Reklama

Sportwashing doskonały, czyli Katar po mundialu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

07 kwietnia 2023, 16:43 • 13 min czytania 16 komentarzy

Leo Messi nie zdjął z siebie bisztu. I się zaczęło. Mundial? Najlepszy w historii. Piłka nożna? Szykują się kolejne wielkie imprezy. Stadiony? Stoją nieruszone. Demografia? Znów piękne trzy miliony mieszkańców. Turystyka? Setki tysięcy w pierwszym kwartale po mistrzostwach świata. Gospodarka? Hula na bogato i przebija własne rekordy. Robotnicy? Wciąż dostają ochłapy z pańskiego stołu, ale nikt o nich nie pamięta. Przekupieni europejscy politycy? Zagotowują się w kotle własnych wojenek, więc odczepili się na dobre. Katar osiągnął perfekcję w sportwashingu.

Sportwashing doskonały, czyli Katar po mundialu

Sheikh Salman bin Ibrahim Al Khalifa, prezydent Azjatyckiej Konfederacji Piłki Nożnej, nie posiadał się z radości, gdy ogłaszał, że obrzydliwie bogaty Katar zastąpi trawione pandemią Chiny i zorganizuje Puchar Azji 2023. – To będzie niezapomniany spektakl. Może nawet na miarę mistrzostw świata, które międzynarodowa społeczność gremialnie uznała za najlepsze w historii piłki nożnej – mówił członek rodziny królewskiej Bahrajnu i wyręczał się pakietem standardowych pochwał na cześć Kataru: „arabska gościnność”, „najnowocześniejsza infrastruktura” i „niezrównane możliwości organizacyjne”.

Skąd ta śpiewka?

Oto tzw. „dziedzictwo mundialu”.

Katarczycy mają obsesję na punkcie tego „dziedzictwa”. Tamim bin Hamad Al Thani, Hassan Al Thawadi, Nasser Al-Khater i nawet Gianni Infantino posługują się tym słowem tak kompulsywnie, że już dawno wymknęło się słownikowym ramom. W tym pustynnym kraju to nie są „dobra kultury, nauki i sztuki pozostawione przez poprzednie pokolenia”, a konkretnie ubiegłoroczne mistrzostwa świata, po których spuścizna służyć ma kolejnym generacjom Katarczyków.

Reklama

Stadionowe rewolucje

Puchar Azji 2023 odbędzie się w ośmiu miejscach: Al Janoub Stadium, Al Bayt Stadium, Ahmed Bin Ali Stadium, Al Thumama Stadium, Education City Stadium, Khalifa International Stadium, Jassim bin Hamad Stadium i Abdullah bin Khalifa Stadium. Sześć pierwszych obiektów to „dziedzictwo” kosmicznych czterech miliardów dolarów wydanych na areny mistrzostw świata, po których siedem z ośmiu stadionów miało znacznie zmniejszyć swoją wielkość, a nawet całkowicie zmienić własne oblicze i przeznaczenie.

Przynajmniej takie były plany.

Stadium 974 miał być w pełni zdemontowany i zostawić miejsce na zielone wybrzeże. Al Thumama Stadium gościć obiekty handlowe i komercyjne, meczet, butik i hotel. Education City Stadium stać się centrum sportu, rekreacji i spotkań towarzyskich dla studentów i okolicznych społeczności na poziomie lokalnym. Al Janoub Stadium otoczyć się roślinnością, ścieżkami do przejażdżek konnych i rowerowych, salą weselną i targiem. Lusail Stadium przekształcić się w przestrzeń mieszczącą szkołę, niedrogie mieszkania, sklepy, kawiarnie, przychodnie, galerie handlowe i zewnętrzne tarasy nowopowstałych domów. Al Bayt Stadium stracić całą górną kondygnację. Ahmed bin Ali Stadium być domem dla klubu Al-Rayyan. Nienaruszony pozostać miał tylko kultowy Khalifa International Stadium.

Wszystkie stadiony Mistrzostw Świata w Katarze

Najwyższy Komitet obiecywał, że wyremontowane siedziska i fragmenty olbrzymich obiektów trafią do państw rozwijających się i krajów trzeciego świata w geście wdzięczności za pomoc w organizacji mundialu i jednoczenia piłkarskiej braci pod każdą szerokością geograficzną. Kiedy jednak rok temu pytałem katarskich działaczy o konkretne kierunki świata, w których powędrują części z ich stadionów, odpowiadali jednym głosem, że „tego jeszcze nie wiadomo”.

