Jak radzi sobie z wypaleniem? Dlaczego nie czuje się starym trenerem? Czy nie kusiło go, żeby poczekać na ofertę z topowego klubu Ekstraklasy? Czy Zagłębie to eldorado? Czy w Lubinie panuje mentalność „walki o siódme miejsce w tabeli”? Jak bardzo zawiódł się na Jakubie Świerczoku? Co poczuł po oświadczeniu Piasta Gliwice, którego działacze określili go chciwym hamulcowym rozwoju polskiego futbolu? Dlaczego nie rozumie fenomenu stawiania młodych trenerów powyżej tymi doświadczonymi? Jak ocenia kult pracoholizmu w polskiej myśli szkoleniowej? I dlaczego uważa, że to nienormalne. Na te i na inne pytania w długiej rozmowie z nami odpowiada sternik Zagłębia Lubin, Waldemar Fornalik. Zapraszamy.

Zagłębie Lubin jest najspokojniejszym miejscem na piłkarskiej mapie Polski?
Nie powiem, że najspokojniejszym. Każdy klub ma swoją specyfikę. Wymaga zaangażowania, koncentracji i wysiłku, żeby zrealizować rzeczy, na których szczególnie mu zależy, więc nie wiem, z czego miałoby wynikać takie przekonanie.
Jest porządna infrastruktura, funkcjonuje uznana akademia, rezerwy grają w II lidze, nie brakuje pieniędzy na pensje, stale klub dofinansowuje KGHM, a zarazem nie ma presji i ciśnienia na wielkie cele sportowe.
Spokój jak spokój, ale konkurencja nie śpi. W Polsce mamy coraz więcej klubów, które zapewniają godziwe warunki do uprawiania piłki nożnej, gwarantują infrastrukturę na poziomie i nie narzekają na brak funduszy. Tu pojawia się problem. Nierzadko obserwujemy jakiegoś zawodnika, ale nie jesteśmy w stanie wygrać na rynku z konkurencją i ten piłkarz wybiera innego pracodawcę.
Dlaczego po zwolnieniu z Piasta Gliwice tak szybko zdecydował się pan na ofertę Zagłębia? Wydaje się, że mógł pan poczekać na ofertę z topowego klubu Ekstraklasy.
Liczyłem się z perspektywą dłuższej przerwy od pracy, ale pojawiła się konkretna oferta od równie konkretnych ludzi – prezesa Kielana i dyrektora Burlikowskiego. Przekonali mnie, że warto podjąć to wyzwanie, że warto pracować w Zagłębiu. Nie żałuję, że podjąłem taką decyzję.
Jaki argument okazał się przeważający?
Stabilność projektu.
Ripostował pan przed chwilą, że w innych miejscach jest podobnie.
Jest podobnie, to prawda. Pewnie, że są kluby, które borykają się z problemami, ale jest ich naprawdę niewiele, wymogi licencyjne sprawiają, że ligowcy muszą spełniać pewne kryteria. Mnie ta stabilność jednak przekonywała. Choćby liczba boisk treningowych, czy to lato, czy to zima, jest przecież sztuczna nawierzchnia, do tego prosperująca akademia. Nie było sensu czekać na propozycję od innego klubu. Wcale nie było bowiem takie pewne, że ten inny klub w ogóle się do mnie zgłosi.
Rynek by o panu nie zapomniał.
Pan systematyzuje i dzieli kluby na te najlepsze, te średnie i te słabsze, a ostatnie lata pokazały, że mądry projekt jest w stanie przebić się do czołówki, jak miało to miejsce w przypadku Rakowa Częstochowa czy Piasta Gliwice. W Zagłębiu chcemy sprawić, żeby nie powtórzył się scenariusz z dwóch poprzednich sezonów, co pozwoli nam realizować swoje cele i założenia. Są tu warunki na stabilny i mocny klub.
Dlaczego stabilny i mocny klub wpadał w taki kryzys sportowy?
Nie da się wskazać jednej przyczyny. Nastąpiło wiele zmian. Odchodziło i przychodziło wielu piłkarzy. Stawiano na młodych zawodników, którzy niekoniecznie zasługiwali na debiuty, a debiutowali.
W pewnym momencie wymyślono absurdalnie wręcz sztuczny nakaz wystawiania graczy poniżej dwudziestego piątego roku życia.
Jeszcze niedawno wokół mojego przyjścia do Zagłębia próbowano stworzyć narrację, według której nie stawiam na młodych, co jest kompletną bzdurą. Powiedziałem wtedy, że musimy stworzyć przyjazne środowisko dla niedoświadczonych piłkarzy, żeby mogli oni naturalnie, a nie na siłę wkomponowywać się do dobrego zespołu. Dokładać cegiełka po cegiełce, żeby ci chłopcy się rozwijali. Uważam, że w tej chwili nam się to udało.
Widzieliśmy, jakich postępów w ostatnim czasie dokonali Tomasz Pieńko, Bartłomiej Kłudka czy Łukasz Łakomy, który wyjechał za granicę. To jest nasza droga. Zbudować silną drużyną przy równoczesnym stawianiu na młodzież. Ta akademia ma w swoich szeregach wielu potencjalnych bardzo dobrych piłkarzy. Wielu regularnie dostaje powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski. To też znak dla nas, że w przyszłości będzie można na nich stawiać.
Czyli trzon zespołu musi być złożony z doświadczonych ligowców? Na młodych piłkarzach nie da się zbudować dobrej ekipy w Ekstraklasie?
Nie jest to proste, jeśli zachwieją się proporcje. Nie mówię, że kadra musi być wiekowa, ale na pewno konieczna jest obecność piłkarzy, którzy znają wymagania Ekstraklasy, żeby w trudnych czy ekstremalnych momentach byli w stanie wziąć ciężar odpowiedzialności na swoje barki. Ważna jest konstrukcja psychiczna, odporność na stres. Nie wyobrażam sobie, że utrzymalibyśmy się w Ekstraklasie tylko z młodymi zawodnikami, nawet przy proporcji pół na pół mógłby być problem.
Który piłkarz Zagłębia ma mentalność i umiejętności doświadczonego gracza, przy którym rośnie młodzież?
Nie chciałbym nikogo pominąć, ale życie pokazało, że bardzo dobrze funkcjonowała nasza para stoperów. Aleks Ławniczak wciąż jest młody, ale ma już dużo ekstraklasowych meczów na koncie. Bartosz Kopacz dał pewność, szczególnie w końcówce sezonu, podobnie zresztą jak Filip Starzyński.
