1 maja 2021 roku. Lech prowadzony przez Skorżę przegrywa ze Stalą po dwóch wrzutach z autu. Wisła robi Legii szpaler. Jan Grzesik nie przebywa na placu gry, gdy gra Warta Poznań. Od tamtego momentu, mówimy o ligowym meczu ówczesnego beniaminka z Pogonią Szczecin, wahadłowy był zawsze wystawiany do wyjściowej jedenastki i nigdy nie zszedł z boiska przed czasem. Nie imały się go ani kontuzje, ani spadki formy, ani kary dyscyplinarne. Dziś podczas inscenizacji „wyrób meczopodobny” wystawianej w Grodzisku Wielkopolskim dowiedział się, że jego passa skończy się na 59 meczach. Grzesik obejrzał czwartą żółtą kartkę i nie zagra w najbliższej kolejce.
5310 minut – przez kawał czasu piłkarz nie schodził z prawej strony Warty Poznań. Kiedy Dawid Szulczek rozpisuje skład, może podawać tylko dziesięć nazwisk. Bo to jedenaste i tak jest wiadome. Aż przypomniał nam się obrońca jednego z klubów Ekstraklasy, postrzegany jako jego legenda, któremu zamarzyło się pobić rekord w rozegraniu jak największej liczby pełnych meczów z rzędu. Cieszył się zaufaniem, więc wiedział, że raczej nie usiądzie na ławce i jedyne, co go może zatrzymać, to kontuzja lub kartka. Defensor znany dotąd raczej z twardej i nieustępliwej gry, nagle zaczął odpuszczać. Nie zawsze skoczył do głowy. Nie zawsze ryzykował wślizg. Kartek nie zbierał, przed urazami się chronił, a rekord leciał, leciał…
Przy Drodze Dębińskiej mogą się jeszcze nacieszyć przez kilka miesięcy wahadłowym, który niespodziewanie stał się ofensywnym kozakiem (dziś kończył mecz jako jedna z dziesiątek) i – jakkolwiek to brzmi – jedną z gwiazd swojego klubu. Jego kontrakt wygasa latem i pozostanie w drużynie „Zielonych” byłoby niekorzystne patrząc z perspektywy rozwoju jego kariery. Zastanówmy się zupełnie serio – czy taki Grzesik nie zasłużył na to, by dostać szansę w jednym z czołowych polskich klubów? W Rakowie, Legii, Lechu, Pogoni? Albo przynajmniej w miejscu, które ma wysokie aspiracje?
Naszym zdaniem – jak najbardziej. Choć istnieje oczywiście ryzyko, że nawet w poukładanym klubie z dużymi finansami nie punktowałby lepiej niż w skromnej Warcie Poznań. Dawid Szulczek mówił nam tydzień temu, że pomyśli o większych celach dopiero w momencie, jak jego zespół zdobędzie czterdzieści punktów (na tyle młody szkoleniowiec oszacował pewne utrzymanie). Wydawało się, że kokietuje, no bo jak – dlaczego Warta Poznań, po raz kolejny rewelacja rozgrywek, miałaby się nie utrzymać? Szulczek chyba wiedział, co mówi, bo od tamtego czasu rozegrał dwa mecze (dzisiejszy i zaległy z Wisłą Płock) i zdobył tylko jeden punkt.
Cracovia to prosta w obsłudze drużyna. Zazwyczaj wychodzi tak, że gdy ty się cofniesz i oddasz jej pole, to nie wie biedna, co ma począć. Jeśli jednak ty atakujesz, to czuje się jak ryba w wodzie, gdy może cierpliwie czekać na kontry. Zasady te są doskonale znane, nie raz sprawdzane, dlatego trochę dziwi nas, że Warta nie szukała sposobu, nie cofnęła się, a wręcz chciała przejmować inicjatywę nad tym spotkaniem. To kolejna – nie jakaś wielka, ale jednak – anomalia. No bo przecież „Zieloni” zwykle wolą być schowani, więc spodziewaliśmy się takiej strategii zwłaszcza na „Pasy”. Anomalią jest też fakt, że Cracovia zboczyła ze ścieżki przewidywalnej nieprzewidywalności. Wygrana, porażka, remis, wygrana, porażka, remis – tak układały się rezultaty wiosennych meczów „Pasów”. Trzeciej fazy cyklu już nie będzie, zamiast wygranej jest remis.
Największym dziwactwem była chyba jednak rubryka „akcje meczu” w C+ wyświetlana po zakończeniu spotkania. Osoba, która musiała szukać tej igły w stogu siana, powinna wystąpić o tzw. szkodliwe. Najpierw telewizja zaprezentowała nam strzał Ivanova sprzed pola karnego – taki typowo bez pomysłu, raczej w celu uniknięcia kontry, a nie żeby Niemczycki robił w portki (bramkarz zresztą spokojnie to złapał). Poźniej zobaczyliśmy lichutki strzał Makucha głową po stałym fragmencie. I już.
Koniec.
Tyle.
Akcje meczu.
Ile my się musieliśmy wyczekać, żeby w tym spotkaniu stało się cokolwiek. Pod koniec pierwszej odsłony nagle zerwaliśmy się z kanapy. Jest! Tak! Celny strzał! W zalewie rachitycznych prób komuś w końcu się udało! Próbował Grzesik, który przechwycił futbolówkę po nierozstrzygniętym pojedynku główkowym i uderzył zamykając uprzednio oczy. Siła? Słaba. Precyzja? Żenująca. Ale leci w bramkę! To znaczy leci w górę, to typowa świeca, ale Niemczycki nie chce ryzykować i gdy futbolówka opada tuż przed nim, postawnawia wybić ją na róg.
Niestety, nie rozliczono tego uderzenia jako celnego, więc na przerwę obie ekipy schodziły z bilansem „trzy strzały, zero celnych”. Na udaną próbę trafienia w prostokąt musieliśmy poczekać do 59. minuty, gdy Zrelak stanął oko w oko z bramkarzem, który odpowiednio skrócił kąt i przyjął strzał Słowaka na swoje ciało.
Wydaje nam się, że Jacek Zieliński przekombinował dziś ze składem. Czy na prawym wahadle miał kłopoty? Kakabadze, Rapa – niejeden ligowy trener ucałowałby rączki za taki duet. Szkoleniowiec wystawił tam jednak Bochnaka, który wcześniej grał jako jedna z dziesiątek, a na lewej stronie ustawił Kakabadze (mimo że do dyspozycji byli Siplak i Jaroszyński). Gruzin nieco pokracznie biegał po nieswojej stronie, ale jednocześnie był w pierwszej połowie najaktywniejszym piłkarzem na boisku. Jeśli trzeba było dośrodkować lewą, to dośrodkowywał lewą, gdy mógł zejść do środka, to schodził do środka. Wymiernych efektów z tego nie było, ale przynajmniej pomógł nam nie przysypiać.
To niejedyna roszada, która nie wypaliła. Makuch, Kallman i Rakoczy często grają razem, ale jak do tej pory zazwyczaj w konfiguracji: dwie dziesiątki i jeden na szpicy. Dziś Zieliński posłał do boju dwie typowe dziewiątki, Makuch i Kallman grali w jednej linii, dzieląc się obowiązkami, a Rakoczy miał biegać w środku i reżyserować grę. Nie siadło. Podobać mógł się za to elegancki Oshima, który wie jak uporządkować grę w środku pola i rozpocząć szybki atak. Pochwalić można jeszcze Niemczyckiego, Jablonskiego, Ivanova…
Typowy mecz do zapomnienia.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Pracownicy vs Paweł Żelem. „Traktuje ludzi jak szmaty”, „to był mobbing”
- Kowal: – Feio nie wytrzymał ciśnienia w drugiej lidze. Faktycznie: wielki talent
- TVP straci sublicencję na Ekstraklasę? „Oferta to maksymalnie 7-8 mln za sezon”
Fot. FotoPyK