Reklama

Od parzenia kawy na praktykach do prowadzenia drużyny w Ekstraklasie. Historia nowego trenera Jagi

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

15 kwietnia 2023, 11:47 • 17 min czytania 35 komentarzy

Adrian Siemieniec jest najmłodszym trenerem w Ekstraklasie. Ma 31 lat, ale też ponad dekadę pracy w roli asystenta na poziomie centralnym. Zaczynał jako praktykant, który przyszedł do Rozwoju Katowice w trakcie studiów na katowickim AWF. Przez kilka miesięcy pracował za darmo. Praktyki przemieniły się w staż, a później ówczesny trener Rozwoju wychodził u władz klubu stypendium dla „ciekawskiego” młokosa. Dziś Siemieniec jest uznawany za jednego z najzdolniejszych uczestników trwającego kursu UEFA PRO i jest porównywany do Dawida Szulczka, z którym zna się z czasów studenckich. O nowym szkoleniowcu Jagiellonii porozmawialiśmy z trenerami, z którymi współpracował – Mirosławem Smyłą, Dietmarem Brehmerem i Ireneuszem Mamrotem.

Od parzenia kawy na praktykach do prowadzenia drużyny w Ekstraklasie. Historia nowego trenera Jagi

Siemieniec pochodzi z Czeladzi, województwa śląskiego, gdzie grał w drużynach młodzieżowych i juniorskich w tamtejszym MCKS-ie. Później przeszedł do Polonii Bytom, ale dość szybko zorientował się, że nie będzie klasowym piłkarzem. I nie kryje się za tym historia jakiejś groźnej kontuzji czy braku szczęścia, bo „nikt nie dostrzegł w nim talentu”. Sprawa jest dość prosta.

Adrian miał pewnie możliwości, żeby pograć w niższych ligach, ale to go nie interesowało. Wiedział z góry, że chce być trenerem. Postawił na to we właściwym momencie. To nie wynikało ze skromności czy z braku wiary w swoje umiejętności. Po prostu był wobec siebie krytyczny i wystawił sobie realną samoocenę. Dziś mam satysfakcję, że jest jednym z moich trenerskich odkryć. Podobnie jak Dawid Szulczek czy Kamil Kuzera, których również miałem w sztabie – mówi Mirosław Smyła, były trener Rozwoju, Zagłębia Sosnowiec, Korony Kielce czy Podbeskidzia.

U Adriana to była w pełni świadoma decyzja. Rozmawialiśmy na ten temat. Wiedział, że kariery jako piłkarz nie zrobi i dlatego postawił na trenerkę – dodaje Ireneusz Mamrot, którego Siemieniec był głównym asystentem przez osiem lat w takich klubach jak: Chrobry Głogów, Jagiellonia, Arka Gdynia czy ŁKS Łódź.

Reklama

Historia Adriana Siemieńca. Zaczynał od rozstawiania pachołków

Cała kariera szkoleniowa dzisiejszego trenera „Dumy Podlasia” zaczęła się dość niewinnie. Jako student katowickiego AWF przyszedł na praktyki do miejscowego klubu – trzecioligowego wtedy Rozwoju.

Trafił do mnie jako student. Miał praktyki, które musiał obowiązkowo zaliczyć. Później zmieniło się to w staż, który był kilka razy przedłużany. Rozwój ściśle współpracował z katowickim AWF. W tym klubie pracowałem w sumie pięć lat i przysyłali mi studentów. Byli różni, jedni lepsi, a inni gorsi. Aż w końcu pojawił się Siemieniec. Od razu było po nim widać, że piłka i trenerka są dla niego bardzo ważne – podkreśla Smyła.

Kiedy przychodzili do mnie studenci, żeby prosić o przyjęcie na praktykę, to zawsze pytałem o jedno: „Chcesz się czegoś nauczyć czy przychodzić tylko po papier?”. Adrian powiedział: „Panie trenerze, ja chcę się uczyć”. No więc został, na początek trochę na próbę. Zaczął od ustawiania pachołków i zdarzało się pewnie, że przygotował kawę. Bardzo się we wszystko angażował i był pomocny. Można było na niego liczyć, wyznaczając mu każde zadanie. W takim klubie, jak ówczesny Rozwój tacy ludzie są wagę złota. Po tygodniu spytał się czy może zostać kolejny tydzień. Zgodziłem się, tylko od razu zaznaczyłem, że będzie musiał poświęcić czas i ponieść koszty dojazdów, a ja nic nie mogę mu dać w zamian. Dodałem, że skoro mu się podoba i jak na razie się sprawdził, to go „wykorzystam”. Powiedział tylko: „Mi to nie przeszkadza”. Mijały kolejne dni, tygodnie i co jakiś czas przychodził się pytać czy może zostać. Dokładnie już nie pamiętam, ale mogły się z tego zrobić nawet dwa miesiące. W końcu zobaczyłem, że jego zaangażowanie i pomysły pasują do mojej koncepcji. On nie był tylko takim przytakiwaczem i słuchaczem, bo już wtedy miał swoje zdanie, na temat różnych ćwiczeń i spraw związanych z taktyką. Pytał, zastanawiał się i wyrażał swoją opinię – dodaje były trener Rozwoju.

WYWIAD NA WESZŁO Z ADRIANEM SIEMIEŃCEM Z 2013 ROKU: 21-letni student trenerem i asystentem w II lidze

W tamtych czasach Siemieniec dał się poznać jako niezły analityk, który sprawnie poruszał się, wycinając m.in. fragmenty wideo różnych meczów.

Siedział nad różnymi analizami i skrótami po nocach. Stał się bardzo pomocny. Na tyle, że w końcu poszedłem do zarządu Rozwoju i powiedziałem: „Panowie, nie wiem jak to zrobicie, ale ten chłopak musi zostać w sztabie. Trzeba znaleźć dla niego jakieś stypendium i dogadać się przynajmniej na pół roku”. I tak został. W jego wykonaniu to niemal od początku nie była praca odtwórcza, tylko był kreatywny. Miał swoje zdanie. Był odważny w swoich opiniach. To mnie w nim urzekło. Potrafił w ciekawy sposób modyfikować moje ćwiczenia dla zawodników na treningach. Umiał wnieść coś nowego i wychodził z inicjatywą. Z czasem przerodziło się w to propozycje zmian w naszym modelu gry. Najważniejsza w jego przypadku była jednak niesamowita pracowitość i oddanie dla drużyny. On jest taką jednoosobową maszynką do pracy. Był też niezwykle lojalnym pracownikiem – wylicza Smyła.

Reklama
adrian-siemieniec-trener-jagiellonia-historia-sylwetka-opinie

Historia nowego trenera Jagi. Wymieniał materiały z… rywalem

Siemieniec zaczął więc pracę w seniorskiej piłce bardzo wcześnie.

Jeżeli mnie pamięć nie myli, to jego pierwszy sezon w Rozwoju był w czasach, kiedy graliśmy Pucharze Polski z Legią Warszawa. Mógł mieć wtedy 20 lat. To było przed awansem Rozwoju do II ligi. Dlatego tak trudno było przekonać ludzi w zarządzie, żeby znaleźli dla Adriana pieniądze na stypendium. Wtedy to graniczyło z cudem, ale się udało. Chłopak stał się wartością dodaną dla drużyny i klubu. Pasował też mentalnie do sztabu i zespołu. Później chciałem go też zabrać do Zagłębia Sosnowiec, bo on pochodził z tamtych okolic. Zrobiłem to trochę za późno, bo on szukał odskoczni od Rozwoju i trafił do Chrobrego, do Irka Mamrota. Znałem się z nim i poleciłem go z czystym sumieniem – przyznaje Smyła, który dziś ma 53 lata.

Z przejściem asystenta Siemieńca do Głogowa wiąże się dość niecodzienna historia. Okazuje się, że trener Mamrot i obecny szkoleniowiec Jagiellonii w pewnym sensie współpracowali, kiedy ten jeszcze pracował w Rozwoju.