W zimie niewiele wskazywało też na to, że ważną postacią zespołu będzie Marko Poletanović, a w tej chwili to postać. Kacper Chodyna zaliczył kapitalną rundę, do starszych się nie zalicza, ale na najwyższym poziomie jest ograny. Oczekiwania spełnił Mateusz Grzybek, który często obsadzał lewą obronę, będąc nominalnym prawym obrońcą, bez niego mielibyśmy spore problemy. To ważne, żeby nie opierać składu tylko na zawodnikach po trzydziestce, ale przede wszystkim na graczach rozwojowych. Teraz liczymy na sprowadzonego Damiana Dąbrowskiego, ma być istotnym ogniwem w szatni i na boisku.
Zawiódł się pan na Jakubie Świerczoku?
Tak, liczyłem, że będzie w lepszej dyspozycji i szybciej nastąpi jego powrót do formy sprzed wyjazdu do Japonii.
Świerczok z Piasta i Świerczok z Zagłębia to dwóch różnych Świerczoków?
Skomplikowany temat, długo można byłoby mówić. Mogę tylko powiedzieć, że liczyłem na jego powrót do dyspozycji z czasów gry dla Piasta, tak się nie stało, na to wpłynęło wiele czynników, ale nie chciałbym tego tematu rozwijać.
Spróbujmy, dlaczego w Zagłębiu zobaczyliśmy zaledwie cień świetnego Świerczoka?
Pewne kwestie widzieliśmy inaczej niż on, a on inaczej niż my.
Sportowo?
Na przykład. I tyle.
Pożegnaliście się.
Temat jest zamknięty.
Nie ma pan wrażenia, że w ostatnich latach brakowało liderów w Zagłębiu? Najtrafniej określił to chyba Martin Sevela, który powiedział nam, że w szatni panowała mentalność walki o siódme miejsce w tabeli.
Może być w tym sporo racji. Wszyscy postrzegali ten klub jako piłkarskie eldorado. Że niczego tu nie brakuje, że jest komfortowo, ale tak jak mówię: każde miejsce ma swoją specyfikę i swoje problemy. To nie jest tak, że jest tylko kolorowo. Staramy się teraz rozwiązywać problemy. Przede wszystkim te sportowe.
Na starcie pracy powiedziałem, że moim celem jest utrzymanie Zagłębia w Ekstraklasie, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli powielać ten scenariusz w każdym kolejnym sezonie. Albo zadowalać się trwaniem w środku tabeli, że niby taki spokój i tak fajnie, spadek nie grozi, puchary też nie grożą, tak sobie gramy. To jest takie nijakie.
W ostatnich latach grałem o najwyższe cele. Wiem, jaka jest różnica między tym a biciem się w dolnych rejonach tabeli. Jestem ambitnym człowiekiem. Jesteśmy ambitnymi ludźmi. Od początku mówię głośno, że jest tu możliwość zrobienia czegoś ciekawego. Nie składam żadnych deklaracji, niech sprawa będzie jasna, ale ten klub zasługuje na dobrą drużynę, taką, która w każdym meczu będzie biła się z rywalem jak równy z równym.
Jaka jest różnica między biciem się u góry a u dołu tabeli?
Nieporównywalny stres.
Stres?
W grze o utrzymaniu na szali wisi być albo nie być całej grupy ludzi – piłkarzy, trenerów, ludzi zatrudnionych w klubie. Nie są to przyjemne sytuacje. W rywalizacji o wysokie cele czerpie się radość. Większość meczów się wygrywa, a po porażkach pojawia się złość sportowa. Generalnie satysfakcja jest ogromna, nikt niczego ci nie weźmie, nie odmówi, a tam jest perspektywa walki o życie.
Stres w grze o utrzymanie potrafił pana paraliżować?
Mnie stres nie może sparaliżować. Jeśli drużyna zobaczyłaby sparaliżowanego trenera, podejrzewam, że zadziałałoby to na nich podobnie.
A piłkarzy?
Zawodnicy Zagłębia dobrze zareagowali na zaistniałą sytuację. Szczególnie w końcówce rundy złapaliśmy wiatr w żagle i zaliczyliśmy dobrą serię, kiedy ważyły się losy sezonu. Kiedy po Górniku Zabrze znaleźliśmy się w strefie spadkowej, zremisowaliśmy z Koroną i Rakowem, wygraliśmy z Widzewem i Stalą u siebie, pokonaliśmy Lechię i Cracovię na wyjazdach, nagle zaczęliśmy grać na miarę możliwości Zagłębia. Długo to trwało, naprawdę długo, sam byłem tym zdziwiony, myślałem, że wcześniej ustabilizujemy formę.
Diagnozuje pan, że Zagłębie należy do ósemki najlepszych klubów w Polsce?
Najbliższa przyszłość pokaże. Ta drużyna musi być mocna, stabilna, przekonana o możliwości pokonania każdego przeciwnika, niezależnie od jego klasy. Zgodzę się natomiast, że w pewnym momencie dało się odczuć, poprzez jakieś głosy dochodzące z boku, że w Zagłębiu panowało przekonanie, że najlepiej to grać w środku tabeli. Gra o utrzymanie generuje stres i nerwowość, gra o puchary też powoduje przecież problemy, słynny pocałunek śmierci. No i ten środek najlepszy, z czym ja się nie zgadzam, pod czym się nie podpisuję.
Pocałunek śmierci faktycznie istnieje czy to mit?
Żeby nie zaistniał, naprawdę mądrze trzeba zarządzać klubami. Myśleć do przodu, długoterminowo, zaplanować rywalizację w eliminacjach do europejskich pucharów. Przykład Lechii Gdańsk pokazuje, że coś w tym pocałunku jest prawdziwego, jeśli drużyna z pierwszej czwórki Ekstraklasy w kolejnym sezonie spada do I ligi. Po sezonie mistrzowskim z Piastem zaliczyliśmy gorszy start w lidze, bo choć graliśmy dobrze, to na koncie mieliśmy tylko dwa punkty po kilku meczach, co oczywiście później wyprostowaliśmy, ale trudne to były chwile. Albo Legia, która wygrywała w Lidze Europy, a zimowała na przedostatnim miejscu w Ekstraklasie.
Z czego wynikają zaś gorsze jesienie pana drużyn, bo raczej nie są tylko spowodowane pocałunkiem śmierci?
