Reklama

Hej Pogoń, czy będziesz wreszcie dojrzałą drużyną?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

05 lutego 2023, 20:34 • 5 min czytania 60 komentarzy

Gdyby popatrzeć na składy obu zespołów, Pogoń powinna bez większych problemów rozprawić się ze Śląskiem Wrocław. Jeśliby dodać do tego nastroje wokół obu klubów i ich wiosenną inaugurację, powinno to być zwycięstwo wręcz lekkie, łatwe i przyjemne. A gdyby wziąć jeszcze pod uwagę pierwszą połowę tego spotkania, „Portowcy” powinni swojego rywala zmiażdżyć. Rozwalcować. Udzielić lekcji futbolu tak brutalnej, że niektórzy zrezygnowaliby po niej z zawodu piłkarza i zajęliby się szydełkowaniem. Tak, ten wstęp zmierza do jednego, jakże zgodnego z logiką Ekstraklasy scenariusza. Pogoń przegrała ten mecz.

Hej Pogoń, czy będziesz wreszcie dojrzałą drużyną?

Pogoń Szczecin – Śląsk Wrocław. Ogromna przewaga i zero bramek

Opisując pewne mecze, czasem hiperbolizuje się przewagę jednych nad drugimi określeniem „nie mogli nawet wyjść z własnej połowy”. Tylko że w przypadku Śląska… naprawdę tak było. Jeśli tylko Pogoń straciła futbolówkę, błyskawicznie doskakiwała, jak to się ładnie mówi – kontrpressowała. Im wyżej, tym bardziej agresywnie. I zazwyczaj jej się udawało. Bilans pierwszej połowy to 65% posiadania piłki. 425 podań “Portowców” do 137 Śląska. Atak za atakiem. Prostopadła próba za prostopadłą próbą. Wrzutka za wrzutką. Ostrzegawcze strzały z odległości.

Naprawdę, raz jeszcze – cała pierwsza połowa to totalna dominacja Pogoni Szczecin. Może nie przełożyło się to na szczególną liczbę stuprocentowych sytuacji, to nie tak, że w szczecińskiej szatni padają właśnie niewybredne słowa o braku skuteczności. Problem był z kreowaniem sytuacji. Z przekuwaniem przewagi optycznej na przewagę w rubryce xG. Śląsk już od samego początku wyglądał jak drużyna, która przyjechała bronić Częstochowy. Zwykle mecze wyglądają w ten sposób dopiero, gdy wchodzą w ostateczną fazę, czyli mniej więcej w kwadrans. Może i było to przystąpienie do meczu na kolanach, ale koniec końców… w tym szaleństwie była metoda.

No bo co stworzyła sobie Pogoń w pierwszej połowie? Dwie okazje z dystansu miał Biczachczjan. Przy pierwszej uderzył niemrawo, przy drugiej całkiem soczyście, aż Leszczyński musiał się wyciągać. Były próby sprzed pola karnego Dąbrowskiego i Almqvista, lecz bez historii. Podobnie jak główka Szweda z okolic trzynastego metra, która od początku pachniała niepowodzeniem. I to byłoby na tyle. Jak na obraz gry, tę gigantyczną wręcz przewagę „Portowców”, było to żenująco mało.

Oczywiście – w Szczecinie będą obstawać przy tym, że powinni schodzić na przerwę z jedną bramką na koncie i wiele wskazuje na to, że będą mieli rację. Kamil Grosicki był zahaczany w polu karnym przez Diogo Verdaskę. Skrzydłowy najpierw nawinął Portugalczyka na zamach, by później zostać przez niego nadepniętym. Niby obrońca Śląska nie nastąpił na przeciwnika całą stopą, no ale ewidentnie jego korki znalazły się na nodze lidera Pogoni, który przymierzał się do wrzutki, lecz zamiast tego upadł i nie mógł kontynuować gry. Całkiem spora kontrowersja. Jak na nasze – należała się jedenastka.

Reklama

Druga połowa? Inny mecz

Ale nawet to nie jest usprawiedliwieniem dla Pogoni. Nietrudno się domyślić, co padło w szatni: panowie, mamy ich, jest dobrze, gramy swoje, zaraz coś nam wpadnie. „Portowcy” wyszli na drugą odsłonę z takim samym nastawieniem i jak często bywa w piłce nożnej, w kompletnie niewyjaśnionych okolicznościach rywal nagle zaczął grać w piłkę. A Pogoń… No cóż, Pogoń mu trochę w tym pomogła.

Gdy Victor Garcia wrzucał futbolówkę, mógł wyjąć z kieszeni sudoku i pyknąć sobie ze dwie partyjki. Gdy Exposito skakał do główki, mógł czuć się trochę jak Najman w Częstochowie krzyczący, że nikogo tam nie ma. Gdy w siatce „Portowców” zatrzepotało, ci zaczęli panikować i grali trochę jakby to był już ostatni kwadrans. Czytaj – wszystko rzucili do przodu, atakowali chaotycznie, łapali się jakichkolwiek środków do przybliżenia się do pola karnego przeciwnika. Śląsk wycofał się jeszcze głębiej, uprzykrzał życie, wybijał, niepokoił, no i czekał na kontry. A tych nie brakowało.

Po stracie Kurzawy Yeboah wyszedł sam na sam i strzelił nawet bramkę. Na jego nieszczęście w momencie podania Olsena był na spalonym.

Niemiec próbuje później z dystansu, myli się nieznacznie.

Stipica popełnia błąd przy wrzutce z wolnego, zgrywa piłkę przed siebie, odsłaniając przy tym bramkę. Quintana powinien wymierzyć wyrok, a wali gdzieś w maliny (to urocze, bo wrocławscy kibice nie potrafią się już nawet wkurzać na tego badziewiaka).

Reklama

Yeboah wkręcił Malca trochę jak Messi Boatenga, by później pokusić się o podobną podcinkę, którą sprzed bramki wybił Zech.

No aż w końcu wrocławianie strzelili na 2:0. Gorgon popchnął Yeboaha w polu karnym, a jedenastkę na gola zamienił sam poszkodowany. Karny z gatunku tych najbardziej miękkich, ale chyba jednak karny. Austriak może mieć pretensje tylko do siebie – po jaką cholerę pchał swojego rywala i co chciał tym zachowaniem osiągnąć?

A więc – jak widzicie – w drugiej połowie Śląsk stworzył sobie całkiem sporo, znacznie więcej niż Pogoń, która miała słupek po próbie Kowalczyka i sam na sam z ostrego kąta Grosickiego (pewna obrona bramkarza). I za to ogromne brawa, bo powiedzieć, że się nie zanosiło, to jakby stwierdzić, że politykom zdarza się nie powiedzieć prawdy. A więc Śląsku – jesteś w stanie się utrzymać, jeśli będziesz tak grać. “Portowcom” należy się z kolei kilka rózg. Tak nie gra dojrzała drużyna. Tak nie gra zespół z aspiracjami. Tak nie gra kandydat do mistrzostwa Polski. 

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Ekstraklasa

Komentarze

60 komentarzy

Loading...