Reklama

Płacz i zgrzytanie zębów. Co się dzieje wokół Pogoni

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

27 czerwca 2023, 16:05 • 7 min czytania 114 komentarzy

Pogoń trzeci raz z rzędu awansowała do europejskich pucharów, czego nie osiągnęła nigdy wcześniej, ale w Szczecinie nastroje trochę jak po sławnej porażce z Olimpią Elbląg. Jedno, wielkie… no, niezadowolenie.

Płacz i zgrzytanie zębów. Co się dzieje wokół Pogoni

Po pierwsze, niezadowoleni są kibice, chociaż tutaj pewnie trzeba zacytować Radosława Janukiewicza dosłownie – są wkurwieni.

Pogoń – racja kibiców

Czym?

Przede wszystkim cenami karnetów na rundę jesienną i trudno im się dziwić. Na początek można porównać oferty choćby z Legią Warszawa, ot, wejście dla dzieci – na Łazienkowską 3 na wszystkie mecze w sezonie kosztuje 119 złotych, a na Twardowskiego tylko za pierwszą część rozgrywek – 189. Nie, to nie pomyłka. W Szczecinie więcej należy zapłacić za jesień niż w stolicy za cały rok.

Reklama

Użytkownik Twittera o nicku „STATSGOAL” zebrał wszystkie ceny karnetów i szefowie Portowców oczekują zdecydowanie najwięcej w Ekstraklasie, np. nowi nabywcy abonamentów na spotkania granatowo-bordowych muszą wydać przynajmniej 792 złote, na Legię – 469, a na Lecha Poznań – 450. A przecież w największym mieście Pomorza Zachodniego wcale nie zarabia się więcej niż w Warszawie czy Poznaniu. Według badań Głównego Urzędu Statystycznego przeciętny pracownik sektora przedsiębiorstw w Szczecinie w styczniu 2023 dostawał 7139 złotych brutto, w Warszawie – 8395, a w Poznaniu – 7677.

Nie sposób uznać, że władze Pogoni wyszły naprzeciw sytuacji ekonomicznej swoich fanów i łatwo zgodzić się z opinią, że kibice zostali potraktowani jak bankomaty, co w połączeniu z publicznym przyznaniem się do trudnej sytuacji finansowej Portowców prowadzi do jednego wniosku – mają zapłacić za błędy działaczy w zarządzaniu.

Nie podoba im się to. O dziwo…

Reklama

Awans do drugiej dziesiątki rankingu UEFA. O co gramy w sezonie pucharowym?

Prawda o sytuacji finansowej

Tę złość potęgują inne aspekty – jak brak sponsora głównego od zakończenia współpracy z Grupą Azoty, słaby marketing, zamknięcie fan shopu na rogu Wojska Polskiego i Jagiellońskiej czy brak podania personaliów nowych akcjonariuszy – oraz świadomość, że pewnie ich głos i tak się nie liczy. A niełatwo o inne wrażenie po pamiętnej odpowiedzi prezesa Jarosława Mroczka na pytanie kibica o transfery na portalu pogonsportnet.pl: – Boże chroń nas od tak wybitnych ekspertów.

Nie brzmi jak otwartość na społeczność, którą powinno się współtworzyć, prawda?

Jako otwartość można odebrać oficjalne mówienie o ograniczeniach finansowych granatowo-bordowych.

Nie wiemy, czy będzie nas stać na wzmocnienia, bo sytuacja finansowa jest trudna. Nie chcemy brnąć w pożyczanie pieniędzy tylko dlatego, aby wyglądać coraz lepiej – powiedział Mroczek w rozmowie z TVP Sport na początku czerwca.

Na dzisiaj pewnego poziomu nie przeskoczymy. Mamy taką drużynę, że dalej będziemy walczyć o puchary, ale nie mamy środków, by nagle przestawić wajchę – wtórował mu na naszych łamach szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk.

