Reklama

Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

27 grudnia 2021, 13:46 • 23 min czytania 2 komentarze

To jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w świecie UFC. Z jednej strony, bijący kolejne rekordy mistrz, uwielbiany przez rzeszę fanów, którego nazwisko regularnie przewija się w rozważaniach na temat najlepszego fightera w historii federacji. Z drugiej, to człowiek skompromitowany kolejnymi wpadkami dopingowymi oraz aferami pozasportowymi, któremu wielu ludzi odmówiłoby podania ręki. Bo istotnie, trudno szanować kogoś, kto regularnie wsiada za kółko po pijaku, mając partnerkę i trójkę dzieci, woli spędzać czas w barach i klubach nocnych, a doszło nawet do tego, że prawdopodobnie znęcał się fizycznie nad swoją drugą połówką.

Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały

Teraz Jon Jones otwarcie mówi o podboju wagi ciężkiej. I to bez żadnych półśrodków. Za rywala obrał sobie zwycięzcę pojedynku Francis Ngannou-Ciryl Gane, zatem Amerykanin chciał jak najszybciej zdobyć mistrzowski pas. Ostateczne Gane przegrał z Ngannou, lecz Predator nie podpisał nowego kontraktu z UFC. Tym sposobem popularny Bones stanie przed szansą zdobycia tytułu, a jego przeciwnikiem będzie właśnie drugi z Francuzów. Co jest pewną ironią – Jones przez lata uważał się za prawdziwego czempiona w półciężkiej, szydząc z fighterów którzy walczyli o zawakowany przez niego pas. Teraz, po abdykacji Ngannou, sam może w ten sposób zasiąść na tronie najcięższej dywizji. Czy uda mu się zrealizować swój plan, czy może jednak styl życia mistrza i długi rozbrat z oktagonem w końcu dadzą o sobie znać?

Poniższy tekst został opublikowany 27 grudnia 2021 roku, lecz wiele informacji w nim zawartych nie straciło na aktualności. W związku z nadchodzącym powrotem Jonesa, postanowiliśmy Wam go przypomnieć w nieco odświeżonej formie.

W ŻYCIU DOBRO NIE ZAWSZE ZWYCIĘŻA

Oczywiście, w klatce Jones dokonywał rzeczy wielkich. Zdobywając mistrzowski pas w wieku dwudziestu trzech lat, do dziś jest najmłodszym zawodnikiem w historii UFC, któremu udała się ta sztuka. Mało tego, w swojej ostatniej walce z Dominickiem Reyesem ustanowił kolejny rekord. Jon ma na koncie aż czternaście zwycięstw w starciach o pas – wcześniej najlepszy pod tym względem był Georges St-Pierre. Bones dominował w kategorii półciężkiej przez długich dziewięć lat.

Reklama

Zresztą, wygranych walk mistrzowskich mógł mieć o jedną więcej. I tu dochodzimy do mrocznej strony mistrza. Otóż Jon wygrał w rewanżowym pojedynku z Danielem Cormierem. I przy tej postaci zatrzymajmy się na moment. Cormier również jest uważany za jednego z najlepszych zawodników w historii UFC. Ale poza występami w tej samej kategorii wagowej, z Jonesem dzieliło go niemal wszystko.

Już przed pierwszą walką pomiędzy zawodnikami wrzało. Daniel to spokojny człowiek i wzór profesjonalizmu zarówno w oktagonie, jak i poza nim. Jednak widok Jonesa doprowadzał go do szewskiej pasji. „DC” wręcz nienawidził swojego rywala twierdząc, że przez swój styl życia marnuje on ogromny potencjał. Obaj nie znosili się do tego stopnia, że na spotkaniu promującym galę UFC 178 po prostu pobili się na scenie. Stanowa Komisja Sportowa z Nevady orzekła, że to Jones ponosi winę za zaistniałą sytuację i przyłożyła krnąbrnemu mistrzowi pięćdziesiąt tysięcy dolarów kary oraz czterdzieści godzin prac społecznych.

Sami zainteresowani mieli się spotkać w klatce w styczniu, podczas gali UFC 182. Lecz mało brakowało, a do ich walki by nie doszło. Wszystko przez wspomniany styl życia Jonesa, który wpadł na zażywaniu kokainy. Sam biały proszek nie jest zakazany przez WADA, o ile sportowiec nie znajduje się pod jego wpływem na dwanaście godzin przed zawodami. Zatem Bones został ponownie przebadany na jego obecność 23 grudnia i ten test już nic nie wykazał. Później tłumaczył, że wciągnął koks w pełni świadomie, ale był to jednorazowy wybryk. Kokainę poznał jeszcze na studiach, próbował jej parokrotnie, ale nigdy nie był od niej uzależniony.

W każdym razie, walkę z Cormierem wygrał przez jednogłośną decyzję sędziów, po czym udał się na odwyk. Ten trwał zaledwie jeden dzień, co media odebrały jak splunięcie w twarz setkom osób, które zmagają się z problemem uzależnienia od narkotyków.

– Cała ta sytuacja była naprawdę zawstydzająca. Musiałem tłumaczyć się wielu ludziom, że w żaden sposób nie jestem uzależniony od kokainy, bo nawet nie biorę jej regularnie. Ja tylko podjąłem naprawdę głupią decyzję i zostałem w tej sytuacji przyłapany ze spuszczonymi gaciami. Nie mam żadnych wymówek na swoje zachowanie. Mogę po prostu przeprosić – mówił Jones w wywiadzie dla telewizji FOX.

Reklama

Okej, wciąganie kresek mogło zostać potraktowane jak doping, ale ostatecznie tak się nie stało. Jednak cała afera poskutkowała tym, że WADA coraz baczniej zaczęła przyglądać się poczynaniom mistrza. Po jego pojedynku z Cormierem, Dana White planował rewanż obu zawodników podczas gali UFC 200. Tymczasem Jones wpadł kolejny raz, ale tym razem zarzuty były znacznie poważniejsze. W jego organizmie wykryto klomifen i letrozol. Pierwszy środek blokuje estrogeny – czyli żeńskie hormony – w ciele zawodnika. Natomiast drugi zamienia androgeny – czyli na przykład testosteron – w estrogeny. Zatem oba środki połączone ze sobą mogą stanowić doskonały kamuflaż w stosowaniu męskiego hormonu płciowego.

Jones tym razem tłumaczył się, że brał Cialis – lek stosowany głównie w przypadku zaburzeń erekcji. Przyznacie, że stosowanie takiego medykamentu brzmi dość kuriozalnie, kiedy mowa o ojcu czwórki dzieci… Ale istotnie, preparat został przebadany przez USADA i wykryto w nim skażenie nielegalnymi substancjami, o których producent nie poinformował. W sukurs za zawodnikiem stanął również Dana White twierdząc, że ten z pewnością nie wziął niedozwolonych substancji intencjonalnie. W efekcie USADA przyznała mu zaledwie rok zawieszenia. Wielki rewanż musiał więc poczekać, a Cormier na gali UFC 200 zmierzył się z Andersonem Silvą.

Ostatecznie obaj rywale spotkali się 29 lipca 2017 roku, podczas UFC 214. Po jednej stronie oktagonu stał gość, którego trudno było nie polubić. Człowiek serdeczny, rodzinny i wzór profesjonalizmu. Choć sama sylwetka „DC” na to nie wskazywała.

Po drugiej stronie klatki znajdował się on. Rozbijający się kosztownymi furami pirat drogowy, który nad życie rodzinne, bardziej cenił sobie towarzystwo striptizerek. Facet nie stroniący od alkoholu oraz innych używek. Człowiek, który otwarcie mówił o tym, że na tydzień przed walką ma w zwyczaju zaliczyć gigantyczny melanż, bo to jego sposób na reset po ciężkich przygotowaniach. W dodatku za którym ciągnął się smród dopingowej wpadki. A jak się później okazało, jego problemy tylko się piętrzyły.

Ale to jeszcze nie wszystko. Nawet styl walki Jonesa wzbudzał kontrowersje. Otóż dysponujący sporym zasięgiem ramion Bones często wystawiał wyprostowaną lewą rękę w kierunku twarzy przeciwnika. Sam tłumaczył, że w ten sposób wyczuwa dystans dzielący go od rywala, co pozwala mu lepiej kontrolować walkę. Problem polega na tym, że Jones walczył z otwartą lewą dłonią, co kończyło się tak, że palce mistrza niejednokrotnie lądowały w oczodołach rywali. Kwestia była na tyle kontrowersyjna, że głos w sprawie zabrał Dana White twierdząc, że taki precedens musi zostać ograniczony. Mistrz na podobne zarzuty fanów odpowiedział prześmiewczym filmem na Instagramie, na którym, udając zapłakanego, kpił sobie z oskarżeń kibiców.

Tak, druga walka Cormier-Jones była prawdziwym starciem dobra ze złem. Gdyby to był film, to w ciemno moglibyśmy zakładać wygraną Cormiera. Zwłaszcza, że pierwszy pojedynek w którym ten dobry zwykle dostaje łomot, miał już miejsce. Scenariusz idealny zakładał wielki rewanż i pogonienie pyszałka. Tymczasem w trzeciej rundzie twarz DC spotkała się z piszczelem Bonesa. Dalej akcja potoczyła się błyskawicznie. Cormier zaczął tańczyć, Jones poczuł krew, przewrócił rywala, po czym sklepał go w parterze.

