44 lata czekali Węgrzy na to, żeby pojechać na Mistrzostwa Europy. 30 lat czekali na wyjazd na dużą, piłkarską imprezę. Dla wielkiej części społeczeństwa, tamto EURO było pierwszym sukcesem futbolowym, jakiego doświadczyli. Oczywiście nie zapominamy przy tym, że na EURO jeździ teraz pół Europy i nijak można to porównać z rokiem 72′, kiedy Węgrzy kończyli w TOP4 turnieju finałowego. Natomiast nie ulega wątpliwości, że tamtejsza piłka powoli wstaje z kolan i widać to dosłownie na każdym kroku.
Całkiem niedawno opisywaliśmy sukces mistrza Węgier, czyli Ferencvarosu. Fradi zostali pierwszą od ponad dekady węgierską drużyną, która dostała się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Powiecie: dekady? To w sumie nie tak długo. Tak, tyle że wówczas była to kometa. Jednorazowy wyskok, jaki zdarzył się także w latach 90. i nic większego z niego nie wynikło. Po nim nasi bratankowie na lata zniknęli z europejskiej areny, mieli problemy nawet z tym, żeby regularnie grać w Lidze Europy. Wszystko zmieniło się w 2018 roku. Od tamtej pory, w trzech kolejnych edycjach europejskich pucharów, Węgrzy dochodzą do fazy grupowej. W ostatnich pięciu latach tamtejszy futbol ma więc na koncie awans na EURO – i drugi w perspektywie – grę w Lidze Mistrzów oraz dwukrotną grę w Lidze Europy. Sukcesy, z jakich parę lat temu cieszyliśmy się w Polsce.
Tyle że w przypadku Węgrów ciężko spodziewać się nagłego zatrzymania dobrej passy. Bo za powrotem do świetności tamtejszej piłki stoją ludzie, których zatrzymać się nie da.
Rząd robi wszystko, żeby futbol wrócił na szczyt
Futbol centralnie sterowany – tak mówi się o węgierskiej piłce w czasach Viktora Orbana. Nie jest żadną niespodzianką i tajemnicą to, że premier Węgier inwestuje w piłkę nożną ogromne pieniądze. To znaczy, inwestuje je nie on, a państwowe spółki lub prywatne firmy, ale z państwem mocno powiązane. Dzięki temu na Węgrzech mamy:
- Akademię Ferenca Puskasa, która wyrosła w polu i ma szkolić następców mistrza
- Ligę sponsorowaną przez potentata na rynku bankowym
- Kluby wspierane przez potężne firmy, jak MOL – lider branży paliwowej w tym regionie Europy
- Reformowany system szkolenia
- Ulgi podatkowe dla klubów i ich sponsorów (program TAO)
- Dziewięć nowych stadionów dla klubów i kolejny dla reprezentacji kraju
Sami widzicie, że reformowanie węgierskiej piłki nie skończyło się na wybudowaniu przez rząd Orlików. O nie, to idzie o wiele dalej. Tak daleko, że wykracza nawet za… granice kraju. Na terenach, które historycznie należą do Węgier, działają kluby, które są wspierane w dokładnie ten sam sposób, co uczestnicy lokalnych rozgrywek.
WĘGRY POKONAJĄ BUŁGARIĘ – KURS 2.37 W TOTALBET!
- DAC Dunajska Streda – trzy lata z rzędu na podium słowackiej ligi
- Sepsi OSK – odbudowany od zera w Rumunii, ubiegłoroczny finalista pucharu kraju
- TSC Backa Topola – 4. zespół serbskiej ligi, uczestnik pucharów
- NK Osijek – cztery lata z rzędu w top4 ligi chorwackiej, regularny pucharowicz
- NK Nafta – klub w Słowenii, który dobija się do tamtejszej ekstraklasy
Ostatnio opisywaliśmy to, jak dużą rolę w przekazie podprogowym Azerbejdżanu dotyczącym Górskiego Karabachu, odgrywa klub Karabach Agdam. Węgrzy idą tą samą drogą. Wiadomo, że nagle wszystkie te kluby nie zaczną dostarczać reprezentantów kraju. Ale jeśli będą konkurować w lidze i pokazywać się w Europie jako przedstawiciele węgierskiej mniejszości, misja zostanie wykonana.