Puchary to jedno, dwa to kontuzje. Choćby ostatnia jesień w Piaście: wypadli Tomas Huk, Tihomir Konstandinov i Ariel Mosór, nowi piłkarze nie do końca wkomponowali się w system. Wcześniej było podobnie. Bywało też tak, że nie wychodziły letnie okna transferowe. To jest krótki okres, zawodnicy odchodzą, sprzedaje się ważne postaci, często za konkretne pieniądze.
Nastawiał się pan, że w Piaście może pracować do końca kariery trenerskiej?
Nie.
Ani przez chwilę?
Zależy, ile kto ma zamiaru jeszcze pracować.
Ile pan sobie daje w tym zawodzie?
Mam sześćdziesiąt lat, ale nie określiłem sobie żadnego limitu. Przykłady z Europy, a do niedawna też z Polski, udowadniają, że trend się odwraca, można dosyć długo pracować i święcić sukcesy. W Ekstraklasie są wciąż Jan Urban w Górniku, Jacek Zieliński w Cracovii, ja w Zagłębiu, to niemała reprezentacja sześćdziesięciolatków. A był taki moment, że trener pod sześćdziesiątkę to trener stary i wypalony. Życie pokazuje, że wcale tak być nie musi.
Nie da się ukryć, że na rynku trenerskim zaczyna panować kult młodości. Większym zaufaniem obdarza się młodych szkoleniowców.
Dla mnie jest to trudne do wytłumaczenia.
Trudne?
Trudne, dziwi mnie nieco taki obraz rzeczywistości, bo wcześniej doświadczenie zbierało się przez wiele, wiele lat. Poprowadziłem moje zespoły w prawie pięciuset meczach Ekstraklasy, czegoś to musiało mnie nauczyć, prawda? Nie mówię nawet o pokorze, a przeżyciu mnóstwa sytuacji, które młodzi trenerzy dopiero mają przed sobą. Czasami trzeba zareagować na podstawie intuicji. Oni wtedy muszą uciekać się do rozwiązań nabytych przy zdobywaniu teorii tego fachu, a nam wystarczy przypomnieć sobie, co się wydarzyło, gdy ostatni raz się z czymś takim mierzyliśmy. I to też nie jest tak, że starsi trenerzy się nie dokształcają, że się nie uczą, bo coś takiego usłyszałem w jakimś wywiadzie.
Kto i co powiedział?
Pomijam szczegóły, ale że tylko młodzież się uczy, że tylko młodzież się rozwija, a ze starymi to bywa różnie.
Odczuwa pan, że młodsi trenerzy mają większą wiedzę taktyczną? Lepsze pomysły? Albo świeższe?
Większą wiedzę, mówi pan? Dyskutowałbym, bo to nie jest takie proste, żeby wymyślić sobie taktykę i magicznym ruchem sprawić, aby drużyna tak grała. Uważam, że główną umiejętnością trenera jest dobranie taktyki do zawodników, jakimi się dysponuje. Żonglowanie ustawieniami taktycznymi nie jest proste. Do tego trzeba mieć szalenie inteligentnych i zdolnych zawodników. Nie ma w polskich ligach aż tak wielu zawodników do tego zdolnych, jak w zachodnich rozgrywkach, a i tam często bywa, że zespoły złapią jeden system taktyczny i tego konsekwentnie się trzymają.
W jaki sposób pan się dokształca? I jak znajdować do tego motywację?
Motywacja jest naturalna. Po trzech tygodniach urlopu wróciłem do pracy z dużą nadzieją, ambicją i chęcią. Nie było tak, że po zakończeniu sezonu miałem wszystkiego dość i trwałem w samozadowoleniu. To też jest taki sygnał: „stary, jest dobrze”. Bo gdybym myślał, że szkoda, iż tak szybko skończyły mi się wakacje i przydałby się jeszcze tydzień odpoczynku, to trzeba byłoby się zastanowić…
Zdarzyło się w czasie kariery, że czuł się pan już realnie tym wszystkim zmęczony?
Bywały takie okresy, szczególnie kiedy człowiek robi wszystko, co potrafi najlepiej, ale nijak nie uwidaczniają się efekty tej pracy. Wtedy ważne, żeby nie spuścić głowy, nie załamać się, tylko robić swoje. Po porażkach też czasami człowiek jest zdruzgotany, rozbity, ale to jest właśnie piękne, że mija noc, mija dzień i przychodzi myśl, że to jest normalne, że zaraz jest kolejny mecz.
Tak odpędza się wypalenie?
To nie jest wypalenie, a momenty frustracji czy złości. Jeśli cały tydzień przygotowujesz drużynę pod mecz, zawodnicy dobrze wyglądają przez kilka dni, ale przychodzi spotkanie i nie spełnia on oczekiwań wyobraźni, to potrafi być to demotywujące.
W książce „Futbonomia” obliczono, że tylko dziesięć procent najlepszych trenerów ma realny wpływ na wyniki klubów. Pan czuje, że mógłby należeć do tego grona?
Tak, zdecydowanie mam wpływ na wyniki moich klubów. Gdybym tego nie czuł czy nie zauważał, byłby to dla mnie sygnał alarmowy, że coś robię, a efektów nie ma. Dziwna ta teza zresztą, tylko dziesięć procent trenerów, naprawdę?
Nie tyle teza, co wynik badań. To piłka nożna, nie wiem, czy da się cokolwiek sensownie i wymiernie kwantyfikować w statystykach, ale zawsze możemy sobie popolemizować.
Patrząc na średnią punktową Zagłębia na początku mojej pracy i zrównując ją ze średnią z dwóch ostatnich sezonów Zagłębia w Ekstraklasie, widzimy, że ta średnia jest dużo wyższa, więc mam na nią wpływ!
Autorzy „Futbonomii” pewnie zrównaliby to z pierwszą kadencją Piotra Stokowca…
Tak, nie ma sensu porównywać trenerów. Wszystko zależy od tego, jaki przyjmiemy akurat okres porównawczy. Wydaje mi się, że kiedy drużyna Piotra Stokowca walczyła o europejskie puchary, notowała trochę wyższą średnią niż my teraz. Patrzymy na siebie. Chcemy, żeby to było na dobrym poziomie.
Za rzadko w polskim futbolu mówi się, że za porażki w meczach, rundach i sezonach winni są przede wszystkim piłkarze?
Czy uważam, że za mało się o tym mówi?
Przyjęło się, że ścinana jest głowa trenera, a piłkarzom często udaje się uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Tak, trener pokutuje, jest szefem całej ekipy, natomiast jak wygrywamy, to wszyscy, jak przegrywamy, to wszyscy, tak trzeba to postrzegać. Ktoś powie, że faktycznie zawodnicy wychodzą na boisko i powinni być rozliczani, ale w wielu sytuacjach trener jest w stanie zespołowi bardzo pomóc albo też bardzo zaszkodzić, powiem brutalnie.
