Reklama

Kreatywny dyrektor sportowy. Jak obejść nowy przepis o młodzieżowcu?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

19 czerwca 2022, 12:47 • 8 min czytania 42 komentarzy

Wiele wskazuje na to, że od nadchodzącego sezonu zostanie wprowadzony odświeżony, liberalny przepis o młodzieżowcu. Projekt nowej regulacji daje duże pole do popisu dla kreatywnych dyrektorów sportowych. W klubach Ekstraklasy zastanawiają się: jak obejść nowe zasady? Podsuwamy kilka cennych wskazówek.

Kreatywny dyrektor sportowy. Jak obejść nowy przepis o młodzieżowcu?

Oczywiście nie na poważnie. Nie chcemy rzecz jasna, by w polskiej piłce dochodziło do wypaczeń, ale nowy format przepisu o młodzieżowcu… No cóż, otwiera drogę dla wszelkich kombinatorów. Dotąd zasady były proste: młodzieżowiec musi przebywać na boisku od 1 do 90 minuty. Teraz prawdopodobnie się to zmieni.

Początkowo wiele wskazywało na to, że przepis o młodzieżowcu zostanie całkowicie zniesiony. Ani nie chciały go kluby, ani Cezary Kulesza, który w trakcie swojej kampanii obiecywał zainteresowanym, że zajmie się tą regulacją. Z czasem okazało się, że nastroje w wielu klubach Ekstraklasy uległy zmianie, proporcje tych na „tak” i tych na „nie” rozkładają się mniej więcej po równo, a więc do zniesienia obowiązku grania zawodnikiem U-21 nie dojdzie.

Władze polskiej piłki – chcąc pogodzić entuzjastów i niezadowolonych – wymyśliły kompromisowe rozwiązanie, co jako pierwszy przedstawił Tomasz Włodarczyk z „Meczyków”. Idea nowego przepisu o młodzieżowcu zbliżona jest trochę do Pro Junior System, z jedną różnicą – zamiast nagradzania aktywnych, będzie karcenie biernych. Pomysł zakłada, że w każdym klubie młodzieżowcy muszą zagrać łącznie 3000 minut. Nie muszą jednak przebywać na murawie od pierwszej do ostatniej minuty każdego spotkania. Najłatwiej wytłumaczyć to na konkretnym przykładzie – jeśli grasz w pierwszej kolejce z Lechem, a w drugiej z Koroną Kielce, możesz na pierwszy mecz nie wystawić żadnego młodzieżowca, a na drugi aż dwóch. W świetle limitu, jaki masz wypełnić, wyjdzie na to samo. Twoi młodzieżowcy muszą po prostu dobić do trzech tysięcy minut – i nieważne, jak to zrobisz. 

Żeby minuty danego młodzieżowca liczyły się do klasyfikacji, ten musi zagrać co najmniej 270 minut w 5 meczach. Jeśli dany klub nie spełni warunków przepisu, będzie musiał zapłacić karę (choć oficjalnie będzie się to nazywało opłatą na rzecz szkolenia) w wysokości maksymalnie dwóch milionów złotych. PZPN rozważa też limit młodzieżowców w każdym meczu, by nie dochodziło do sytuacji, w których większość zawodników w ostatnich kolejkach to juniorzy. Są jednak jeszcze inne drogi do kombinowania. I o nich właśnie piszemy, pokazując w ten sposób ułomności nowego przepisu o młodzieżowcu.

Reklama

Szansa przy 0:3 w 60 minucie

Wiele klubów będzie miało podejście na zasadzie: gdy jest stawka, gramy doświadczonymi. Gdy jest po herbacie, ogrywamy młodych. Wyobraźmy sobie np. mecz Stali Mielec w Szczecinie. Trener wystawia wyjściowy garnitur bez żadnego młodzieżowca. Do przerwy Pogoń wygrywa 2:0, a później szybko strzela kolejną bramkę. Szkoleniowiec kalkuluje wtedy: mecz i tak jest już przegrany, trzeba zająć się celami pobocznymi…

