Reklama

Możdżonek: Ten medal z każdym dniem będzie nabierał wartości

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

12 września 2022, 15:09 • 6 min czytania 4 komentarze

Emocje po wczorajszym finale siatkarskich mistrzostw świata już powoli opadają. Na temat wczorajszego meczu, ogólnych wniosków po turnieju oraz kadry Nikoli Grbicia porozmawialiśmy z Marcinem Możdżonkiem. – To srebro mistrzostw świata. Daj Boże każdemu sportowcowi, żeby zdobywał takie trofea. Oczywiście, ten niedosyt jest, ale wynika z tego że nasi siatkarze są bardzo ambitnymi ludźmi – mówi nam mistrz świata z 2014 roku.

Możdżonek: Ten medal z każdym dniem będzie nabierał wartości

SZYMON SZCZEPANIK: Jakie to były mistrzostwa – udane czy jednak niedosyt pozostaje?

MARCIN MOŻDŻONEK: Jedno i drugie. Były bardzo udane z lekkim niedosytem, bo nasi siatkarze rozbudzili w nas takie apetyty, że chcieliśmy zgarnąć wszystko. Ale prawda jest taka – zresztą sam o tym mówiłem przed turniejem – że awans do najlepszej czwórki zespołów już można uznać za bardzo duży sukces. Tak też się stało. W dodatku w pięknym stylu, bo emocjonującym meczu z Brazylią awansowaliśmy do finału. Ale sam finał trochę nas zweryfikował. Wygrał w nim zespół sportowo lepszy. Włosi w pewnym momencie nas zdominowali.

Bartosz Kurek powiedział, że pamięta czasy kiedy polska siatkówka nie była aż taką potęgą, dodając, że niektórzy z młodszych siatkarzy byli niepocieszeni z powodu tego medalu, choć powinni być dumni. Ale dziś, kiedy emocje choć trochę opadły, chyba wszyscy w kadrze spoglądają na ten krążek dużo lepiej.

Uważam, że dla nich i dla nas ten medal z każdym dniem będzie nabierał wartości. To srebro mistrzostw świata. Daj Boże każdemu sportowcowi, żeby zdobywał takie trofea. Oczywiście, ten niedosyt jest, ale wynika z tego że nasi siatkarze są bardzo ambitnymi ludźmi. Przez to my jako kibice stajemy się bardziej wymagający. Bo skoro oni chcą więcej, to my również. Ale prawda jest taka, że mamy trzeci medal mistrzostw świata z rzędu – to historyczne osiągnięcie.

Reklama

Wracając do samego meczu, czym Włosi najbardziej zaskoczyli Polaków?

Włosi zagrali kapitalnie pod względem taktycznym. Zresztą chyba każdy sport drużynowy w wykonaniu Azzurich tak wygląda. Mają znakomity plan na mecz, świetnie grają w defensywie – przecież to ich znak rozpoznawczy w piłce nożnej. Tak samo było w tym spotkaniu. Mieli swoje założenia, które realizowali z żelazną konsekwencją. Początek tego meczu nie układał się po ich myśli. Widać było, że są oszołomieni, nawet bali się tego co się dzieje – naszych siatkarzy, atmosfery Spodka. Jednak trzymali się założeń, nie panikowali, nie próbowali rozwiązywać akcji na hurra poprzez indywidualne zagrania.

Orlen baner

Rywale mieli bardzo wysoką kulturę gry, wszystko było dokładnie poukładane. Jeżeli zawodnik celował w boisko, to tam starał się atakować. Jeżeli chciał wybić piłkę po bloku, to tak robił. Zero przypadkowości. W drugim secie przełamali nas konsekwencją. Wtedy pogubiliśmy się w paru akcjach, wkradł się bałagan i Włosi przejęli inicjatywę. Trzeba dodać, że mają w swoim składzie wielką osobowość – rozgrywającego Simone Giannelliego. Ten zawodnik jest podporą ich zespołu.

Ich selekcjoner Ferdinando De Giorgi, czyli popularny Fefe, chyba nie będzie miło wspominany w Polsce. W 2017 roku miał nieudaną przygodę w kadrze Biało-Czerwonych.

Pięć lat temu kompletnie się u nas nie sprawdził, popełniał szereg kardynalnych błędów. Absolutnie źle podszedł do naszej reprezentacji, jej mentalu. Ale widać, że jest dobrym trenerem, bo wpasował się u swoich rodaków.

Reklama

Teraz wygrał z Polską w finale mistrzostw świata. Zresztą to drugi wygrany finał Włochów pod jego dowództwem – i drugi w katowickim Spodku. Rok temu zdobyli tam mistrzostwo Europy.

Rodzi się nam nowa generacja włoskich siatkarzy. Nie wiem, czy ten zespół będzie dominował, ale z pewnością będą należeć do grona wąskich faworytów każdej wielkiej imprezy.

Na mnie spore wrażenie w grze Włochów zrobiło rozczytywanie zamiarów rozegrania Marcina Janusza, który przecież miał mnóstwo opcji podania piłki.

Włosi są w tym mistrzami. Za każdym razem kiedy pracowałem z włoskim sztabem szkoleniowym – w klubie czy reprezentacji – oni zawsze pieczołowicie podchodzili do tego elementu. Rozgrywających mieliśmy rozpisanych tak, że całą książkę można było o nich napisać. Ale założenia to jedno, a tak jak wspomniałem – oni je zrealizowali. Dzięki swojej konsekwencji Włosi mają złote medale na szyjach.

Zagrywka i skuteczność ataku – to klucz do polskiego sukcesu? W finale ze 127 ataków polscy gracze skończyli tylko 49. Skuteczność wyniosła 39%.

Tak, ale statystyka, którą podałeś, jest niepełna. Bo na początku mieliśmy bardzo wysoką skuteczność, ale ona systematycznie spadała przez to, że po kolei wyłączali nam zawodników. Nawet nasze najjaśniejsze punkty, środkowi Jakub KochanowskiMateusz Bieniek, którzy byli w kapitalnej formie i w całym turnieju grali świetnie, zostali wyłączeni z ataku i byli niewidoczni.

Jak ocenisz koncepcję kadry Nikoli Grbića? Wielu ekspertów podważało jego decyzje personalne, a on konsekwentnie trzymał się swoich pomysłów.

Bardzo dobrze oceniam jego decyzje i poczynania. Najbardziej jaskrawym będzie przykład Aleksandra Śliwki, w którego selekcjoner wierzył. Nikola Grbić stosuje starą szkołę trenerską, nie będzie zmieniał zawodnika tylko dlatego, że dwie-trzy akcje mu nie wyszły. Przeciwnie, będzie go trzymał w składzie nawet klika spotkań po to, by gracz mógł się odbudować. Nabrał pewności siebie, zwiększył swoje zaufanie do kolegów jak i samego trenera. Selekcjoner wie, że taki zawodnik w pewnym momencie to wszystko zwróci swojej drużynie. To, co Olek zrobił w meczu ze Stanami Zjednoczonymi i Brazylią – to były chyba jego dwa najlepsze mecze w kadrze. Grał jak natchniony, wiedział, czego chce, miał płynność ruchów. Był niekwestionowanym liderem naszej reprezentacji w tych spotkaniach.

Którzy siatkarze Biało-Czerwonych twoim zdaniem najbardziej wyróżnili się na plus?

Z całą pewnością byli to środkowi, duet Kochanowski-Bieniek. Powiedziałem już o Olku Śliwce. Kamil Semeniuk również zagrał świetny turniej. Bartosz Kurek pokazał, że jest prawdziwym liderem. Grał dla drużyny, bardzo dojrzał mentalnie. Imponuje mi tym, jak wziął odpowiedzialność za własne zagrania oraz to, co robią jego koledzy na boisku.

Marcin Janusz i Paweł Zatorski też grali dobrze, ale oni byli trochę mniej widoczni. Janusz musiał zapłacić frycowe, bo jest pierwszy sezon w reprezentacji. Od razu został rzucony na głęboką wodę, gdyż Grbić uczynił go pierwszym rozgrywającym. Ale to bardzo dobrze. Uważam, że przed tym chłopakiem widnieje świetlana przyszłość, ma niezwykle duży potencjał. Co prawda różnica pomiędzy nim a Gianellim była spora, jednak Włoch gra bodajże od osiemnastego roku życia w reprezentacji, a dla Janusza to był pierwszy wielki turniej. Wszystko jeszcze przed nim.

Widzisz jakiś pokład niewykorzystanego potencjału w tym zespole? Jeżeli tak, to w których elementach, właśnie na rozegraniu i może przyjęciu?

Przyjęcie zawsze jest do poprawienia, w każdej drużynie niezależnie od tego, jak dobrze by nie przyjmowała. (śmiech) Ale jestem przekonany, że na rozegraniu zrobimy bardzo duży postęp. Marcin Janusz na pewno nie zatrzyma się w swoim siatkarskim rozwoju. Przede wszystkim ma teraz Nikolę Grbicia, który sam był wybitnym rozgrywającym. Serb rozwinie go do tego stopnia, że Janusz będzie jednym z najlepszych rozgrywających na świecie.

Czyli misja Paryż 2024 w przygotowaniach, ale możemy spać spokojnie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Zdecydowanie. Nikola Grbić powiedział w jednym z pierwszych spotkań z siatkarzami, że jeżeli chcą być mistrzami olimpijskimi, to już dziś muszą zachowywać się jak mistrzowie olimpijscy. Na tym turnieju widziałem chłopaków, którzy w ten sposób się zachowują. Przegrali, ale zachowywali się jak prawdziwi mistrzowie.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Piotr Rzepecki
0
Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Inne sporty

Polecane

Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Komentarze

4 komentarze

Loading...