rosnąć, bo na dłuższą metę chyba żaden z obserwatorów nie zaakceptuje grania z rywalami słabymi/średnimi takiego jak w czwartek w Torshavn.
Do tego mamy z Mołdawią rachunki do wyrównania. Tak naprawdę gdyby nie kompromitująca druga połowa w Kiszyniowie, nasza sytuacja w grupie mimo wyjazdowych porażek w Pradze i Tiranie byłaby bardzo komfortowa, bo w ostatnim meczu z Czechami do utrzymania drugiego miejsca wystarczyłby remis – oczywiście przy założeniu, że dziś pójdzie nam zgodnie z planem. Zapewne też dalej na stanowisku byłby Fernando Santos. A tak, wszystko się posypało. Sam fakt, że mimo trzech przegranych w tej grupie znów mamy bezpośredni awans na EURO w swoich rękach jest czymś kuriozalnym i pokazuje, jak nisko została zawieszona poprzeczka.
Skoro jednak tak to się fajnie poukładało, chociaż tego nie spieprzmy. Oczekujemy zatem konkretnego rewanżu na Mołdawianach i pogonieniu ich w zadowalającym stylu kilkoma golami. Wojciech Szczęsny mówił o wstydzie jako pierwszym skojarzeniu po tamtej kompromitacji, więc motywacji do odegrania się nikomu nie powinno zabraknąć.
A jeśli zabraknie, tym gorzej dla niego, bo już żadne alibi nie przejdzie. Gramy u siebie, wiatr i deszcz w razie czego nie będą tak odczuwalne jak na Wyspach Owczych, murawa naturalna zamiast sztucznej – wymówki, które ewentualnie mogły być użyte kilka dni temu, tym razem odpadają. To samo dotyczy powrotu do Polski dzień później niż przewidywano. Panowie, w razie czego nie liczcie, że uznamy ten fakt choćby za okoliczność łagodzącą.
Liczymy na większą odwagę taktyczną samego selekcjonera. Dwóch defensywnych pomocników w osobach Bartosza Slisza i Patryka Dziczka na tak nisko notowanego przeciwnika to przesada. Wystarczy jeden, obok którego można ustawić Piotra Zielińskiego, co z kolei umożliwi na przykład wystawienie duetu napastników. Samotny Arkadiusz Milik dużo traci. Piszemy o Miliku, gdyż Probierz zapowiedział, że jeśli tylko będzie zdrowy, na pewno zacznie w niedzielę od początku.
Budujące są słowa selekcjonera, że w jego debiucie po piłkarzach do pewnego momentu widać było obawy przed podjęciem ryzyka. Czytaj: widzi problem i będzie tu wymagał więcej. To dobry znak, podobnie jak pomeczowe wypowiedzi kadrowiczów, które dalekie były od zachwytów nad własną grą.
Wyspy Owcze należało odhaczyć bez narobienia sobie kłopotów, a teraz przychodzi czas na coś konkretniejszego, dającego realne podstawy do bycia dobrej myśli przed decydującym bojem z Czechami.
Nie liczymy na nie wiadomo jakie fajerwerki. Chcemy jednak widzieć więcej odwagi, więcej przebojowości, więcej prób dryblingów, większego parcia do dominowania nad rywalem i pokazywania nad nim swojej wyższości. Byłoby miło, gdybyśmy nie musieli znów rozmawiać o stylu, archaicznych elementach w grze i tym podobnych.
Dla Probierza ważne będzie przekonanie obserwatorów, że reprezentacja pod jego wodzą może mieć do zaoferowania coś więcej niż reaktywność, kontry, stałe fragmenty i od czasu do czasu jakiś indywidualny błysk. Jego wypowiedzi sugerują, że nie zamierza tworzyć reprezentacyjnej Cracovii, ale w tym kontekście wrażenia po debiucie nie były najlepsze i na pewno nie zostaliśmy przekonani.
Biorąc pod uwagę okoliczności pierwszego meczu, można było przymknąć oko na wiele niedociągnięć. Teraz jednak oczy będziemy mieli otwarte szerzej i dobrze byłoby nie cierpieć z tego powodu.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Grecu: Mołdawia ruszyła na ulicę. Sen o Euro 2024 może się spełnić!
- Reprezentant też człowiek
- Każdy ma prawo czuć presję. I lekarz, i piłkarz
Fot. FotoPyK