A więc decyduje się na potrójną zmianę – w 60. minucie wchodzi trzech młokosów za Flisa, Lebedyńskiego i Domańskiego. Jaki ma to sens dla meczu? Żaden. Stal zmniejsza swoje szanse na bohaterskie 3:3, a Pogoń może iść po kolejne bramki. Jaką ma to wartość dla młodzieżowców? No cóż – też żadną. Można pudrować rzeczywistość hasłami „sprawdzą się w ciężkich warunkach” czy „to trudne przetarcie zaprocentuje”, ale w rzeczywistości to dla nich trzydzieści minut biegania, podczas których nie urosną jako piłkarze. To nie będzie dla nich realna szansa, a gra na sztukę. Jeśli dobrze pójdzie, podczas takich ostatnich dwóch kwadransów można urwać lekko sto minut z wymaganego limitu (a więc więcej niż gdyby jeden młodzieżowiec zagrał pełne spotkanie).

To trzeba na spokojnie

Jesteś Cracovią, Jagiellonią albo Wisłą Płock, czyli klubem, który raczej nie będzie miał pożaru pod koniec sezonu i który pewnie nie powalczy o nic więcej (choć ma na to ambicje). Na początku sezonu oszczędnie wprowadzasz młodzieżowców, by zobaczyć, na ile cię stać grając na galowo. Po rundzie jesiennej wiesz, że masz względny spokój. Około 26. kolejki praktycznie przyklepałeś utrzymanie.

Co robisz? Ano zaczynasz wprowadzać młodych zawodników, żeby uniknąć kary. Po trzech-czterech w każdym meczu. Zaburza to niejako sprawiedliwość rozgrywek: drużyny, które grały z tobą na początku rundy wiosennej, miały ciężej niż te w końcówce, gdy rozgrywają się najważniejsze dla ligi mecze. Łatwiej wygrać z Wisłą Płock, która ma w składzie Pawlaka, Kocyłę i Gerbowskiego niż z tą samą Wisłą Płock, która zagra Vallo, Szwochem i Rasakiem. Oczywiście jest w takim podejściu pewne zagrożenie, bo jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem i w końcówce sezonu niespodziewanie zbliżysz się do strefy spadkowej, to najważniejsze mecze będziesz musiał łączyć z wypełnianiem wymogów regulaminowych.

Reklama

Granie kontuzjowanymi

Ostatnie kolejki sezonu. Zgromadziłeś już wymagane 3000 minut. Jeden z twoich piłkarzy ma jednak na koncie 270 minut i tylko cztery mecze, więc nie łapie się jeszcze do bilansu. Niestety, na początku sezonu odniósł kontuzję i z tego powodu stracił prawie cały sezon. Ale przecież nie ma już gipsu, nie chodzi już o kulach, a nawet zaczyna truchtać. Wprawdzie nie kopie jeszcze piłki, no ale… Może by tak zagrał? 

To oczywiście skrajny przypadek. Chociaż nie wiadomo, czy wcale nierealny, skoro analogiczna sytuacja wydarzyła się nie tak dawno temu w Zagłębiu Sosnowiec, nad którym nie wisiało przecież widmo straty dwóch milionów złotych, a potencjalna wygrana z Pro Junior System. Skoro takie wypaczenia generują niższe stawki na zapleczu, to dlaczego miałyby one nie wystąpić, gdy gra toczy się o naprawdę poważne pieniądze?

A więc tak – załatwiasz sobie opinię lekarza, że piłkarz może teoretycznie wziąć udział w meczu. Minimalizujesz ryzyko – twój zawodnik nawet się nie rozgrzewa, po rozpoczęciu gry ktoś kopie w aut i dokonujesz roszady. Nasłuchasz się trochę w mediach o tym, że działasz w sposób patologiczny, ale koniec końców będziesz o dwieście minut do przodu. I unikniesz poważnej straty finansowej. W rozmowach z innymi klubami powiesz, że „każdy by tak zrobił”, a twoi koledzy ci przytakną.

Szansa na siłę 

Analogiczna sytuacja do tej poprzedniej – końcówka sezonu, trzeba dobić jeszcze kilkaset minut, a jeden z zawodników ma ich na koncie dwieście i cztery rozegrane mecze. Wylądował w rezerwach, bo albo zaczął się obijać, albo imprezować, albo mu odwaliło, albo z jakichś innych powodów zjechał z formą. Po prostu – w żaden sposób nie zasłużył na szansę.

