Ławka w Arsenalu, zawieszenie w Fenerbahce, zaangażowanie polityczne, a teraz e-sport – tak wyglądają ostatnie lata kariery Mesuta Ozila. W swoim najlepszym okresie był prawdziwym wirtuozem piłki, który wzniósł Puchar Świata. Dziś jest tylko cieniem samego siebie z tamtych lat, który czasami przypomina o sobie w coraz bardziej absurdalnych okolicznościach.
Kibice Arsenalu tylko się uśmiechnęli, kiedy w marcu przeczytali oświadczenie Fenerbahce informujące o wykluczeniu z drużyny Mesuta Ozila. Nikt nie przekonał się lepiej od nich, do czego zdolny jest były reprezentant Niemiec, kiedy zechce postawić na swoim. W końcu to właśnie on przez dość długi okres pełnił zaszczytną rolę najbogatszego rezerwowego na świecie.
Erling poszedł w ślady ojca? Losy Alf-Inge Haalanda w Manchesterze City
Przeklęty kontrakt
W sezonie 2020/2021, który okazał się być jego ostatnim na Emirates Stadium, nie powąchał murawy nawet przez chwilę. Nie było to nawet spowodowane czystym konfliktem z trenerem Mikelem Artetą, ale po prostu z całym klubem. W pewien sposób Ozil stał się ofiarą własnej wielkości, która sprawiła, że ugiął się pod ciężarem oczekiwań. Kiedy przenosił się do Londynu w wielkiej chwale, po bardzo dobrym okresie w Realu Madryt, został nominowany do roli cudotwórcy.
Wtedy był wielką postacią i prawdziwym wirtuozem piłki, ale jak się później okazało, zupełnie nie pasował do roli największej gwiazdy drużyny. Początkowo spisywał się bardzo dobrze, ale reszta zespołu nie do końca za nim dojeżdżała. Arsenal ciągle nie potrafił włączyć się do walki o mistrzostwo, a jedynie przyprawił sobie łatkę zespołu zajmującego dożywotnio czwarte miejsce w Premier League.
Wszystko posypało się w 2018 roku i to przez panikę, jaka zapanowała w szeregach władz Arsenalu po odejściu Alexisa Sancheza do Manchesteru United. Drużyna Arsene’a Wengera nie grała w Lidze Mistrzów, więc pojawiły się obawy, że w końcu na Emirates nie będzie żadnej gwiazdy. Postanowiono zrobić więc wszystko, aby zatrzymać Ozila i stworzyć z niego absolutną postać numer jeden. Niemiec dostał lukratywny kontrakt na trzy lata, który gwarantował mu gigantyczną tygodniówkę w wysokości 350 tysięcy funtów.
Kluczowe w tej kwestii było także pożegnanie z Wengerem, które nastąpiło po tamtym sezonie. Od rozgrywek 2018/2019 drużynę przejął Unai Emery i to właśnie wtedy rozpoczął się koszmar. Ozil ewidentnie nie znalazł wspólnego języka z nowym szkoleniowcem i już jego pierwszy sezon po przedłużeniu umowy był fatalny. Na dodatek zaczęły mu doskwierać kontuzje.
Emery szybko pożegnał się ze stanowiskiem, bo już w trakcie kolejnego sezonu zastąpił go Mikel Arteta. Jednak to zupełnie nie zmieniło sytuacji Mesuta Ozila. Niemiec miewał coraz więcej problemów zdrowotnych, a jego dyspozycja na treningach odbiegała daleko od tej oczekiwanej. Do tego stał się kozłem ofiarnym, który był obwiniany za wszelkie niepowodzenia drużyny. To wszystko doprowadziło do tego, że w pewnym momencie był już osobnym bytem, który nie miał nic wspólnego z drużyną.
Co dalej z Mauricio Pochettino?
Kłopoty, kłopoty
W międzyczasie Ozil dość niespodziewanie zaczął się angażować politycznie, co najpierw doprowadziło do burzliwego rozstania z reprezentacją Niemiec. Wszystko rozpoczęło się od zdjęcia z 2018 roku, do którego piłkarz pozował z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem. W Niemczech poważnie mu się za to oberwało, pomimo tłumaczeń, że był to czysty przypadek. – Znaczyło to tylko tyle, że szanuję najwyższy urząd w kraju swojej rodziny – mówił później pomocnik.
Nikt jednak w to nie wierzył, więc ataki trwały dalej. W końcu Ozil nie wytrzymał i stwierdził, że nie będzie dalej grał w niemieckiej kadrze. Tamte wydarzenia bolą go do tej pory, ponieważ pytany niedawno o możliwy powrót do reprezentacji Niemiec, odpowiedział, że nie ma na to najmniejszych szans.
Później okazało się z resztą, że „przypadkowe” zdjęcie Ozila z Erdoganem najwyraźniej bardzo ich zbliżyło. Prezydent Turcji został bowiem… świadkiem na ślubie pomocnika z Amine Guelse, więc zdjęć zaczęło się robić coraz więcej. Wtedy uwierało to już nie tylko Niemców, ale też Arsenal. Nie dość, że sam piłkarz był już wtedy zupełnie poza drużyną, to jeszcze szkodził klubowi PR-owo.
Przyjaźń z Erdoganem nie była jednak tym, co najgorsze. Ozil podpadł władzom klubu zdecydowanie bardziej swoją reakcją na wstrząsające doniesienia o obozach koncentracyjnych, które miał budować chiński reżim, aby umieścić w nich wyznających islam Ujgurów. Piłkarz opublikował wtedy w mediach społecznościowych dość jednoznaczne stanowisko i wyraził ogromne oburzenie, które wywołały w nim napływające z Chin informacje.
To sprawiło, że w Arsenalu wybuchła panika, ponieważ reakcja Ozila mogła zagrozić interesom klubu w Państwie Środka. Przede wszystkim obawiano się, że chiński reżim zabroni transmitowania meczów Kanonierów, co mogłoby narazić pracodawców 33-latka na straty liczone w milionach funtów. Dlatego w Londynie całkowicie odcięto się od słów piłkarza, co bardzo go zabolało i jeszcze oddaliło od siebie obie strony.
Ozil dobry, czy Ozil zły
Ostateczny rozłam nastąpił jednak dopiero w trakcie pandemii Covid-19. Ozil wciąż był najlepiej zarabiającym piłkarzem w drużynie, choć rzadko widywano go na murawie. Na pewno nie mógł więc narzekać na brak swobody finansowej, ale pomimo tego Niemiec był jednym z zawodników, którzy nie zgodzili się na tymczasową obniżkę pensji. To całkowicie rozwścieczyło nie tylko władze klubu, ale przede wszystkim kibiców. Sam zawodnik nie miał sobie jednak nic do zarzucenia.
– Presja była za duża, czasu za mało. To było niesprawiedliwe, zwłaszcza wobec młodych chłopaków w zespole, więc odmówiłem. Urodziło mi się niedawno dziecko, mam swoje zobowiązania wobec rodziny w Anglii, Turcji i w Niemczech. Również mam je wobec moich organizacji charytatywnych. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą doskonale, że jestem bardzo hojny. I też nie byłem jedynym piłkarzem, którzy odrzucił propozycje cięć. Natomiast wyszło tylko moje nazwisko. Dlaczego? Myślę, że to przez to, że ludzie, którzy przez ostatnie dwa lata próbowali mnie zniszczyć, chcieli tym razem nastawić kibiców przeciwko mnie – tłumaczył Ozil na łamach „The Athletic”.
Już wtedy widać było, że Ozil raczej nie zamierza odpuszczać i postawi na wojnę z klubem. Udowodnił to, zaogniając później aferę z klubową maskotką w roli głównej. Władze klubu szukały oszczędności, więc postanowiły, że uda im się to akurat zwalniając kilkudziesięciu szeregowych pracowników, w tym człowieka wchodzącego w rolę Gunnersaurusa na meczach domowych Arsenalu. Kibice znów się oburzyli i zaprotestowali przeciwko takiemu ruchowi.
Wtedy pojawił się Ozil, cały na biało i zamienił rolę pazernego na rolę tego dobrodusznego. Stwierdził bowiem, że decyzja władz klubu jest nieodpowiedzialna i poinformował, że weźmie na siebie pokrywanie pensji Gunnersaurusa. Co do faktycznych pobudek piłkarza raczej nikt nie ma wątpliwości. Była to typowa zagrywka PR-owa mająca go oczyścić z zarzutów stawianych przez klub. Tym bardziej że Niemiec zadeklarował wsparcie dla maskotki tylko na czas jego gry w Arsenalu.
I was so sad that Jerry Quy aka our famous & loyal mascot @Gunnersaurus and integral part of our club was being made redundant after 27 years. As such, I’m offering to reimburse @Arsenal with the full salary of our big green guy as long as I will be an Arsenal player… pic.twitter.com/IfWN38x62z
— Mesut Özil (@MesutOzil1088) October 6, 2020
Ozil męczył się z Arsenalem, Arsenal z Ozilem, ale Niemcowi i tak niemal udało się wypełnić lukratywny kontrakt. Rozstanie nastąpiło bowiem dopiero w styczniu 2021 roku, a jego nowym miejscem pracy zostało Fenerbahce. Wydawało się więc, że pomocnik stoi przed wielką szansą na odbudowanie swojej kariery. Trafiał do kraju, którym rządzi jego przyjaciel Erdogan i z którego pochodzi jego rodzina. W końcu otrzymał wielkie wsparcie ze wszystkich stron i przede wszystkim mógł się poczuć doceniony. Ten transfer był w Turcji absolutnym hitem i wielkim wydarzeniem.
Here we go again
Jednak dalej nie było już tak kolorowo, bo Ozil pokazał także Turkom swoje ciemniejsze oblicze. 33-latek niemal od razu doznał dość poważnej kontuzji kolana, przez co do lata rozegrał zaledwie 11 spotkań, w których zaliczył jedną asystę. Kolejny sezon był już znacznie bardziej udany, ale… tylko do czasu.
W styczniu Ozilowi znów zaczął doskwierać uraz pleców, z którym nie potrafił się uporać już w Londynie. Z tego powodu nie grał niemal przez dwa miesiące, ale rzekomo zajmował się wtedy bardziej biznesami i graniem w Fortnite’a niż leczeniem. Pojawiła się nawet teoria spiskowa, że to właśnie jego uzależnienie od gier i streamowania może być główną przyczyną problemów zdrowotnych. Po powrocie do zdrowia rozegrał jeszcze trzy spotkania i nagle… został zawieszony. Niemiec miał się pokłócić z ówczesnym trenerem Fenerbahce Ismailem Kartalem, po tym jak ten zdjął go w przerwie meczu z Konyasporem.
Z klubu dochodziły sygnały o braku zainteresowania Ozila treningami i w ogóle futbolem. Z kolei ten twierdził, że spędza na boisku zbyt mało czasu. Sytuacja żywcem skopiowana od tej z czasów Arsenalu. Kłótnia z trenerem doprowadziła do tego, że Niemiec nie zagrał już do końca sezonu, ale miał chociaż więcej czasu na zajęcie się własnymi sprawami. Wtedy wydawało mu się, że drużyna zaliczyła bardzo słaby sezon, więc Kartal niedługo odejdzie z klubu i problem będzie miał z głowy.
Nic bardziej mylnego. W miejsce Turka pojawił się znany i lubiany Jorge Jesus, który niemal na wejściu skreślił Ozila. – Miał swój czas i swoją szansę. Ma piękną historię w Turcji i nikt nie może mu jej odebrać. Jest znanym graczem na całym świecie, ale prześledziłem dokładnie, jaki był koniec jego ery. Najważniejszy w klubie nie jest trener Jorge Jesus, najważniejszy nie jest zawodnik Ozil, najważniejszy nie jest żaden zawodnik – wytłumaczył portugalski szkoleniowiec.
Lukaku i Inter. Jak stworzono potwora
Plany na przyszłość
A więc Ozil znów ląduje na bruku. Pytanie tylko, czy jemu to w ogóle przeszkadza? Czy zamierza poszukać sobie nowego klubu? Czy znów będzie sobie spokojnie siedział i czekał, aż kontrakt się wypełni? Oczywiście, tym razem nie jest to 350 tysięcy funtów tygodniowo, ale trzy miliony euro rocznie też są niczego sobie. Do tego należy jeszcze doliczyć 550 tysięcy, które otrzymał za samo podpisanie kontraktu z Fenerbahce.
Rąbka tajemnicy na temat przyszłości Ozila uchylił ostatnio jego agent Erkut Sogut. Mianowicie ujawnił, że jego podopieczny po zakończeniu przygody z futbolem może chcieć zająć się profesjonalnie… e-sportem. A konkretnie zamierza grać w Fortnite’a, co uskutecznia już regularnie odkąd miał zbyt dużo czasu wolnego w Londynie. – Pójdzie w e-sport. Będzie grał sam w gry wideo i zostanie profesjonalnym graczem. Szczerze mówiąc, jest naprawdę dobry w Fortnite i nie zdziwiłbym się, gdyby pewnego dnia wziął udział w jakimś turnieju – stwierdził Turek w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Telegraph”.
Jak widać, może Ozil w piłce przestał się już rozwijać, ale nigdy nie jest za późno, na dojście do perfekcji w czymś innym. I mowa tutaj nie tylko o rzeczonej grze, ale także o… wyciąganiu pieniędzy z klubów piłkarskich. Sogut w tym samym wywiadzie przyznał bowiem także, że jego klient nie zamierza odchodzić z Fenerbahce. – Myślę, że nie będzie już grał w żadnym innym klubie. Nie widzę takiej możliwości. To będzie Fenerbahce i koniec – powiedział agent.
Wygląda więc na to, że Sogut zdecydowanie pocieszył fanów pozapiłkarskich poczynań Ozila, którzy mogą się teraz spodziewać znacznie częstszej obecności idola na Twitchu, gdzie obserwuje go już ponad 175 tysięcy osób. Gorzej poczuć się mogą natomiast jego pracodawcy. W końcu Jorge Jesus jasno się wyraził, że czas Niemca w Fenerbahce już minął, więc nie wydaje się aby ten zawracał sobie głowę treningami, ale z pensji raczej nie zrezygnuje.
Czytaj więcej o piłce zagranicznej:
- Luka Jović. Magnes na kłopoty i magister szans
- Ja jeszcze żyję. Renato Sanches, objawienie EURO 2016, odbudował karierę
- Koniec boiskowych inwazji. Anglicy znów biorą się za kibiców
Fot. Newspix