Było w tym wszystkim trochę przypadku – mówi Mamrot. – To było w czasach, kiedy prowadzony przeze mnie Chrobry i Rozwój, w którym pracował Adrian, występowały w II lidze. Było tak, że najpierw oni grali z jednym rywalem, a później my wpadaliśmy na ten sam zespół. Wtedy trudno było o skróty meczów, nie mówiąc już o całych spotkaniach. Rozwój swoje mecze nagrywał i kiedy nie mogłem być na jakimś ich spotkaniu, to chciałem mieć chociaż jakiś skrót. Dostałem numer Adriana i najpierw zaczęło się od rozmów na temat różnych przeciwników z naszej ligi, a później wymienialiśmy się materiałami. Pomógł w tym wszystkim terminarz. Tak zaczęły się nasze regularne kontakty – wyjaśnia obecny trener Górnika Łęczna.

Ja nigdy nie robiłem z takich spraw tajemnic. Pozwoliłem Adrianowi udostępniać materiały wideo i przekazywać inne informacje, bo to działało w dwie strony. Musieliśmy sobie jakoś radzić, a finanse były ograniczone. Pewnie to nie jest popularne, ale ja uważałem, że trzeba się dzielić takimi rzeczami i być normalnym człowiekiem wobec drugiego trenera. Mecze przecież wygrywa się nie tylko taktyką. Wymienialiśmy się wtedy ze sztabem Chrobrego różnymi informacjami. Adrian wtedy zajmował się analizą gry rywala między innymi poprzez tworzenie różnych skrótów wideo. Tak zaczynał. Oglądał mecze godzinami i świetnie potrafił wyciągać z tego różne wnioski. Szukał różnych statystyk i informacji w Internecie. Przypominam, że mówimy o czasach dziesięć lat wstecz, kiedy nie było takiej dostępności nagrań wideo czy skrótów z meczów, jak teraz. Adrian był pracowity i ambitny. Zaczął wyróżniać się w wielu obszarach pracy szkoleniowej. Zaprowadziło go to wszystko do miejsca, w którym teraz jest. Ta fajna historia, ale jak to się mówi: „Łaska trenera na pstrym koniu jeździ”. Życzę mu, żeby jak najdłużej miał zaufanie władz klubu i miał okazję dłużej popracować, bo w tym fachu jest o to niezwykle trudno. Zwłaszcza w Ekstraklasie – zaznacza trener Smyła, który w najwyższej klasie rozgrywkowej ma tylko 18 spotkaniach, w których prowadził Koronę w sezonie 2019/20.

Historia najmłodszego trenera w Ekstraklasie. Ciekawski i wścibski

Samo przejście Siemieńca do Chrobrego też było dla niego szczęśliwym zbiegiem okoliczności.

Był moment, w którym musiałem poszukać asystenta na pełen etat, bo poprzedni nie chciał zostawić pracy w szkole. Przypomniałem więc sobie o Adrianie. Zadzwoniłem do niego i zgodził się dołączyć do mojego sztabu. Tak zaczęła się nasza współpraca w Głogowie. Wtedy nie wiedziałem, że spędzimy ze sobą tyle lat – przyznaje Mamrot.

Młody trener nie przeszedł do Głogowa od razu po odejściu Smyły z Rozwoju. Przez sezon pracował jeszcze z kolejnym szkoleniowcem katowickiego klubu Dietmarem Brehmerem.

