Reklama

“Autobus i polowanie na kontry”. Jak Węgrzy znaleźli się o krok od Final Four?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 września 2022, 09:39 • 15 min czytania 16 komentarzy

Choć finalnie utrzymaliśmy się w Lidze Narodów, naszym ogromnym problemem od lat są mecze z najlepszymi drużynami w Europie. Reprezentacja Węgier po ambitnych bojach na Euro 2020 poszła za ciosem – wygrała dwa razy z Anglią, z Niemcami ugrała cztery punkty i dziś stoi przed wielką szansą na awans do Final Four. Żeby to osiągnąć, wystarczy jej remis na własnym stadionie z Włochami. Niezależnie od tego, czy Madziarom uda się dostać do finałowej czwórki – to rewelacyjny wynik. Na czym polega fenomen Marco Rossiego? Jak rozkochał w sobie Węgry? Ilu węgierskich piłkarzy byłoby pewniakiem do gry w polskiej reprezentacji? Która kadra jest lepsza na papierze? Czy widać już efekty rządowego wsparcia Wiktora Orbana? Na te i inne tematy porozmawialiśmy z Maurycym Mietelskim, pasjonatem madziarskiej piłki, autorem fanpage’a Węgierski Futbol

“Autobus i polowanie na kontry”. Jak Węgrzy znaleźli się o krok od Final Four?

Wywiad o reprezentacji Węgier

Co mają Węgrzy, czego nie mają Polacy? 

Myślę, że przede wszystkim drużynę, a nie zbiór indywidualności. Ich gra nie opiera się na konkretnych nazwiskach. One się zmieniają. Mogą nie wystąpić Dominik Szoboszlai czy Adam Szalai, a gra dalej będzie wyglądać tak samo. Nazwiska nie grają wielkiej roli. Polska jest bardziej zespołem – nie wiem, czy się zgodzisz – indywidualistów. 

Z czego to się bierze?

Może ze stabilizacji związanej z selekcjonerem? Od czterech lat jest jeden trener. Marco Rossi ma na dodatek w porównaniu do Michniewicza, nie mówiąc już o Sousie, wielkie poparcie kibiców. Właściwie to trener, który został wybrany przez lud. Węgrzy zastanawiali się, dlaczego jeszcze przed Rossim próbowano Georgesa Leekensa, który tworzył belgijski system szkolenia. Kibice nie rozumieli, dlaczego nie biorą Rossiego, który zna doskonale węgierski futbol i mentalność. Węgry są generalnie trudne do prowadzenia. Oczekiwania są często większe niż możliwości zespołu. Rossi pracuje na Węgrzech już dziesięć lat. Nawet jak nie był przez rok trenerem w węgierskiej lidze, to trenował Węgrów ze Słowacji, czyli Dunajską Stredę. Myślę, że on tworzy tę drużynę, ten monolit.

Reklama

Polską kadrę przez lata stanowią te same nazwiska, które rzadko w meczach z najlepszymi zespołami wyglądają jak drużyna. 

Według mnie atutem Węgrów jest duża rotacja. W kadrze nie ma świętych krów. Jak ktoś u Rossiego zagra słaby mecz, to nie ma tak, że selekcjoner będzie go bronił, tak jak Michniewicz broni teraz Krychowiaka. Trener po prostu wymienia zawodników i nikt nie gra za zasługi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by poprzednicy Rossiego – wspomniany Leekens czy wcześniej Bernd Storck, który prowadził Węgrów na Euro we Francji – nie powołali paru nazwisk, które były od zawsze, albo posadzili je na ławce. A Rossi potrafił nie wysłać powołania do Balazsa Dzsudzsaka, kiedy ten dwa lata temu nie grał przez kilka miesięcy i miał problem ze znalezieniem klubu. Mówił, że przecież nie będzie powoływał zawodnika, który nawet nie ma żadnego zespołu.

Jest rotacja. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że Rossi faworyzuje zawodników, z którymi pięć lat temu zdobył sensacyjne mistrzostwo w Honvedzie Budapeszt. Pojawiały się głosy, że grają, bo ich trenował. Ale jak przestali występować w swoich klubach albo zawodzili w kadrze, to nie było żadnych sentymentów. Dwóch zawodników z tej grupy od dawna już nie powołuje. Może czasem naszą kadrę, jak tę Węgrów, powinno się odświeżyć i posadzić na ławce Glika czy Krychowiaka. Rossi nie kieruje się sentymentami.

