Trzy i pół miesiąca. Sto osiem dni. Tyle czekaliśmy na słowo „przepraszam” z ust przedstawiciela reprezentacji Polski w związku z aferą premiową. Sprawę 'załatwił’ Robert Lewandowski, jednak szkoda, że potrzebowaliśmy do tego wywiadu trzeciego bramkarza tejże kadry.
– Chciałbym przeprosić kibiców, że jako kapitan reprezentacji Polski nie zatrzymałem wydarzeń we właściwym momencie i przeobraziły się one w „aferę premiową”. Nie powinniśmy wcale podejmować rozmów w tym temacie, było kilka momentów, w których mogliśmy przerwać dyskusję, ale nie zrobiliśmy tego i był to nas duży błąd — zaczął Lewandowski, który pojawił się na konferencji prasowej w ostatniej chwili.
Lewandowski o aferze premiowej: Chciałbym przeprosić kibiców
Początkowo wystąpić miał Wojciech Szczęsny, jednak ktoś w PZPN wpadł na to, że kolejny sygnał spod znaku „chowamy głowę w piasek” nie załatwi sprawy. Cisza była już wystarczająco długa i męcząca. I to nie tak, że wywiad Łukasza Skorupskiego dla „Przeglądu Sportowego” niepotrzebnie rozdrapał stare rany.
Wręcz przeciwnie. Chociaż Lewandowski przyznał, że kadrowiczów zaskoczyło wyznanie bramkarza Bolonii, który przedstawił nieco inną wersję wydarzeń niż ta kolportowana do tej pory, to przecież Skorupski wyświadczył wszystkim przysługę. W końcu można było wyjść i wziąć temat na klatę; w końcu ktoś zreflektował się, że bez słowa „przepraszam” sprawa co jakiś czas będzie wracała do wszystkich i uderzała w kolejne osoby rykoszetem.
Konferencja reprezentacji Polski. Robert Lewandowski przeprosił kibiców za aferę premiową
Oczywiście nie jest tak, że skoro skrucha została w końcu wyrażona głośno i wyraźnie, to o wszystkim zapomnimy i ruszymy w stronę zachodzącego słońca. Reprezentacja Polski może już nigdy nie odpracować zaufania, które straciła, plącząc się w tę dziwaczną sprawę, bo społeczeństwo nie zapomni im ciszy. Już nie ośmiosekundowej, tylko ciut dłuższej.
Natomiast moment, w którym została ona przerwana, jest dla drużyny narodowej idealny. Start nowego etapu, tak często wspominany zresztą przez samego Lewandowskiego, może pomóc w odbudowie pozytywnego wizerunku. Przynajmniej częściowej. Zespół w nowym wydaniu budzi dziś na tyle duże nadzieje, że mimo wściekłości, zażenowania i wszelkich innych odczuć towarzyszących biało-czerwonym w ostatnich miesiącach, można poczuć ekscytację, gdy widzi się Fernando Santosa, uśmiechającego się od ucha do ucha.
Santos pożartował.
Santos poczarował mimiką.
I podlał nadzieje na najbardziej oczekiwaną zmianę. Zmianę nastawienia, piłkarskiej mentalności.
– Najważniejsze, żebyśmy uwierzyli, że jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialność za grę. Jesteśmy w stanie dominować mecz — rzucił na koniec spotkania z mediami.
Uśmiech Fernando Santosa. Reprezentacja Polski rozbudza optymizm
W to nam graj. Miła odmiana po narracji pełnej niedasizmu, braku jakości, zamienianiu wody w wino. Rzecz jasna w piątkowy wieczór możemy przeżyć gorzkie i przykre zderzenie z rzeczywistością, kiedy okaże się, że zapowiedzi Santosa nie spełniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Proces już się jednak zaczął. Robert Lewandowski chwalił konkretne i rzeczowe odprawy. Fernando Santos cieszył się, że zawodnicy chcą dopasować się do jego pomysłów. Bagatelizował sytuację kadrową, kontuzje niektórych piłkarzy. Podkreślił klasę przeciwnika, niekoniecznie kurtuazyjnie, niekoniecznie zapobiegawczo, bo jakość Czechów nie przyćmiła jego narracji o możliwościach biało-czerwonych.
Hasłem tej konferencji, poza przeprosinami, był uśmiech. I oby ten uśmiech został z kadrą jak najdłużej.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Strzelasz pierwszy i wygrywasz. Czego uczy nas historia meczów z Czechami?
- Taktyczny rzut oka na kadrę Fernando Santosa
- Wyblakłe nadzieje na skrzydła. Co się dzieje z Jóźwiakiem i Płachetą?
- Santos ryzykuje, żeby Polska zaczęła grać piłką
fot. Newspix