Można przegrać mecz. Wszak uczy nas tego cała historia kibicowania. Można szybko stracić dwa gole. Wszak obejrzeliśmy już tyle spotkań, że i nie takie rzeczy się zdarzały. Ale zaprezentować się tak żenująco, grać tak bez wiary, zaprezentować się tak bezjajecznie – to nie zdarza się często. Dzisiaj zobaczyliśmy obraz drużyny niezdolnej do tego, by dźwigać odpowiedzialność na poziomie dźwigania sztandaru podczas apelu na otwarcie roku szkolnego, a co tu mówić o grze pod presją.
Łatwo teraz zwalać winę na poszczególnych piłkarzy. I pewnie będziemy rozliczać poszczególne ogniwa – fatalnego Kiwiora, kuriozalnego Bednarka, anonimowego Karbownika, typowego Linettego, pewnie można tu dopisać właściwie cały wyjściowy skład. Natomiast całościowo ten zespół był po prostu żenujący w swojej postawie. Nie kupuję teraz haseł o „małej jakości”, bo przecież mówimy tutaj o piłkarzach, którzy albo grają w niezłych ligach europejskich, albo przed chwilą ktoś płacił za nich poważne pieniądze, albo już w przeszłości rozgrywali zdecydowanie lepsze mecze.
To, co wrzucało się w oczy, to reakcja na dwa stracone gole. Ten zespół był zdezorientowany. Zahukany psychicznie. Przestraszony. Czy – mówiąc wprost, najbardziej dobitnie – po prostu obsrany.
Niezdolni do nawiązania walki
Oczywiście zaraz zaczną się nawoływania: niech wróci Glik, on jest twardy, rzuca się głową pod nogi rywali! I ja też chciałbym oglądać w tej reprezentacji zawodników w typie Glika. W TYPIE GLIKA, NIE GLIKA. Jego czas nie oszczędza, piłka się zmienia, prochu już nie wymyśli. Ale chciałbym zawodników zdolnych do reagowania. Piłkarzy, którzy potrafią stworzyć drużynę, co do której mam przekonanie, że będzie w stanie reagować na niepowodzenia.
Po mundialu żyliśmy dyskusją o stylu, później debatę publiczną zdominował temat premii. Ale właściwie nie poruszaliśmy kwestii takiej, że nie zobaczyliśmy na tych mistrzostwach zespołu, który jest w stanie dostarczać wiarę kibicom. Wiarę w to, że są w stanie zdominować słabszego piłkarsko rywala. Nadzieję na to, że są w stanie stawić mocny opór hegemonom. Optymizm w kwestii odwracania wyniku czy szansę na to, by kibic był usatysfakcjonowany zostawionym na boisku wysiłkiem.
To był zespół, którego nie dało się lubić przez 90 minut meczu. A te wszystkie afery dookoła zespołu tylko to wszystko spotęgowały.
Była szansa na rehabilitacje w okresie od grudnia do marca. By zmazać plamę po aferze premiowej. I co? Cisza, przecieki wysyłane przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy, PR-owe i nieudolne próby przerzucania winy. Niemal żaden z zawodników nie zabrał głosu, a gdy już zabrał, to wił się jak piskorz.
Przyszły powołania, piłkarze zjechali się na kadrę i co? I cisza medialna. Bo tak łatwiej, bo tak wygodniej. Wreszcie łaskawie do ludzi wyszedł Lewandowski i przeprosił za to, że… temat nie został ucięty wcześniej.
A gdy już przyszła okazja do rehabilitacji na boisku, to zobaczyliśmy zespół niezdolny do nawiązania walki z Czechami.
Czas na odpowiedzialność piłkarzy
No i taki obraz zespołu nam się klaruje. Gdy trzeba powalczyć o forsę z premii, to każdy ma coś do powiedzenia we własnym gronie. A gdy trzeba powalczyć z Czechami o reakcję po dwóch straconych golach, to nagle jeden macha rękoma do drugiego, a drugi robi krzywe miny do pierwszego.
Mam nadzieję, że wreszcie narracja wokół reprezentacji Polski skupi się w tym okresie eliminacyjnym na piłkarzach. Zawsze zrzucaliśmy winę na trenera – schyłkowy Nawałka się gubił, Brzęczka wrzuciliśmy pod pociąg dość szybko, Sousa w sumie sam się ośmieszył wyjściem w połowie seansu, Michniewicz miał stopować potencjał ten grupy. A teraz przychodzi gość, który pokazuje zawodnikom CV i ci mogą tylko pokiwać głową z uznaniem. Nie ma tutaj już miejsca na gadki typu „nie ten rozmiar kapelusza” czy „lepszy trener wycisnąłby z tej drużyny więcej” albo „jak ma grać Lewandowski i Zieliński z takim paprochem na ławce”. Nie będzie już kilku sekund ciszy, nie będzie kręcenia nosem na sposób gry.
Nie, panowie piłkarze.
Czas wziąć odpowiedzialność za grę na siebie.
Dzisiaj możecie się zasłaniać tym, że dostaliście dwa szybkie gongi. Mnie jednak mniej zażenowały te dwie stracone bramki. Bardziej załamany byłem tym, że przez kolejne 87 minut nie potrafiliście na te dwa ciosy zareagować.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: