Reklama

Nie wierzymy w hidżab. Piekło irańskich kobiet [REPORTAŻ Z KATARU]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

03 grudnia 2022, 08:42 • 26 min czytania 128 komentarzy

– Dobrze, że cię znalazłam – mówi Tina, mieszkająca w Kanadzie Iranka, z którą rozmawiałem ledwie dziesięć minut temu. Stoję w tłumie kibiców przy wejściu na Al Thumama Stadium. Dzieci energicznie dudnią w trąbki. Amerykanie radośnie pozują do zdjęć. Mają wielkie peruki i jeszcze większe flagi. Ktoś biegnie, ktoś śpiewa, ktoś krzyczy. Tina pokazuje, byśmy zeszli na bok. – Mógłbyś zakryć moją twarz na filmie, który nagraliśmy? Mój ojciec został w Iranie. Boję się, że coś mu zrobią. A mogą zrobić wszystko. Mogą nawet zabić. To nic szczególnego. Codziennie zabijają protestujących.

Nie wierzymy w hidżab. Piekło irańskich kobiet [REPORTAŻ Z KATARU]

Imiona osób wypowiadających się w tekście zostały zmienione.

Żadna z kobiet uchwyconych na zdjęciach nie wypowiadała się w tym artykule.

Jeszcze dziesięć minut temu, gdy pytam o rozmowę o prawach kobiet w Iranie, w jej głowie zachodzi szybki proces myślowy. – Mieszkam w Kanadzie, więc mogę ci wszystko powiedzieć – deklaruje, upewniając się u swojego męża kanadyjskiego pochodzenia, trzymającego za ręce dwójkę dzieci, czy to rozsądny pomysł. – Jestem chyba bezpieczna? – pyta najbliższą osobę, gdy ta po chwili porozumiewawczo kiwa głową. – Rozmawiajmy więc – wystarcza jej chwila namysłu, by stanąć przed obiektywem kamery.

Zaczyna opowiadać: – Sytuacja w Iranie jest naprawdę zła. Kobiety są zabijane wyłącznie z powodów kulturowych. Funkcjonariusze gwałcą je. Potem mordują. Za to wszystko odpowiedzialny jest irański rząd. Ludzie z całego świata mogą nam pomóc. Nam, irańskim kobietom. Irański rząd musi zostać odsunięty. Ludzie już go nie chcą. Chcą wolności. Chcą podstawowych praw człowieka.

Reklama

– Dlaczego wyjechałaś?

– Z tych powodów, o których mówię. Trudno jest żyć w kraju, w którym nie mam żadnych praw tylko dlatego, że urodziłam się kobietą. Nie mogę nawet pójść na stadion piłkarski, jak dzisiaj, by obejrzeć mecz. Nie mogę iść na imprezę. Nie mogę publicznie tańczyć. To rzeczy zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Muszę za to zawsze nosić hidżab w przestrzeni publicznej. To naprawdę smutne.

IRAN – USA. MATKA WSZYSTKICH MECZÓW

21 czerwca 1998 roku. Lyon. Mistrzostwa świata. Po jednej stronie Iran, po drugiej Stany Zjednoczone. Według protokołu FIFA, to Persowie mają być zespołem, który jako pierwszy przywita się z rywalem. Ci wprost jednak deklarują, że tego nie zrobią. Ich selekcjoner ma im przekazać, że jeśli nie wygrają, nie wrócą do kraju, a ich rodziny dostaną zakaz przekraczania granicy. Innymi słowy – jeśli nie podniosą z boiska trzech punktów, już nigdy nie zobaczą swoich bliskich. Po takim przekazie każdy z irańskich piłkarzy wie, że lepiej nie podawać ręki Amerykanom, skoro nie jest to mile widziane, o stuprocentowym zaangażowaniu na boisku już nie wspominając. Granie na nosie rządzących nie musiałoby się dobrze skończyć.

Światowa federacja piłkarska nagina swoje wewnętrzne przepisy. Prosi Amerykanów o to, by w ramach wyjątku to oni, jako formalny gospodarz meczu, podeszli się przywitać. Ci przystają na propozycję, a podczas powitania wręczają rywalom na znak pokoju białe róże. Choć na boisku wygrywają Irańczycy, żadna z drużyn nie kwalifikuje się do kolejnej fazy turnieju. Mecz dostaje jednak mocną, znamienną, wiele ważącą nazwę.

Matka wszystkich meczów.

Reklama

Dwadzieścia lat przed persko-amerykańską konfrontacją Iranem zawładnęła islamska rewolucja. Wcześniej panowała w tym kraju monarchia konstytucyjna. Od 1979 roku jego ustrojem jest republika islamska. Podczas przewrotu obalono szacha Mohammada Rezę Pahlawiego, któremu znacznie bliżej było do europejskiej kultury niż ortodoksyjnego życia muzułmanów.

Na archiwalnych zdjęciach sprzed 1979 roku można obejrzeć irańskie kobiety, które nie noszą burek, hidżabów czy abaji. Ubrane są po europejsku. Mają odkryte włosy, krótkie spódniczki, koszulki na ramiączkach, odsłonięte dekolty.

Od 1983 roku muszą żyć zgodnie z ortodoksyjnymi szyickimi zasadami. Tak stanowi prawo. 

W 1980 roku wybuchł konflikt zbrojny pomiędzy Irakiem a Iranem, który potrwał osiem lat. Nazywa się go „Świętą Wojną”. W walkach zginęło ponad milion osób, a straty oszacowano na 400 miliardów dolarów. Irak – wspierany przez arabskie kraje, ZSRR, ale przede wszystkim Stany Zjednoczone – walczył z islamską rewolucją. Amerykanom zależało, by ta ekstremistyczna ideologia, splatająca silnym węzłem prawo państwowe i koraniczne, nie rozlała się po innych narodach.

Dziesięć lat po zakończeniu wojny, podczas meczu w 1998 roku, rany były jeszcze świeże. To dlatego irańska władza nie wyobrażała sobie, by ktoś podał Amerykanom rękę jako pierwszy. Ci byli przedstawiani w irańskich mediach jako najwięksi wrogowie narodu.

Dwa lata po starciu w Lyonie, Iran i Stany Zjednoczone zagrały mecz towarzyski.

Tym razem padł remis.

Sam mecz miał symboliczny, pokojowy wydźwięk. Choć oba kraje nadal nie miały ze sobą żadnych stosunków dyplomatycznych, pokazały, że ich starcia nie muszą być przesiąknięte nienawiścią.

POLITYKA, NIE RELIGIA

– Wspieram dzisiaj Iran, ale nie pochodzę z tego kraju – mówi blondwłosa kobieta z zielono-biało-czerwoną flagą na policzku, błąkająca się pod stadionem. – Pytasz o prawa kobiet? Znam temat od środka, ale chyba lepiej, żeby wypowiedział się mój mąż. Nie jestem muzułmanką, w Iranie bywam raz, dwa razy w roku.

– Gdy jesteś w Iranie, nosisz hidżab?

– Muszę. Nie mam wyjścia. Do tego bluzka zakrywająca łokcie. Sukienka do samej ziemi. Buty zasłaniające stopę. Nie wymagają tego tylko obyczaje. Wymaga tego prawo.

Jej mąż, Vahid, osiedlił i ożenił się w Niemczech, gdzie spędził już większą część swojego życia. Nie wyemigrował przez politykę, dyskryminację czy prawa człowieka. Po prostu wyjechał za chlebem. Choć wraca do Iranu trzy-cztery razy w roku, do rodziny, nie boi się wyrażać własnego zdania. O tym, co się dzieje w jego kraju, mówi z przejęciem, ale też ulgą, że nie dotyczy go to już bezpośrednio.

– Irańskie kobiety mają coś do powiedzenia, ale tylko po przekroczeniu progu własnego domu. Tam dominują. W życiu społecznym są ograniczane przez szariacki rząd. Przykład? Rozwód. Gdy para chce się rozstać, wszystkie prawa leżą po stronie mężczyzny.

– Zamordowanie Mahsy Amini było tylko iskrą, zwykłem zapalnikiem, który wzniecił protesty. Zebrało się naprawdę wiele rzeczy. Wszystkie ograniczenia są związane z religią, ale nie biorą się z religijnych powodów. Bardziej politycznych. Obecny rząd jest wspierany przez Rosję i Chiny, dlatego mamy tak ostre relacje z zachodem czy USA. Okazujcie nam solidarność wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. 

POROZMAWIAJMY O BLACK LIVES MATTER

Są elegancko ubrani, pewni siebie, mówią nienaganną angielszczyzną. W odróżnieniu od innych Irańczyków, nie boją się własnego zdania. Nie boją się, bo nie muszą. Taki stan, brak strachu przed wyrażaniem własnego zdania, nie zawsze jest w Iranie powodem do dumy. Oznacza zwykle, że „własne zdanie” jest identyczne do własnego zdania obozu rządzących.

Przedmeczowe konferencje prasowe z reguły nie budzą wielkiego zainteresowania, ale ta – zorganizowana jak wszystkie inne w wielkim, nowoczesnym Qatar National Convention Centre – wypełnia salę po brzegi. Mało który dziennikarz jest zainteresowany pomysłami taktycznymi Carlosa Queiroza czy Gregga Berhaltera. Przyszli po iskry, mięso i awantury.

Jeden z nich, elegancko ubrany, pewny siebie, mówiący nienaganną angielszczyzną, z szyderczym uśmiechem opowiada o protestach, jakie odbywają się w Iranie. Rozpisuje się o nich zagraniczna prasa. 16 września 2022 roku ludzie wyszli na ulicę. Impulsem była śmierć Mashy Amini. 22-letnia Iranka została aresztowana przez policję obyczajową za niestosowny strój. Jej hidżab nie zasłaniał całych włosów, a tylko ich część.

Mahsa Amini zginęła w areszcie. Została skatowana.

Irańskie władze stwierdziły, że przyczyną śmierci dziewczyny były problemy kardiologiczne.

Rodzina zamordowanej zaprzeczyła, by ta miała kiedykolwiek kłopoty z sercem. Domniemane problemy kardiologiczne nie tłumaczą też licznych śladów bestialskiego pobicia, jakie znalazły się na ciele ofiary.

– Protesty w Iranie? Są, oczywiście. Dokładnie tak, jak w innych państwach. W którym kraju nikt nie protestuje? To my mamy dobry punkt widzenia, a nie wy – broni swojego kraju prorządowy dziennikarz, Milad Javanmardy z BEIN Sports.

Rzecz się dzieje w trzydziestominutowej przerwie pomiędzy konferencjami prasowymi trenera Iranu i Stanów Zjednoczonych. W dużej i eleganckiej sali, w nieformalnej rozmowie, naprzeciwko siebie stają przychylni rządowi Irańczycy i niezależni amerykańscy dziennikarze. Anglik, żyjący od lat w Stanach, kręci głową z niedowierzaniem. Jest przerażony zapalczywością, z jaką irańscy prorządowi dziennikarze bronią swoich racji. Wystarczyło, że jeden z Amerykanów spytał, jaka jest sytuacja, by lojalni władzy Irańczycy przeszli do wysokiego pressingu.

– My nie atakujemy, my tylko chcemy wiedzieć – próbuje uspokoić jeden z reporterów pracujący dla amerykańskiej agencji.

To może porozmawiajmy o problemach Ameryki? O Black Lives Matter, o dyskryminacji. A prawo aborcyjne? Tego nie widzicie? – przychodzi z pomocą kolejny z prorządowych dziennikarzy, zrównując irańskie protesty z amerykańskimi. On także jest elegancki, pewny siebie, mówi nienaganną angielszczyzną. Kilka miesięcy temu był w Nowym Jorku. Wszystko widział. Rozmawiał z ludźmi. Poznał sytuację. Wie. Nowojorskie problemy nie różnią się, jak twierdzi, od tych, które widzi codziennie na ulicach Teheranu.

– Jakaś grupa nie lubi irańskiej władzy. I co z tego? Wszędzie tak jest. Tak samo jest we Francji, w Stanach. Francuzi wyszli ostatnio na ulice. Dlaczego o tym nie mówicie? Czy normalne są w ogóle rozmowy o polityce podczas konferencji prasowych? – pyta dziennikarz, który przyszedł z odsieczą. 

Obaj definiują dobro narodu inaczej niż antyrządowa część społeczeństwa. Walczą o nie. Popierają działania irańskiej federacji piłkarskiej, która zażądała oficjalną drogą wyrzucenia Stanów Zjednoczonych z turnieju. Przed ostatnią kolejką fazy grupowej Amerykanie opublikowali w swoich mediach społecznościowych tabelę grupy B. Flaga Iranu nie zawierała na sporządzonej grafice godła Islamskiej Republiki.

To znak, symbol, forma protestu, forma walki o prawa irańskich kobiet, które cierpią ze względu na ortodoksyjne prawo szariatu, a więc ze względu na Islamską Republikę. Zdaniem irańskiej federacji – działającej pod ramię z irańskim rządem – Amerykanie dopuścili się dyskryminacji. Powołują się na regulamin FIFA, z którego ma wynikać, że Stany Zjednoczone zasłużyły na dziesięć meczów zawieszenia.

– Nie wiem, jakie będzie nastawienie piłkarzy. Ale wiem, że wiele osób przed mundialem chciało nas wyrzucić z turnieju. Nie udało im się. Chcieli, żeby nasi piłkarze rezygnowali z drużyny narodowej. To też im się nie udało. Teraz chcą podzielić naszych kibiców. Sprawić, by walczyli ze sobą. I znów im się nie uda – mówi dziennikarz BEIN Sports.

I kontynuuje: – Amerykanie mówią o dyskryminacji, do jakiej ma dochodzić w Iranie. Prawda jest taka, że dochodzi do niej na całym świecie. A szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie prześladowani są Afroamerykanie. I te same Stany Zjednoczone usuwają element naszej flagi, zarzucając nam dyskryminację. Nie widzę w tym logiki. To ogromny brak szacunku dla wszystkich Irańczyków, dla całego naszego narodu. Jestem pewien, że nasi piłkarze to rozumieją. Popieram walkę o prawa człowieka, ale niech będzie ona taka sama we wszystkich krajach świata.

Sprawia wrażenie odważnego obrońcy uciśnionego narodu, który nie boi postawić się Amerykanom.

W swoich własnych oczach jest głosem narodu. 

CHCĘ BYĆ GŁOSEM MATEK, KTÓRE STRACIŁY DZIECI

Roya stoi w grupie irańskich znajomych. Mają flagi, pomalowane policzki, reprezentacyjne koszulki. Nie interesują się piłką. Nie mieszkają na co dzień w Iranie. Przyjechali, by wesprzeć swoich rodaków. – Gdy wrócę do domu, złożę skargę do FIFA – mówi oburzona Roya. Przezornie nie zrobi tego przed opuszczeniem katarskiej granicy. Podejrzewa, że nie byłoby to najrozsądniejsze działanie.

Mimo że ma barwy, flagi i bilet, mimo że stoimy dwadzieścia metrów od wejścia na trybunę, nie zamierza być na meczu. – Katarskie władze są takie same jak irański reżim. Nie pozwolili założyć nam ubrań z symbolem walki o prawa kobiet – mówi Roya pokazując, że pod neutralną, casualową koszulką, ma drugą. Widnieje na niej napis: „We are choosing life. Free Iran”.

– To bezwstydne działanie. FIFA nie daje nam żadnego wsparcia. Nie robią dla nas nic. Nie czujemy się tu bezpieczni, skoro nakazują nam nosić określone ubrania, a te, które chcemy mieć na sobie, ukrywamy pod spodem.

Tym razem przeszli bramki kontrolne, znajdują się już pod samym stadionem. Przy okazji poprzedniego meczu, z Walią, zostali zawróceni. Nie obnoszą się więc ze swoim przekazem, choć część z nich, już po odbyciu kontroli, dorysowała czarnym flamastrem na reprezentacyjnych koszulkach numer 22. A nad nim imię i nazwisko: Mahsa Amini. Inni przemycają w rzeczach osobistych broszki z wizerunkiem symbolu walki o prawa irańskich kobiet. Przypinają je, gdy już są na stadionie.

– Jestem tu tylko po to, by wspierać swoich ludzi, wszystkie odważne kobiety, wszystkich protestujących w Iranie – kontynuuje Roya. – Chcę być słyszalnym głosem Iranek na cały świat. Krzyczeć o tym, że islamski reżim zabija kobiety tylko z tego powodu, że te chcą wolności i podstawowych praw.

– Kobiety w Iranie nie mogą niczego. Iść na stadion, śpiewać, tańczyć. Teraz walczą z o swoje prawa islamskim reżimem. Chcę być głosem wszystkich matek, które w ciągu ostatnich trzech miesięcy straciły dzieci z powodu reżimu. Wy też bądźcie naszym głosem. Nie zostawiajcie nas. Mówimy tutaj ludziom pod stadionem, jak ważne to dla nas – opowiada z przejęciem.

Do rozmowy wtrąca się jeden z jej znajomych: – To tylko mecz piłkarski, więc teoretycznie nie powinien mieć ciężaru takich haseł. Ale dla nas to nie tylko mecz. To ogromna platforma, przez którą możemy powiedzieć coś światu. Nie tylko o irańskich kobietach. Gdziekolwiek na świecie nie ma wolności, musimy o tym mówić. Futbol powinien być przestrzenią do poruszania takich problemów.

Według irańskiej agencji informacyjnej HRANA, do 26 listopada w protestach zginęło 450 osób.

63 z nich to osoby nieletnie.

GDZIE BYŁEŚ, GDY AMERYKAŃSKIE STATKI PŁYWAŁY PO ZATOCE PERSKIEJ? 

Gregg Berhalter, selekcjoner amerykańskiej kadry, sprawia wrażenie człowieka, którego nic nie wyprowadzi z równowagi. – Nie wiem nic o polityce. Jestem trenerem piłki nożnej – odpowiada bezradnie, gdy po raz kolejny dostaje od irańskich prorządowych dziennikarzy pytanie, na które nie jest w stanie odpowiedzieć.

Dlaczego nie interweniował u rządzących Stanami Zjednoczonymi, gdy amerykański okręt marynarki wojennej pływał po Zatoce Perskiej?

Co sądzi o tym, że Amerykanie mogą bezwizowo wjeżdżać do Iranu, a Irańczycy nie mogą odwiedzić w ten sposób Stanów? Czy to sprawiedliwe?

Co z rosnącą inflacją w Stanach?

Czy wiedział o tym, że jego federacja usunęła godło Republiki Islamskiej?

Jaki procent świata będzie szczęśliwy, jeśli wygra Iran?

Dlaczego Amerykanom nie kibicują nawet Amerykanie?

Nie interesuje ich futbol. Podczas gdy amerykańscy dziennikarze wypytują Carlosa Queiroza o przeróżne sprawy piłkarskie, Berhalter nie dostaje od Irańczyków żadnego pytania, które dotyczyłoby boiska. Siedzisz na sali i zastanawiasz się: Berhalter to jeszcze selekcjoner czy już polityk, który musi tłumaczyć się z działalności rządzących? Persowie nie rozmawiają z nim jak ze szkoleniowcem. Rozmawiają z nim jak z Amerykaninem.

Amerykaninem, którego – zgodnie z linią rządową – należy nienawidzić.

Amerykaninem, który nakręca spiralę pod tytułem „Iran łamie prawa człowieka”, podczas gdy sam łamie prawa człowieka.

Berhalter ani razu nie stracił cierpliwości. Tylko raz pomógł mu rzecznik prasowy, gdy z sali padło pytanie o to, dlaczego kadra USMNT zamknęła trening przed meczem z Iranem. Mimo przeróżnych politycznych pytań, cały czas szukał kontekstu piłkarskiego, spokojnie odbijając piłeczki. Amerykanie im nie kibicują? Mecz obejrzało w telewizji kilkadziesiąt milionów widzów. Brak godła na irańskiej fladze? Może jedynie przeprosić, choć nie miał pojęcia o tym, że taki post ma zostać opublikowany.

Nie chcę brzmieć, jakbym się dystansował od tych rzeczy, ale chłopaki pracowali na to cztery lata, a teraz mają 72 godziny, by przygotować się do kluczowego meczu (…). Dla nas to mecz przeciwko dobrej drużynie. I nic więcej. Oba zespoły chcą przejść do kolejnej rundy i tylko w tych kategoriach rozpatrujemy nasze spotkanie – mówi do wypchanej po brzegi sali amerykański selekcjoner, chcąc odciąć się od wszelkich politycznych kwestii, a jednocześnie zdając sobie sprawę, że każde fałszywe słowo będzie zaraz cytowane przez portale z całego świata.

Siedzący obok Berhaltera kapitan drużyny, Tyler Adams, rozpoczyna swoją wypowiedź od kurtuazyjnego poparcia dla protestujących Irańczyków. Zaraz po nim zaznacza, że wraz z kolegami skupia się wyłącznie na decydującym w końcu o wyjściu z grupy meczu.

– Powiedziałeś, że wspierasz Irańczyków, ale przede wszystkim musisz wiedzieć, że źle wypowiadasz nazwę naszego kraju, który nazywa się „I-ran”, a nie „Aj-ran”. To powinno być jasne. A teraz pytanie: czy czujesz się okej z tym, że reprezentujesz kraj, który tak bardzo dyskryminuje czarnoskórych? – pyta w ostry sposób piłkarza Leeds jeden z prorządowych dziennikarzy.