Zresztą, już została wykonana. Dzięki zmianie prawa, w wyborach na Węgrzech mogą uczestniczyć osoby mieszkające poza granicami kraju, które zgłosiły się po węgierskie obywatelstwo. Przed ostatnimi wyborami, takich ludzi było już 750 tysięcy. – Jednym z naszych celów jest zebranie wszystkich dzieci, które chcą grać w piłkę na najwyższym poziomie. Niezależnie, gdzie się urodzili. Już mamy wielu zdolnych piłkarzy z Węgier, Chorwacji i Słowenii – mówiono, gdy budowano nową akademię piłkarską przy klubie NK Nafta za blisko 6 milionów euro. Sponsoruje ją węgierska federacja i jej przyjaciele. Tak jak akademie w Rumunii, Chorwacji, Słowacji, Serbii i Ukrainie. Przeznaczono na nie ponad 70 milionów euro.
– Żyjemy w Europie, w której jest miejsce tylko dla tych, którzy są jednością, a nie dla siejących niezgodę – opowiadał Orban podczas ceremonii otwarcia. Zgadnijcie, na kogo głos oddadzą rodziny, których dzieci właśnie zyskały profesjonalną szkółkę piłkarską i sąsiadującą z nią szkołę słoweńsko-węgierską?
“Młodzież Orbana” wchodzi do kadry
Oczywiście to, że Węgry wstają z kolan, to nie tylko Orban i państwowe pieniądze. Bo na efekty rozwoju u podstaw trzeba trochę poczekać, to pokolenie za sukces węgierskiej kadry jeszcze nie odpowiada. A przynajmniej nie w całości. Nasi bratankowie doczekali się jednak całkiem niezłej paki urodzonej w latach 1989-1991. Dowód? Ta drużyna sięgnęła w 2009 roku po brązowy medal młodzieżowego mundialu. W kadrze, która stanęła na podium, znaleźli się:
- Peter Gulacsi, dziś podstawowy bramkarz, uczestnik EURO 2016
- Krisztian Nemeth, do niedawna reprezentant seniorskiej kadry, uczestnik EURO 2016
- Adam Kovacsik, aktualny reprezentant kraju
- Roland Varga, aktualny reprezentant kraju
NIKOLIĆ LUB SZALAI Z GOLEM – KURS 1.90 W EWINNER!
Na EURO pojechało jeszcze kilku innych zawodników z tego pokolenia, choć bez medalu młodzieżowego mundialu na szyi – jak Tomas Kadar z Lecha Poznań. Do tego dochodzi nieco młodszy Willy Orban, szkolony według niemieckiej myśli. Ale młodzież, która zahaczyła jeszcze o rewolucję Orbana, też ma swoich przedstawicieli. Adam Nagy, Dominik Szoboszlai, Andras Schafer i Roland Sallai nie są tylko dodatkiem do drużyny narodowej. Rozwarstwienie jest więc spore – od czasu złotego pokolenia do pierwszych skalpów orbanowskiej rewolucji, Węgrzy przeżyli kilka suchych lat. Teraz jednak wszystko się zmienia. Wiadomo już, że szanse na to, by Szoboszlai ciągnął kadrę w pojedynkę, niczym Balasz Dzsudzsak, są niewielkie.
Natomiast jedno się nie zmienia. Węgrzy jak byli piekielnie groźni po stałych fragmentach gry, tak nadal są. Przed EURO 2016 pisaliśmy, że zdobyli w ten sposób blisko połowę bramek w eliminacjach. W grze o EURO 2020 było podobnie.
- 8 bramek
- 3 po rzutach rożnych
- 2 po rzutach wolnych
- 2 z gry
Węgrzy na Mistrzostwa Europy mogą się rzecz jasna dostać poprzez Ligę Narodów. W eliminacjach większych szans nie mieli – ich rywalami była Chorwacja, Walia czy Słowacja. Tak, zdecydowanie łatwiej było ogarnąć grupę Ligi Narodów z Finlandią, Estonią i Grecją. Z drugiej strony podopiecznych Marco Rossiego i tak trzeba docenić, bo nie byli schowani za podwójną gardą. W reprezentacji Węgier widać pewien schemat.
- Tylko 3 razy spośród 8 meczów mieli wyższe posiadanie piłki (eliminacje EURO 2020)
- Aż 6 razy oddali natomiast więcej strzałów
Podobnie było w Lidze Narodów, mimo że rywale byli słabsi:
- 3/6 meczów z wyższym posiadaniem piłki
- 4/6 meczów z większą liczbą strzałów
Czyli niby prosta piłka, ale jednak całkiem efektowna. Zresztą, pamiętajmy, że i na EURO 2016 Węgrzy potrafili zachwycić. Niby z Portugalią strzelali ze stojącej piłki, a jednak ekipa CR7 w pewnym momencie cofnęła się, zachowując ostrożność i broniąc wyniku.
Paliwa starczy na wiele lat
Co czeka węgierską piłkę w najbliższych latach? Przydałoby się wrócić na mundial, na którym Węgrów nie było od 1986 roku. Ostatnie dwie próby zaowocowały 3. miejsce w eliminacyjnej grupie. Najlepszym od lat, ale i tak – niewystarczająco dobrym. Teraz musi być lepiej. Musi, bo chociaż właściciel Honvedu, George Hemingway mówi, że bez Viktora Orbana futbol na Węgrzech by umarł, to nie wszyscy są tak entuzjastycznie nastawieni do jego inwestycji. “New York Times” opublikował niedawno duży tekst o tym, że rząd na stadiony wydał więcej niż na służbę zdrowia. – Za czasów Orbana obserwujemy spadek funduszy na opiekę zdrowotną, w stosunku do krajowej produkcji gospodarczej. W tym samym czasie przeforsowano program, który pozwolił firmom skierować przynajmniej 1,5 miliarda dolarów podatku dochodowego bezpośrednio do instytucji sportowych. Największym odbiorcą jest Puskas Academy (~83 miliony dolarów).
Węgierski monitor antykorupcyjny ostrzega, że to pole do olbrzymich przekrętów. Większość federacji, które zakwalifikowały się do programu TAO, jest kierowana przez osoby związane z Fideszem. – W największym publicznym szpitalu nie ma mydła w żeńskiej toalecie. W męskiej nie działają pisuary. Węgrzy umierają na choroby, którym można zapobiec. Śmiertelność z powodu raka, jest jedną z najwyższych w Europie. Rząd odmawia informacji o liczbie infekcji, do których dochodzi w szpitalach, tłumacząc się tym, że nie warto siać paniki. Z kraju wyjechało ponad 10% lekarzy, którzy mieli dość pracy za grosze w marnych warunkach.
BUŁGARIA – WĘGRY BTTS TAK – KURS 2.03 W TOTOLOTKU!
“Meanwhile In Budapest” do tej wyliczanki dolicza inne pomijane sektory. – Na futbol wydaje się 25% więcej niż na walkę z bezrobociem. Tyle samo, ile na zwolnienia lekarskie w całym kraju. Trzykrotnie więcej niż na ochronę dzieci i młodzieży – czytamy.
Opozycja chętnie wykorzystuje te zarzuty, żeby obalić rząd Orbana. Ale na dziś jest on zbyt silny, więc węgierska piłka śpi spokojnie. – Każdy, kto chce zbliżyć się do Orbana, próbuje to zrobić poprzez piłkę nożną – mówi analityk Political Capital, Attila Juhasz. I nawet jeśli w końcu opozycja zatriumfuje, to rewolucja piłkarska, którą zapoczątkował obecny premier kraju, będzie przynosiła pozytywne efekty przez wiele najbliższych lat. Infrastruktura już jest, pieniądze są. Węgrom pozostały jeszcze dwa zadania: poprawienie jakości szkolenia, w którym chcą wzorować się na Belgach, a potem sukcesy na międzynarodowej arenie.
Dobrym początkiem będzie drugi z rzędu wyjazd na EURO.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix