Reklama

Tachi: Ugryzienie Viniciusa? Straciłem nad sobą panowanie, było mi wstyd

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

09 lutego 2023, 22:55 • 11 min czytania 3 komentarze

W polskiej piłce nie brakuje piłkarzy z hiszpańskim paszportem, którzy mają ciekawe CV. Szczególnie w Wiśle Kraków, która w zimowym okienku wzmocniła się kilkoma zawodnikami z tego kraju. Wśród nich jest Tachi, który opowiedział nam o swojej dotychczasowej karierze, o treningach Diego Simeone, o podejściu Koke do młodych zawodników, o swoich najlepszych wspomnieniach z LaLigi, o treningach w krakowskim klubie i perspektywach Wisły Kraków. Zapraszamy.

Tachi: Ugryzienie Viniciusa? Straciłem nad sobą panowanie, było mi wstyd

Jeszcze rok temu grywałeś w LaLidze. Teraz jesteś piłkarzem klubu, który walczy o awans do Ekstraklasy. Jak to się stało, że trafiłeś do Wisły Kraków?

Przez dłuższy czas byłem bez klubu, więc moja sytuacja nie była najlepsza. W ostatnim czasie dostałem ofertę z Wisły Kraków, która mocno zabiegała o mój transfer. Słyszałem wiele dobrego od Kiko Ramireza o planach na przyszłość, o drużynie, o funkcjonowaniu, o historii klubu i zdecydowałem się na przeprowadzkę do Polski. Po drodze zamienił też kilka słów z Luisem Fernandezem, Alexem Mulą i dostałem odpowiedź, że warto skorzystać z tej oferty. Mówili, że Wisła zapewnia wszystko to, czego potrzebuje zawodnik, ma wspaniałych kibiców i dobrze żyje się w Krakowie. Takie rekomendacje ułatwiły mi podjęcie decyzji i widzę, że postąpiłem słusznie.

Nie miałeś w ostatnich miesiącach innych ofert? Był jakiś powód?

Kilka klubów z drugiej ligi hiszpańskiej pytało o mnie, ale na przeszkodzie stawały przede wszystkim limity płacowe, z którymi mierzą się też kluby w najwyższej kategorii. W Hiszpanii jest duży problem z rejestrowaniem zawodników i przez to wielu dobrych graczy musi czekać z nadzieją, że uda się dopiąć transfer. Często czekają na darmo. To nie jest łatwe dla piłkarzy, bo każdy chce wiedzieć, na czym stoi i po prostu zacząć grać. Po drodze miałem też drobne problemy z kolanem, ale to nie było nic poważnego. Nic takiego, co nie pozwalałoby mi trenować. Teraz z moim zdrowiem jest już wszystko w porządku i mogę bez obaw trenować na pełnych obrotach.

Reklama

Część Hiszpanów, którzy trafiają do polskiej ligi, zwraca uwagę na to, że potrzebowali zmiany otoczenia, bo trochę przejadła im się otoczka hiszpańskiej piłki. Miałeś podobnie?

Nie. Ja do tego tak nie pochodziłem. Po prostu pojawiła się ciekawa oferta z historycznego klubu. Nie zamykam się w przyszłości na powrót do Hiszpanii, ale teraz skupiam się na Wiśle.

Deportivo Alaves w ostatnim sezonie spadło do drugiej ligi. Nie było tematu twojego pozostania w tym zespole? Teoretycznie mógłbyś mieć łatwiej o grę niż w poprzednich latach.

W ostatnim sezonie rundę rewanżową spędziłem na wypożyczeniu do Fuenlabradry. Ten klub doskonale znałem, ponieważ grałem tam jeszcze w czasach juniorskich, więc adaptacja była ułatwiona. W Deportivo przez trzy i pół roku zagrałem około trzydziestu spotkań, a to nie jest dużo, jeśli chcesz się rozwijać. Mam 25 lat, jestem w sile wieku i potrzebuję regularnej gry. Wypożyczenie do drugiej ligi miało mi pomóc w odzyskaniu rytmu meczowego, a ja miałem pomóc Fuenlabradzie w walce o utrzymanie. I rzeczywiście grałem tam regularnie. Miałbym więcej rozegranych spotkań, ale zmagałem się z lekkim urazem, który wykluczył mnie na jakiś czas. Walczyliśmy jako zespół do końca o pozostanie w drugiej lidze, ale Fuenlabrada i tak pożegnała się z Segunda Division.