Wtedy w Rozwoju sam byłem młody i to była moja pierwsza samodzielna praca. Szybko doszliśmy do porozumienia. Merytorycznie i w takiej praktyce treningowej sprawdził się w zasadzie od razu i mimo tego, że nikt nie narzucał mi, że mam z nim pracować, to chciałem go zatrzymać w sztabie. Szybko zaufaliśmy sobie nawzajem. Bardzo pomagał mi w rozpracowaniu rywala. Potrafił odpowiednio dopasować naszą taktykę do przeciwnika. Świetnie odczytywał słabe i mocne strony drugiej drużyny. Potrafił też wyciągnąć różne statystyczne sprawy i pokazać, jak można to wykorzystać. Dlatego jak miałbym wskazać jego największy atut, to powiedziałbym o taktyce i umiejętności wykorzystania wiedzy statystycznej. Od czasów naszej współpracy na pewno jeszcze się rozwinął w innych elementach – mówi Brehmer.

Każdy trener ma swoje wariactwa i sprawy, które są dla niego najważniejsze. Jedni są maniakami taktycznymi, inni bazują na motywacji, a jeszcze inni koncentrują się na stałych fragmentach gry. A Siemieniec był ciekawski i zasypywał swoich przełożonych pytaniami.

Zawsze był taki pozytywnie wścibski w tej swojej ciekawości. Taki do bólu. Dopytywał, analizował i zastanawiał się czy coś można zrobić lepiej. Patrzył też na grę pod kątem statystyk i wyciągał z tego wnioski, które później umiejętnie przekazywał mi i zawodnikom. Wszystko rozbierał zawsze na czynniki pierwsze. Drążył też tematy taktyczne aż w końcu zrozumiał, co z czego wynika. Dzięki temu nauczył się też podejmować właściwe decyzje – uważa trener Smyła.

U mnie z czasem zaczął mieć coraz więcej obowiązków – mówi Mamrot i dodaje: – Najpierw zajmował się pojedynczymi ćwiczeniami, a później to on prowadził część treningów. Miał też wpływ na sprawy taktyczne. To na pewno go dowartościowało i widziałem, jak się przy tym rozwija. Zajmował się też stałymi fragmentami. Nie było jednak tak, że brał się za wszystko. Jak szliśmy do klubów w wyższych ligach, to wiedział, że sprawę przygotowania fizycznego trzeba oddać specjalistom z tej dziedziny. Podobnie ze stricte analizą wideo. Adrian liznął jednak wielu elementów warsztatu i jest gruntownie przygotowany do zawodu. My bardzo dużo rozmawialiśmy. Podobnie postrzegamy piłkę. Czasami różne pomysły wychodziły z jego inicjatywy. Oczywiście, nie ze wszystkim się zgadzałem, ale często wdrażaliśmy jakieś jego schematy czy propozycje. Adrian ma otwartą głowę i jedno o nim trzeba powiedzieć – ten chłopak zawsze chciał się rozwijać. Chłonął wiedzę.

adrian-siemieniec-trener-jagiellonia-historia-sylwetka-opinie

Historia Siemieńca. Porównania do kolegi

Z racji młodego wieku trener Siemieniec jest porównywany do Dawida Szulczka z Warty Poznań. Co ciekawe obaj znają się zarówno ze studiów na AWF, gdzie zdarzało się, że po zajęciach wspólnie dyskutowali nad jakimiś zagadnieniami czy razem analizowali mecze na wideo.

I żeby było śmiesznie Adrian i Dawid Szulczek są pod wieloma względami bardzo podobni do siebie. Nie mówię oczywiście o podobieństwie wizualnym, a o podejściu do piłki i pracy szkoleniowej. W tym aspekcie są w zasadzie identyczni. Co ciekawe nigdy razem nie pracowali. Pewnie gdyby nie odejście Adriana do Chrobrego, to Dawid nie trafiłby do Rozwoju. Mogło by się tak zdarzyć – zdradza trener Smyła, u którego obaj byli asystentami, ale w różnym czasie.

Siemieniec i Szulczek otwarcie mówili też, że w pewnym momencie będą chcieli pracować samodzielnie.

Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Mówiłem im: „Sami poczujecie, kiedy nie będziecie już mogli być asystentami. Sam tak miałem”. Człowiek dochodzi do wniosku, że chce mieć większy wpływ na grę zespołu i chce coś robić po swojemu. Jako asystent często miałem odmienne zdanie na jakieś kwestie i nie chcąc być nielojalnym musiałem zacząć pracować samodzielnie. Tak samo było z Dawidem i Adrianem. Pierwszy zaczynał od II ligi w Suwałkach, a drugi został trenerem rezerw w Jagiellonii. Szulczek dostał szanse w Ekstraklasie i teraz święci triumfy. Czuję, że z Siemieńcem będzie podobnie. On już potrzebował samodzielności. Nie będę ukrywał, że o tym rozmawialiśmy. Ja miałem świadomość, że Dawid i Adrian nie będą wiecznie asystentami, bo mieli ambicje, żeby być pierwszymi trenerami. Praca w sztabie była im potrzebna do zebrania doświadczenia i wiedzy. Ja się cieszę, że w pewnym etapie mogłem z nimi pracować. Generalnie wolę pracować w sztabie z młodszymi asystentami, bo to sprawia, że sam w pewnym sensie czuję się młodszy – cieszy się trener Smyła.

Praca pierwszego trenera i asystenta, to dwa różne światy. Przede wszystkim jest większa odpowiedzialność i presja. Zarządzanie szatnią jest zupełnie inne. Żaden piłkarz przecież nigdy nie ma pretensji do asystenta, że nie gra. To spada zawsze na pierwszego szkoleniowca. Myślę, że początek pracy zawsze jest trochę łatwiejszy, bo pokazuje się zawodnikom coś nowego i świeżego. Jestem ciekaw, jak to będzie wyglądać u Adriana w dalszej perspektywie. To na pewno będzie dla niego wyzwanie. O sferę warsztatową zupełnie się nie martwię. Bez problemu sobie poradzi – uważa Mamrot.

Historia nowego trenera Jagi. Empatia, praca i charyzma

Istnieje stereotyp, że młodzi trenerzy mogą mieć problem z wyrobieniem sobie odpowiedniego autorytetu. W końcu muszą często zarządzać drużyną, w której występują starsi od nich piłkarze. Szulczek w Warcie współpracował na przykład z pięć lat starszym Łukaszem Trałką, a Siemieniec dziś decyduje czy w wyjściowym składzie Jagiellonii pojawi się Michał Pazdan, który jest od niego cztery lata starszy.

Oni nie muszą nikogo opieprzać, żeby mieć autorytet. Obaj potrafią przede wszystkim rozmawiać i to nie tylko o sprawach piłkarskich, ale także tych ludzkich. Myślę, że to imponuje zawodnikom i to niezależnie od wieku. Ten element emocjonalny w relacji trener – zawodnik jest bardzo ważny. Dawid i Adrian mają to na wysokim poziomie, bo wywodzą się ze Śląska. Tutaj ten element ludzki jest bardzo ważny na wielu płaszczyznach życia. Oni to wynieśli z domu. Mają wiedzę i potrafią ją przekazywać, a do tego są empatyczni. Dla mnie to trochę moje synki i darzę ich obu trochę takim ojcowskim uczuciem – przyznaje trener Smyła.

Młody wiek Adriana nigdy nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Znałem go i jego poziom wiedzy. To co mówił i jak analizował piłkę, miało później przełożenie na boisko. To było dla mnie najistotniejsze. Jego wiedza była kluczowa. A młody wiek? Traktowałem to zawsze jako atut. Nigdy nie widziałem też, żeby zawodnicy mieli z tym problem, bo Adriana zawsze broniła praca – wspomina Mamrot.