Damian Kądzior mówił nam, że piłkarzom Piasta było głupio, że to pan traci pracę, bo oni grali słabo.
To pokazuje klasę tych ludzi. Dla mnie to satysfakcja, że udało się w Piaście stworzyć zespół z wartościowych ludzi. Nie tylko piłkarzy, a właśnie ludzi.
Klasy zabrakło działaczom Piasta, którzy wystosowali oświadczenie, gdzie został pan przedstawiony jako chciwy hamulcowy rozwoju polskiego futbolu.
Przykre to dla mnie było. Zaskoczyło mnie, że ktoś zniżył się do takiego poziomu oświadczenia. I na tym bym poprzestał.
Wszystko udało się wyjaśnić?
Z kim?
Z ludźmi, którzy wystosowali to oświadczenie po stronie Piasta.
Nie.
Czyli sprawa jest zamknięta w kwestii formalnej, ale wciąż otwarta w sprawach czysto ludzkich, tak?
Sprawa jest w toku.
Pracuje pan ostatnio w klubach sponsorowanych przez samorządy i spółki państwowe. Nie jest to system szkodzący polskiej piłce?
Nie wiem, nie mam wystarczającej wiedzy, nie znam dokładnych zależności. Jestem trenerem, mam stworzone warunki do wykonywania swojej pracy.
Nigdy w czasie swojej kariery nie odczuwał pan żadnych nacisków ze stron władz klubowych?
W sensie?
Ingerencji prezesowskich, dyrektorskich, sponsorskich…
O jakiego typu naciski pan pyta?
Ot, choćby blokowanie lub forsowanie transferów.
Wszystko odbywa się na linii właściciel-dyrektor-trener. I to całkowicie naturalne. Jeśli zawodnik spełnia kryteria sportowe i stać nas na zatrudnienie go, niemal zawsze jest zatrudniany. Jest zaś odpada już na poziomie piłkarskim, to nawet nie ma o czym gadać. Oczywiście zdarza się również, że kwalifikujemy kogoś do transferu, a ostatecznie temat upada, bo brakuje nam środków. Takie sytuacje się zdarzają. Wiemy, jak futbol jest skonstruowany: są zawodnicy, którzy kosztują sto złotych, są piłkarze, którzy kosztują tysiąc złotych, są gracze, którzy kosztują sto tysięcy złotych. Albo jeszcze więcej.
Ma pan zakusy na stanie się menadżerem w typie angielskim? Łączenie pracy trenera z rolą dyrektora sportowego?
Bardzo blisko u nas do takiego modelu. Dyrektor z trenerem muszą przemawiać jednym głosem. Kiedyś wydawało mi się zresztą, że funkcja dyrektora sportowego to taka ciepła posadka, a to wcale nie jest łatwe zadanie, to są godziny spędzone na negocjacjach i analizach.
Kiedy zmienił pan zdanie?
Wiele lat temu. Kiedy to wszystko kiełkowało, wydawało się, że dyrektor sportowy jeździ sobie po meczach i ściąga sobie zawodników, a później okazało się, że dochodzi masa innych obowiązków. To niezwykle ważne stanowisko w klubie, wielkie ułatwienie dla trenerów. Bo nawet taki menadżer w typie angielskim jest przecież otoczony całym szeregiem dyrektorów. Łączenie obu funkcji nie byłoby takie łatwe, mamy przecież swoją pracę do wykonywania w kwestii prowadzenia treningów, zarządzania zespołem czy konstruowania mikrocykli.
Kibice i dziennikarze przeceniają wartość transferów?
Nie można wykonywać fałszywych ruchów. Przy każdym transferze trzeba minimalizować ryzyko popełnienia błędu. Jest stara zasada, że zawodnik, który przychodzi do klubu, z samego założenia powinien być lepszy od tego, który już jest albo tego, który właśnie odszedł. Wtedy zespół się rozwija. Jeśli tak się nie dzieje, następuje stagnacja.
Jest pan zadowolony z transferów Zagłębia?
W tej chwili: tak, jestem zadowolony. Wróćmy do zimy. Ściągnęliśmy dobrego bramkarza – Sokratisa Dioudisa, dobrego bocznego obrońcę – Mateusza Grzybka. Czekamy na leczącego uraz Luisa Matę, liczymy na niego. W lecie doszli już doświadczony Damian Dąbrowski z Pogoni i perspektywiczny Marek Mróz z Resovii. W Zagłębiu nadal będzie występował również Dawid Kurminowski. Pracujemy jeszcze nad dwoma-trzema wzmocnieniami na pozycje ofensywne, to nasz priorytet, bo nie ma na przykład Tomasza Pieńki, który jest na Euro U-19 i wróci tuż przed startem Ekstraklasy.
Pieńko ma potencjał, żeby odejść za duże miliony?
Będzie dostawał szansę w większym wymiarze czasowym. Uważam, że potrzebuje jeszcze przynajmniej jednego sezonu w Ekstraklasie, bo to bardzo utalentowany chłopak z wielkim potencjałem, ale do dalszego ogrywania i stabilizowania formy.
Wolałby pan, żeby młodzi polscy piłkarze odchodzili do zagranicznych lig w wieku dwudziestu czterech czy dwudziestu pięć lat niż dziewiętnastu czy dwudziestu?
Zdecydowanie, wielu z tych chłopaków nie jest jeszcze ukształtowanych piłkarsko i fizycznie. Zawsze podaję przykład Roberta Lewandowskiego. Przerósł Ekstraklasę, wyjeżdżał z Polski jako król strzelców i mistrz ligi. Nie doprowadzimy do sytuacji, w której każdy odchodzący młody zawodnik wcześniej zapracuje sobie na podobny status, bo to niemożliwe, różna jest skala talentu, ale niech przynajmniej mają za sobą te dwa czy trzy lata regularnej gry w Ekstraklasie. Czy to będzie w wieku dwudziestu czy dwudziestu trzech lat, nieistotne, ale po prawdzie: nie jest to łatwe do zrobienia.
Łukasz Łakomy był gotowy?
Wydaje mi się, że na Young Boys Berno i Szwajcarię powinien sobie poradzić. Szczerze mu wszyscy kibicujemy, to szalenie ambitny, fajny i rozsądny chłopak, natomiast gdyby wybrał się do silniejszej ligi, mógłby mieć problem.
Ekstraklasę krótkimi momentami potrafił przerastać.