Rzecz w tym, że Jones z wygranej cieszył się krócej, niż dwa miesiące. Amerykanin kolejny raz wpadł na stosowaniu niedozwolonych środków, stąd wynik walki unieważniono. Tym razem w jego organizmie wykryto turinabol – steryd anaboliczny, wspomagający budowę masy mięśniowej. Była to już druga wpadka Jonesa, co zwykle podchodzi pod recydywę. I stąd jeszcze mocniej dziwi fakt, że ostatecznie karę skrócono do zaledwie piętnastu miesięcy. Jako powód obniżenia kary podano, iż zawodnik na każdym etapie śledztwa współpracował z USADA. Podał on amerykańskiej agencji antydopingowej, że w 2017 roku stosował czternaście suplementów, a producent każdego z nich nie informował, że mogą one zawierać nielegalne substancje. Jak wykazały badania, niektóre jednak je zawierały, stąd uznano, że zawodnik przyjmował niedozwolone środki nieświadomie. Kolejny już raz…

Wierzę, że Jon oszukiwał. Jestem pewien, że tak było i jestem pewien, że robił to przez całą swoją karierę. Nie będę tu jednak siedział i udawał, że to był pierwszy gość na sterydach, z którym walczyłem. Pokonałem wszystkich pozostałych. Powinienem pokonać też jego. Wygrałbym kolejną walkę. Wciąż myślę, że jestem w stanie to zrobić. W mojej głowie nie ma wątpliwości – mówił rozżalony Cormier.

NAJGROŹNIEJSZY GRUBAS ŚWIATA – HISTORIA DANIELA CORMIERA

Najlepsze jest to, że wpadka po walce z Cormierem nie była ostatnim smrodem dopingowym, który stworzył się wokół Jonesa. W październiku 2018 roku został on ponownie dopuszczony do pojedynków. O tym, jak symboliczną karę w sportach walki stanowi rok zawieszenia, niech świadczy fakt, że już pod koniec grudnia Jones miał podpisaną walkę z Alexandrem Gustaffsonem. Ale niewiele brakowało, a i do niej by nie doszło, bo w organizmie Jonesa wykryto śladowe ilości turinabolu. Czyli sterydu, na którym mistrz wpadł poprzednim razem. Wobec tego nie otrzymał on pozwolenia na start w stanie Nevada – a gala miała odbyć się w Las Vegas. Jednak na kilka dni przed pojedynkiem wszystko było już dopięte na ostatni guzik. To miało być wydarzenie wieczoru, zatem nie można było ot tak go sobie odwołać.

Przy takim obrocie spraw, UFC postanowiło przenieść galę do Kalifornii. Tam, po przystąpieniu do VADA – czyli Dobrowolnej Agencji Antydopingowej – i przeprowadzeniu testów, lekarze stwierdzili, że podwyższony poziom turinabolu jest efektem tego, że organizm mistrza jeszcze nie oczyścił się z poprzednich dawek tego specyfiku. Oraz że tak niewielkie ilości w organizmie nie przynoszą Jonesowi żadnych korzyści.

Trudno zatem dziwić się, że Jones posiada tak zszarganą opinię w świecie MMA, skoro afery dopingowe ciągną się za nim od 2014 roku. Ale ze względu na swoje umiejętności – a tych nie można mu odmówić – oraz długą dominację, Bones dorobił się pokaźnego grona fanów. Co niektórzy z nich są do tego stopnia zapatrzeni w Amerykanina, że uważają go za jedynego pełnoprawnego mistrza w wadze półciężkiej… deprecjonując na przykład Jana Błachowicza.

Przekaz jest prosty. W lutym 2020 roku, po wygranej walce z Dominickiem Reyesem, Bones zwakował tytuł mistrzowski. Amerykanin pragnął przejść do wyższej kategorii wagowej, w której czekały go nowe wyzwania oraz lepsze pieniądze. Z tego względu, kiedy nasz zawodnik pół roku później również pokonał Reyesa w walce o pas, sympatycy Jonesa twierdzili, że Polak jest czempionem nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Wszak de facto nie pokonał obecnie panującego mistrza. Na szczęście Jan udowodnił w walce z Israelem Adesanyą, że jest jak najbardziej pełnoprawnym mistrzem.

SPRAWDŹ: SIEDEM NAJWAŻNIEJSZYCH WALK W HISTORII POLSKIEGO MMA

Tymczasem Jones konsekwentnie wystawiał cierpliwość swoich kibiców na kolejne próby…

JONES I SAMOCHÓD – WYBITNIE NIEUDANE POŁĄCZENIE

Bo smród związany z występami w klatce, który ciągnie się wokół amerykańskiego mistrza, jest niczym w porównaniu do tego, co Jones wyczyniał poza oktagonem. Wybaczcie nieparlamentarny język, ale Jona Jonesa nie da się określić mianem innym, niż skurwiela z krwi i kości.

