Reklama

Mecz ligowych superbohaterów

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

17 września 2023, 15:38 • 4 min czytania 24 komentarzy

Ten mecz wyglądał trochę jak starcie superbohaterów. Ze współczynnika xGoals wynika, że Pedro Henrique powinien zdobyć w pierwszym kwadransie 0,06 bramki. Miał na koncie dwa gole. Oba wyczarował niemalże z niczego. Wcale nie dostał wymarzonej wrzutki po rogu. Nie musiał trafić z połowy akurat za kołnierz. Zrobił rzeczy wielkie. Po tym piorunującym początku spotkania praktycznie niemożliwym było, by Jagiellonia odwróciła losy meczu i by ktokolwiek na boisku przebił wyczyn brazylijskiego napastnika. Stało się i jedno, i drugie.

Mecz ligowych superbohaterów

Największym superbohaterem spotkania wybieramy Dominika Marczuka, który zaliczył hat-tricka asyst. Skrzydłowy Jagiellonii wyglądał trochę jak młody Wojtek Kowalczyk – przy każdej z trzech asyst schodził do środka i wyprowadzał w pole rywali klasycznym zwodem na zamach. W skali od zera do dziesięciu, gdzie dziesięć to poziom naszego serdecznego druha z redakcji – mocna dziewiątka.

Pierwszy zwód na zamach: najpierw Marczuk ograł Cestora, ale znacznie bardziej skompromitował się Luizao, którego Imaz zwiódł prostym przecięciem piłki, tworząc sobie w polu karnym ogromną przestrzeń, z której grzechem byłoby nie skorzystać. To Hiszpan zaczął akcję, którą sam wykończył.

Drugi zwód na zamach: Marczuk nawija Abramowicza (absurdalne, że dał się tak łatwo) i posyła mierzoną wrzutkę na kompletnie niepilnowanego Naranjo. Jakubik bezradnie rozkładał ręce – chłopie, do nikogo nie masz prawa mieć pretensji, powinieneś tam być i kryć gościa, który biega po swojej stronie.

Trzeci zwód na zamach: Marczukowi tym razem pomogło szczęście, bo tracił kontakt z glebą i kopnął byle w pole karne, gdzie Pululu dostawił nogę.

Reklama

W taki sposób z 0:2 zrobiło się 3:2.

A przecież Marczuk powinien mieć na koncie w zasadzie cztery asysty, bo jeszcze przy 1:2 fantastycznie wrzucił na głowę Imaza, ale ten trafił w poprzeczkę. Absolutnie zjawiskowy mecz skrzydłowego. Abramowicz wyglądał przy nim jak jeden z filozofów ze słynnego skeczu Monty Pythona (nawet wypowiada się podobnie). Kojarzycie? Uczestnicy tego “starcia” przemyśliwują każde zagranie tak długo, że ich gra wygląda jakby po murawie biegało jedenastu żółwi. To właśnie Abramowicz przy Marczuku. Najlepszy indywidualny występ sezonu w Jadze. Jeden z najlepszych indywidualnych występów w całym sezonie.

A przecież zaczęło się od wielkich rzeczy ze strony Henrique.

Naprawdę wielkich. Jeszcze do gola z połowy można podejść z pewną rezerwą: pomogły przecież okoliczności, w każdym sezonie pada po kilka takich bramek. Ale to trafienie na 1:0? Choćby stały przy nim trzy defensywne wieże z Cracovii, to i tak mogłyby nawet nie wyskakiwać, bo nie miałyby żadnych szans. Aż sobie przypomnieliśmy jak Canal+ mierzyło kiedyś wyskok dosiężny Miłosza Przybeckiego. Fachowcy wyliczyli, że skacze wyżej niż Cristiano Ronaldo. Napastnika Radomiaka o taki wyczyn nie podejrzewamy, ale ktoś mógłby zaprosić go do laboratorium, bo naprawdę – mega kozacki był ten jego wyskok. Symptomatyczne zresztą, że jego rywal w walce o miejsce składzie ma dwa metry, a to Henrique uchodzi za specjalistę od gry głową. No i jednocześnie odkleja od siebie łatkę specjalisty od strzałów w obramowanie.

On także powinien skończyć z lepszymi liczbami. Fatalnie zachował się przy kontrze trzech na trzech, gdy Radomiak miał już 2:0 – nie przypilnował linii spalonego, zapachniało słynnymi akcjami z cyklu Głupi & Głupszy, bo biegł na ofsajdzie przez kilkadziesiąt metrów. Trafił za to do siatki w drugiej połowie, gdy – uwaga, lekko skomplikowana sekwencja – Machado strzelał z dystansu, trafił w rękę Semedo, piłka poleciała w przestrzeń opanowaną przez Henrique, który poszedł na piłkę pazernie jak tygrys na zwierzynę. Sędzia musiał odwołać to trafienie (ręka w ofensywie).

Reklama

Wysłaliśmy pochwały dla Marczuka, ale należą się one dla całej Jagi. To nie tak, że grała świetnie, a Radomiak strzelił gole z niczego. Nie, drużynie z Podlasia przez długi czas nic nie wychodziło. Weźmy takiego Pululu – chłop wyglądał, jakby grał inny mecz. Gdy zabierał się z piłką, to koledzy nawet mu się nie pokazywali. Szedł samemu na dwóch. Podawał do nikogo. Jego współpraca z Imazem nie istniała. Środek pola? Przez długi czas to Dieguez robił najwięcej przy rozegraniu (a to przecież stoper). Naranjo snuł się jakby był nieobecny (może to dlatego Jakubik zapomniał, by go pokryć?). Gol z połowy Henrique to efekt genialnego strzału, ale też absurdalnej straty Sacka, który po prostu podał do przeciwnika.

Ale wyszli z tego. Pokazali charakter godny zespołu ze średnią 2,14 punktu na mecz. Ten świetny sezon był jak dotąd zbudowany na pewnym paradoksie: najlepszą dyspozycję od lat Jaga złapała akurat w momencie, gdy jej największa gwiazda, Jesus Imaz, ma najgorsze wejście w sezon od niepamiętnych czasów. Dziś w końcu zagrało jedno i drugie: do świetnego meczu całego zespołu Hiszpan dołożył indywidualne fajerwerki. Warto o tym wspomnieć, by świetny występ Hiszpania zginął gdzieś pomiędzy wrzutkami Marczuka i uderzeniami Henrique.

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
11
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Ekstraklasa

Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Patryk Stec
0
Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Komentarze

24 komentarzy

Loading...