– Przepraszam za to, że źle wypowiedziałem nazwę waszego kraju. Dyskryminacja jest wszędzie. Żyjąc zagranicą w ostatnich latach, obcując z innymi kulturami i asymilując się z nimi, zaobserwowałem, że jako Amerykanie robimy progres każdego dnia. Tak samo jak ty teraz nauczyłeś mnie, jak poprawnie wymawiać nazwę kraju. To proces. Tak długo, jak widzisz progres, jest dobrze – odpowiada dyplomatycznie pełen spokoju.

Irańscy dziennikarze, którzy nie popierają działań islamskiego rządu, nie zabierają głosu. Nikt nie pyta też o sam mecz.

Bo jak tu pytać o mecz, skoro ma się do czynienia z Amerykanami, którzy zgodnie z partyjną linią znów dyskryminują Iran i znów popełniają zamach na jego wolność? 

KOSMICI NAWIEDZILI KRAJ

– To wszystko jest prawdą, co można przeczytać w zachodnich mediach? – pytam młodą dziewczynę, która pomalowała swoją twarz w irańskie barwy. Nie chce rozmawiać przed kamerą. Nie chce podać swojego imienia. – Wszystko, w stu procentach – potwierdza z pełnym przekonaniem, po czym szybko odłącza się od grupki osób. Wróci do niej dopiero, gdy odejdę. – Podobno możemy mieć problemy, gdy ktoś nas zobaczy, że rozmawiamy z dziennikarzami. Sam rozumiesz – rzuca na pożegnanie, obawiając się, że spotka kogoś z policji obyczajowej, która podobno grasuje pod stadionem robiąc zdjęcia wszystkim niesubordynowanym. 

Od 16 września w Iranie zatrzymano ponad 18 tysięcy protestujących.

– Co ci mogę powiedzieć? Przez irański rząd ludzie żyją w strachu. Gdy wrócę do Iranu, będę widzieć wszędzie policję. Ludzie, którzy mówią o wolności, są codziennie wyłapywani. Mamy zablokowany internet. Nie możemy korzystać z podstawowych mediów społecznościowych. Władza nie chce wolności. Irańczycy po prostu się boją. Codziennie – mówi młody chłopak, prawdopodobnie jej brat. 

– To wszystko jest prawdą – kontynuuje starszy człowiek, żyjący od lat na emigracji, spokrewniony z dziewczyną, z którą przed chwilą rozmawiałem. – W irańskim islamie kobiety są mniej wartościowe niż mężczyźni. W przypadku spadku dostają od rodziców 1/3 majątku, a mężczyźni 2/3. Reguluje to prawo. Nie mogą opuścić kraju bez zgody ojca, brata lub męża – opowiada w zastępstwie dziewczyny.

– Jako Irańczyk czuję wstyd za to, co się dzieje w moim kraju. Żyję w USA, ale moje serce jest w Iranie, z moimi ludźmi, szczególnie z kobietami. Mężczyźni cieszą się wolnością. Kobiety słyszą, że są wolne, ale to iluzja wolności. Nasze kobiety są bardzo odważne. Problemem jest to, że obecnie tylko 10% irańskiego społeczeństwa popiera rząd, jego działania, jego prawo. 90% jest taka jak my – tutaj, pod stadionem, gdzie rozmawiamy o wolności. Chcemy jej. Wciąż nie potrafimy zrobić takiej różnicy, jak to 10%, które tworzy prawo, ma broń i mówi ludziom, co mają robić.

– Wyjechałem z Iranu jeszcze przed rewolucją islamską, gdy ten był normalnym krajem. Kilka razy do niego wracałem. Wyobraź sobie, jakby twój kraj nawiedzili kosmici. Budzisz się w kompletnie innej rzeczywistości. Ja tak się czułem. Mój kraj w jednym momencie wywrócił się do góry nogami.

CISZA, MRUK, ŚPIEW

– Przepraszam, nie chcemy o tym rozmawiać – słyszę pod stadionem po raz dziesiąty, piętnasty, a może dwudziesty, gdy pytam o prawa kobiet, relacje ze Stanami Zjednoczonymi czy protesty. 

– Dlaczego?

– Możemy mieć problemy. Sam rozumiesz. Proszę.

Otwarcie wypowiadają się tylko jednostki, większość jest taka jak ci, którzy proszą o prawo do milczenia. Zwłaszcza, jeśli żyją na co dzień w Iranie. Przed ich oczami pojawia się strach, że reżimowe organy znajdą materiał w internecie, zidentyfikują dane rozmówców, by następnie zapukać do drzwi z wizytą, podczas której może stać się naprawdę wszystko.

Irańscy piłkarze zaprezentowali bohaterską postawę przed meczem z Anglią, gdy nie zaśpiewali hymnu, co było oczywistym wyrazem dezaprobaty wobec działań rządzących. Z Walią hymn już był – wymruczany, ale jednak. Ze Stanami Zjednoczonymi, meczu o ogromnym ciężarze dla reżimowych władz, odśpiewano pieśń narodową w normalny sposób. Jak wcześniej.

Choć nic nie będzie jak wcześniej.

