Reklama

Polaku, czemu nie doceniasz swoich sportowców? [OPINIA]

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

22 sierpnia 2023, 20:02 • 6 min czytania 75 komentarzy

Porozmawiajmy o Ewie Swobodzie. Dlaczego? Bo warto. Wczoraj została szóstą sprinterką świata. Pokonała wiele znakomitych biegaczek, w tym z krajów, które słyną z biegu na 100 metrów znacznie bardziej niż Polska. A jednak w jej ojczyźnie wiele osób uważa, że przegrała. Że skoro nie ma medalu, to żadne osiągnięcie. A takie postrzeganie jej wyniku to głupota. Tyle że to nie pierwszy raz, gdy coś takiego robimy. Czemu więc nie potrafimy doceniać wyników naszych sportowców?

Polaku, czemu nie doceniasz swoich sportowców? [OPINIA]

***

Na start – garść faktów. Po pierwsze taki, że żadna Polka w historii mistrzostw świata – już czterdziestoletniej – w finale setki nie biegała. Wcześniej najbliżej tego była… Ewa Swoboda, rok temu, gdy zajęła 12. miejsce. Do biegu o medale brakowało jej więc czterech. W tym roku dostała się nieco szczęśliwie, tak, ale jednak w tym finale pobiegła.

A to świadczy o progresie.

Choć ten najlepiej udowadniają wyniki. W światowej historii stu metrów kobiet, od wprowadzenia pomiarów elektronicznych, Ewa Swoboda ze swoim rekordem życiowym (10.94 s) jest 86. Daleko? Na pierwszy rzut oka tak. Ale w grę wchodzą tu dwa aspekty. Po pierwsze, że na europejskich listach to już miejsce 19. A bierzemy pod uwagę kilka dobrych dekad. A po drugie, że na polskich wyprzedza ją ledwie jedna zawodniczka – Ewa Kasprzyk. I to o zaledwie setną sekundy.

Reklama

Tyle że Ewa Kasprzyk zaliczyła jeden bieg życia na 10.93 s. Jej drugi najlepszy rezultat w całej karierze to 11.22(!) s. A biegi Swobody zajmują na tej liście miejsca 2-16. Trzy z nich są poniżej 11 sekund. Czternaście poniżej 11.10 s. Nie mieliśmy jeszcze takiej sprinterki, powiedzmy to sobie wprost. Zanim pojawiła się Swoboda, mogliśmy tylko marzyć o tym, że ktoś wespnie się na taki poziom.

Nie mówiąc już o tym, że powalczy ze światową czołówką w finale mistrzostw świata i to w ich być może najbardziej medialnej konkurencji. Obok stały przecież prawdziwe gwiazdy. Sha’Carri Richardson, Shericka Jackson, uwielbiana przez wszystkich fanów Shelly-Ann Fraser-Pryce. Pobiec z nimi, być ich blisko – już to warto doceniać. A Ewa starała się, walczyła. Osiągnęła znakomity rezultat.

A potem z części komentarzy mogła dowiedzieć się, że tak po prawdzie to nie ma się z czego cieszyć.

Przecież przegrała.

***

Swoboda to tylko przykład, ale wyrazisty. Raz, że ona ma po prostu taki charakter, który się „narzuca” i albo go kupujesz, albo nie. Dwa, że startuje w konkurencji, w jakiej startuje. Gdzie rywalek na poziomie ma mnóstwo i którą uprawia właściwie cały świat. Jeśli Paweł Fajdek twierdził, że młotem rzuca się wszędzie, gdzie był, wielu się – pewnie całkiem słusznie – śmiało. Gdyby powiedziała to o swojej konkurencji Ewa Swoboda, można by tylko przytaknąć. Bo to najzwyczajniej w świecie prawda.

Ale to w sumie nieważne.

Reklama

Ważne jest nasze podejście. Jeśli sportowiec jedzie na najważniejszą imprezę w świecie swojej konkurencji, to znaczy, że na to zasłużył. W ten lub inny sposób się tam dostał – wypełnił minimum, był wystarczająco wysoko w rankingu. Zwykle był najlepszy, albo w dwójce-trójce najlepszych w kraju.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Potem na mistrzostwach mógł przegrać, owszem. Czasem nawet w eliminacjach. Ale za nic tam nie pojechał. Na imprezie docelowej po prostu byli lepsi, szybsi, mocniejsi. Ale u nas to on był w gronie najlepszych. Kwestią pozostaje więc: czy doceniać takie wyniki?

W sumie nie trzeba. Ale nie powinno się też ich krytykować. Jest wiele zachowań sportowców, które do krytyki się nadają. Sam start i walka o jak najlepsze miejsce – nawet jeśli bez powodzenia – nim nie są (w przeciwieństwie do, na przykład, opier… się na treningach). Jasne, wszyscy wolelibyśmy, żeby każdy z naszych zawodników zgarniał medal. Ale nie każdy może. Zamiast tego łapie punkty do rankingu, reprezentuje kraj, pokazuje się na wielkiej scenie.

Po prostu robi swoje. Na tyle, na ile potrafi.

***

Podoba mi się tu podejście węgierskich fanów na stadionie. Może wynika z faktu, że lekkoatletyczną potęgą nigdy nie byli (na MŚ zdobyli kilka dni temu 15. medal w historii, nigdy nie mieli nawet złota), ale trzeba im oddać, że jest fantastyczne. Otóż Węgrzy, przynajmniej na tych mistrzostwach, doceniają właściwie każdy start i wylany przez ich (a często i przez zagranicznych) zawodnika pot.

A jak, dajmy na to, zrobi życiówkę, to choćby dobiegł ostatni już w eliminacjach, dostanie burzę braw. Bo się poprawił, bo widać, jak harował na ten wynik.

Jak zareagowalibyśmy na to w Polsce? Zakładam, że wiele osób napisałoby tylko, że nie było sensu go nawet wystawiać. Wielkim paradoksem jest tu to, że w kraju, w którym za sukces uznajemy na przykład awans na mundial, a grę w fazie grupowej Ligi Mistrzów widzimy średnio raz na dekadę, nie potrafimy docenić zawodników, którzy dostali się na mistrzostwa świata. Mimo że startują na największej możliwej imprezie w swoim sporcie.

CZYTAJ TEŻ: „NIGDY CZEGOŚ TAKIEGO NIE DOŚWIADCZYŁAM”. JAK EWA SWOBODA POBIEGŁA W FINALE MŚ

A że nie potrafimy docenić tych, którzy są w tych mistrzostw czołówce – to już dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

I żeby była jasność: nie piszę, że od razu trzeba padać Ewie Swobodzie do stóp. Faktem jest, że do naszego medalowego dorobku się nie dorzuciła. Ale uważać, że szóste miejsce na sto metrów to porażka? Jezu, to od razu uznajmy za porażkę 1/8 finału wspomnianej Ligi Mistrzów w wykonaniu polskiego klubu. Przecież to będzie miejsce 9-16. Jeszcze niżej. A że nikt tego w obecnym formacie LM nie zrobił?

No przed Ewą Swobodą też nikt nie osiągnął finału setki dla Polski. W postrzeganiu tej sytuacji u wielu osób niczego to nie zmieniło. Więc dlaczego miałoby być inaczej w przypadku innego sportu?

***

Jutro w finale biegu na 400 metrów pobiegnie Natalia Kaczmarek. Z nadziejami na medal i rekord Polski. W tej chwili zaczynam się obawiać, że go nie zdobędzie, a wyniku Szewińskiej nie pobije. Nie chodzi mi nawet o to, że byłby to słaby rezultat. Boję się, że wtedy też będzie można przeczytać, że „nie ma się czym jarać”, że „pobiegła co najwyżej poprawnie”, że „po co się tak tym zachwycacie, skoro nie ma medalu”.

CZYTAJ TEŻ: LEGO, PUZZLE I MARZENIA O LOS ANGELES. NOWICKI I FIODOROW PO SREBRNYM MEDALU MŚ

A odpowiedź jest prosta: zachwycamy się, bo mamy dziewczynę ze ścisłej światowej czołówki. I to w konkurencji, która na najwyższym światowym poziomie w naszym kraju nie była od kilku dekad. Bo Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan czy Anna Kiełbasińska, owszem, biegały w finale MŚ (co też wypada docenić!). Ale tam nie miały z rywalkami szans.

Natalia je ma. Może nawet wygra.

A jeśli tego nie zrobi – proszę, doceńmy jej rezultat. Bo ten i tak jest już znakomity. Ale też dlatego, że jeśli nie będziemy w stanie doceniać takich wyników, to co właściwie na to nasze docenienie zasłuży?

 

 

 

 

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

75 komentarzy

Loading...