Po powrocie z półrocznego wypożyczenia miałem jeszcze rok ważnego kontraktu z Deportivo, ale klub przechodził poważną przebudowę. To normalne w przypadku spadku – zwłaszcza w Hiszpanii. Wielu piłkarzy odeszło do innych drużyn. W moim przypadku było tak, że rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron.

Reklama

Kiko Ramirez o pomyśle na hiszpańską Wisłę Kraków [WYWIAD]

Jak oceniasz przygotowania do rundy wiosennej z nowym zespołem?

Bardzo pozytywnie. Jestem w stu procentach zdrowy i stopniowo dochodzę do formy. Na początku było trochę ciężko się przestawić, bo drużyna rozpoczęła przygotowania nieco wcześniej, ale z każdym dniem jest czuję się coraz lepiej i pewniej. W Polsce treningi są naprawdę wymagające pod względem fizycznym. Tu zdecydowanie bardziej stawia się na fizyczność. W Hiszpanii większy nacisk kładzie się na grę piłką, ale też nie każdy zespół. Nie można stereotypowo podchodzić, że każdy hiszpański zespół gra miły dla oka futbol.

Natomiast śmiało mogę powiedzieć, że w Polsce biega się więcej i ciężej. Dużą wagę przykłada się też do motywowania zawodników, żeby dawali z siebie jeszcze więcej i walczyli do ostatniej kropli potu. Taki typ pracy mogę porównać do tego, co zastałem u Jose Luisa Mendillibara w czasach gry dla Deportivo Alaves. Tak samo jeśli chodzi o nasz styl. Wysoki pressing na połowie rywala, odbiór, krótka droga do bramki i odważne ataki większą liczbą graczy. Przy tym nie mamy od razu się pozbywać piłki. Chcemy, by nasze ataki były konkretne. I to ma być naszym kluczem do sukcesu.


Podczas meczu z LASK działy się dziwne rzeczy. Kontrowersję wzbudził zwłaszcza rzut karny podyktowany dla waszych przeciwników. Nie mieliście ochoty zejść z boiska po tej krzywdzącej decyzji arbitra?

Z pewnością nie są to przyjemne sytuacje. Nie rozumieliśmy tej decyzji i wciąż jej nie rozumiemy. Dla nas było oczywiste, że sędzia się popełnił błąd. Trener Sobolewski zawołał nas wtedy do siebie i powiedział, żebyśmy nadal grali swoje, bo każdy mecz musimy traktować jak jednostkę treningową, która ma nas przygotować do rundy rewanżowej. Skoro nie mamy wpływu na decyzje sędziego, to nie możemy się tym przejmować i dać ponieść się emocjom. Tego staraliśmy się trzymać, choć nie było łatwo.

W Wiśle gra teraz wielu Hiszpanów. Hiszpański nie staje się u was w szatni językiem dominującym?

Nie (śmiech). Dominuje język polski. Jest oczywiście sporo Hiszpanów, ale w dużej mierze komunikacja bazuje na języku polskim i angielskim. Nie jest tak, że dzielimy się na grupki. Jesteśmy drużyną. Stopniowo staram się każdego lepiej poznać. Oczywiście z racji języka łatwiej mi jest nawiązać kontakt z Hiszpanami, ale mówię też po angielsku, więc dogadanie się z resztą kolegów nie stanowi problemu.

Rozmawiacie już o drodze powrotnej do Ekstraklasy?

Oczywiście chcemy wywalczyć awans i jest to nasz cel, ale podchodzimy do tej kwestii bardzo spokojnie. Musimy do tego podchodzić tak, jak się mówi w Atletico “mecz po meczu” i każdego tygodnia zbliżać się do awansu, ale przed nami cała runda. Najpierw musimy nadrobić straty punktowe z  jesieni, ale nie ukrywam, że jednym z moich marzeń na najbliższe miesiące jest wywalczenie awansu do Ekstraklasy.

Porozmawiajmy o twoich początkach. Dlaczego wybrałeś futbol?