Czy przerastał? Wyróżniał się. Jeszcze raz: powinien sobie poradzić. Gdyby to był piłkarz sprzed roku, miałbym duże wątpliwości, ostatni sezon dużo mu dał, bardzo dobrze wyglądał, okrzepł, ukształtował się piłkarsko, fizycznie i mentalnie.
Nowa odmiana przepisu o młodzieżowcu to jeszcze większy cyrk czy dobry kierunek?
Jest już rozsądniejszy niż ten pierwszy. Tamten narzucał konieczność stawiania na młodzieżowca. Skrytykowałem to, przypięto mi łatkę „wroga młodzieży”. Do wszystkiego trzeba dochodzić stopniowo, rozwijać się, robić postępy, a tu często poziom młodzieżowca nie był zbyt wysoki, a i tak musiał grać, więc siłą rzeczy nie grali ludzie lepsi, ale spoza limitu wiekowego.
Nad klubami wisi aktualnie topór kary finansowej, która nie jest wcale mała.
Nie jest mała, to prawda, ale jeśli ktoś gra o najwyższe cele, może sobie na to pozwolić, bo gratyfikacja za zajęcie miejsce w czołówce jest bardzo wysoka. Rodzi to pytanie, czy tak powinno się robić, ale jeśli ustalono taki przepis i można korzystać z zamieszczonej w nim furtki, to tak się dzieje.
W Zagłębiu potencjał i wybór młodzieży jest faktycznie tak potężny?
Nie pracowałem w innych klubach z równie rozwiniętymi akademiami – w Lechu, w Pogoni czy w Legii. Trudno mi znaleźć punkt odniesienia, akademia w Piaście pracowała, ale nie skutkowało to napływem aż tylu wartościowych wychowanków, funkcjonowało to na trochę innych zasadach niż tu.
Rozwój Michaela Ameyawa czy Arkadiusza Pyrki po pana odejściu z Piastem nie świadczy o tym, że jednak wcześniej pan ich blokował?
Nie zapominajmy, kto ich sprowadził, kto zauważył ich potencjał.
Pan.
Pamiętajmy, w którym miejscu już za mojej kadencji był Ariel Mosór. Pyrka też dostawał szanse, z każdą rundą i każdym sezonem będzie tylko bardziej doświadczony i ograny. U mnie stawiali pierwsze kroki, nie mam problemów z ich rozwojem, przyjemnie się na to patrzy, najwyraźniej dokonywaliśmy właściwych wyborów.
Jak sprawić, żeby Zagłębie Lubin stało się atrakcyjnym miejscem dla piłkarzy z rynku?
Chcemy zachęcać statusem solidnego klubu, który funkcjonuje na solidnych zasadach. I stworzyć dobrą drużynę. Wiadomo, że Lubin nigdy nie będzie konkurencją dla Warszawy, Krakowa czy Poznania w perspektywie prestiżu miasta, to też może zniechęcać niektórych zawodników.
Do Częstochowy chętnie przychodzą rozchwytywane postaci.
Nie wiemy, za ile i na jakich warunkach, prawda?
Za dużo pieniędzy.
No właśnie, mamy swoje możliwości, granice, budżet. I nie chcemy tego przekraczać.
O wiele mniejszy?
To pytanie to prezesa i dyrektora.
Czyli pan nie odczuwa jakichś dużo mniejszych możliwości?
Na miarę potrzeb mamy dobre możliwości. Ale nie będziemy się licytować z Rakowem, który potrafi zatrudniać Iviego Lopeza. Zagłębia na to nie stać.
Bez gwiazdy da się zrobić spektakularny sukces? W Piaście kreował pan liderów – Jorge Felixa czy Joela Valencię wyniósł do rangi topowych graczy Ekstraklasy. Kimś takim samoistnie stał się później Jakub Świerczok. W Zagłębiu nie widać nikogo takiego.
Poczekajmy, pracujemy dopiero kilka miesięcy.
Buduje pan gwiazdę?!
Nie chcę nikogo namaszczać, nikogo wskazywać, ale najprzyjemniej jest, kiedy przychodzi dobry zawodnik i po jakimś czasie staje się gwiazdą. Nie musi być tak, że z góry zakładamy ściągnięcie gwiazdy, a następnie okazuje się, iż ta gwiazda niekoniecznie komfortowo czuje się w tym miejscu i środowisku. Można na tym tylko sporo stracić.
Jaki jest w tej chwili największy problem polskiej piłki klubowej?
Na Ekstraklasę tyle się psioczy, tyle złego się o niej mówi, a nie jest to łatwa liga. Wielu piłkarzy przychodzi tu z zewnętrz i kompletnie sobie nie radzi.
To świadczy dobrze o poziomie sportowym rozgrywek?
O skali trudności Ekstraklasy, to liga fizyczna, bardzo fizyczna. Bardzo dużo dobrego dla polskiej piłki klubowej zrobił też dopiero Lech Poznań w Lidze Konferencji. Pokazał, że jeśli drużynę buduje się w sposób systematyczny i umiejętnie się ją wzmacnia, można zajść wysoko również w Europie.
Nie ma pan jednak wrażenia, że niedzielny kibic Ekstraklasy ogląda ją głównie po to, żeby się z niej pośmiać?
Chyba nie. Ci, którzy chcą się tylko pośmiać i nic więcej, raczej tej ligi nie oglądają, nie zaliczają się do widzów. Ktoś, kto realnie interesuje się Ekstraklasą, nie odpali jej meczów, żeby doczekać się śmiesznej czy karkołomnej sytuacji, pokrytykować sobie czy poszydzić, raczej realnie interesuje się polską piłką.
Jakiego piłkarza z Ekstraklasy sprowadziłby pan do Zagłębia, gdyby dysponował pan nieskończonymi środkami finansowymi?
O, takich piłkarzy byłoby wielu. Nie rzucę nazwiska, bo musiałbym się bardzo długo zastanowić.
Przeczytałem gdzieś, że nie należy pan do pracoholików.
Proszę mi wytłumaczyć, co to znaczy „pracoholik”.
W pewnym momencie zapanowała moda na publiczne wyznania trenerów o siedzeniu w klubie po szesnaście godzin dziennie.
Jeśli trener mówi, że pracuje szesnaście godzin, ma źle zorganizowaną pracę.
Dlaczego?
Bo to nie jest normalne, żeby pracować szesnaście godzin.
I niezdrowe.