Nieprzyjemne historie ciągną się za Amerykaninem od lat. I szczerze, jeżeli wszystko kończyłoby się na piciu i ćpaniu, moglibyśmy powiedzieć – okej, to jego zdrowie, kiedyś odczuje skutki takiego prowadzenia się. Niestety, na odpałach Jonesa zwykle cierpią osoby trzecie. Tak było chociażby 19 maja 2012 roku, kiedy w sobotni poranek zawodnik wracał z imprezy swoim Bentleyem Continentalem GT. Oprócz niego, w samochodzie znajdowały się dwie kobiety. Przy czym w tym przypadku były to znajome Jonesa – z jedną z nich zawodnik chodził kiedyś do szkoły.

Sobotnia przejażdżka zakończyła się dla samochodu bliskim spotkaniem z słupem telefonicznym i niewielkimi obrażeniami pasażerów. Kiedy na miejsce przyjechała policja okazało się, że Jones znajduje się pod wpływem. Choć według relacji funkcjonariuszy, badania swojego stanu odmówił bardzo grzecznie – co nie zawsze stanowiło regułę w jego kontaktach z policją. Opuścił areszt po tym, jak jego matka wpłaciła kaucję. Ponadto sam zapłacił tysiąc dolarów grzywny i stracił prawko na pół roku. Czy ta historia nauczyła go czegokolwiek? To niestety pytanie retoryczne, a prawdziwych kłopotów Jones narobił sobie trzy lata później.

W kwietniu 2015 roku Bones zignorował czerwone światło na jednym ze skrzyżowań w Albuquerque, przez co prowadzony przez niego pojazd zderzył się z dwoma innymi samochodami. Po spowodowaniu wypadku, zawodnik zupełnie spanikował. Postanowił zbiec z miejsca zdarzenia na piechotę, po czym… wrócił do roztrzaskanego auta, zabrał z niego gotówkę i uciekł ponownie. Na jego nieszczęście, na miejscu znajdowali się świadkowie. W tym funkcjonariusz policji, będący wówczas po służbie. Jakby tego było mało, jeden z pojazdów w który uderzył Jones, był prowadzony przez kobietę w ciąży, która w wyniku wypadku złamała rękę. Zatem zwykłe wykroczenie drogowe zamieniło się w przestępstwo.

Dojście do tego, kto był sprawcą wypadku, nie stanowiło dla policjantów wielkiego wyzwania. Jon wprawdzie zabrał gotówkę z samochodu, ale auto – konkretnie srebrny Buick – było wypożyczone. A umowa wypożyczenia na nazwisko Jonathan Jones leżała sobie w schowku i czekała na to, aż znajdą ją policjanci, przeszukujący opuszczony pojazd. Zawodnik postanowił nawet tak bardzo ułatwić pracę funkcjonariuszy, że ci nie musieli sprawdzać każdego Jonathana Jonesa w kraju. W samochodzie zostawił też dokumenty ze Stanowej Komisji Sportowej w Nevadzie. A do tego sporo opakowań prezerwatyw oraz fajkę z marihuaną.

Dwa dni później, już po wydaniu nakazu aresztowania, Jones sam zgłosił się na komisariat, ale za kratkami długo nie posiedział. Opuścił areszt tego samego dnia, po wpłaceniu dwóch i pół tysiąca dolarów kaucji. Pięć miesięcy później zapadł wyrok w jego sprawie. Jones otrzymał półtora roku dozoru kuratorskiego oraz prace społeczne, polegające na spotkaniach z dziećmi w ramach prelekcji. Co najważniejsze, spełnienie tych warunków pozwoliło mu uniknąć oskarżenia o przestępstwo. Sam zawodnik oczywiście przeprosił za swoje zachowanie. Z czasem kibice musieli przyzwyczaić się do tego, że cykl życia Jona Jonesa polega na wpadaniu w kłopoty, kajaniu się po zrobionym bałaganie oraz nieodłącznej obietnicy poprawy, która zostanie złamana.

UFC na początku zareagowała bardzo stanowczo na wieść o aferze, którą wywołała jedna z twarzy federacji. Jonesowi odebrano mistrzowski pas, który ostatni raz obronił w… pierwszym pojedynku z Danielem Cormierem. Ponadto Bonesa zawieszono na czas nieokreślony. W teorii brzmi to jak poważna kara. W praktyce, Dana White wolał poczekać na rozwój sytuacji. Gdyby Jones został uznany za przestępcę, UFC mogłaby odciąć się od swojej gwiazdy. Ale po ogłoszeniu wyroku sądu nic nie stało na przeszkodzie, żeby dać mistrzowi szansę odzyskania tytułu.

O ten – chociaż tylko w wersji tymczasowej – Jones powalczył 23 kwietnia 2016 roku, a jego przeciwnikiem był Ovince Saint Preux. Lecz miesiąc przed walką Amerykanin miał kolejną przygodę za kółkiem. Kiedy prowadził swojego Chevroleta Corvette Z06, został zatrzymany przez policję. Funkcjonariusz który go zatrzymał stwierdził, że widział jak Jones urządza sobie wyścig od świateł do świateł z innym samochodem. Przy okazji kontroli, w samochodzie zauważono nielegalne modyfikacje, takie jak za głośny wydech czy problemy z tablicą rejestracyjną. Nagranie z policyjnej kamery pokazuje, jak Jones wyzywa policjanta od świń i pieprzonych kłamców, a także obrusza się, że został zatrzymany wyłącznie za jazdę fajną furą.