Mundial się skończył.

Reklama

Minął kwartał.

I co?

I nic!

Władze Najwyższego Komitetu przekonywały, że rozbiórka i rekonstrukcja obiektów skończy się do 30 czerwca 2023 roku. Aktualnie jednak FIFA przesuwa ten termin i przyznaje Katarczykom kolejne organizowane pod swoją egidą imprezy, które przynajmniej teoretycznie wymagają dalszego użytkowania infrastruktury mistrzostw świata. Zabawne, że nagle wszyscy w tym plutokratycznym kraju zapomnieli o tak istotnym dla siebie temacie ekologii.

Gdy trzeba było mamić zachodnie cywilizacje, prześcigali się bowiem w wyliczeniach efektywności energetycznej, propozycjach innowacyjnego wykorzystania recyklingu i zredukowania emisji dwutlenku węgla do absolutnego minimum, a gdy te same zachodnie cywilizacje odwróciły wzrok, ochrona przyrody przestała kogokolwiek obchodzić. Praktycznie nieużywane lub zbyt duże stadiony zżerają chore ilości wody i prądu w dobie katastrofy klimatycznej? Cóż z tego, skoro Katar dba głównie o to, żeby pozostawać stolicą światowej sceny architektury modernistycznej, za jaką aktualnie jest uznawany. I tym samym małym centrum świata w sensie ścisłym.

Rozkwit Kataru

Gianni Infantino ogłosił, że FIFA zarobiła ponad siedem miliardów dolarów w ostatnim cyklu mistrzostw świata. I podziękował Katarczykom, którzy naturalnie zaprzęgli ten przekaz do budowania własnego przekazu propagandowego o kraju, w którym kosi się najwięcej kasy. Na tym polega zresztą cała nęcąca i kusząca filozofia krajów Bliskiego Wschodu.

Który gigant wybudował najwięcej wieżowców i autostrad, który najsprawniej pustynię przekształcił w megalopolis, który śpi na ropie naftowej, który jest największym eksporterem gazu ziemnego, który może poszczycić się mianem najbogatszego ze wszystkich krajów pod względem PKB per capita? Ile w tym propagandy sukcesu, a ile rzetelnych wniosków statystycznych? To nowoczesna wojna!

Regionalni konkurencji nie śpią, więc Katar komunikuje się czarem mistrzostw świata. Mamiącym czarem, który niewątpliwie udało mu się roztoczyć. Nikt nikogo nie inwigilował. Nie narzekały kobiety. Nie szykanowano gejów. Nie tępiono katolików. Nie powstał ścisk. Rdzenni mieszkańcy gościnni, komunikacja międzymiejska sprawna, piłka nożna topowa. Obyło się bez szokujących skandali obyczajowych, kulturowych, logistycznych, piłkarskich i każdych innych. Większość przyjezdnych wróciła do ojczyzn z przekonaniem, że ten tak demonizowany Katar wcale nie jest taki straszny.

I oto chodziło.

Cały ten zabieg marketingowy kosztował ponad dwieście miliardów dolarów, czyli dużo więcej niż dwadzieścia jeden poprzednich mundiali razem wziętych. Niektórzy ekonomiści pukali się w czoła i trąbili o tzw. „syndromie wielkiej imprezy sportowej”, która może i krótkoterminowo napędza krajową koniunkturę, żeby jednak następnie przyczynić się do zapaści gospodarczej. Przerabiali to Niemcy, Argentyńczycy, Meksykanie, Włosi, Grecy, Ukraińcy czy Brazylijczycy. Przewidywano, że kara za rozrzutność dotknie też Katar. Czy te obawy były słuszne?

Niespełnione obietnice Kataru

Katar odnotował wzrost realnego PKB o 4,8%. W tym roku ma zwolnić do 2,8%, żeby za rok wzrosnąć do 3,4%. Przez ostatnie dwanaście miesięcy przychody z sektora turystycznego wzrosły o 70% do ponad dwudziestu sześciu miliardów katarskich riali. Plan jest taki, żeby ten sektor gospodarki zwiększył swój udział w PKB z aktualnych 7% do 12% w ciągu najbliższych siedmiu lat. Kraj rocznie odwiedzać ma sześć milionów osób.

Czy to możliwe?

Możliwe!