Tak jak piłkarz musi pracować i odpoczywać, tak samo trener musi pracować i odpoczywać. Musi znaleźć się miejsce dla rodziny. Jeżeli ktoś nie ma poukładanej sytuacji w domu, stabilnej atmosfery, wiele rzeczy przenosi się do klubu. Wyznaję zasadę, według której pracuję w klubie, odpoczywam w domu. Chyba że ktoś za pracę uznaje sytuację, w której siada przy stole w mieszkaniu, je kolację, ale głową wciąż jest na boisku i rozwiązuje czy układa jakiś problem w drużynie. Można wtedy powiedzieć, że to pracowanie i niepracowanie w jednym, prawda? Oczywiście, są dni czy tygodnie, kiedy trzeba posiedzieć w klubie po dziesięć godzin, ale byłbym bardzo ostrożny w wyrażaniu słusznych czy niesłusznych wymiarów godzinowych, bo to bardzo indywidualna sprawa.
Jakiś czas temu jednak ten trenerski pracoholizm był sławiony i chwalony.
To jest takie modne. Jako doświadczony trener patrzę na to z przymrużeniem oka, z lekkim uśmieszkiem: „Synu, jeżeli pracujesz osiemnaście godzin, to jest problem”. Masz rodzinę? Rodzina cierpi. Masz dzieci? Dzieci cierpią. Człowiek musi umieć wyczyścić głowę, zresetować umysł, przychodzić do klubu z dobrą energią. Nie krytykuję przy tym takiego modelu pracy, jeśli w pełni wynika to ze świadomego wyboru jakiegoś trenera. Tak chce, niech tak robi.
Pan ma ten komfort, że przez większość kariery trenerskiej pracuje w jednej części Polski.
Tak, to prawda, przez wiele lat pracowałem na miejscu, żyłem w swoim domu, funkcjonowaliśmy jako rodzina. Też były jednak okresy wyjścia z tej strefy komfortu – Warszawa, Wronki, Bełchatów czy Łódź. Nigdy nie było to dla mnie jakimś dużym problemem, ale potrafiliśmy wszystko tak organizować, żeby być jak najdłużej i jak najczęściej ze sobą, bo to nabieranie energii jest bardzo istotne.
Gdyby w następnych latach dostał pan propozycję pracy w klubie, który wymuszałby wywrócenie życia prywatnego do góry nogami, zdecydowałby się pan na taki układ?
Właśnie jestem w takim momencie. Poza domem, mieszkam sam. Dzieci są już dorosłe, zmiany i przeorganizowanie przychodzą mi z większą łatwością niż kiedyś.
Ma pan jeszcze jakieś marzenie trenerskie?
Pewnie, że mam.
Jakie?
Brakuje mi zwycięstwa w Pucharze Polski. I fajnie byłoby o ten Puchar Polski jeszcze powalczyć.
Czytaj więcej o polskiej piłce klubowej:
- Śląsk wziął na pokład czeskiego bajeranta? „W Czechach nie ma dla niego miejsca”
- Źle, gorzej, strata Iviego Lopeza. Raków i wyzwanie, które ciężko udźwignąć
- Buksa: – Miałem dziurę w nerce. Po stracie 12 kilogramów wyglądałem jak patyk
- Cisza na morzu. O braku transferów Lecha Poznań
- Płacz i zgrzytanie zębów. Co się dzieje wokół Pogoni
Fot. Newspix
Panie Waldku, pewnie chodzi o to, że młodzi trenerzy chcą grać w piłkę. Przynajmniej bardziej niż ci starzy.
zlazła skórka z mazurka
Wiadomo, że każdy ciągnie w swoją stronę. Byłby Fornalik młodszym trenerem, to mówiłby, że starym brakuje energi, pomysłów, już im się nie chce, a w ogóle to preferują archaiczny futbol. Ogólnie to jakaś taka krnąbrność przemawia z tego wywiadu, ale może mi się tylko wydaje.
Inteligencja, spokój, rozwaga, kultura, fachura.
Za szybko go Piechnik do kadry wepchał.
Może on po prostu nie nadawał się na selekcjonera, bo trenerem jest topowym jak na eklape
tacy goście jak Fornalik swój autorytet budują miesiącami wspólnej pracy, gdzie anonimowy piłkarz widzi swoje postępy na tle dużyny, a cała drużyna na tle innych ekip.. ten facet nie nadaje się na selekcjonera w żadnym aspekcie, zrobili mu krzywdę tą nominacją, a on nie mógł odmówić, bo pewnych propozycji się nie odrzuca. świetny ligowy trener, ciekawe czy za kilka lat nadal będzie w formie?
Świetny trener na polskie warunki. Zawsze robi solidne wyniki I zawsze ponad stan.
Naprawdę bardzo ciekawa rozmowa Mazurek generalnie robi dobre wywiady, denerwujący trochę ten jego pretensjonalny ton w dyskusji z ludźmi w tych wywiadach ale ma to swój urok nawet 😉
Pretensjonalny nie oznacza, że ktoś ma pretensje xd po chuj używać słów, których znaczenia się nie zna?
A ja mam wrażenie że i prawdziwe znaczenie tego słowa pasuje do wywiadów Mazurka. Zachowuje się on z wyższością w tych wywiadach, wychodzi z pozycji guru i mędrca tak jakby posiadł wiedzę której rozmówca nie posiadł
Bo jak się nie zna znaczenia słowa, to się nie wie że się nie zna, więc używa się go nieprawidłowo
Mam takie marzenie że Ruch teraz kilka lat utrzymuje się w Ekstraklasie stabilizuje się finansowo i na last dance wraca Waldek King i robimy mistrzostwo już na Cichej. Pewnie się nie uda to niemożliwe itd. Ale możemy sobie marzyć hah
Szanse na mistrzostwo są, ale I ligi 🙂
W ’89 wszyscy też tak mówili, a potem im kopary opadły, never say never
Za mały byłem, nie pamiętam. Jednakże fakt, takie cuda zdarzają się. W erze nowożytnej przykładem jest Piast.
Wciąż to jednak myślenie życzeniowe. Może chociaż Waldka da się ściągnąć.
Zagłębie kolejny sezon będzie walczyło o spadek, takiej bezjajecznej grupy kopaczy już dawno nie było w Ekstraklasie, jedyny facet, który dojeżdżał został sprzedany.
Bezjajeczna to jest twoja wypowiedź, akurat w Zagłębiu występuje cała plejada bardzo utalentowanej młodzieży, w podstawie tylko 3 stranieri i całe mnóstwo uzdolnionych chłopaków.
W Zagłębiu od lat jest mnóstwo młodzieży. Problem w tym, że niewiele z tego wynika. Piątek, Jagiełło, swego czasu Woźniak, Błąd. Gdzie oni teraz są oprócz Piątka i jako tako Jagiełły?
Woźniak w Zagłębiu, Błąd w pierwszej lidze. Na czterej chłopaków dwóch robi jako takie kariery za granicą. Szysz radził sobie w Turcji, Jach miał epizody w Premier League, grał w Tiraspolu, Piszczek został legendą polskiej piłki, Slisz gra w Legii i wkrótce powinien wyjechać na Zachód, Świerczok poszedł do Ludogoretza i potem grał w Nagoyi, Poręba obecnie gra epizody, ale gra w Lens, Białek gra w Vitesse, Oliwier Zych jest w Aston Villi (19 lat), Kamil Piątkowski gra w KAA Gencie, Adam Buksa radził sobie w MLS i obecnie się leczył we Francji, ma kontrakt z Lens, Starzyński miał wojaże w KSC Lokeren, Wilczek wiadomo, Broendby i Kopenhaga, do tego Carpi i Goztepe, Gliwa grał sezon w jakimś rumuńskim klubie drugiej kategorii – wszyscy Ci zawodnicy są Polakami, w ciągu ostatnich 10 lat grali w Zagłębiu (minus Piszczek) i grali za granicą. Żaden z nich nie zrobił kariery nie wiadomo jakiej, poza Wilczkiem, ale obecnie jest paru dopiero wchodzących w ten świat ze sporym potencjałem i paru, którzy i tak mieli wynik ponad stan (Jach, Gliwa), znalazłem też dwóćh w niższych ligach niemieckich (Matuszczyk i Kacper Majchrowicz), ale to wiadomo jaki poziom.
Fornalik mam wrażenie że sie robi trochę twardogłowy i odporny na rzeczywistość… Niby dlaczego miałby mu przeszkadzać napływ nowych trenerów? Może sie czegoś nauczy, coś podpatrzy… a mam odczucie – juz po kolejnej rozmowie z nim – że sie powoli zamyka w swoim zamku.
No i kolejny smaczek:
Pracuje pan ostatnio w klubach sponsorowanych przez samorządy i spółki państwowe. Nie jest to system szkodzący polskiej piłce?
Nie wiem, nie mam wystarczającej wiedzy, nie znam dokładnych zależności. Jestem trenerem, mam stworzone warunki do wykonywania swojej pracy.
Klasyczna technika 3 małp – nic nie widział, nic nie słyszał i nic nie powie w temacie bo to ręka która go karmi.
W głowach takich trenerów jak Fornalik uczyć to on się może od Guardioli, Kloppa albo Ancelottiego bo przecież co taki Szulczek może wiedzieć o świecie, gówniarz dopiero zaczął to nic nie wie o piłce. Mentalnie to jest taki sam beton jak reszta, tyle że umiejętności ma minimalnie wyższe to sobie radzi.
Napływ młodych trenerów mu przeszkadza bo to mniej miejsc w których mógłby pracować, a i tak już niespecjalnie mocno się trzyma w ESA, to nie jest tak że kluby się o niego zabijają, a Lech, Legia, Raków i Pogoń nawet na niego nie spojrzą. Powoli już musi myśleć o zostaniu ekspertem w TVP albo Canal+, bo po Zagłębiu jeszcze może 1-2 kluby i spadnie z karuzeli.
Fornalik ma 60 lat, czego by nie mówił to on dalekobieżnych planów snuł nie może. O pracy w Legii czy Lechu też pewnie nie marzy. Wziął Zagłębie, bo mu zapłacą w terminie i ma robotę w spokojnym miejscu. Myślę, że on dwa sezony tam zrobi spokojnie, no chyba że nagle się wpierdolą w walkę o utrzymanie. Zagłębie jest stabilne, Fornalik zna tę ligę od A do Z, raczej mała szansa na to że z nim mając ten skład i pieniądze na sensowne uzupełnienia będą walczyć o utrzymanie. Oni wzięli Fornalika, by wejść do górnej połówki i rozwinąć zespół na dłuższą metę. Tak jak to zrobił z Piastem. A że jest zamknięty na pewne kwestie to przecież dziwić nie może, to starszy pan który bez wymyślania piłki na nowo sobie tutaj radził a w tym momencie kariery nie sądzę żeby miał motywację aby się rozwijać specjalnie
A co ma powiedzieć? Ryknąć za takimi jak ty, że wszystkie kluby powinny mieć prywatnych właścicieli? A co ze sponsoringiem ze strony państwowych spółek? To ci nie przeszkadza? Gdyby wszystkie kluby miały prywatnych właścicieli, to już by nie było tej ligi. Wisła Kraków, Amica Wronki, Groclin Grodzisk Wlkp., Korona Kielce, Lechia Gdańsk, Widzew Łódź, te kluby już przechodziły ten etap. Jak się to dla nich skończyło, chyba nie muszę przypominać. Jeśli miasto jest właścicielem klubu i panują tam zdrowe zasady, to ja nie widzę powodów, by taką sytuację ganić. Klub jest wizytówką miasta, dla mieszkańców jest to jakaś forma dumy i możliwości spotykania się w czasie meczów. Co w tym złego? O wiele bardziej chora jest sytuacja kiedy jakaś państwowa spółka np. PGE utrzymuje jakiś klub, którą utrzymuje cały kraj, a ona jedynie wybrane kluby. Dlaczego ja mieszkaniec np. Poznania jednocześnie klient PGE mam się zgadzać na to, że ta spółka sponsoruje Stal Mielec, w którym za sznurki pociągają partyjniacy z pewnej sekty? To jest zdrowa sytuacja?
Jaka forma dumy? Czy w Poznaniu co mecz to jest komplet? Jeżeli klubem interesuje się 10, 20% populacji to max. Są ciut ważniejsze rzeczy niż utrzymywanie zabawki dla mniejszości.
Temat spółek skarbu państwa to zupełnie inny casus. Mimo wszystko to są firmy, mają prawo reklamować się poprzez sponsoring i z całym szacunkiem ale nie będą się pytać każdego klienta o zgodę.
Ale jemu chyba nie przeszkadza napływ młodych trenerów, tylko stawianie ich na piedestale, mówienie, że jak młody to na pewno ma super pomysły i taktykę na nowo wymyśli, bo stare to nic nie umio.
Pan Waldemar jak zawsze – profesjonalizm, a nie pracoholizm; kultura, a nie bucówka; szczerość, a nie szydera. Prawdziwy Ślązak, chociaż tylko (albo aż) z wyboru. Jeśli to prawda, że tylko top 10% najlepszych trenerów ma wpływ na wyniki klubu, to kto jak kto, ale Pan Fornalik ma papiery na bycie w top 1%. Kibice z Cichej i Okrzei nigdy Pana nie zapomną. Waldek King!
PS Wywiady Janka nigdy mi się nie znudzą.
To wszystko to ejdrzyzm jest, nawet przecież na nastolatki patrzymy przez wiek!
No panie trenerze, bardzo ciekawy wywiad, sporo fajnych argumentów, wypowiedzi rzetelne, dobrze się to czyta.
Biorąc pod uwagę tom jak wygląda „polska myśl szkoleniowa” prezentowana przez większość tych starszych, to ja się z kolei nie dziwię, że wiele klubów postanowiło się wyrwać z chocholego tańca na trenerskiej karuzeli. Czy się opłaciło? W wielu przypadkach tak i to tylko nakręciło tendencję.
Oczywiście i tak najważniejsze są kwalifikacje, niemniej młodzi sporo do ligi wnieśli. Jeśli jednak Fornalik będzie pracował dobrze, to i tak nie ma się co martwić wyleceniem z karuzeli, bo robotę znajdzie. Nie rozumiem więc tych jego uwag. Są inni, znacznie bardziej „zasłużeni”, którym szczerze życzę, by trenowali co najwyżej LZS Kaczy Kuper.
Fachowiec, niezależnie od wieku, znajdzie zatrudnienie w klubie. Patałachy też, tym zazwyczaj szuka się posady w PZPN…
Niuch, niuch…
Gdzie jest reszta lakociągów z Wawy? Pusto się tu zrobiło, nie zaliczam już 6 nowych rózowych dziennie, max 4. Eeee, wracać mi tu szybko szony, 12 moich kuzynów przyjeżdza do mnie na wakacje, a nie będziemy płacić za to co za darmo, zresztą, za takie knagi same powinnyście bulić xd
Fornalik, wypalony to ja czułem się po zabawie z twoją matką na kwadracie!
Z jednej strony Waldek to TOP trener na tą chujową ligę, a z drugiej jego kadencja w reprezentacji była najbardziej chujowa w XXI wieku, gdzie nawet Siwy Bajerant czy Franz Smuda zostawili po sobie lepsze wrażenie.
Z jednej strony Waldek to TOP trener na tą chujową ligę, a z drugiej jego kadencja w reprezentacji była najbardziej chujowa w XXI wieku, gdzie nawet Siwy Bajerant czy Franz Smuda zostawili po sobie lepsze wrażenie.
Nie wszyscy nadają się na selekcjonera. Niektórzy potrzebują więcej pracy z zespołem. Popatrz np obecnie co się dzieje z Niemcami. Flick z Bayernem zrobił potrójną koronę, a co się dzieje z kadrą? Już chcą go zwalniać. Tak samo jestem ciekaw jak w klubowej piłce poradziłby sobie Deschamps któremu pęka już 11 lat w kadrze, a miał tylko jeden sezon z Monaco co w finale lm się znalazł i nic ponadto…
Młodzi trenerzy mówią „my gramy swoją piłkę” z kolejnymi przeciwnikami, a starsi doświadczeni na kolejnych przeciwników mają odpowiednią taktykę. Przykład? Gaul – Urban. Obaj mieli tych samych piłkarzy, ale Gaul grał co mecz tę samą piłkę, a Urban na kolejnych przeciwników przygotowywał taktykę. Efekt? Wszyscy widzieli.
Nie róbcie z tych młodych trenerów fachowców przez duże F, bo jeszcze nic konkretnego nie pokazali. Szulczek jak dostanie drużynę inną niż Warta niekoniecznie z czołówki, ale taką z historią polskiej piłki, to pogadamy o jego wielkości. Każdy trener w polskiej lidze jest dobry dopóki się piłkarzom nie znudzi. Tu nawet Guardiola z Kloppem byliby bezradni. Chyba zapomnieliście już o portugalskich trenerach prowadzących naszą reprezentację.
No i miodzio, tylko z dala od Ruchu!
Może też dlatego, że trener w jego wieku spuściłby taką Wartę 2 razy z ekstraklasy.
Dobry wywiad. A Fornalik to absolutna topka trenerów klubowych w Polsce. Spokój, merytoryka, racjonalizm. Jak Zagłębie da mu popracować zrobi z nich TOP5 w lidze. Pewnie nie w tym sezonie, ale za 2-3? W kadrze mu nie poszło, bo to typowy trener klubowy, to był zły wybór, nie dla niego robota.
Zapraszam na kwadrat, stary.
Myślołżem że łon mundżejszy
„Nie da się ukryć, że na rynku trenerskim zaczyna panować kult młodości. Większym zaufaniem obdarza się młodych szkoleniowców.”- panie Mazurek, specjalnie tak to pytanie pan ujął? Powinien pan był zapytać: „Młodzi trenerzy chcę grać w piłke nożną, Wy, starsi- odwrotnie. Czemu tak jest?”.
Wtedy by się Fornalik napewno naprodukował z odpowiedzią…
Mazurek: Większym zaufaniem obdarza się młodych szkoleniowców.
Waldek: Dla mnie jest to trudne do wytłumaczenia.
Cenie Waldka m. in za to co zrobil z Piastem ale ciężko mi zrozumieć czego nie rozumie Waldek. Czas upływa, stara gwardia jest coraz starsza, dorosło pokolenie urodzone pod koniec lat 80 więc to naturalne że powoli następuje wymiana pokoleniowa. A proces nabiera tempa, im bardziej młodzi osiągają wyniki lub przynajmniej zaoferują ciekawy styl gry. Z niektórych wypowiedzi wydziera betonowe myślenie Fornalika i ból pewnej części ciała, że rynek się kurczy.
Zapomniał woł jak cielęciem był i oczywiscie Herod nigdy nie był młody
Trąci mi Lenczykiem, ale to dobrze, bo te pizdeczki w Ekstraklasie nie mogą być głaskane. Zarzuca się Waldkowi brak charyzmy, przewidywalność czy starą szkołę, ale jednak na tych naszych arenach cyrkowych się sprawdza. W kadrze mu nie poszło, ale tak na prawdę komu poszło ? Wykręcił już kilka wyników, oby z Zagłębiem też coś wskórał, bo jest tam potencjał, ale nie chce odpalić. Mówi, że czeka ich kilka transferów ofensywnych – ok, ale obawiam się, że przy takich stoperach jak Kopacz i Jach podium nie zdobędą.