Tom Brady już wkrótce będzie zarabiał prawie 40 milionów dolarów rocznie. Musi tylko zakończyć karierę. Takie bowiem zarobki ma otrzymywać jako ekspert w Fox Sports. Na ten moment słynny zawodnik futbolu amerykańskiego wciąż jednak najlepiej czuje się w roli sportowca. Co według mediów w Stanach Zjednoczonych może kosztować go… małżeństwo.
Spis treści
23. sezon
Amerykanie niezwykle cenią w studiach telewizyjnych tych, którzy – cytując klasyka – znają zapach skarpetek oraz szatni. Wielu byłych uznanych zawodników NFL znajduje zatrudnienie w sportowych mediach. Nie inaczej będzie z Tomem Brady’m, który parę miesięcy temu dogadał się z Fox w sprawie lukratywnej umowy. Będzie ona warta, bagatela, 375 milionów dolarów (rozłożone na 10 lat) i wejdzie w życie po tym, jak 45-latek finalnie zawiesi buty na kołku.
Brady, który w Stanach Zjednoczonych jest ikoną formatu LeBrona Jamesa czy Tigera Woodsa, na dobrą sprawę podjął już decyzję o zakończeniu kariery. Ale potem się z niej wycofał (tuż po tym, jak spotkał się z Cristiano Ronaldo, który sam był ciekawy przyszłości Amerykanina) i ogłosił, że zwiążę się na sezon 2022 z Tampa Bay Bucaneers. Emerytura legendy NFL potrwała zaledwie półtora miesiąca.
Amerykanin zatem wciąż robi to, co umie najlepiej. Jego zespół rozpoczął sezon od dwóch zwycięstw, przeciwko Dallas Cowboys oraz New Orleans Saints. Gorzej wygląda natomiast sytuacja prywatna 45-latka. Ale o tym za chwilę.
Niekończący się głód
Oczywiście – gdyby Brady potykał się na boisku o własne nogi, pewnie już dawno poświęciłby się rodzinie, biznesom oraz karierze w telewizji. Sęk jednak w tym, że nie tak dawno został uznany przez swoich kolegów od fachu za… najlepszego obecnie zawodnika NFL. W głosowaniu do corocznego rankingu “NFL TOP 100” wyprzedził m.in. Aarona Donalda, który z Los Angeles Rams wygrał tegoroczne SuperBowl. Warto zaznaczyć, że nie ma tu mowy o przypadku czy faworyzowaniu ze względu za zasługi – Brady miał znakomity sezon pod kątem indywidualnym, bijąc parę swoich rekordów.
W NFL jest oczywiście najstarszym czynnym zawodnikiem. I to od dawna. Dwoma pozostałymi czterdziestolatkami, którzy wciąż grają, są Jason Peters oraz Andy Lee – oni jednak urodzili się w 1982 roku, a nie 1977. Długowieczność Brady’ego to zatem absolutna anomalia. Mówimy o zawodniku, który po prostu zaprzecza logice. Szczególnie że – jak wspomnieliśmy – wciąż jest naprawdę dobry.
W swojej karierze Brady wygrał rekordowe siedem Super Bowl. Już teraz powszechnie uważa się go za najlepszego zawodnika w historii NFL. Mógłby zatem skończyć karierę z poczuciem sportowego spełnienia. Sęk jednak w tym, że wciąż chce więcej. Choć zdaje sobie sprawę z tego, co wiążę się z graniem w takim wieku. – Obudziłem się dzisiaj, myśląc: jasna cholera! Bolało mnie po parę uderzeniach, miałem siniaki, przecięcia. Patrzysz na to wszystko i myślisz: jak długo mogę się jeszcze poświęcać? Ale zdecydowałem się na grę w tym roku i jak zawsze będę starał się rozwijać w danych elementach – mówił dla ESPN po meczu z Cowboys.
– Nie obchodziłem Bożego Narodzenia przez dwadzieścia trzy lata, nie obchodziłem Święta Dziękczynienia przez dwadzieścia trzy lata – kontynuował Brady – Nie świętowałem urodzin z ludźmi, na punkcie których mi zależy w okresie od sierpnia do stycznia, czyli kiedy trwa sezon. No i do tego omijałem pogrzeby, nie mogłem pojawiać się na ślubach. W pewnym momencie życia myślisz sobie: zrobiłem, co musiałem, i teraz czas ruszyć dalej, rozpocząć nowy rozdział życia.
