Oj, srogą kartę walk dostaliśmy na KSW 70. Pora może nie była najlepsza, bo gala w Łodzi odbywała się równocześnie z finałem Ligi Mistrzów, ale kto postawił na wieczór z MMA, ten mógł być zadowolony. Dopisała walka wieczoru, gdzie Mariusz Pudzianowski w fenomenalnym stylu znokautował Michała Materlę. W co-main evencie porażkę poniósł wracający do KSW po prawie trzynastu latach Daniel Omielańczuk.
Main i co-main event były popisami tych, których skazywano na porażki. Najpierw do klatki wszedł Daniel Omielańczuk z Ricardo Praselem. Ten pierwszy to jedna z legend polskiego MMA, który w KSW walczył przed prawie trzynastoma laty. Po podróżach po całym świecie (walczył chociażby w UFC czy ACA) wrócił do klatki federacji i zestawiono go z Praselem, który w ostatniej walce wyszedł z ogromnych tarapatów w starciu z Michałem Kitą i zwyciężył przez TKO w drugiej rundzie. Niemiec brazylijskiego pochodzenia był stawiany w roli underdoga, a już w pierwszej rundzie poddał doświadczonego Polaka. Omielańczuk przechwycił nogę, obalił rywala i poszedł w parter. – Przeliczyłem się – przyznawał po walce. Prasel to bowiem świetny specjalista w zakresie BJJ, złapał kostkę Omielańczuka i doszedł do dźwigni na staw skokowy. Faworytowi pozostało tylko odklepać.
Prasel był szczęśliwy, ale i wściekły za to, że znów stawiany był w roli underdoga. Wygarnął to w wywiadzie i zapowiedział, że chce iść w górę rankingu kategorii ciężkiej. Czy ma na to szanse? Cóż, mając na rozkładzie Kitę i Omielańczuka pozostało mu już wąskie grono zawodników, z którymi może walczyć w KSW w królewskiej dywizji.
KSW 70. Pudzianowski zgasił światło Materli
Gdyby pokazać komuś, kto o polskim MMA nie ma zielonego pojęcia, fotkę z ważenia Materli i Pudzianowskiego, a następnie powiedzieć, że ten mniejszy jest uznawany za faworyta tego starcia, to na pewno by nie uwierzył. Pudzianowski wniósł na wagę kilkanaście kilogramów więcej, w dzień walki dysproporcja była pewnie jeszcze większa. Materla zgodził się na to wyzwanie i przeszedł aż o dwie kategorie wagowe wyżej. Ale wcale nie stał na straconej pozycji – wygrał pięć z sześciu ostatnich walk, przegrywał ostatnio tylko z Roberto Soldiciem, poza tym jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w Polsce.
“Pudzian” jednak już na początku walki podłączył Materlę, który próbował polować ciosami na tułów dużo cięższego rywala. Być może była to sprytna taktyka, by zamęczyć giganta, ale Pudzianowski nie pozwolił na przetestowanie swojego cardio. Po nieco ponad stu sekundach potężnym, czyściutko trafionym podbródkowym powalił przeciwnika, który momentalnie stracił świadomość.
Morderstwo #KSW70 pic.twitter.com/L91n9QbkIc
— mmapunch.pl (@mmapunch_pl) May 28, 2022
Cucenie przegranego trwało dłuższą chwilę, a kibice zgromadzeni na Atlas Arenie zamarli, bo każdy wiedział, że cios Pudzianowskiego może siać spore spustoszenie. Materla jednak wreszcie się podniósł, a w wywiadzie po walce przyznał, że… ciosu nie pamięta, podobnie jak przebiegu walki. I na szerszą analizę pokusi się dopiero, gdy obejrzy to starcie na powtórkach.
Do ciekawego wydarzenia doszło jeszcze w klatce, bo Mariusz Pudzianowski zadeklarował, że jest gotowy, by zmierzyć się z Mamedem Chalidowem. Znów mielibyśmy zatem do czynienia z walką olbrzyma z zawodnikiem wyraźnie mniejszym gabarytowo, ale o ogromnym doświadczeniu. Chalidow wstępnie zaakceptował to wyzwanie, choć ostatnio zaczepiał Roberto Soldicia o rewanż. Teraz wszystko w rękach matchmakerów KSW.
Co poza tym działo się na KSW 70?
Było bardzo ciekawie, bo aż siedem z dziewięciu starć zakończyło się przed czasem. Na punkty wygrała tylko Anita Bekus z Robertą Zocco, a w bardzo wyrównanej, choć nieco nudnej walce Bartosz Leśko pokonał Damiana Piwowarczyka. Dla tego drugiego to była pierwsza porażka w MMA i trzeba przyznać, że zawodnik określony odkryciem 2021 roku w polskim MMA nie zaprezentował się dziś z dobrej strony.
Już w pierwszej rundzie zakończyły się walki Ivana Erslana z Rafałem Kijańczukiem oraz Marka Samociuka z Izu Ugonohem. Erslan zgłosił aspiracje do walki o pas kategorii półciężkiej po tym, jak zasypał “Kijanę” serią ciosów pod siatką. Samociuk z kolei jeszcze łatwiej niż rok temu rozbił Ugonoha w parterze. Niewykluczone, ze dla Izu będzie to ostatnie starcie w federacji KSW. Ponownie był tylko tłem dla Samociuka i po walce bil się z myślami mówiąc o swojej przyszłości.
Kontuzje zakończyły drugą i czwartą w kolejności walkę gali. Albert Odzimkowski zdominował w pierwszej rundzie Tommy’ego Quinna i pewnie zmierzał po zwycięstwo. Ale pewnie nie spodziewał się, że dojdzie do tego przez uraz przeciwnika. Quinn przy asekuracji przy obaleniu oparł się na ręce, a ta wygięła się w nienaturalny sposób w stawie łokciowym i prawdopodobnie doszło tam do jakiegoś paskudnego złamania.
Mniej groźny, aczkolwiek równie brzydko wyglądający uraz przerwał starcie Radosława Paczuskiego z Jasonem Wilnisem. Holender w trzecie rundzie pechowo oparł się na dłoni i gdy podniósł się z maty jeden z jego palców wyginał się nie w tę stronę, w którą powinien. Sędzia momentalnie przerwał tę walkę. A szkoda, ze ta zakończyła się w taki sposób, bo obaj zawodnicy zaprezentowali nam kawał dobrego kick-boxingu w klatce MMA.
KSW 70 za nami, a już 18 czerwca czeka nas KSW 71. A tam też będzie na co popatrzeć. Marian Ziółkowski będzie bronił pasa kategorii lekkiej w starciu z Sebastianem Rajewskim, do debiutu w klatce MMA szykuje się Artur Szpilka, a do powrotu do KSW sposobi się Marcin Różalski.
Zobacz więcej o MMA:
- Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały
- Rasista, człowiek Trumpa i świetny zapaśnik. Colby Covington, zły chłopiec UFC
- Gdzie jest sufit Mateusza Gamrota?
- Dana White. Oto najpotężniejszy człowiek w świecie MMA
- #FreeCain, czyli czy zemsta na pedofilu może usprawiedliwić próbę zabójstwa?
- Israel Adesanya – błąd w Matrixie, postać z kreskówki, pan żywiołów