Z irańskiego obozu można było na początku mundialu usłyszeć treści, które niekoniecznie musiały spodobać się władzom. Im bliżej końca turnieju, tym piłkarze łagodnieli. Na konferencji prasowej, niedługo przed ostrzałem w stronę Gregga Berhaltera, siedzi Mehdi Taremi z FC Porto. Doskonale wie, że z sali wypełnionej amerykańskimi dziennikarzami dostanie pytanie o kwestie polityczne. – Nie będzie elaboratu, przepraszam – mówi, gdy dostaje pytanie o protestujących. – Wiedziałem, że takie pytane przyjdzie. Kiedy chcę, to dzielę się politycznymi rzeczami w swoich mediach społecznościowych, ale teraz nie chcę o nich mówić, skupiam się tylko na piłce – dodaje, odcinając się później od każdego pytania, które nie miało wymiaru sportowego.

Pamiętamy, jak powiedziałeś w 2018 roku, że irańscy piłkarze chcą po prostu grać w piłkę, a nie opowiadać o polityce. Zachodnie media nieustannie zadają naszym piłkarzom polityczne pytania. Czy to fair? – na taki fikołek decyduje się prorządowy irański dziennikarz, wygrywając konkurs w kategorii „jak zadać pytanie polityczne, by nie być posądzonym o pytanie polityczne”. Queiroz broni zachodnich dziennikarzy mówiąc, że prasa ma prawo pytać, a on ma prawo odpowiadać zgodnie ze swoimi przekonaniami. Amerykańskie media interesuje nie tylko polityczny wymiar meczu, lecz także sport. Choć niewątpliwie pojawiają się też kwestie polityczno-społeczne.

– Wiem, że nie chcesz być pytany o polityczne kwestie, ale podobne pytania stawiamy też innym zespołom. Co się stanie, jeśli nie zaśpiewacie hymnu? Boicie się konsekwencji? – pyta jeden z dziennikarzy.

Queiroz irytuje się: – Gdy zaczynaliśmy spotkanie, wyjaśniłem, że nie chcę zajmować się polityką. Ale szanuję twoją pracę, więc mogę odpowiedzieć. Nie, nie jest na nas wywierany żaden nacisk. Przyjechaliśmy grać tu w piłkę. Nie tylko my, ale także wszystkie inne drużyny. Zadajecie czasem pytania jako dziennikarze sportowi, a czasem, jako społeczni. Myślę, że w tej mundialowej przestrzeni powinni być tylko dziennikarze sportowi, by kibice mogli cieszyć się piłką. A to, co jest z boku, te wszystkie wydarzenia dookoła, nie powinny przeszkadzać. Nie jestem w stanie niczego zmienić, jak miliony innych ludzi.

NASZE KOBIETY NIE WIERZĄ W HIDŻAB

– W zagranicznych mediach można przeczytać, że kobiety w Iranie nie są wolne, nie mają żadnego wsparcia od rządu czy należących do systemu mężczyzn. Czytam nawet, że nie mogą jeździć rowerem po ulicy – zaczyna swój wywód spotkany pod stadionem Kaveh, za którego plecami powiewa przewieszona przez szyję irańska flaga. Gdy rozmawiamy o sporcie, jest jeszcze spokojny. Przejście na temat praw kobiet momentalnie wyzwala w nim pobudzenie. – I wiesz co? To wszystko prawda – puentuje z przejęciem.

Prorządowi politycy mówią, że mamy wolność na ulicach. To kłamstwo. Iran jest jedynym krajem na świecie, gdzie obowiązkowe jest noszenie hidżabu. Rząd mówi, że Mahsa Amini nie zginęła z powodu odkrytych włosów. Według oficjalnej wersji to zwykły incydent. Ta śmierć to jednak ewidentnie wina reżimu. Wszystko, co mówi rząd, jest kłamstwem. Żyję w Iranie, chodzę po ulicach, widzę to. Wszystkie protesty są prawdziwe. Kobiety, wolność, życie. O to walczymy.

– Nie boisz się tak stanowczo opowiadać po stronie protestujących?

– Nie mogę o tym myśleć. Nie w sytuacji, kiedy moi bracia, siostry i przyjaciele wychodzą na ulicę i stają naprzeciwko reżimowej policji. Nie mogę być inny niż ci, którzy poświęcają swoje życie dla innych. Nie wyrzeknę się tych wartości ze względu na nich. Po prostu wierzę, że możemy być wolni. Nie może być tak, że twój kraj może zamordować się za to, że jedziesz na rowerze. Każdego dnia giną nastolatkowie, którzy walczą o wolność irańskich kobiet. Pod hashtagiem Mahsa Amini jest 200 milionów wpisów. To realni ludzie, a nie boty.

Gdy opowiada, obok niego zatrzymują się trzy irańskie kobiety. Wszystkie trzy podnoszą ku górze rękę, wystawiając dwa palce na znak potwierdzenia.

– Spójrz na nie, wszyscy mówimy jednym głosem – dodaje Kaveh.

– Potwierdzam wszystko, co usłyszałam – mówi jedna z dziewczyn. – Nie mamy zapewnionych podstawowych praw, jakie powinna mieć każda istota ludzka. Na dzisiejszym meczu wspieram obie drużyny. Bo te drużyny to nasz głos. Ci kibice mogą mówić, jaka jest sytuacja w Iranie. Nasi rządzący stworzyli dwa różne zespoły. Chcą, by ludzie byli przeciwko irańskiej drużynie. Ale my się nie damy. Kobiety, życie, wolność.