Adamczuk: Ciężko będzie wejść do fazy grupowej europejskich pucharów

Tyle że akurat ta otwartość nie spotkała się ze zrozumieniem, a zdusiła nadzieje na dalszy progres i wręcz spowodowała strach przed jutrem. Obawę, że Pogoń, zamiast gonić rywali z Częstochowy, Warszawy i Poznania, podzieli los Jagiellonii Białystok, która kilka lat temu biła się o mistrzostwo kraju z Legią, a dzisiaj stała się średniakiem bijącym się z własnym miastem o stadion. Albo Lechii Gdańsk, która rok po zajęciu czwartej pozycji zleciała z Ekstraklasy. W Szczecinie zapanował pesymizm, jakby Portowcy cudem utrzymali się w lidze, a nie stracili podium w dużej mierze za sprawą niekompetencji Daniela Stefańskiego na VAR-ze. Że teraz to już będzie tylko coraz gorzej. Czasy to były kiedyś, już nie ma czasów, a wszystko, co robią władze klubu, na pewno należy obśmiać i skrytykować.

Niesłusznie.

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Pogoń – racja władz

Z tego powodu niezadowoleni są szefowie Pogoni, choć może precyzyjniejsze będzie stwierdzenie, że mogą czuć się niedocenieni.

Portowcy trzy razy z rzędu awansowali do europejskich pucharów, pierwszy raz w historii wygrali w nich mecz i awansowali do następnej rundy, sprzedali piłkarzy za dobre 20 baniek euro, od trzech lat niemal co zgrupowanie wysyłają zawodników na reprezentację Polski (Kacper Kozłowski, Sebastian Kowalczyk, Kamil Grosicki, Mateusz Łęgowski, a gościnnie na obozie dla młodych z ligi u Fernando Santosa pojawił się Marcel Wędrychowski).

Słowem – sportowo doskoczyli do czołówki. W ostatnich trzech sezonach więcej punktów w Ekstraklasie zdobył wyłącznie Raków Częstochowa (za 90minut.pl) i nie, nie da się tego wsadzić do gabloty, ale warto zauważyć, że faktycznie Pogoń utrzymuje się w górze tabeli. Nie była w stanie przeskoczyć trzeciej pozycji, natomiast i tak zaliczyła gigantyczny progres względem tego, co było nie tylko po awansie w 2012 roku, lecz po prostu od lat 90. (z jednym wyjątkiem, kiedy pieniądze tureckiego biznesmena Sabriego Bekdasa dały wicemistrzostwo).

Do tego stadion z infrastrukturą i posklejanie budżetu bez partnera głównego. Nie ma sensu tego podważać, a to przecież – mimo wymienionych wyżej błędów – zasługa władz, czyli m.in. Mroczka i Adamczuka. Nie wszystko toczy się idealnie, aczkolwiek faktycznie toczy do przodu. Można mieć zastrzeżenia do tempa, nie do kierunku.

Gdyby nie ta wykonana praca, bylibyśmy bardzo średnim klubem z bardzo średnim budżetem, a jesteśmy ścisłą czołówką ligi, jednak z najniższym sportowym budżetem w TOP 4 – ponownie Adamczuk w naszej rozmowie.

Nie można mu odmówić racji.

Nie wszystko źle

Tymczasem ostatnio czasem można odnieść wrażenie, że zaczyna dominować inna narracja – wszystko osiągnięto wbrew nim, a nie dzięki. A przecież trudno zarzucić Adamczukowi, że nie reaguje na to, co się dzieje na boisku. Zimą sprowadzono Linusa Wahlqvista (ponadprzeciętny prawy obrońca w skali Ekstraklasy), Leonardo Koutrisa (czołowy lewy obrońca ligi) i Danijela Loncara (najgorsze wejście z tych trzech), bo był problem w defensywie. Do tego znaleziono miejsce pracy już niepotrzebnym Kamilowi Drygasowi, Jakubowi Bartkowskiemu oraz Luisowi Macie. Latem wykorzystano okazję i sprzedano Damiana Dąbrowskiego, który ewidentnie nie pasował do tempa gry oczekiwanego przez Jensa Gustafssona i błyskawicznie zastąpiono go Joao Gamboą, bardziej pasującym do profilu wymaganego przez szwedzkiego szkoleniowca. Trwają poszukiwania napastnika, jeden zachował się jak dzieciak i w ostatniej chwili nie wsiadł do samolotu do Polski. Takie rzeczy się zdarzają, po prostu padło na Pogoń.