Pochodzę z dzielnicy, gdzie dużo mówiło się o futbolu i praktycznie każdy grał w piłkę. Zaczynałem od koszykówki, ale w szkole szybko zdałem sobie sprawę, że nawet lepiej radzę sobie z kopaniem piłki i to jest to, co chcę naprawdę robić. Jeśli chodzi o piłkę klubową, zaczynałem od chodzenia na treningi z moimi klubami w Fuenlabradzie. Potem trzy lata byłem w Getafe, a następnie trafiłem do Atletico Madryt.

Grałem w jednej drużynie z braćmi Hernandezami. Z Theo w lidze juniorów, a z Lucasem w UEFA Youth League. To bardzo fajni ludzie, kiedyś trzymaliśmy się bliżej, ale z czasem każdy poszedł w swoją stronę. Mieliśmy bardzo dobry zespół, który był w stanie zdobywać trofea. W czasach juniorskich moim największym osiągnięciem było wygranie juniorskiego mistrzostwa Hiszpanii i Pucharu Króla. Z czasem awansowałem do drugiego zespołu. Tam pracowałem z Oscarem Fernandezem, któremu dużo zawdzięczam i od niego bardzo dużo się nauczyłem. Zwłaszcza jeśli chodzi o bronienie i ustawienie na boisku. Odegrał ważną rolę w okresie mojego wejścia w dorosły futbol, który często nie należy do łatwych. Teraz ten trener prowadzi drugi zespół Almerii.

Pamiętam sytuację z meczu rezerw Atletico i Realu. Wówczas ugryzłeś w głowę Viniciusa Juniora. Coś ci powiedział, że tak nerwowo zareagowałeś?

Do mnie akurat nie, ale toczyliśmy twarde boje i w pewnym momencie po prostu straciłem panowanie nad sobą. Powstało sporo artykułów na temat tego wydarzenia, co nie było powodem do dumy. Było mi strasznie wstyd i oczywiście przeprosiłem za swoje zachowanie. Nie chciałbym już wracać do tego tematu. Zostawiłem to już za sobą.

W tamtych czasach często trenowałeś z pierwszym zespołem?

Regularnie, właściwie przez rok. Nawet znalazłem się w kadrze meczowej na kilka spotkań ligowych, ale nie doczekałem się debiutu w pierwszej drużynie. Konkurencja była gigantyczna. Klasowych defensorów w Atletico nie brakowało. Diego Godin, który obok Carlesa Puyola był moim wzorem do naśladowania od najmłodszych lat. Zawsze starałem się podpatrywać jego zachowanie, ruch i wszystko to, co było związane z jego sposobem gry. Szybko rozwijał się Lucas Hernández, o którym już wspomniałem. Świetnie grał Jose Maria Gimenez. Był tam też Stefan Savić. W tamtych czasach było naprawdę było trudno przebić się do składu. Mi się ta sztuka nie udała.

Jaki jest Diego Simeone na treningach?

Intensywność, intensywność i jeszcze raz intensywność. W jego drużynie najważniejsza jest wykonywana praca. To jest wręcz święte. Od Simeone można się bardzo dużo nauczyć. W moim przypadku przede wszystkim ustawienia i przesuwania w fazie bronienia, czyli najważniejszych rzeczy w grze defensorów. Nie przychodzą mi teraz do głowy konkretne rady, jakie od niego otrzymałem, ale potrafił precyzyjnie określić, co powinno się robić inaczej, lepiej, szybciej i dokładniej.

Kto z tamtej drużyny poświęcał najwięcej czasu młodym?

Myślę, że Koke. On ze względu na bycie kapitanem był bardzo blisko zawodników, którzy wchodzili do pierwszej drużyny. Nie należał jeszcze do weteranów, ale czuł odpowiedzialność za młodszych piłkarzy i starał się ich integrować ze starszymi zawodnikami. Prawdą jest, że w seniorskiej piłce trzeba być też samodzielnym. Wchodzisz do szatni, gdzie masz przykładowo Fernando Torresa, Antoine Griezmanna i inne gwiazdy, więc możesz łatwo dostrzec, ile ci jeszcze brakuje, żeby zbliżyć się do ich poziomu. Sam trening to nie wszystko. Ja wtedy grałem w trzecioligowych rezerwach, więc to trochę inny poziom. Z tego względu rozpocząłem poszukiwania klubu, w którym miałbym szanse na regularne występy w najwyższej lidze.

I odszedłeś do Deportivo Alaves.

To był nowy rozdział w moim piłkarskim życiu. Wyprowadziłem się z dala od domu i musiałem wejść na nowy poziom. Transfer do Deportivo otworzył mi furtkę do grania w najwyższej lidze, ale musiałem włożyć w to dużo wysiłku, pokory i nauki. Walczyłem o miejsce w składzie ze znacznie bardziej doświadczonymi graczami, a to ważne, gdy twoja drużyna walczy o utrzymanie. Raz grałem częściej, raz rzadziej, ale zawsze byłem do dyspozycji trenera.

Co jest trudniejsze? Wygranie pojedynku w powietrzu z Joselu, czy gra przeciwko Realowi Madryt?

(Śmiech). Myślę, że wygranie pojedynku z Joselu. Moim zdaniem można go zaliczyć do najlepszej trójki graczy na świecie w tym aspekcie. Ma fenomenalny timing i wyskok. Praktycznie każda piłka zagrana ponad murawę jest jego. Świetnie go wspominam. Swego czasu mieliśmy w Deportivo fantastyczny duet napastników – jak na możliwości tego klubu. Joselu i Lucas Perez doskonale się uzupełniali, przez co byli groźni dla każdego i pomogli nam zdobyć wiele punktów.

Teraz Deportivo gra w drugiej lidze, ale jest to klub, który mógłby spokojnie grać w najwyższej klasie. Ma ku temu odpowiednie zaplecze i infrastrukturę. Jest szansa, że już niedługo wróci do elity.

Nie jest trochę tak, że problemem Deportivo były częste zmiany trenerów?

Może coś być na rzeczy, ale to kwestie wyborów osób zarządzających klubem. My jako piłkarze nie mamy na to wpływu. Z jednymi współpracuje się lepiej z drugimi gorzej. Przykładowo mogę powiedzieć, że bardzo dobrym trenerem i człowiekiem jest Javi Calleja. Wcześniej prowadzil Villarreal. Utrzymał Deportivo w najwyższej klasie rozgrywkowej i wzniósł poziom treningów na nowy poziom. Teraz z tego, co pamiętam walczy z Levante o awans do Primera Division.

Jakie masz najlepsze wspomnienie z LaLigi?

Trzy lata temu walczyliśmy o utrzymanie z Deportivo Alaves i mieliśmy bardzo trudny terminarz. W przedostatniej kolejce mecz z Realem Betis i w ostatniej FC Barcelonę. Ciążyła na nas gigantyczna presja i wiedzieliśmy, że musimy urwać punkty w meczach z bardzo mocnymi zespołami. To nam się udało. Na Estadio Benito Villamarin pokonaliśmy niespodziewanie gospodarzy i dzięki temu mieliśmy już pewne utrzymanie. Poczuliśmy ogromną ulgę. Po czasie jeszcze większą, bo z FC Barceloną przegraliśmy wysoko.

Który piłkarz, przeciwko któremu grałeś, zrobił na tobie największe wrażenie?

Leo Messi, ale nie ma w tym nic dziwnego. To, co on robi na boisku, jest po prostu nadzwyczajne. Ciężko przykładowo porównać, czy trudniej gra się przeciwko FC Barcelonie czy przeciwko Realowi, bo to zależy od tego, jak próbuje grać twój zespół. Ale ze wskazaniem najlepszego piłkarza, przeciwko któremu grałem, nie mam najmniejszego problemu.

A tymi, z którymi miałem okazję obcować wybór jest dość trudny. Antoine Griezmann jest świetny, dobrze wspominam Fernando Torresa, ale z racji pozycji zawsze było mi bliżej do środkowych obrońców. Diego Godin robił na mnie gigantyczne wrażenie i zawsze chętnie go podpatrywałem.

Marzysz o tym, żeby kiedyś wrócić do Primera Division?

Teraz o tym nie myślę. Nie zamykam się na to, ale teraz skupiam się na grze w Polsce. Każdy ma prawo do marzeń. Każdy Hiszpan, który gra w piłkę marzy o grze dla reprezentacji na mistrzostwach świata. Ja też!

ROZMAWIAŁ PAWEŁ OŻÓG

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

3 komentarze

Loading...