Można zatem powiedzieć, że Tom Brady zdaje sobie sprawę, z tego, co straci, z tego, co poświęca. Ale nie potrafi przestać. I stawia karierę jako swój priorytet. – Wciąż się tym bawię [grą w NFL – przyp.red]. Czuję radość, czuję szczęście, czuję dreszcz emocji – opisywał dla EPSN.
To wszystko nie byłoby oczywiście możliwe, gdyby nie reżim, który weteran od dawna narzucił sobie poza boiskiem.
Sekret długowieczności
Co łączy Cristiano Ronaldo, LeBrona Jamesa i Toma Brady’ego? Oczywiście pełny profesjonalizm i niezwykle restrykcyjne podejście do diety oraz regeneracji. Bo w wieku 35, 38 czy 45 lat nie można pozwolić sobie na przesadną rozpustę. W przypadku LeBrona wiele mówiło się na przykład o tym, jak ważny w jego życiu jest sen. Koszykarz bowiem nie tylko budzi się rano po przynajmniej dziesięciu godzinach, ale regularnie ucina sobie drzemki. Do tego stopnia, że jego koledzy z zespołu żartują, że James na co dzień albo gra w koszykówkę, albo śpi.
O regularnych drzemkach mówił też Ronaldo. Brady natomiast ma trochę inne podejście: kładzie się wcześniej spać i budzi po około dziewięciu godzinach. Ale potem już nie decyduje się na dodatkowy odpoczynek. Jeśli natomiast chodzi o dietę: jego typowy posiłek składa się z 80% warzyw. Do tego spożywa chude mięso albo ryby. Lata temu kompletnie odstawił natomiast cukier, kofeinę, gluten oraz nabiał. A także poszczególne owoce i warzywa, które według niego nie dostarczają odpowiednich wartości odżywczych, jak pomidor, bakłażan czy papryka.
Warto też wspomnieć o ponad dwudziestu szklankach wody dziennie, unikaniu obróbki termicznej potraw oraz rzadkich “cheat-mealach”, które bardziej polegają na zjedzeniu kawałka pizzy (koniecznie wysokiej jakości), a nie całej blachy. Oczywiście w obecnych czasach, kiedy świat sportu staje się coraz bardziej profesjonalny, podejście Brady’ego nie jest aż tak szokujące czy niezwykłe. Ale i tak godne podziwu.
Amerykanin zresztą inspiruje młodsze pokolenie zawodników NFL. Aidan Hutchinson, który został wybrany z drugim numerem tegorocznego draftu w tej lidze, wspomniał, że od 2019 roku stosuje dietę Brady’ego. I kiedy – w ramach udziału w reklamie – zjadł kawałek pizzy, miał przez to spore wyrzuty sumienia. – To było bardzo, bardzo ciężkie. Wiem, że jeśli chcę być wielki, muszę poczynić sporo poświeceń. A to dotyczące diety jest dla mnie priorytetowe, bo mam zamiar wyciągać wszystko, co tylko się da, z możliwości, które daje mi moje ciało.
Mamy kryzys?
Obecna sytuacja Brady’ego jest o tyle specyficzna, że jako żonaty 45-latek z trójką dzieci nie ma we wszystkim wolnej ręki. Jak przyznał w 2020 roku – jego partnerka, brazylijska modelka Gisele Bundchen, zapisała ich swego czasu na wspólną terapię. Napisała też do niego list, w którym wyraziła niezadowolenie z tego, jak układa się ich małżeństwo.
Ostatecznie kryzys udało się chwilowo zażegnać. Po tym, jak w lutym Amerykanin ogłosił, że kończy karierę, większość mediów podkreślała, że robi to w dużej mierze nie tylko dla Gisele, ale na jej prośbę. Bo zrozumiał, że wreszcie musi skupić się na rodzinie. Złośliwi natomiast żartowali, że żona zagroziła mu rozwodem, jeśli wreszcie nie powie “stop”. No i cóż, prawdopodobnie było w tym trochę prawdy.
Wznawiając karierę Brady miał bowiem dolać oliwy do ognia. Od paru miesięcy amerykańskie media podają kolejne informacje, że żona Toma faktycznie ma dość. “Powrót do Tampy wywołał napięcie w jego prywatnym życiu. Gisele jest sfrustrowana i zła, że jego kariera, którą zawsze wspierała, wciąż jest ważniejsza od rodziny” – można było przeczytać w magazynie “People”.