No, ale ty musisz jak najszybciej nabić wymagane punkty, więc zabierasz go z rezerw i wystawiasz od razu w pierwszym składzie. Inni młodzieżowcy dziwią się: dlaczego akurat on, skoro to my rzetelnie pracujemy na treningach? Ich problem polega na tym, że mają do tej pory po dwa mecze, a więc i tak nie pomogą w zbieraniu minut. Nie działa to na nich motywująco. Tak samo jak na 15-letni talent, który w ostatniej kolejce miał dostać szansę debiutu w Ekstraklasie, ale musi obejść się smakiem. Kibice zastanawiają się, czy to renesans obiecującego piłkarza, który po niezłym starcie sezonu wylądował w szafie, ale ten po chwili wraca do rezerw i świat o nim zapomina.

„Wykładamy laskę”, wersja 1.0

Jesteś takim Rakowem Częstochowa. Kręcisz nosem, gdy znów musisz grać młodzieżowcami, bo przecież najmocniej lobbowałeś za zniesieniem przepisu. Na początku starasz się dawać szansę. Trochę ogrywasz Krzyżaka, trochę Trelowskiego. W okolicach wiosny orientujesz się, że idziesz łeb w łeb z Pogonią i Lechem, mając realne szanse na mistrzostwo Polski.

A że bój jest wyrównany, chcesz zwiększyć swoje atuty, więc podejmujesz twardą decyzję: olewamy przepis o młodzieżowcu, gramy najlepszymi. Decydujesz się na stratę dwóch milionów złotych, ale to wykalkulowane ryzyko. Wiesz, że jeśli skończysz na drugiej pozycji, zarobisz o kilka milionów więcej niż np. trzecia Pogoń. Wiesz też, że nagroda za pierwsze miejsce jest nieporównywalnie większa niż te dwie bańki, które musisz „zainwestować”. Na koniec sezonu z radością przelewasz kasę na konto PZPN.

„Wykładamy laskę”, wersja 2.0

Jesteś Radomiakiem Radom. Zaraz startuje sezon, a ty na dobrą sprawę nie masz młodzieżowców. Wcześniej obsadziłeś nimi bramkę i zapewniłeś sobie tym manewrem spokój, ale teraz nie spełniają oni już wymogów wiekowych. Masz dwie opcje:

  • ściągnąć kilku nowych młodzieżowców,
  • wyłożyć laskę od początku sezonu.

Zaczynasz liczyć. Maksymalna kara to mniej niż 500 tysięcy euro. Rozglądasz się po rynku. Widzisz, że za sensownego młodego trzeba zapłacić – jeśli nie odstępne (w najgorszym wypadku), to ekwiwalent (w najlepszym). Do tego pensja. Wygórowana, bo teraz młodzi się cenią. Wiesz, że jeden ci nie wystarczy, musisz mieć ich czterech-pięciu. Szybko orientujesz się, że to dla ciebie większy koszt niż te dwa miliony złotych, a więc nawet nie udajesz, że interesuje cię przepis o młodzieżowcu. Oczywiście w tak chłodnej kalkulacji nie ma nic złego, ale chyba nie o to chodzi twórcom tej regulacji, którzy robią to – przynajmniej takie panuje przekonanie – dla dobra polskiej piłki.

***

To oczywiście tylko teoretyczne rozwiązania, tak samo jak teorią było wystawianie młodzieżowego bramkarza i ściągnięcie go po minucie, a przecież taką drogę na skróty „oferuje” dotychczas obowiązujący przepis. Życie pokazało, że nikt nie omija przepisu w tak bezczelny sposób, ale… tym razem możliwości jest znacznie więcej. Wiele wskazuje na to, że przed nami czasy kreatywnego podejścia do nowej regulacji, która przecież powstała po to, by jak najwięcej młodych otrzymywało realną szansę w Ekstraklasie.

WIĘCEJ O MŁODZIEŻOWCACH: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

42 komentarzy

Loading...