Reklama

Erling poszedł w ślady ojca? Losy Alf-Inge Haalanda w Manchesterze City

Hubert Nowicki

Autor:Hubert Nowicki

17 czerwca 2022, 10:08 • 8 min czytania 37 komentarzy

Najlepszy okres w historii Manchesteru City przypada na ostatnią dekadę, więc widok wielkiej gwiazdy futbolu, która przy ogłoszeniu transferu mówi, że kibicuje temu klubowi od dziecka, może budzić pewne wątpliwości. Przypadek Erlinga Haalanda i jego rodziny jest jednak dość specyficzny. Norweski snajper faktycznie sympatyzował z Obywatelami, nawet gdy grali oni na drugim poziomie w Anglii. Wszystko przez to, że wówczas barwy tego zespołu reprezentował jego ojciec.

Erling poszedł w ślady ojca? Losy Alf-Inge Haalanda w Manchesterze City

Gdy Erling był jeszcze dzieckiem, został sfotografowany w domu rodzinnym w koszulce Manchesteru City. Po latach zdjęcie to obiegło internet, a klub wykorzystał je przy prezentacji swojego nowego piłkarza. O Norwega biły się wszystkie największe marki, a ostatecznie wybrał on właśnie błękitną część Manchesteru, do wyboru której przyczyniła się właśnie przeszłość jego ojca. Alf-Inge Haaland wcale nie był jednak wielkim piłkarzem, a w barwach Obywateli zaliczył jedynie epizod swojej kariery. Kibice klubu mogą więc uznać, że sprowadzenie go przed sezonem 2000/01 największe korzyści przyniosło dopiero tego lata. Kto mógł się wtedy spodziewać, że jego syn zostanie wielką gwiazdą?

Szybki wyjazd do Anglii

Alf-Inge Haaland zaczynał swoją karierę w ojczystym Bryne FK, występując na pozycji prawego obrońcy. W przyszłości grał też na pozycji pomocnika, jednak daleko było mu do dzisiejszej roli jego syna. Rzadko trafiał do siatki, a zdecydowanie więcej obowiązków miał na swojej połowie boiska. W opublikowanym przez Manchester City materiale, w którym Alf-Inge Haaland wraz z Erlingiem oglądają fragmenty zagrań z udziałem tego pierwszego, zdecydowanie dominują brutalne wejścia. Ojciec rodziny wspomina, że toczył zażarte pojedynki z wieloma innymi pomocnikami z Premier League. Oglądając te starcia można jedynie dojść do wniosku, że gdyby wówczas był już VAR, Norweg zagrałby w Anglii dużo mniej spotkań ze względu na pauzowanie za czerwone kartki. Wróćmy jednak do początków jego kariery.

Liga norweska, podobnie jak dzisiaj, nie była wówczas uznawana za świetne miejsce do pisania swojej historii w futbolu. Norwegowi szybko udało się jednak opuścić ojczyznę, po tym jak zainteresowało się nim Nottingham Forest. Po latach wiemy już, że całą swoją zagraniczną karierę spędził właśnie na Wyspach.

Sprowadzeniem piłkarza w 1993 roku zainteresowany był słynny Brian Clough. Ostatecznie w Nottingham Haaland wylądował na początku 1994 roku, gdy menedżerem klubu był już Frank Clark. Norweg trafił więc na drugi poziom rozgrywkowy, z nadziejami na szybki awans do rozwijającej się wtedy Premier League. Zanim udało się to osiągnąć, jego transfer zdążył wzbudzić sporo kontrowersji.

Reklama

CUD PO 23 LATACH. NOTTINGHAM FOREST WRACA NA SALONY

Sam piłkarz nie miał z nimi wiele wspólnego, ale szumu narobił jego agent. Był nim jego rodak, Rune Hauge, który został zapamiętany ze swoich nielegalnych działań i otrzymywanych kar. Po transferze Haalanda spotkał się on z asystentem trenera Nottingham, któremu miał przekazać 45 tysięcy funtów za pomoc w negocjacjach. Dzisiaj taką pomoc nazwalibyśmy po prostu łapówką. Na szczęście nie wpłynęło to na karierę norweskiego piłkarza, chociaż sam agent nie poprzestawał stosować swoich praktyk. Niedługo później w podobny sposób zachował się wobec George’a Grahama, ówczesnego menedżera Arsenalu. Wtedy chodziło jednak o dużo wyższą sumę. Poskutkowało to zwolnieniem menedżera Kanonierów oraz zawieszeniem agenta, przed którym ostrzegano inne kluby.

Senior Haaland ma więc pewne cenne doświadczenie, które może podpowiadać mu, od jakich agentów trzymać się z daleka. Jego kariera piłkarska nabierała jednak rozpędu. Razem z Nottingham po zaledwie kilku miesiącach awansował do Premier League, w której zagrał trzy kolejne sezony. Jego zespół spadł jednak z najwyższego poziomu, a nim samym zainteresowało się Leeds.

Brutalny faul Roy’a Keane’a

Same początki Norwega w zespole Pawi zaczynają historię, z którą Haaland jest kojarzony w pierwszej kolejności przez wszystkich fanów brytyjskiej piłki. Jego nowa drużyna prezentowała się lepiej od Nottingham i walczyła o zupełnie inne cele, a piłkarz regularnie łapał się do jej pierwszego składu. Podobnie było w 9. kolejce sezonu 1997/98, gdy na Elland Road przyjechał Manchester United.

Leeds wygrało ten pojedynek 1:0, ale to nie jego wynik został najbardziej zapamiętany. W tamtym spotkaniu zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie nabawił się Roy Keane. Wszystko przez starcie z Haalandem, z którym rywalizowali w wyścigu do piłki. Po zderzeniu obu zawodników piłkarz Manchesteru United padł na murawę, a wiadomo, że Irlandczyk jest ostatnią osobą, która udawałaby kontuzję. Haalandowi się to nie spodobało, ruszył do Keane’a z pretensjami i zaczął na niego wrzeszczeć, że ten próbował wymusić rzut karny. Za swoje zachowanie został ukarany żółtą kartką, a Keane nie był w stanie kontynuować gry. Jak się okazało, czekał go niemal rok przerwy.

Reklama

Norweg kontynuował swoją karierę w Leeds, a w samym pierwszym sezonie w brawach Pawi udało mu się zdobyć aż siedem bramek w Premier League. W kolejnej kampanii jego drużyna rywalizowała w eliminacjach do Pucharu UEFA, do którego ostatecznie udało się jej awansować w sezonie 1999/00. Doszła wtedy nawet do półfinału, po którym została wyeliminowana przez Galatasaray. Zajęła jednak 3. miejsce w Premier League, które dawało jej szansę gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Norweg nie doczekał jednak tej atrakcji, bo w międzyczasie zgłosił się po niego Manchester City.

Obywatele zapłacili Leeds 3,75 miliona funtów, a ograny ligowiec w postaci Haalanda był im potrzebny przy okazji wejścia do Premier League. Jeszcze dwa sezony wcześniej na Maine Road przyjeżdżały drużyny z trzeciego poziomu rozgrywek, z kolei rok wcześniej zespół grał na poziomie dzisiejszego Championship. Po dwóch awansach z rzędu klub dostał się do Premier League, a co za tym idzie potrzebował sporej przebudowy.

Nie dość, że plan ten ani trochę się nie powiódł, bo klub od razu po jednym sezonie spadł z ligi, zajmując w niej 18. miejsce, to jeszcze Norweg w jego końcówce nabawił się bardzo poważnej kontuzji. Jak możecie się domyślać, miała ona sporo wspólnego z osobą Roya Keane’a.

W 35. kolejce sezonu 2000/01 doszło do derbów Manchesteru na Old Trafford. Irlandczyk zapolował na nogi Haalanda, kopiąc go prosto w prawe kolano. Za swój atak został momentalnie odesłany pod prysznic, a dodatkowo musiał zapłacić 5 tysięcy funtów kary. Keane nie zamierzał uciekać od odpowiedzialności. W wydanej rok później autobiografii wprost stwierdził, że było to celowe wejście, które miało być odegraniem się za zachowanie Norwega w meczu z 1997 roku. Za te słowa spotkały go jeszcze poważniejsze konsekwencje – pięć meczów zawieszenia i 150 tysięcy funtów kary.