– Musisz wiedzieć jedno: to jest irańska drużyna, a nie drużyna Republiki Islamskiej – dodaje Kaveh. – Mamy dwa obozy. Ale ten, który zobaczysz, to Iran.

– Dlaczego zdecydowana większość Iranek pod stadionem nie ma na sobie hidżabu?

– Bo w Iranie noszą go głównie dlatego, że taki jest obowiązek. Zagranicą zdecydowana większość kobiet go nie używa. One nie wierzą w hidżab. Nie chcą go nosić. A w Iranie – muszą.

– Co, jeśli tego nie zrobią?

– Zostaną złapane na ulicy, wepchnięte siłą do samochodu, gdzie reżimowi policjanci pobiorą ich odciski palców i spiszą wszelkie dane. Dostaną wtedy komunikat: jeśli zrobisz to jeszcze raz, trafisz do więzienia. Idąc ulicą bez hidżabu nigdy nie wiedzą, czy nie zostaną za chwilę postrzelone. Dlatego go noszą. To nie jest ich wybór, a wszelkie sprawy religijne powinny być kwestią wyboru. Mahsa Amini została zamordowana właśnie przez te ortodoksyjne zasady.

– Masz tutaj hidżab? – pytam dziewczynę, która włączyła się do rozmowy.

– Oczywiście.

– Ale w Katarze nie musisz go nosić. 

– Nałożę go w drodze powrotnej do Iranu. Jeszcze zanim wyjdę z samolotu.

MATKA WSZYSTKICH POKOJOWYCH MECZÓW

– Irańczycy i Amerykanie są do siebie bardzo przyjaźnie nastawieni, ale nasza władza ma z tym problem. Na szczęście to piłka jest znacznie bliżej ludzi niż rządzący – mówi pierwszy z kibiców, zapytany o polityczny kontekst meczu ze Stanami Zjednoczonymi.

– To szalenie ważny mecz, bo po raz pierwszy możemy się zakwalifikować się do 1/8. A relacje ze Stanami? Lepiej nie mówić o tym za dużo. Graliśmy z nimi w 1998 roku. Wtedy wygraliśmy. Może ludzie chcą zobaczyć coś podobnego – uzupełnia drugi. 

– Ten mecz jest jeszcze ważniejszy niż „matka wszystkich meczów”, bo możemy dzięki niemu awansować. Jeśli bóg zechce, tak się stanie. Polityka? Nie sądzę, by była ważna, czy to na boisku, czy poza nim – dodaje trzeci.

Po przedmeczowych konferencjach prasowych nastawiałem się na niezwykle wrogie nastawienie Irańczyków do Amerykanów. Zwłaszcza w kontekście ostrej reakcji ich federacji, która zażądała usunięcia USA z całych mistrzostw. W drodze na stadion przeczytałem, że katarskie władze zmobilizowały do ochrony tego spotkania większe siły niż zwykle.

Na miejscu obserwowałem kibiców, którzy są do siebie niezwykle pokojowo nastawieni. Robią sobie wspólne zdjęcia. Wspólnie śpiewają. Wymieniają się poglądami, zapewne na temat protestów na ulicach Teheranu – a przecież to polityka miała być osią konfliktu pomiędzy dwoma obozami. Przed meczem nie dochodzi do żadnych incydentów. Podczas meczu nie dochodzi do żadnych incydentów. Po meczu nie dochodzi do żadnych incydentów.

Irańczycy oczywiście postrzegali to starcie jako coś więcej niż zwykły mecz. Mieli szansę awansować do 1/8 po raz pierwszy w swojej historii.

I tyle.

Prorządowi Irańczycy nie znoszą Stanów, bo ci w latach 80. walczyli z islamską rewolucją. Gdyby nie islamska rewolucja, w Iranie nie obowiązywałoby prawo szariatu. Gdyby nie islamska rewolucja, irańskie kobiety odsłaniałyby swoje włosy. Dla zwolenników Republiki Islamskiej starcie z USA to matka wszystkich meczów. Konfrontacja z odwiecznym wrogiem. Wielki mecz o wielkim ciężarze gatunkowym.

Antyrządowi Irańczycy lubią Stany, bo ci w latach 80. walczyli z islamską rewolucją. Gdyby nie islamska rewolucja, kobiety nie musiałyby domagać się swoich praw na ulicach. Gdyby nie islamska rewolucja, Mahsa Amini dalej by żyła. Dla przeciwników Republiki Islamskiej starcie z USA to mecz o awans oraz okazja, by powiedzieć światu o piekle panującym na ulicach Teheranu. Wielki mecz o niewielkim ciężarze politycznym. Ze względu na przyjaźń.

Mecz największej wrogości okazał się meczem największej przyjaźni.

Gdybym ocenił to starcie przez pryzmat konferencji prasowej, gdybym nie porozmawiał pod stadionem z Irańczykami, nie miałbym pojęcia, do jakiej manipulacji posuwa się propaganda reżimu Islamskiej Republiki.

Dlatego nie mają znaczenia doniesienia o tym, że Iran wnioskuje o usunięcie Stanów Zjednoczonych z mistrzostw świata. To nie głos ludu, a głos reżimu. Nie ma znaczenia, że prorządowi dziennikarze ostrzeliwują agresywnymi pytaniami Gregga Berhaltera, skoro większość Irańczyków się za nich wstydzi. Nie mają znaczenia artykuły o nienawiści, jaka ma panować pomiędzy oboma krajami, skoro ta nienawiść istnieje głównie w głowach tych, którzy chcą tłumić antyrządowe protesty.

W kontekście tego meczu to nie piłka łączy się z polityką. To politycy chcą połączyć swoją działalność z futbolem.

NIE WIERZYMY W HIDŻAB

Wsiadając do międzynarodowego samolotu irańska kobieta czuje wielką ulgę.

W końcu nie jest zmuszona do noszenia hidżabu.

Zakrywanie włosów w Katarze nie jest uregulowane przez prawo. Wiele kobiet decyduje się na przestrzeganie tej muzułmańskiej reguły z własnej woli. Iranki, które w swoim kraju jak jeden mąż spacerują w nakryciu głowy, mają więc wolny wybór. Jeśli chcą, mogą założyć hidżab. Jeśli nie, nie muszą tego robić.

Zdecydowaną większość stanowią te drugie.

To pokazuje, jakie jest nastawienie Iranek wobec nakrycia głowy.

A ta flaga, którą masz na sobie? Mimo wszystko wspierasz Iran – pytam Tinę, od której zaczęliśmy ten artykuł i która też nie ma na sobie hidżabu.

– Spójrz, nie ma na niej godła Republiki Islamskiej. Nie wspieram polityków. Wspieram ludzi – pokazuje, dodając, że większość obecnych ludzi na stadionie nie ma tego symbolu na swoich flagach.

– Ludzie związani z władzą podróżują po całym świecie ze swoimi rodzinami. Wrzucają później zdjęcia w mediach społecznościowych. I kobiety nie mają na nich hidżabów. Gdy wracają do Iranu, zmuszają je siłą, by w nich chodziły. Jestem przekonana, że człowiek, który zabił Mashę Amini, też jeździ ze swoją rodziną po świecie. Z żoną, z córką, z matką. I one też nie noszą zagranicą hidżabów. A gdy wraca do kraju, katuje 22-letnią dziewczynę na śmierć za to, że ta miała źle założony hidżab. Oni sami nie wierzą w hidżab. My też w niego nie wierzymy. A musimy go nosić. Nie potrafię tego zrozumieć – opowiada Tina.

ILE OSÓB ZABIJE JESZCZE REŻIM?

W 1983 roku wprowadzono w Iranie przymus noszenia hidżabu, który obowiązuje do dziś.

Do 1990 roku karą za niezasłonięcie włosów była publiczna chłosta.

Dziś można trafić za to do więzienia. Na więcej niż dekadę.

W 2022 roku odnotowano, że w irańskich więzieniach przebywa 80 kobiet, które odsiada wyrok za „nieobyczajowy ubiór” przekraczający dziesięć lat.

W 2006 roku powołano do życia organ o nazwie policja obyczajowa.

Od lipca 2022 roku, po tym jak wybory wygrał konserwatywny Ebrahim Ra’isi, nastąpiła mobilizacja służb, które mają jeszcze mocniej dbać o wyłapywanie wszelkich przestępstw obyczajowych.

Nowy prezydent zadbał o to, by policja z większą brutalnością tłumiła wszelkie przejawy niesubordynacji.

Na ulicach wyłapywane są kobiety, które nie posiadają hidżabów lub u których nie zasłania on całych włosów, mają odsłonięte ramiona, nogi lub stopy.

Mahsa Amini została zatrzymana za niedostateczne zakrycie włosów i nałożenie obcisłych spodni. Została pobita przez policję obyczajową. Trafiła do szpitala. Po trzech dniach śpiączki zmarła.

To wtedy ruszyły protesty.

Zintensyfikowały się po śmierci dwóch licealistek – Niki Szahkarami i Sarinie Elmaizadeh – które głosiły antyrządowe hasła i niszczyły symbole irańskiego reżimu. Oficjalnie zginęły śmiercią samobójczą. Władze podają, że obie skoczyły z wysokiego budynku.

Protestujące kobiety zaczęły publicznie palić hidżaby i obcinać włosy wbrew koranicznym zasadom.

W odpowiedzi na działalność kobiet w mediach społecznościowych – na przykład filmiki aktu spalenia hidżabu lub obcięcia włosów – irańskie władze ograniczyły obywatelom dostęp do internetu. Zablokowały Instagram, a na WhatsAppie wyłączyły możliwość przesyłania zdjęć czy filmów.

Irański rząd przegłosował karę śmierci dla aresztowanych w protestach.

Każda z zatrzymanych 18 tysięcy osób może zginąć.

13 listopada zapadł pierwszy wyrok śmierci dla protestującej osoby. W uzasadnieniu wyroku można przeczytać o udziale w spaleniu budynku rządowego, zakłócaniu porządku publicznego, udziale w spisku oraz wrogości wobec boga.

Do dziś wydano już co najmniej sześć takich wyroków.

Kara śmierci grozi na przykład Samanowi Jasinowi, kurdyjskiemu raperowi, który w swoich utworach popierał protesty, stając się natchnieniem dla walczących o prawa kobiet. Jedynymi „dowodami” przeciwko niemu są piosenki i wpisy w mediach społecznościowych.

Cegiełkę do nagłośnienia łamania praw człowieka w Iranie dokładają mistrzostwa świata, które także zorganizowane są w kraju łamiącym prawa człowieka.

JAKUB BIAŁEK

KORESPONDENCJA Z KATARU: 

Fot. Jakub Białek

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
2
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

128 komentarzy

Loading...