Ale to nie koniec przebojów Jonesa za kółkiem. Ten najnowszy miał miejsce w marcu 2020 roku. Według zeznań policjantów, usłyszeli oni dźwięk przypominający wystrzał z pistoletu, a dobiegał on z czarnego Jeepa, przemierzającego ulice Albuquerque. Kiedy pojazd zatrzymano, za jego kółkiem siedział Jones. Jakby tego było mało, Jon podróżował z wypitą do połowy butelką wódki. Sama jazda po spożyciu to głupota. Jednak nawet pod tym względem Amerykanin okazał się absolutnym królem kretynów, dosłownie pijąc za kółkiem. Oczywiście nie poradził sobie z typowymi zadaniami, za pomocą których tamtejsi policjanci oceniają stan upojenia kierowcy. Ku zaskoczeniu zawodnika, wymówka, że posiada wyjątkowo słabą pamięć krótkotrwałą i dlatego miał problem z wykonaniem poleceń, nie zadziałała. A kiedy pod fotelem kierowcy znaleziono broń, sprawy potoczyły się bardzo szybko. Jonesa zakuto w kajdanki i przewieziono do aresztu.

Został oskarżony o jazdę po pijaku, posiadanie otwartej butelki alkoholu w samochodzie (tak, w USA to zabronione), nieodpowiedzialne obchodzenie się z bronią palną oraz brak ubezpieczenia pojazdu. Ostatecznie drugi raz poszedł na ugodę, przyznając się do pierwszego zarzutu. Pozostałe zostały wycofane, zatem skończyło się ponownie na pracach społecznych oraz uczęszczaniu na terapię mającą pomóc Jonesowi rzucić alkohol. Bo istotnie, Jones miał problem z piciem. Bywały okresy w których spożywał procenty nawet przez trzy-cztery dni w tygodniu. I bynajmniej nie była to symboliczna lampka wina do kolacji.

RODZINA NIE MA Z NIM ŁATWEGO ŻYCIA

A przecież piszemy o zawodowym sportowcu. Mistrzu, który powinien stanowić dla innych wzór do naśladowania. Niestety, swoim zachowaniem w trakcie kariery Jones udowadniał, że do ideału mu tak daleko, jak tylko to możliwe, a jego wybryki nie ograniczają się wyłącznie do prowadzenia samochodów na podwójnym gazie. Kiedy wypije – lub weźmie jakiekolwiek inne używki – staje się po prostu niebezpieczny dla otoczenia. I nie potrzebuje do tego kluczyków od auta.

Tak było w kwietniu 2019 roku, kiedy Bones bawił się w TD Eubank Showclub – klubie ze striptizem. W pewnym momencie zaczął całować jedną ze striptizerek po szyi. Kiedy ta upomniała Jonesa, że narusza on regulamin klubu, wściekły zawodnik miał ją spoliczkować, założyć duszenie, po czym rzucił striptizerkę na podłogę i zaczął ją ciągnąć za nogę po lokalu. Całą tę „kombinację” zakończył uderzeniem ofiary w krocze.

Klub dysponował nagraniem z kamer, z którymi zapoznał się nawet Dana White. Szef UFC wręcz… bagatelizował całe zajście mówiąc, że materiał dowodowy nie obciąża Jonesa, a cała sprawa powinna mieć dla zawodnika pozytywne zakończenie. Czy zaiste tak było? Cóż, Jon nie trafił za kratki, więc pod tym względem istotnie mu się upiekło. Ale przyznał się do winy, a niska kara wynikała z – a jakże – ugody, jaką zawarł. Zgodnie z nią, Amerykanin przez dziewięćdziesiąt dni musiał powstrzymać się od picia alkoholu oraz brania innych używek i unikać w tym czasie problemów z prawem. Ponadto, zobowiązał się do zapłaty kosztów sądowych oraz otrzymał zakaz wstępu do klubu, w którym zajście miało miejsce.

DANA WHITE – NAJPOTĘŻNIEJSZY CZŁOWIEK W ŚWIECIE MMA

Zakładamy, że w tym momencie mogliby znaleźć się ludzie broniący zawodnika. Abstrahując od tego, że posiadając partnerkę – Jessie Moses – z którą ma trójkę dzieci, klub ze striptizem powinien być ostatnim miejscem na ziemi po którym mógłby się szlajać. Ale tak niski wyrok – poza wysokimi umiejętnościami prawników Jonesa – może też sugerować, że striptizerka mocno wyolbrzymiła całe zajście. Innymi słowy, że chciała naciągnąć znanego klienta na odszkodowanie.