Wejście Irlandczyka poskutkowało zakończeniem kariery Alf-Inge Haalanda. Co ciekawe jednak, nabawił się on kontuzji lewego kolana, a nie prawego, które zostało zaatakowane przez piłkarza Manchesteru United. Norweg pauzował kilka miesięcy, po których wrócił do gry. Zdrowie pozwoliło mu jednak zagrać zaledwie kilka meczów, po których zdecydował, że nie jest w stanie dalej uprawiać sportu. Na tym zakończyła się więc jego kariera, a także automatycznie przygoda z Manchesterem City. Dla Obywateli zagrał więc zaledwie 45 spotkań, ale po latach okazało się jednak, że po części wpłynęły one na wybór ścieżki kariery jego syna.

Powrót do drużyny z dzieciństwa

Wszystko dlatego, że piłkarskie losy Haalanda seniora siłą rzeczy łączyły się z pierwszymi latami życia Erlinga. Napastnik przychodził na świat w Leeds, gdzie mieszkała wówczas jego rodzina. Temat tego miasta powrócił po kilkunastu latach, bo to właśnie Pawie były bliskie sprowadzenia go do siebie, gdy grał jeszcze w norweskim Molde. Ostatecznie powędrował do Salzburga. W ostatnich miesiącach o jego podpis biła się przecież cała czołówka najlepszych klubów, a jednak wylądował w jednej z drużyn, które w przeszłości reprezentował jego ojciec.

Po pierwsze, mój ojciec odegrał sporą rolę w tym transferze. Urodziłem się w Anglii i przez całe życie byłem fanem Manchesteru City. Wiem bardzo dużo o tym klubie. Czuję się tu więc trochę jak w domu, a w dodatku mogę tu rozwijać swoje umiejętności. On żył w Anglii, grał w tym klubie. Oczywiście wiele się zmieniło przez ostatnie 20 lat, ale on wie z czym wiąże się pobyt tutaj. Dużo rozmawialiśmy o tym, co będzie dla mnie najlepsze – mówił Haaland w swojej pierwszej rozmowie z klubowymi mediami.

Nie zabrakło też jednak bardziej konkretnych wyrazów kibicowania Manchesterowi City. O ile w wielu przypadkach piłkarze wykazują się kurtuazją i próbują wkupić się w łaski kibiców, tak akurat Haaland ma bardzo mocne argumenty na swoją więź z klubem. – Byłem na wielu meczach na Maine Road, choć sam tego nie pamiętam. Chodziłem na nie z mamą, siostrą i bratem. Później byłem też oglądać kilka meczów na Etihad – mówił Norweg. Po zakończeniu kariery przez Haalanda seniora, razem ze swoją rodziną wrócił on do Norwegii. Tym samym w kolejnych latach Erling nie bywał już tak często na meczach Obywateli.

Możemy więc mówić o naprawdę niecodziennym splocie wydarzeń. Alf-Inge Haaland był zwykłym ligowcem, który grał w spadającym z Premier League Manchesterze City, a po latach ten fakt stał się jednym z przesądzających o transferze swojego syna, jednego z najbardziej pożądanych napastników na świecie, do jednego z klubów z absolutnego topu.

Oczywiście sam fakt gry Haalanda seniora w Manchesterze City nie był przesądzający. Nikt nie wyobraża sobie przecież nagłego transferu Norwega do Nottingham, tylko dlatego, że jego ojciec ma ten klub w swoim CV. Piłkarz mówił jednak o dwóch głównych czynnikach – poczuciu przynależności oraz możliwości rozwoju. Wielkie pieniądze i możliwość pracy z Pepem Guardiolą zrobiły swoje, chociaż fakt kibicowania temu zespołowi również pomógł obu stronom, choćby wizerunkowo.

Sam piłkarz ma twarde dowody na bycie jednym z kibiców klubu, z którym się utożsamia. Z kolei Manchester City, mający przecież bardzo krótką historię sukcesów, może pochwalić się transferem swojego swego rodzaju “wychowanka”. Biorąc pod uwagę losy klubu w pierwszej połowie XXI wieku ciężko podejrzewać, by jakiś wybitny piłkarz młodego pokolenia od dziecka sympatyzował akurat z ekipą Obywateli. Tymczasem Haaland jest właśnie takim przykładem, co klub świetnie wykorzystuje marketingowo od samego podpisania przez niego kontraktu.

Czytaj więcej o Erlingu Haalandzie:

Fot. Newspix

Jeśli ma do wyboru jeden z dwóch meczów do obejrzenia, to zawsze wybierze ten z Premier League. Jeśli oba są z Premier League, to pewnie obejrzy dwa jednocześnie. Do tego pasjonat NBA i F1.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
1
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

37 komentarzy

Loading...