Nie, nie udało się zatrzymać Pontusa Almqvista, ale trudno przebić ofertę zespołu z Serie A (w Lecce Szwed dostanie kilkukrotnie większą pensję). W zasadzie samo sprowadzenie atakującego było sukcesem, bo kilka miesięcy wcześniej nawet nie chciał patrzeć na Ekstraklasę. Może i z powodu kłopotów zdrowotnych nie pokazał pełni umiejętności, ale trudno polemizować z tym, że je faktycznie miał.

Krytykowanie Adamczuka za to, że 24-latek nie chciał zostać w Polsce, to absurdalny zarzut.

Równie niedorzeczne są głosy wyśmiewające podpisanie umowy z 31-letnim Wojciechem Lisowskim, stoperem z trzecioligowych rezerw. Miejscowy zawodnik, pochodzący z oddalonego od Szczecina o 60 kilometrów Chociwla, przez poprzednie dwa sezony był podporą drugiej drużyny, absolutnie czołowym graczem ekipy, która biła się o awans na trzeci szczebel z Olimpią Grudziądz. Ma być czwartym środkowym obrońcą, ubezpieczeniem dla Loncara, Benedikta Zecha i Mariusza Malca, nie żadnym zbawicielem i nowym „Ministrem Obrony Narodowej”. W sytuacji finansowej klubu to dobre rozwiązanie – ktoś sprawdzony, kto zapracował na szansę i jednocześnie tani, dzięki czemu nie trzeba wydawać pieniędzy, których brakuje.

Nieznośna atmosfera

Właśnie, sytuacja finansowa Pogoni. Z jednej strony słuszne są zarzuty, że ciągle coś. Albo brak stadionu, albo koronawirus, albo wojna na Ukrainie, albo nowy stadion i podwyżki cen energii. To prawda, że część z tych kłopotów dotyka wszystkich w lidze i również od tego są władze, by się przygotować na różne scenariusze, co w Szczecinie przynajmniej w jakimś stopniu zawiodło. Ale z drugiej trudno mieć pretensje do działaczy, że skoro „mleko się wylało”, nie chcą żyć na kredyt.

Musimy zachować żelazną dyscyplinę. Jeżeli uda się przy okazji zrobić taki sam, albo lepszy wynik, to będziemy szczęśliwi – mówił Mroczek.

Takich deklaracji nie chce słyszeć kibic, ale… można zrozumieć postawę szefostwa, które albo pamięta zaplecze Ekstraklasy (jak prezes), albo nawet czwartą ligę (jak Adamczuk).

Najważniejsza jest stabilizacja klubu. Zawodnicy otrzymują i mają otrzymywać pieniądze na czas – znów Mroczek.

Biorąc pod uwagę drogę Lechii Gdańsk czy Wisły Kraków – czy można to traktować jako wadę?

Dlatego nie ma jednej prawdy o sytuacji Pogoni i skuteczność jej szefostwa. Swoje racje mają i kibice, i ludzie w klubie, jak choćby ostatnio rzecznik prasowy Krzysztof Ufland, który zabrał głos za pośrednictwem pogonsportnet.pl i słusznie określił atmosferę jako „nieznośną”. Pewnie najbliższa rzeczywistości byłaby parafraza stwierdzenia poprzednika Gustafssona – Kosty Runjaica – o grze drużyny. W tym wypadku pasuje podsumowanie, że z efektywnością działaczy Portowców ani nie jest tak źle, jak wydaje się niektórym kibicom, ani nie jest tak dobrze, jak zdają się myśleć same władze.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

114 komentarzy

Loading...