Podobne zdanie ma Brehmer, który podkreśla, że Siemieniec wcale nie jest trenerskim żółtodziobem:

Ja zupełnie nie patrzę na Adriana jak na trenerskiego nowicjusza. On ma już za sobą lata pracy na poziomie centralnym. Był asystentem i drugim trenerem w II i I lidze oraz Ekstraklasie przez bardzo długi czas. „Adi” nie jest anonimową postacią w środowisku. Niedawno dostał się też na kurs UEFA PRO. Pracował też z rezerwami Jagiellonii i myślę, że udowodnił, że powinien dostać szansę. Jeżeli chodzi o relację z zawodnikami, to myślę, że ma tyle dużo charyzmy i doświadczenie, że spokojnie sobie poradzi. Ma teraz taki okres próby, bo wszedł do drużyny w trudnym momencie. Jak uda mu się utrzymać Jagiellonię, to na pewno wyrobi sobie bardzo silną pozycję. Sam jestem jednak ciekaw jak spisze się jako pierwszy trener na tak wysokim poziomie.

adrian-siemieniec-trener-jagiellonia-historia-sylwetka-opinie

Miał zastąpić Stolarczyka, ale po sezonie

Nie jest wielką tajemnicą, że władze Jagi szykowały Siemieńca do przejęcia pierwszego zespołu, ale dopiero od nowego sezonu. Słaba gra drużyny i brak wyników podczas kadencji Macieja Stolarczyka wszystko przyspieszyły. Patrząc z boku prezes Wojciech Pertkiewicz i dyrektor sportowy Łukasz Masłowski sporo zaryzykowali przekazując zespół trenerowi, który samodzielnie pracował tylko w III lidze. Tym bardziej zaskakujące jest to, że wszystko wydarzyło się w trakcie walki o utrzymanie.

Na taką propozycję czeka się latami. Wiadomo, że sytuacja Jagiellonii nie jest łatwa, ale z drugiej strony taka możliwość mogłaby szybko nie nadejść, gdyby Adrian nie przyjął oferty. On „łapie byka za rogi”. Nie idzie do końca w nieznane, bo był w klubie. Pracował w Jagiellonii dwukrotnie w sztabie Irka Mamrota. Zna ludzi, szatnie, zawodników oraz realia i specyfikę klubu. Ostatnio prowadził rezerwy. Jest więc gruntownie przygotowany do swojej roli. Nie musi wszystkiego poznawać od nowa. Na pewno ma swoje świeże spojrzenie na problemy drużyny. On umie wyciągać wnioski i wdrażać je w pracy z zespołem. Adrian ma 31 lat, ale ma już za sobą dziesięć lat pracy na poziomie centralnym. OK, w roli asystenta, ale jestem o niego całkowicie spokojny. Pierwszy mecz w roli pierwszego trenera wygrał, a przypomnę, że to było spotkanie z Lechią, a więc też z drużyną, która walczy o utrzymanie. To na pewno nie było łatwe – podkreśla Smyła.

Mamrot wierzy w utrzymanie Jagi

Największy wpływ na warsztat trenera Siemieńca na pewno miała współpraca z Ireneuszem Mamrotem. Trwała ona przez osiem lat w czterech różnych klubach. Czy więc w pomyśle na grę byłego asystenta obecny szkoleniowiec Górnika Łęczna dostrzega swoje pomysły?

Oj, trochę głupio o tym mówić. Ale na pewno przez tyle lat wspólnej pracy musimy mieć kilka elementów wspólnych. Jak patrzyłem na mecz Jagiellonia – Lechia, to widziałem kilka rzeczy, które razem wypracowaliśmy. Próbowaliśmy grać między innymi trójką stoperów i wahadłowymi. Adrian pewnie ma w trakcie odpraw czy treningów jakieś elementy, które są też u mnie, ale to jest naturalne, jak się kimś się tak długo pracowało. On zawsze miał jednak swoje zdanie na wiele tematów – przyznaje Mamrot, który zdradził też w jakich okolicznościach jego zakończył współpracę z dzisiejszym trenerem Jagiellonii.

Pierwotnie Adrian miał odejść razem ze mną z Jagiellonii. Wszystko potoczyło się dynamicznie, bo nagle Wojciech Kobeszko zrezygnował z prowadzenia rezerw i Adrian dostał propozycję pracy z drugą drużyną. Rozmawialiśmy na ten temat i podjął taką decyzję. Fajnie mu poszło w rezerwach i cieszę się, że dostał szansę. Teraz jest w ogóle dobry czas dla młodych trenerów. Jest tendencja, żeby stawiać na młodszych szkoleniowców i fajnie. Mnie to przebijanie się z III, II i I ligi do Ekstraklasy trochę czasu zabrało. Obecnie władze klubów w naszej najwyższej lidze są odważniejsze niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu – uważa 52-latek, który wierzy w utrzymanie swojego byłego klubu i nie dziwi się, że jego były sztabowiec przyjął ofertę przejęcia pierwszej drużyny „Dumy Podlasia”.

Adrian dostał propozycję i każdy ambitny trener by z niej skorzystał. Fajnie, że podjął ryzyko i się nie bał. Wejście do takiego zespołu nie jest łatwe. Jagiellonia nie jest na bezpiecznym miejscu, ani nie gra o europejskie puchary. Tam jest bitwa o utrzymanie. Adrian znał jednak potencjał zespołu i ludzi ze sztabu. Umówmy się, Jaga ma personalnie skład na granie o coś więcej niż teraz. Po transferach dyrektora Masłowskiego jest tam naprawdę mocny skład. Adrian to wszystko widział z bliska, bo był w klubie i na pewno ma na to wszystko swój pomysł. Życzę mu utrzymania i wierzę, że tak się stanie – kończy Mamrot.

adrian-siemieniec-trener-jagiellonia-historia-sylwetka-opinie

Korona – Jagiellonia. Starcie byłych asystentów Smyły

Dziś dojdzie do starcia dwóch byłych asystentów trenera Smyły. Naprzeciwko siebie staną Korona Kielce – Kamila Kuzery i Jagiellonia – Adriana Siemieńca.

Niedawno byłem pytany o to czy Kamil Kuzera poradzi sobie jako pierwszy trener. On też był moim asystentem właśnie w Koronie. Terminował też u innych trenerów w tym klubie. Kamil to były ekstraklasowy zawodnik i podczas kariery miał wielu znakomitych szkoleniowców. Później z wieloma pracował jako asystent. Też zapamiętałem go jako takie kreatywne ogniwo sztabu. Charakterny i inteligentny chłopak. Wiedziałem, że sobie poradzi. Najpierw podniósł drużynę mentalnie i wprowadził swój pomysł na grę. Zawodnicy potrzebują czasami impulsu w postaci nowej myśli, takiego świeżego spojrzenia. Kamil też znał klub od środka, podobnie jak Adrian Jagiellonię. Obaj są świetnie przygotowani do pracy. Potrafią przekazać swoją wiedzę i rozmawiać z zawodnikami. Praca w Ekstraklasie wbrew pozorom jest taka sama jak z juniorami czy w III lidze. W szatni zachodzą podobne zależności i funkcjonują podobne mechanizmy. W Ekstraklasie jest tylko więcej szumu medialnego, pieniędzy i presji. Czuję, że Adrian też da radę w Białymstoku. Życzę mu utrzymania i z zaciekawieniem będę śledził postępy Jagiellonii w kolejnym sezonie. A w tym meczu niech wygra lepszy – rzuca z uśmiechem Smyła.

W trwającym sezonie dojdzie jeszcze do pojedynku Siemieniec vs Szulczek, bo w 30. kolejce Jagiellonia zagra u siebie z Wartą. Zmierzą się ze sobą świetni znajomi, „synkowie” trenera Smyły i jedni z najzdolniejszych polskich trenerów młodego pokolenia.

Oj, będzie ciekawie. Dla mnie najlepiej, żeby padł remis. Takie rozstrzygnięcie było najbezpieczniejsze dla obu. A tak poważnie, to żartuję. To jest sport, niech wygra lepszy. Na pewno jednak będę oglądał ich rywalizację z dużym zaciekawieniem i niecodziennymi emocjami – kończy były szkoleniowiec Wigier Suwałki czy GKS Tychy.

MACIEJ WĄSOWSKI

 

WIĘCEJ O JAGIELLONII:

Fot. Newspix

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

35 komentarzy

Loading...