Reklama

Moja Panenka taka czytelna

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

10 kwietnia 2023, 18:06 • 5 min czytania 23 komentarzy

Masz drużynę w kompletnej rozsypce i na końcówkę sezonu bierzesz trenera z czapy. Co mogło pójść nie tak? Jesteśmy szalenie zaskoczeni tym, że szkoleniowiec, który trafił do Gdańska z klubu o nazwie przypominającej niedozwoloną substancję wykrytą u Bartosza Salamona, nie odmienił Lechii jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najpierw zremisował z beznadziejnym Śląskiem, a dzisiaj przegrał z Jagiellonią, która robiła co mogła, by wyciągnąć do Lechii pomocną dłoń. Przyszły spadkowicz – chyba nie wierzymy już w cuda, prawda? – nie wiedział, jak ją złapać. Nie skorzystał z prezentów.

Moja Panenka taka czytelna

Oglądając pierwszą połowę, bardzo dziwiliśmy się, że Jagiellonia nie prowadzi w niej jakieś 2:0. I wcale nie chodzi nam o dwa karne Jesusa Imaza, do których za chwilę dojdziemy. Gospodarze cały czas mieli piłkę przy nodze, cały czas robili coś, co mogło potencjalnie zagrozić bramce Kuciaka. Ale jakoś tak jej nie zagrażali. W kluczowych momentach piłkarze z Podlasia popadali ze skrajności w skrajność. Albo egoistycznie kończyli akcje strzałami z nie do końca przygotowanych pozycji, nie zauważając przy tym kolegów, albo przesadzali z koronkowością, podając w nieskończoność, szukając pozycji idealnej, która nie nadchodziła.

Na Lechię wystarczały naprawdę proste sposoby. Większość ataków Jagi zaczynało się od długich piłek z linii obrony – precyzyjnych i przemyślanych. Gdańszczanie zostawiali tyle miejsca, że co rusz się na nie nabierali. Wdowik i Prikryl mieli połacie przestrzeni na bokach. Brakowało tylko konkretów. Aż do wydarzenia meczu, czyli serii karnych Imaza, godne odnotowania były tylko dwie akcje. Strzał Pazdana bokiem głowy (krył go Castegren), który sprzed linii wybił Maloca i bomba Romanczuka (ze strefy Castegrena), odbita przez Kuciaka na rzut rożny.

No właśnie, karne Imaza…

Wydawało nam się, że najdurniejszą rzecz odstawił przy tej sposobności obrońca Lechii, nazywany niegdyś – i to jakimś cudem wcale nie prześmiewczo! – „Generałem”. Chorwat pobierał lekcje u Huberta Matyni, bo gdy tylko Nene zbierał się do strzału z lewej nogi, padł na glebę, by go zablokować. Sam pomysł był nawet całkiem mądry. Gorzej, że defensor trzymał rękę w górze tak długo, jakby zgłaszał się do odpowiedzi na przyrce. Niewykluczone, że Portugalczyk nie celował w ogóle w bramkę, a w rękę swojego przeciwnika. Głupi by nie skorzystał.

Reklama

Absurd numer dwa – gdy już piłka nastrzeliła Malocę, Nene mógł spokojnie próbować ją dobijać, w końcu spadła tuż pod jego nogi. Ale nawet nie był tym zainteresowany – wolał protestować, że należy się jedenastka. Podbiegł do niej Imaz, zaczął biec, przystanął, kopnął… Kuciak odczytał jego intencje. Jak pokazało sprawne oko sędziów – niezgodnie z przepisami, bramkarz w momencie interwencji nie trzymał kontaktu z linią.

A więc Hiszpan podszedł do kolejnej próby. I teraz pochylmy się na chwilę nad okolicznościami tego rzutu karnego. Pierwszą jedenastkę – było nie było – zmarnowałeś. Mecz ma dużą temperaturę, w końcu drżysz przed spadkiem. Dopiero co twój zespół objął nowy trener, który ma uratować twój ligowy byt. Lechia to twój bezpośredni rywal w tej walce. W przeszłości marnowałeś już ważne rzuty karne i generalnie nie masz w nich najlepszego bilansu.

Czy to jest dobry moment, by zdecydować się na… Panenkę?

Oczywiście, że nie, o ile nie jesteś Kamilem Grosickim. Jesusie Imazie, apelujemy – jesteś gwiazdą Jagi, gwiazdą ligi, świetnie się na ciebie patrzy, ale oddaj komuś rzuty karne, bo ewidentnie się w nich nie odnajdujesz. Dziwimy się, że dalej możesz je strzelać, bo przecież w sezonie 18/19 absurdalnie nonszalanscki strzał z jedenastu metrów – i to też w konfrontacji z Lechią! – kosztował białostoczan brak awansu do europejskich pucharów. Imaz odwalił wtedy coś identycznego, myślał, że skoro ciężar gatunkowy jego decyzji jest tak ogromny, to wystarczy zagrać luzaka, bo na pewno nikt się nie domyśli. Otóż domyśli. Hiszpan generalnie nie ma najlepszej statystyki, jeśli chodzi o uderzenia z wapna. Na piętnaście prób w Ekstraklasie zmarnował aż sześć.

Reklama

Na swoje szczęście grał z Lechią, czyli drużyną, której nie dało się nie pokonać. W pierwszej połowie podopieczni Badii stworzyli sobie z przodu żenująco mało. Wynotowaliśmy sobie wrzutkę Friesenbichlera do nikogo, wrzutkę Castegrena do nikogo i strzał Zwolińskiego zza pleców – lekki, przewidywalny i na alibi. I to tyle. Tyle gdańszczanie zrobili przez 45 minut. Nie hiperbolizujemy. To naprawdę ich wszystkie akcje w pierwszej odsłonie.

W drugiej mecz nieco się wyrównał, czytaj: Lechia trochę częściej zaczęła podchodzić pod bramkę przeciwnika. Trochę ożywienia wniósł na boisko Diabate, który był nawet bliski wykreowania czegoś groźnego – jego wrzutka po odbiciu się od Pazdana przeszła bezpańsko wzdłuż linii bramkowej. Jaga z kolei trochę przygasła. Irytował Mena, zmiennik, strasznie chaotyczny w swoich ruchach. Gual wyglądał jak człowiek, który chciał udowodnić, że każda pozycja jest dobra na próbę strzelecką. Białostoczanie wcisnęli gola w samej końcówce po rzucie rożnym. I to kolejna sytuacja, przy której Lechia się skompromitowała. Nie za bardzo wiadomo, kto w ogóle krył Romanczuka. Może Pietrzak. Może Abu Hanna. Może ktoś inny. Pomocnik dostał wrzutkę od Wdowika i nawet nie musiał do niej doskakiwać – dostawił głowę, dopełnił formalności.

Sprawiedliwie? Sprawiedliwie. Adrian Siemieniec zalicza udany debiut w Ekstraklasie i oddala się od nerwowej końcówki. Ta z kolei czeka Lechię Gdańsk. Wystarczy rzut oka na terminarz – Pogoń (dom), Cracovia (dom), Raków (wyjazd), Zagłębie (dom), Stal (wyjazd), Legia (dom), Piast (wyjazd).

Trudno o jakikolwiek optymizm.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

23 komentarzy

Loading...