Jednak o takie zamiary trudno podejrzewać samą Moses. Była związana z Jonem od 2005 roku, chociaż ich relacja już na starcie nie należała do najprostszych. Zanim Jones stał się gwiazdą, pracował w barze i mieszkał w piwnicy domu rodzinnego Jessie. Para miała za sobą rozstanie, które zresztą poskutkowało tym, że Amerykanin związał się z inną kobietą, z którą ma najstarszą córkę. Ponownie zeszli się w roku 2008. Choć w zasadzie był to związek na odległość. Jessie i córki mieszkały w stanie Nowy Jork, zaś Jones na co dzień trenował w Jackson Wink MMA Academy w Albuquerque, czyli w stanie Nowy Meksyk.

Trenował, bo po zdarzeniu, które miało miejsce 25 września 2021 roku w hotelu Caesars Palace w Las Vegas, Jones został wyrzucony z Jackson Wink. Wówczas Amerykanin odwiedził wraz z rodziną światową stolicę hazardu, ze względu na uroczystość wprowadzenia jego pierwszej walki z Alexandrem Gustafssonem do Hall of Fame UFC.

Jon Jones wraz z rodziną, pozujący na ściance gali UFC Hall of Fame. Fot. Newspix

Ale Vegas zupełnie go pochłonęło – zresztą, nie pierwszy raz.

Do pokoju hotelowego wrócił kompletnie pijany, ale nie dość mu było wrażeń. Pomiędzy parą doszło do awantury, gdyż Jon planował wziąć dziesięć tysięcy dolarów i pójść ze znajomymi do… pobliskiego klubu ze striptizem. Tak, dobrze zrozumieliście – nie zważywszy na to, że przyjechał na uroczystość z partnerką (formalnie Jessie była jego narzeczoną) i trzema córkami, planował po prostu wyjść na panienki z kumplami. Kiedy Moses mu tego zabroniła (kto by pomyślał, że będzie mieć coś przeciwko!), Amerykanin wpadł w szał. Kłótnia była na tyle poważna, że najmłodsza, ośmioletnia córka Jona i Jessie poprosiła recepcję o wezwanie policji.

Gdy funkcjonariusze zjawili się na miejscu, zobaczyli zakrwawioną pościel, buty i ślady uderzeń na twarzy Jessie. Ale samego Jona nie zastali na miejscu. Ten zmierzał już z przyjaciółmi w kierunku strip-klubu i został przez policjantów zatrzymany na ulicy. Oczywiście, taki rozwój wydarzeń nie do końca mu się spodobał i zaczął stawiać opór przy aresztowaniu, wskutek czego uszkodził radiowóz. Nie ochłonął również w areszcie. Ironicznie dziękował policjantom za zrujnowanie najlepszej nocy w życiu i głośnio zastanawiał się, czy byłby w stanie pokonać ich wszystkich, gdyby nie byli uzbrojeni.

Dana White, kiedy dowiedział się o całym zajściu, nawet nie udawał zaskoczonego: – Ciężko sprowadzić tego gościa do Las Vegas. I to z obojętnie jakiego powodu. To nie jest miasto dla niego. I ponownie znajdujemy się w tym samym punkcie. To już nawet nie jest szokujące. Kiedy go tu sprowadzamy, wręcz należy się tego spodziewać. Nie mogę go tu zaprosić na mniej, niż dwanaście godzin, żeby wprowadzić go do Hall of Fame. To jest problem. Ten facet nosi w sobie wiele demonów, człowieku, wiele demonów.

Ostatecznie Jones wyszedł z aresztu po opłaceniu kaucji w wysokości szesnastu tysięcy dolarów. Jego partnerka odmówiła sfotografowania przez policję swoich obrażeń. Gdy funkcjonariusze zapytali ją o krew na ustach, odpowiedziała że wyschły jej wargi. Odrzuciła też propozycję założenia Jonesowi karty przemocy domowej, a także zakaz zbliżania się. Ten zaś konsekwentnie utrzymuje, że chociaż nie zawsze pomiędzy nim a Jessie dobrze się układało, to nigdy jej nie uderzył. Ponadto twierdzi, że historia o córce informującej recepcję hotelową o zajściach w pokoju to bajka, gdyż… dzieci spały i z pewnością nie słyszały kłótni rodziców.

W lutym 2022 roku Jones poinformował, że narzeczona ostatecznie się z nim rozstała. Choć sam Jones jeszcze dwa miesiące temu wrzucał na swój Instagram fotki, jak całą rodziną świętują urodziny ich córka Carmen obchodziła urodziny. Cóż, najwyraźniej pewnych ran już nie dało się zagoić, więc po kilku miesiącach od wydarzeń z Las Vegas, Moses zakończyła ich relację. „Jeżeli nienawidzisz Jona Jonesa, wznieś toast, czuję się jak gówno” – napisał na Twitterze sam zainteresowany.