Sama Gisele Bundchen na początku września co prawda przerwała milczenie. I podkreśliła, że tego typu pogłoski, o jej wielkim niezadowoleniu i zmuszaniu Toma do emerytury, są seksistowskie. – Oczywiście, mam swojej obawy. To bardzo brutalny sport. Chcę też, żeby był bardziej obecny przy naszych dzieciach. Rozmawiałam z nim na ten temat dziesiątki razy. Ale koniec końców, każdy musi podjąć decyzję, która będzie dla niego zadowalająca. On musi również podążać za swoją pasją (za Yahoo).
Jak się jednak okazało – Gisele nie trzymała się długo tych słów, albo nie była do końca szczera. Według CNN – małżeństwo Brady’ch już nawet mieszka w osobnych domach. Na dodatek Amerykanin w trakcie obozu przygotowawczego do sezonu wziął 11 dni wolnego, a także uzgodnił z Bucaaners, że będzie wyjęty z pracy w środy. Prawdopodobnie, żeby skupić się na naprawianiu swojej sytuacji prywatnej.
W ubiegły weekend kibice oglądali natomiast kolejny niepokojący obrazek. Wściekły Brady w trakcie meczu przy ławce rezerwowych… rzucił tabletem o ziemię. Co oczywiście uruchomiło pogłoski o tym, jak sfrustrowany jest Amerykanin. – Muszę kontrolować swoje emocje, żebym był najlepszym zawodnikiem, jakim mogę być – mówił potem w swoim podcaście “Let’s Go!”, tym samym przyznając się do tego, że było to pochopne zachowanie.
Sytuacja Toma Brady’ego jest o tyle trudna, że mówimy o jednym z największych, nie tylko sportowców, ale celebrytów w Stanach Zjednoczonych. Jego kryzys w małżeństwie jest zatem śledzony przez miliony. Ktoś może jednak powiedzieć, że sam go sobie zgotował.
Ostatnie kilka miesięcy?
Tampa Bay Bucaneers czeka jeszcze piętnaście meczów sezonu NFL, a potem ewentualna faza play-off. Zespół Amerykanina w wyliczeniach większości bukmacherów jest drugim największym faworytem do zdobycia SuperBowl, po Buffalo Bills.
W przypadku gdyby 45-latkowi udało się faktycznie sięgnąć po ósmy tytuł w karierze, perspektywa emerytury stałaby się wyjątkowo kusząca. Bo Brady mógłby odejść będąc na szczycie. Inna sprawa, że miał okazję to zrobić też w 2021 roku. I wówczas – pewnie po raz kolejny na przekór Gisele Bundchen – z miejsca ogłosił: “wracamy w przyszłym sezonie”.
Wspomniana praca w telewizji, która czeka Amerykanina, też jest czymś, co wywołuje u niego ekscytację. – Mam bardzo unikalne podejście do futbolu i tego, jak powinno się w niego grać. Tego, jakie są dobre, a jakie są złe zagrania. Myślę, że naprawdę mogę się w tym sprawdzić. Pozostać blisko dyscypliny, kochać to, co robię, opowiadając o tym niesamowitym sporcie – mówił.
Tak jak Brady miał i ma swoich krytyków w NFL, tak nie wszystkim spodobało się jego zatrudnienie przez Fox. – Serio, za 375 milionów mógłbyś kupić prawa telewizyjne, które naprawdę zrobiłyby sporą różnicę w ramówce. Brady natomiast nie wniesie niczego specjalnego, co nie będzie dodatkowym prestiżem, dumą, z tego, że Fox zaprasza kogoś do studia płacąc mu 37.5 milionów rocznie – oceniał John Skipper, telewizyjny guru i dyrektor DAZN Group, kiedyś pracujący w ESPN.
Ile ludzi, tyle opinii. Dla kibiców najlepiej, żeby Tom Brady – postać sławą i renomą wykraczająca poza futbol amerykański – wciąż spełniała się na boisku. Inna sprawa, że życie to nie kariera w FIFIE. Żeby nieustannie oddawać się zdobywaniu kolejnych trofeum, biciu rekordów, trzeba mieć błogosławieństwo najbliższych. A to coś, czego Amerykaninowi ostatnio najwidoczniej brakuje. Miłość do sportu jest jednak u niego na tyle duża, że – na ten moment – jest w stanie płacić za nią wysoką cenę.
Fot. Newspix.pl