Na ceremonii zakończonej właśnie kampanii „Poczuj zimę w Katarze” przedstawiano kilka kluczowych danych: kraj odwiedziło prawie milion turystów w pierwszym kwartale 2023 roku. Obłożenie hoteli? Przez pierwsze trzy miesiące roku udało się utrzymać liczbę zajętych pokojów niewiele mniejszą niż podczas listopadowo-grudniowego turnieju. Styczeń i luty? Kolejno o 295% i o 406% więcej przyjezdnych niż w tym samym okresie rok temu. Naturalnie najwięcej Saudyjczyków, ale na drugim i trzecim miejscu już Hindusów i Niemców. Władze Kataru twierdzą, że to efekt boomu związanego z mistrzostwami świata. Pierwsi ubiegłej zimy zakochali się w piłce nożnej, a drudzy to reprezentanci grupy tzw. „turystów modnego luksusu”.

Katar przyjmuje Puchar Azji 2023, ostrzy sobie zęby na Igrzyska Olimpijskie 2036, będzie gospodarzem prestiżowego szczytu technologicznego Web Summit, organizuje akcję popularyzacji idei Ramadanu, wysyła dziesięć tysięcy kontenerów mieszkalnych dla ofiar trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii….

W Katarze trwa niemal absurdalna mitologia sukcesu. Otoczenie emira chwali się nawet, że marzec 2023 roku przyniósł skok demograficzny o 6,3% w porównaniu do marca 2022 roku. Liczba ludności przekroczyła trzy miliony. Mało? Podano też, że rozbudowana infrastruktura mundialowa, w której w skład wchodzą wielopasmowe autostrady i cała sieć nowiutkich dróg, sprawia, iż koszt ekonomiczny zatorów komunikacyjnych jest znacznie niższy niż wynosi globalna średnia. Wiąże się to związany z nieco umowną „utratą produktywności”. Katarczyk spędza w korku średnio trzydzieści godzin rocznie. Dla porównania: Deloitte obliczał kiedyś, że Polak w dużym ośrodku miejskim – prawie dziewięć godzin miesięcznie, czyli jakieś sto osiem godzin rocznie.

Istny raj, prawda?

Qatargate

Któż jeszcze pamięta o nawoływaniu do bojkotu Kataru? Pewnie Lise Klaveness, która naraziła się na śmieszność, gdy na Kongresie FIFA w Dosze podniosła ciśnienie grupie twardogłowych misiów, gdy grzmiała o przekupstwach, korupcji i „braku poszanowania dla praw człowieka, równości i demokracji, czyli podstawowych politycznych interesów piłki nożnej”. Może Toni Kroos, Philipp Lahm i Eric Cantona, którzy nie przylecieli nad Zatokę Perską przez „horror ludzi, którzy budowali katarskie stadiony”, ale cóż z tego, skoro wiele innych legend sprzedało się jak David Beckham.

Z tego wszystkiego najsmutniejsze jest chyba jednak „Qatargate”. Na przełomie 2022 i 2023 roku w Parlamencie Europejskim wybuchła afera łapówkowa. Okazało się, że Katar przekupywał europosłów, a ci wybielali jego liczne grzeszki i lobbowali w istotnych dla niego sprawach. Taka Eva Kaili pełniła funkcję jednego z czternastu wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, a jednocześnie zaskakująco często podróżowała nad Zatokę Perską, żeby później opowiadać, jakie to wspaniałe zmiany wprowadza emir Tamim bin Hamad Al Thani.

Nie była sama.

Podobnie gadali Francesco Giorgi, partner Kaili, a także Pier Antonio Panzeri, były eurodeputowany z frakcji socjalistów, a ostatnio szef think-tanków „Fight Impunity” i „No peace without justice”, zajmujących się ochroną praworządności i praw człowieka, przy których działał też Giorgi.

„Fight Impunity”?

„Zwalczać bezkarność”.

„No peace without justice”?

„Nie ma wolności bez sprawiedliwości”.

Komiczne.

Wszystko to za pieniądze, wpływy i korzyści. Podczas przeszukania w domu Kaili policja znalazła w sumie 150 tysięcy euro w gotówce, w domu Panzeriego – niemal 700 tysięcy euro.

Mało? Tak samo inne grube ryby europejskiej polityki – Marc Tarabella i Andrea Cozzolino. W pewnym momencie o niecne praktyki podejrzewano również sześćdziesięciu innych polityków. Czy było warto? Najpierw były koperty i walizki, łapówkarstwo i bezczelność najwyższej próby, a następnie popłoch, aresztowania i immunitety, przesłuchania i sądy. Śledztwo trwa, ale w Parlamencie Europejskim doskonale wiedzą, że sprawa zawalona została już dawno, więc ogłoszono plan reform wewnętrznych, które mają zwiększyć przejrzystość i transparentność wszystkich organów Europarlamentu.

Najwyższa pora.

Afera nie ominęła też nadwiślańskiego światka. Politycy Prawa i Sprawiedliwości twierdzili, że „rezolucje przeciw Polsce uchwalane w Parlamencie Europejskim były pisane i forsowane przez osoby zamieszane w aferę Qatargate”, a przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej, że w całą aferę zamieszani są Tomasz Poręba i Ryszard Czarnecki. Jaka była prawda? Cóż, jak to w polityce, wystrzał w jedną, wystrzał w drugą, dwa pudła i „do widzenia”. W takiej atmosferze umrze każda poważna sprawa. O, kolejny skandal i przekręt. Draka i zadyma. Polityczny walec sunie dalej. Qatargate? Katar już jest nudny!

Zapomniani

85% katarskiej ludności stanowią migranci, a 94% tamtejszej siły roboczej pochodzi z zagranicy, przede wszystkim z biednych rejonów Azji i Afryki – Indii, Nepalu, Bangladeszu, Pakistanu, Sri Lanki, Kenii czy Ugandy. Około miliona osób zatrudnionych  jest w budownictwie, ponad sto tysięcy osób opiekuje się domami. Tłoczą się w robotniczych wioskach na obrzeżach monumentalnych miast. Głównie w Asian Town. Odgłos ich monotonnej codzienności? Młoty pneumatyczne. I TikTok, czyli podstawowy morderca nudy i monotonii współczesnego świata.

Robotnicy-migranci eksplorują go na potęgę. Widać to w statystykach. Na świecie przedział wiekowy jego użytkowników jest dosyć zbilansowany: 25% w przedziale 10-19, 22.4% w przedziale 20-29, 21.7% w przedziale 30-39, 20.3% w przedziale 40-49. W Katarze: 77.4% w przedziale 25-34. Oto średni wiek robotnika-pracownika. 

Taka dygresja.

W wolnym czasie bezcelowo snują się wokół ciasnych kwater, obskurnych galerii handlowej, pustawych parkingów i pustynnych ulic z telefonami w rękach. Rytm ich dnia wyznaczają zmiany na budowie. O świcie wstają w złowrogim milczeniu. Chowają twarze w maskach i kominiarkach. Przywdziewają odblaskowe kamizelki. Karnie pakują się w błękitne autobusy, których tysiące stoją w promieniu kilkuset metrów od ich pustynnych baraków, i jadą harować na placach budowy do późnych godzin nocnych.

Przez ostatnie dziesięć lat mówiło się o nich tak dużo, że Gianni Infantino nazwał się „gejem” i „emigrantem”, Hassan Al Thawadi oskarżył pół świata o „reprodukowanie kłamstw”, a Nasser Al-Khater został dumnym autorem słów „śmierci, która jest częścią życia”. Wszyscy dywagowali, czy przy budowie infrastruktury mistrzostw świata zginęło siedem tysięcy, siedemset czy może siedem osób. Badania Międzynarodowej Organizacji Pracy ONZ wykazały, że przez wiele miesięcy dziesiątki tysięcy pracowników-migrantów mieszkało w uwłaczających warunkach, dostawało głodowe porcje żywnościowe i poddawanych było wzmożonemu niebezpieczeństwu doznania znacznego stresu cieplnego.

W międzyczasie władze Kataru zniosły barbarzyński system kafali, specyficznego sponsoringu o charakterze współczesnego niewolnictwa, który czynił pracodawcę prawdziwym panem życia i śmierci swojego pracownika, a następnie wprowadziły płacę minimalną – tysiąc riali katarskich.

Messi, Mbappe i PSG. Wymarzony finał Kataru

Najwyższy Komitet triumfował: „wskaźnik śmiertelności wśród społeczności migrujących mieści się w oczekiwanym zakresie dla wielkości i demografii populacji”. FIFA kiwała głową z aprobatą: „W Katarze przedsięwzięte zostały tak wzorowe zasady BHP, że częstotliwość wypadków na placach budowy infraskturury pod mistrzostwa świata 2022 była zadowalająco niska w porównaniu z innymi dużymi projektami budowlanymi na całym świecie”.

Kontrowersji nie dało się jednak uniknąć.

Jeden z najbogatszych krajów świata nie był w stanie przeznaczyć choćby symbolicznych kwot na odszkodowania dla ofiar wypadków na placach budowy, rozwiązać chorego systemu konieczności opłacania pół-legalnych i horrendalnie wysokich opłat rekrutacyjnych, zmodyfikować swojego prawa i zezwolić na wykonywanie sekcji zwłok w przypadku zgonów naturalnych, zadbać o przyzwoite lokalne mieszkalne i warunki sanitarne w obozach pracy, a nawet sprawić, żeby kafala również w praktyce odeszła do lamusa przy jednoczesnym zastosowaniu środków kontroli pracodawców w kwestii respektowania płacy minimalnej.

Przed mundialem stłumiono strajki, a podczas mistrzostw świata robotników-migrantów – powtórzmy: 85% katarskiej ludności i 94% tamtejszej siły roboczej – ukryto w biedackim Asian Town, byle tylko nie gorszyli kibiców z cywilizacji pierwszego świata. Co stało się zaś, gdy opadł turniejowy kurz?

Pete Pattisson i Nick Ames z „Guardiana” odwiedzili Katar, żeby stworzyć serię artykułów, z których jednoznacznie wynika, iż króluje stara bieda, oparta na bezczelnym wręcz wyzysku nieświadomych własnych prawych i możliwości robotników-migrantów, którzy wciąż mieszkają w ścisku i brudzie, pracują na wielogodzinnych zmianach w skwarze i upale, a na domiar złego nie tylko nadal dostają żałosne pensje, ale też cierpią na sknerstwie i bezduszności pracodawców, którzy mszczą się na nich za złą prasę wykreowaną przez nagłaśnianie tych chorych nierówności w ostatniej dekadzie. Oto systemowa patologia, której nie da się wyplenić. I nie da się nagłośnić, bo ludziom znudził się ten temat.

Sportwashing doskonały

Dwóch robotników-migrantów zginęło podczas mundialu. Śledztwa trwają. Po cichu. Ponoć pięćdziesiąt tysięcy proletariuszy zmieniło pracę po zakończeniu turnieju. Nikt ich do tego nie zmuszał i nikt im tego nie zabraniał. To kontynuacja narracji, którą minister Ali bin Samikh Al Marri przedstawiał już na Międzynarodowej Konferencji Pracy w Genewie, a Gianni Infantino promował na wszelkiego rodzaju kongresach i spotkaniach FIFA. Bajki dla naiwnych i żądnych populistycznych obietnic środowisk panelowych.

– Zniesienie pozwoleń na wyjazd i swobodą zmianę pracy. Wprowadzenie pierwszej w regionie niedyskryminującej płacy minimalnej. Poprawa standardów bezpieczeństwa i higieny pracy. Lepszy dostęp do wymiaru sprawiedliwości. Dziedzictwo mundialu na katarskim rynku pracy jest oczywiste dla wszystkich. Setki tysięcy pracowników skorzystało z naszych reform. Dziedzictwo mundialu jest niezaprzeczalne – chwali się tamtejsze ministerstwo pracy.

„Dziedzictwo mundialu”.

Jakże to pięknie brzmi.

Tylko w ostatnich tygodniach Studio Peregrin stworzyło fotoksiążkę „Chaos, łzy i radość”, w której ujmuje piłkarski turniej czterolecia w Katarze. Jej autorzy przekonują, że czarno-białą kompozycję kolorystyczną zastosowali, żeby oddać brak podziałów i nierówności w świecie piłki nożnej, gdzie kolor koszulki definiuje przyjaźnie i antagonizmy. Pomysł stąd, że ich zdaniem na katarskiej ziemi „te podziały i nierówności nie zaistniały”.

Niedawno pojawiła się też informacja o zakusach szejka Hamada bin Jassima bin Jabera Al Thaniego na kupno Manchesteru United. Oznaczałoby to, że Katarczycy weszliby w posiadanie drugiej potężnej futbolowej marki po francuskim PSG. Na to wszystko władze Premier League ogłosiły wprowadzenie nowych zasad dla właścicieli i dyrektorów angielskich klubów: za naruszenia praw człowieka należy spodziewać się sankcji. Czy będzie to skuteczna blokada dla tyrańskich, autokratycznych czy plutokratycznych rządy? Wolne żarty!

Katar to przyjaciel świata.

Bardzo bliski przyjaciel świata.

Oto sportwashing doskonały.

Czytaj więcej o Katarze:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...