Co do kwestii zawodowych, wyrzucenie Bonesa z klubu przez trenera Mike’a Winkeljohna było najpoważniejszą konsekwencją zajść, jakie miały miejsce tamtej feralnej nocy w Las Vegas. Chociaż w tym przypadku trudno mówić o tym, by szczególnie odczuł skutek swoich działań. Wprawdzie nie ma wstępu do Jackson Wink, ale wciąż współpracuje z ludźmi z tej akademii, lecz nie z samym Winkeljohnem. Pomiędzy oboma panami panowała niezręczna, medialna cisza, aż w końcu Mike postanowił udzielić wywiadu w programie MMA Hour. Krytycznie wypowiedział się na temat postawy Jonesa oraz zaczął głosić tezy, że nie mógł pozwolić na dalsze przebywanie zawodnika w klubie, gdyż jego placówka ma zasady. Zawodnik nie zwlekał długo z odpowiedzią, po obejrzeniu wywiadu wypluwając tweeta za tweetem. Później je skasował, ale wiecie jak to działa – w Internecie nic nie ginie [transkrypcja za lowking.pl]:

– Jakim typem przyjaciela musisz być, żeby w krajowej telewizji prać brudy swoich „braci”? To była jego szansa, aby pokazać kulturę wobec człowieka, który mu zaufał. Tak naprawdę miał całkowicie wyjebane na to, co wydarzyło się tamtej nocy. Zrobi wszystko dla rozgłosu.

Przez kilka lat mieliśmy w teamie skazanego gwałciciela, a teraz nagle pojawiły się jakieś zasady? Zjeżdżaj stąd!

Gdybym był takim potworem, to nie próbowałby cały czas zarabiać na tym, że byłem jego podopiecznym. A plakaty Jona Jonesa są na prawie każdej ścianie w tym budynku!

Jones stwierdził też, że opuścił klub, bo i tak nie trenował z Mikiem, który jest słabym szkoleniowcem, a całą robotę odwala za niego Greg Jackson.

NA PODBÓJ WAGI CIĘŻKIEJ?

W lutym 2023 roku minęły trzy lata, odkąd Jon Jones ostatni raz wyszedł do klatki. Teraz jego długo zapowiadany powrót nastąpi już w wadze ciężkiej. W tym celu związał się z nowym trenerem, Henrym Cejudo – byłym mistrzem UFC w kategorii koguciej oraz muszej.

– Rodzina ma dla niego duże znaczenie. Kocha sztuki walki całym sercem, do tego jest wierzącym człowiekiem – to nas łączy. Podoba mi się sposób, w jaki mnie prowadzi – pokazał mi zupełnie inne spojrzenie na tę grę. Nie tylko na sztuki walki, ale ogólnie – na życie. Rozmawiamy o szczęściu i emocjach. Jego trening jest czymś więcej, niż tylko taktyką walki. On stara się zrobić z ciebie najlepszego człowieka, jakim możesz być – komplementował swojego nowego szkoleniowca Jones. Ale w narożniku Bonesa zobaczymy także wspomnianego Grega Jacksona.

Na całe szczęście, Cejudo nie łączą z Jonesem inne rzeczy, niż miłość do sztuk walki oraz religia. Bo jeżeli chodzi o to, by sam zawodnik stał się możliwie jak najlepszym człowiekiem, nowy trener Jonesa podjął się wyjątkowo karkołomnego zadania. Bones z pewnością znajduje się w gronie kandydatów do miana najlepszego zawodnika UFC w historii organizacji. Jednak w tym przypadku sporą rzeszę zwolenników posiadają Chabib Nurmagomiedow czy też Georges St-Pierre. Ale gdybyśmy mieli stworzyć ranking najbardziej antypatycznych mistrzów w historii amerykańskiej federacji, były czempion kategorii półciężkiej zdystansowałby całą stawkę. Tak, Conora McGregora również – a to już spora sztuka.

W każdym razie, Bones już w dwa lata temu zapowiedział swój powrót, przy czym w wyższej kategorii nie miał zamiaru rozmieniać się na drobne. Pragnął od razu stoczyć walkę ze zwycięzcą pojedynku Francis Ngannou-Ciryl Gane. Ta odbyła się 22 stycznia 2022 roku, natomiast swój powrót Jones planował na kwiecień lub lipiec nadchodzącego roku – w zależności od tego, kto zwycięży w styczniowej walce.

Faworytem styczniowego pojedynku był Kameruńczyk i to do spotkania z nim Jones dążył najbardziej. Oczywiście, na papierze był trudniejszym rywalem, ale dla Amerykanina liczy się to, jak dużo można zarobić na takim pojedynku. Największym atutem Ngannou jest niesamowita siła ciosu. Ma serię sześciu wygranych walk, z czego cztery zakończył już w pierwszej rundzie. Przed walką z Gane’m do drugiej rundy dotrwał z nim tylko Stipe Miocic, ale i on ostatecznie został brutalnie znokautowany.