Inny przykład to Tamas Kadar. Może nie był ulubieńcem kibiców, ale jak go odsuwał Rossi, to było to pewne zaskoczenie. Coś musiało pomiędzy oboma panami zajść, bo Kadar odchodząc z kadry nie mówił zbyt wiele o tym, że ma za daleko z Chin. Sugerował raczej, że nie po drodze mu z selekcjonerem. Poprzednicy Rossiego dawali sobie wejść na głowę. Rossi siedząc tyle lat na Węgrzech poznał zakulisowe sprawy, więc to też zaważyło na tym, że nie miał sentymentów względem Kadara czy wcześniej Dzudzsaka. To takie dwa nazwiska, które najwięcej powiedzą polskim kibicom, bo odsunął także choćby Mate Patkaia czy Michaly’ego Korhuta, ale to piłkarze, których nikt poza Węgrami nie zna.

 Co masz na myśli mówiąc, że poprzednicy Rossiego dawali sobie wejść na głowę? 

Na pewno dawali to do zrozumienia sami zawodnicy. Nie wyobrażam sobie, że u Rossiego ktoś wychodzi do mediów i krytykuje trenera lub wylicza, co mu się nie podoba. Za Leekensa czy Storcka tak było. Gdy wiadomo było już, że Storck pewnie zakończy pracę, Węgrzy przegrali z Andorą. Nie wierzę, że byli tak słabi, by potknąć się z taką drużyną. Pojawiały się informacje, że zespołowi nie jest już po drodze z selekcjonerem. On sam potem mówił, że nie dostał wsparcia z federacji, kiedy go potrzebował. Jeszcze bardziej jaskrawie było to widać po Leekensie. Poprowadził Węgrów w czterech meczach towarzyskich na wiosnę 2018 roku. W pomeczowym wywiadzie zwolnił go Akosa Elek, mówiąc, że drużyna nie dogaduje się z trenerem i właściwie to nie chce z nim dalej pracować. Bardziej dobitnie chyba nie da się tego przedstawić.

Reklama

Rossi sugerował, że on potrzebuje zawodników, którzy nie tylko będą twardo realizować jego taktyczne założenia, bo wiadomo – to włoski trener, w kółko mówi o taktyce. Potrzebuje też odpowiednich osobowości, które, oględnie mówiąc, będą się go słuchać, walczyć do końca, trzymać dyscyplinę na boisku. Rossi mówi też, że nie zrobił wielkiej kariery trenerskiej we Włoszech, bo ma trudny charakter. 

To trener silnej ręki? Czy to posłuszeństwo piłkarzy wynika z naturalnego autorytetu i fachowości?

Trochę tego i tego. Autorytet zdobywa też tym, że kiedy trzeba, to ich pochwali. To nie tak, że mówi tylko „słuchajcie się mnie, macie grać jak chce” i potem uważa, że to jego sukces. 

Co oznacza więc jego trudny charakter?

On do końca tego nie rozwinął. Myślę, że miał na myśli jakąś wewnętrzną zawziętość. Widać to choćby po Honvedzie. Gdy już zdobył mistrzostwo, tuż przed meczem powiedział, że odchodzi z klubu, bo już nie może porozumieć się z prezesem. Chciał wzmocnień, prezes nie miał pieniędzy, nie chciał robić transferów, więc Rossi odszedł. Może miał często duże oczekiwania i wymagania wobec klubów. 

Z czego wzięło się to ogromne poparcie kibiców? Czym rozkochał w sobie kibiców? 

Gdy go zatrudniano, najbardziej przemawiały za nim sukcesy w lidze węgierskiej. Pracuje na Węgrzech wiele lat, zna piłkarzy, nie jest jak Leekens, który nie wiem, czy przed przyjściem znał nazwisko Dzsudzsaka. Z jego konferencji prasowych wynikało trochę, że ledwie wiedział, gdzie leżą Węgry. Rossi wykonuje dużo prostych gestów. Mówi we wszystkich wywiadach, czy to dla węgierskich czy zagranicznych mediów, że gdyby nie Węgry, to skończył z trenerką i mieszkałby pod mostem. Nauczył się hymnu. Takimi gestami jeszcze bardziej rozkochuje w sobie kibiców. A na Węgrzech to nie takie łatwe. Paradoksalnie najgorsze co może mieć trener to zbyt dobre wyniki. 

Czyli Rossi jest w niebezpieczeństwie! 

Wraz z wynikami niewiarygodnie rosną oczekiwania. Po ubiegłorocznym Euro wystarczyły dwie porażki z Albanią i już zaczęły się szmery, że Rossi może jednak nie jest tak wspaniałym trenerem. Myślę, że jakby na Euro miał zero punktów, to po takim dwumeczu z Albanią powiedziano by “no, takich mamy zawodników”. A skoro zdobył po punkcie z Niemcami i Francją, to z Albanią powinien wygrać 5:0 na wyjeździe. Rossi wie, że kibice podchodzą emocjonalnie i sam potrafi na tych emocjach grać. Kiedy go krytykują, czasem powie, że on wcale nie musi być selekcjonerem i nie robi tego dla pieniędzy, więc może w każdej chwili odejść nie biorąc odprawy za rozwiązanie kontraktu. Z drugiej strony wie, że trzeba te oczekiwania trochę przygaszać. Gdy zapunktuje z potęgami, jak teraz, to mówi „spokojnie, jeszcze nie jesteśmy Złotą Jedenastką, to nie tak, że zaraz będziemy w ćwierćfinale dużego turnieju”. Radzi sobie z tym. 

Jak Węgrzy podchodzą do tego, że mają rewelacyjny czas w Lidze Narodów, a na mundial jednak się nie załapali? 

Najwięcej mówili o tym po przegranym dwumeczu z Albanią. Potem przyszły kolejne dobre wyniki i raczej nikt nie rozpamiętuje tych mistrzostw. Węgrzy raczej się nie spodziewali, że pojadą do Kataru. To jest taki paradoks – z jednej strony wiedzą, że na mistrzostwa Europy pojechali po barażach, do których nawet by się nie załapali, gdyby na turniej jechało szesnaście drużyn jak kiedyś. Z drugiej strony osiągają dobry wynik na Euro i narzekają, że jednak mogliby pojechać na te mistrzostwa świata. Te oczekiwania widać na przykładzie Czerczesowa. Gdy zaczął pracę w styczniu, Ferencvaros wygrał derby z Ujpestem. Pojawiły się opinie, że Czerczesow to dobry wybór. Minął tydzień, przegrali 0:3 z Paksi, przeciętniakiem ligi węgierskiej, znanym głównie z tego, że jest tam elektrownia atomowa. 0:3 to chyba najwyższa porażka ligowa Ferencvarosu od dziewięciu lat. Opinia szybko się zmieniła: Czerczesow się jednak nie nadaje. Przy takiej huśtawce nastrojów trzeba mieć anielską cierpliwość i rzeczywiście kochać te Węgry tak, jak Rossi to deklaruje. 

Jest w tych gestach szczery? Czy robi to pod publiczkę? 

Moim zdaniem jest w tym rzeczywiście szczery, ale jednocześnie wie, że musi grać na tych emocjach, bo inaczej by się długo nie utrzymał. Jego rodzina też mówi podobne rzeczy. Nie wygląda mi to na sztuczny teatrzyk. Musi to tyle razy podkreślać, bo jak powiedziałem – taka jest węgierska mentalność. Jeśli chce jeszcze zrobić coś dobrego z kadrą, to jak są w jakimś dołku, musi pewne rzeczy powtarzać pod publiczkę. Ale jednocześnie jest w tym uczciwy.

Jaki jest taktyczny pomysł Węgrów na punktowanie z tymi najsilniejszymi ekipami? Paradoksalnie znacznie lepiej radzą sobie z Anglią czy Niemcami niż zespołami, które są na ich poziomie. 

Rossi jest selekcjonerem już ponad cztery lata. Pierwsze dwa lata były bez większych sukcesów. Pokonał oczywiście Chorwację czy Walię, ale większych fajerwerków nie było. Po dwóch latach zmienił ustawienie. Gra z trzema stoperami i dwoma wahadłowymi. Nie jestem Jackiem Gmochem, który będzie rozrysowywał taktykę, ale po zmianie formacji rzeczywiście grają dużo lepiej. To ustawienie daje większe możliwości postawienia autobusu. Przez większość meczów tak to wygląda – jest autobus i szukanie jakiejś kontry spod własnej bramki czy stałego fragmentu gry. Ale w meczu z Niemcami parę razy odebrali piłkę w środku. Obrona zaczyna się od dziesiątek za napastnikiem, Adama Szalaiem, który swoje lata już ma i po Lidze Narodów kończy grę w kadrze. Czekają na te kontry, murują się. Jak jest jakiś wyłom w tym murze, to zaczynają się robić problemy. Obie bramki z Włochami stracili w momencie, gdy się zagapili w obronie i paru piłkarzy nie zdążyło wrócić. Z nami w Budapeszcie też tak było. Strzeliliśmy bramki, kiedy popełniali błędy. Jeśli nie realizują twardej dyscypliny w defensywie, zaczynają się kłopoty. Rossi jest jak typowy Włoch. Kiedy mówi o założeniach taktycznych, to w kółko o obronie, o tym że mają się słuchać, że mają rygorystycznie podchodzić, musi być podwajanie krycia, każdy musi zawsze mieć jakieś ubezpieczenie.

Ta taktyka rzeczywiście oparta jest na polowaniu na kontry. I wygląda to jak wygląda. Przez te dwa lata po zmianie taktyki najgorsze mecze to wszystkie ze słabymi rywalami. Męczą się z Andorą. Jakby ktoś obejrzał mecze z Cyprem i Irlandią przed mistrzostwami Europy, to pomyślałby sobie, że oni na tym Euro będą dostawać po 0:10. Było to nie do oglądania. Jak na razie dobrze grają tylko z kontry. No i oczywiście ze stałych fragmentów gry. Bardzo dobrze odnajdują się w chaosie, który tworzy się po rzutach wolnych czy rożnych. Znakiem rozpoznawczym są też strzały z dystansu. Ogólnie to domena węgierskiej piłki, w lidze z połowy boiska potrafią strzelić jacyś totalnie anonimowi zawodnicy. To trzy rzeczy, na których jadą z mocnymi przeciwnikami. A ze słabymi trzeba budować akcje i to już nie wygląda najlepiej. 

To trochę reprezentacja jak ta U-21 Czesława Michniewicza, która w drodze na Euro wyeliminowała Portugalię, a wcześniej potknęła się na Wyspach Owczych? 

Tak, to podobnie wygląda. Parę meczów kadry U-21 widziałem i też bym tak to porównał. 

Czysto na papierze, kto ma lepszy skład – Polska czy Węgry? 

Wiadomo, że Polska. Trudno porównywać FC Basel, gdzie gra Adam Szalai z FC Barceloną. 

Wyjmijmy z tego Lewandowskiego, nie bierzmy go pod uwagę. 

To wciąż Polska. Zobaczmy stoperów. Willy Orban z Lipska, a do tego Attila Szalai z Fenerbahce i Adam Lang z Omonii Nikozja, który co chwilę zmienia kluby i jest najsłabszym ogniwem kadry. Prawa strona? U nas Matty Cash z Premier League, u nich Attila Fiola, 32-latek, który całą karierę grał tylko w Paksi, Puskas Akademia i Videotonie. Na lewym wahadle mają młody talent z Alkmaar, 18-letniego Milosa Kerkeza, ale my też nie stoimy na tej pozycji zbyt mocno.

Krychowiak zalicza duży zjazd, ale też ciężko porównać jego karierę do Andrasa Schafera, który grał w Dunajskiej Stredzie, a od stycznia w Unionie Berlin. Krychowiak jest w Arabii, ale jak bogate ma CV? Jest pewien progres, bo jeszcze dwa-trzy lata temu większość węgierskiej kadry stanowili piłkarze, którzy grali w krajowej lidze albo w Dunajskiej Stredzie. W jedenastce, która wyszła na Niemcy, tylko Fiola był zawodnikiem z ligi węgierskiej. Daniel Gazdag jeszcze chwilę temu grał w Honvedzie, a teraz grając w Philadelphii Union jest w ścisłej czołówce strzelców MLS. Węgierscy piłkarze znacznie częściej zmieniają kluby. Łatwiej im wyjechać. Niektórzy się odbili, ale jednak większość gra w coraz lepszych klubach. Wciąż kompletnie nie da się tego porównać z naszą reprezentacją.

Ilu węgierskich zawodników byłoby w tym momencie pewniakiem do gry w polskiej reprezentacji? 

Przede wszystkim Szoboszlai. 

To oczywiste, kto poza nim? 

Według mnie Schafer dałby nam teraz więcej niż Krychowiak. Kerkez gra coraz lepiej w Alkmaar, ma już na koncie pięć asyst, a Zalewski chyba nie wychodzi w Romie zbyt często. Może on na lewe wahadło? Orban na środek obrony zamiast Glika – taką podmiankę brałbym w ciemno. Attila Szalai – tu już bym się zastanawiał, czy lepszy on czy Bednarek albo Kiwior. Chciała go Chelsea w zeszłym roku. Na sztywno wymienię więc trzech – Orbana, Szoboszlaia, Schafera. 

Wiele mówi się o tym, że węgierski futbol finansuje rząd. Te ostatnie wyniki to efekt między innymi tej rządowej pomocy? 

Myślę, że to już procentuje. W kwietniu były czwarte zwycięskie wybory Fideszu, czyli strumień pieniędzy płynie do piłki od mniej więcej 2011 roku i jest coraz większy. Część tych piłkarzy, na przykład Szoboszlai, Schafer, Nego czy Kerkez, poszła do zagranicznych klubów w bardzo młodym wieku. Jeśli to produkty węgierskiego szkolenia, to mocno naciągane. Ale już taki Attila Szalai miał jedenaście lat, gdy do władzy dochodził Fidesz. Można powiedzieć, że odczuł już na własnej skórze jakieś efekty. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że zanim do władzy doszedł Fidesz, bardzo chwalona była szkółka MTK Budapeszt. W jednym z rankingów sklasyfikowano ją nawet na piątym miejscu w Europie, za Dinamo, Sportingiem czy Ajaksem. Z rządem tego nie można łączyć.

Ale jest coraz więcej wychowanków innych klubów, które na przestrzeni rządów Fideszu mocno zainwestowały w szkolenie. Na pewno Honved, gdzie pracował Rossi, który wprowadzał do składu produkty tamtejszej akademii, ci zawodnicy są wciąż w kręgu jego zainteresowań. Jest coraz więcej młodych i trudno mówić, że pojawiają się przypadkiem i nie jest to efekt ładowania pieniędzy w szkolenie. Część gra już w tej kadrze, wchodzą następni. Rossi bardzo zachwala Zalana Vancsę, 17-letniego napastnika, który przeniósł się latem z MTK, gdzie wcale dużo nie grał, do Lommel SK, czyli drugiej ligi belgijskiej. To klub, który należy do konglomeratu Manchesteru City. Rossi powoływał go, kiedy jeszcze nie grał dużo w MTK Budapeszt. Teraz powołał też 19-latka z Debreczyna. W kolejce jest też kilku innych zawodników ukształtowanych przez węgierski system szkolenia. Za rok-dwa będzie ich jeszcze więcej.

Inwestycje zaczęły się mniej więcej w 2011 roku. Stworzono duży program budowy stadionów. Trzeba ich pochwalić, bo nigdzie nie było tak, że jest piękny obiekt, a obok trzeba trenować na piaszczystym boisku rozkopanym przez dziki. Za stadionem zawsze idzie inwestycja w akademię. W 2013 roku Węgrzy zatrudnili belgijską agencję, która zrobiła raport na temat węgierskiego szkolenia. Wskazywał on, co jest dobrze, a co trzeba poprawić. Zaczęli wdrażać te wskazówki.

Biorąc pod uwagę zmiany w szkoleniu i pierwsze efekty, gdzie widzisz węgierską reprezentację za, powiedzmy, osiem lat?

Nie lubię wróżyć, ale myślę, że jeśli będzie szło to w takim kierunku, to w perspektywie ośmiu lat może pojadą w końcu na mistrzostwa świata. Ale tak realistycznie to myślę, że są w stanie utrzymać się na takim poziomie jak teraz i balansować w Lidze Narodów pomiędzy dywizją A i B. 

Czyli nie staną się nagle mocnym średniakiem klasy wyższej, kimś jak Szwajcaria.

Wątpię. Przedstawiłem Węgrów może kolorowo, ale jest jednak trochę niedociągnięć w tym szkoleniu. Jakkolwiek spojrzeć, nazwiska zaliczające największy progres to zawodnicy ofensywni. W defensywie nie wygląda to dobrze. To widać po lidze. Kluby preferują w obronie zagranicznych zawodników. Bramkarzy także. W kadrze są Gulacsi, Dibusz i Szappanos. Jeśli któryś z nich doznałby kontuzji, trzeba byłoby dowołać Adama Bogdana, który strasznie kompromitował się w Liverpoolu i który jest rezerwowym w Ferencvarosie. Na lewej stronie gra teraz Kerkez, wschodząca gwiazda, a wcześniej stawiano tam na Nagy’a, który debiutował rok temu, a ma 29 lat. Gra na Węgrzech całe życie, teraz wypadł z powodu kontuzji. Nie ma już innej alternatywy na lewym wahadle. Jakby niezdolny do gry był jeszcze Kerkez, to ja nie wiem, musieliby chyba przerzucić tam Fiolę z prawego wahadła, bo nie przychodzi mi do głowy już żaden inny klasowy węgierski zawodnik na tę pozycję. Na stoperze gra ten Adam Lang, który jest teraz Omonii. To tykająca bomba. Kto miałby za niego grać? Nie widzę takich zawodników. Alternatywą dla niego jest Akos Keckes, który grał w Koronie i Bruk-Becie. Delikatnie mówiąc – nie podbił ligi. Widziałem go parę razy w akcji – ogólnie dramat. Wypada Lang, który jest słaby i musi grać za niego ten Keckes. Na innych pozycjach nawet za Schafera czy Soboszlaia ktoś by zagrał, a jak patrzę na stoperów – nie jest najlepiej.

Nie jest więc tak kolorowo. Są pozycje, na których Węgrzy nie produkują piłkarzy, dlatego nie spodziewałbym się cudów. W naszych mediach trochę lukruje się rzeczywistość. Gdy byłem w Magazynie Lig Egzotycznych, to mówiłem, że przesadzamy w drugą stronę i wszystko co na Węgrzech opisujemy ze zbyt dużym entuzjazmem. Bez przesady. Na mistrzostwa świata po medal przecież nie jadą. 

Nie jadą zresztą w ogóle, ale mogą trafić do Final Four Ligi Narodów. Żeby to się stało, muszą urwać punkty kolejnej ekipie z topu, czyli Włochom. Na ile ten cel jest realny? 

Na pewno byłaby to duża niespodzianka. Czy to realne? Patrząc na ostatnie wyniki – myślę, że tak. Ich atutem będzie własne boisko, doświadczenie z pierwszego meczu. Rossi na pewno wałkuje im, jakie błędy wtedy popełnili. Jak mówiłem, z jego punktu widzenia były to niedopuszczalne wyłomy w obronie. Jak przeciwnik rusza do ataku, to wszyscy mają wrócić, nawet jeśli po drodze połamią sobie nogi. A dwa razy nie wrócili. Za wolno to poszło, trener się strasznie wściekał. Więc jeśli – wyświechtane sformułowanie – wyciągną wnioski, to myślę, że ten remis jest jak najbardziej do osiągnięcia. Zwłaszcza że jak widziałem skład Włochów, to też jakiejś rewelacji nie było. Gabbiadini, który wchodzi w Sampdorii na ostatnie 20 minut czy 21-letni gość ze SPAL, czyli z Serie B. Jeśli naszpikowane gwiazdami Niemcy udało się ograć, to czemu nie Włochy?

WIĘCEJ O WĘGIERSKIEJ PIŁCE: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
1
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Komentarze

16 komentarzy

Loading...