Francis wypowiadał się bardzo lekceważąco na temat Gane’a, który dzierży mistrzowski pas UFC, ale w wersji tymczasowej. Ngannou nie uznawał tego tytułu, zatem traktował ich walkę jak konieczność. Sam też wolałby spotkać się w klatce z Jonesem, ale… stracił cierpliwość do kolejnych wybryków legendy.

Dużo się mówi o Jonie Jonesie. On też sporo gada, a nadal nie powrócił. Szczerze mówiąc po pokonaniu Stipe nie sądziłem, że spotkam się z kimś innym, niż Jones. A minęło prawie 10 miesięcy i mierzę się z Cirylem Gane, który nawet nie był częścią krajobrazu w tamtym momencie – mówił kameruńsko-francuski mistrz w rozmowie z MMA Junkie – To, co Jon Jones mówi, a co robi, to dwie różne rzeczy i nie postawiłbym na niego żadnych pieniędzy. Robię to, co robię, ale nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Nie jest to jednak coś, za czym teraz bym ganiał.

Trudno dziwić się takiej postawie Ngannou – w końcu ubiegłoroczny powrót Jonesa również nie doszedł do skutku. Ale czy Gane zasługiwał na aż tak lekceważącą postawę względem jego osoby? Śmiemy wątpić. Oczywiście, nie jest aż tak efektownym zawodnikiem jak Ngannou, ale wtedy w zawodowych walkach nie znalazł swojego pogromcy. Legitymował się rekordem 10-0. Nie dysponuje silnym ciosem, jednak potrafi świetnie rozegrać pojedynek pod względem taktycznym. W dodatku może pochwalić się lepszym przygotowaniem kondycyjnym.

Można było się spodziewać, że o ile Ngannou nie zakończy szybko pojedynku – tak jak to miał w zwyczaju – szanse Gane’a na zwycięstwo będą rosły z każdą rundą. I choć faworytem bukmacherów pozostawał Kameruńczyk, to kursy na Ciryla były tylko nieznacznie wyższe. Ostatecznie Ngannou zwyciężył, lecz w dość niespodziewanym stylu. Po pięciu rundach… w których pobił swój rekord obaleń i kontrolował rywala w parterze. Jednak dziś Francisa już nie ma w UFC.

A gdzie w tym wszystkim jest Jon Jones? Na moment ostatniej walki Ngannou, Bones znajdował się tam, gdzie powinien być zawodnik. Czyli w sali treningowej. Podobno ostro zasuwał na treningach. Jednak my mamy wątpliwości, czy demony dawnego mistrza UFC w wadze półciężkiej w końcu go nie dopadną. I nie chodzi tu o kolejne jazdy w życiu prywatnym – choć i te w jego przypadku nie są wykluczone.

Jones walczy już od lat. A kiedy nie walczy, idzie w melanż. Taki styl życia w końcu musi odbić się na jego formie sportowej, a przecież nie mówimy o młodzieniaszku. W 2022 roku stuknęło mu trzydzieści pięć wiosen. W lutym 2023 roku minęły trzy lata, odkąd ostatni raz oglądaliśmy go w oktagonie. Oczywiście, krótkie filmiki na Instagramie, na których Jones tarczuje lub podnosi kilogramy żelastwa, wyglądają super, jednak to tylko mały wycinek. W takiej formule nawet Mike Tyson przygotowujący się do walki emerytów z Royem Jonesem Juniorem, sprawiał wrażenie, że „wciąż to ma”. A potencjalni przeciwnicy Jonesa nie są żadnymi emerytami – to goście z topu wagi ciężkiej MMA.

Kolejną kwestią jest sama zmiana kategorii wagowej. W tym przypadku ponad trzy lata przerwy mogą wyjść Jonesowi na dobre. Nagły przeskok o kilkanaście kilogramów w górę z pewnością spowodowałby, że nieprzyzwyczajony do takiej masy Amerykanin mógłby wysiąść kondycyjnie. Przypomnijcie sobie, jak taki eksperyment zakończył się w boksie. W trzeciej walce z Tysonem Furym, cięższy niż zwykle Deontay Wilder wysiadł po kilku rundach.

Warunki fizyczne Jonesa (193 centymetry wzrostu i aż 215 centymetrów zasięgu ramion) z pewnością sprawiają, że nie będzie odstawał od reszty stawki. Jeżeli uda się mu zwiększyć masę bez utraty wytrzymałości, to posiada umiejętności potrzebne do tego, by jeszcze namieszać w wadze ciężkiej UFC. W takim wypadku ma wszystkie argumenty, by zwyciężyć w walce z Ganem. Czy poradziłby sobie z Ngannou? Kameruńczyk w swoich rękach – i to dosłownie – posiada stary jak świat argument siły ciosu. Mocy uderzenia, z którą Jones w wadze półciężkiej nie miał prawa się spotkać.

I chyba z tego względu wolelibyśmy, aby Amerykanin jednak zmierzył się z Ngannou. W przypadku wygranej, fani Jonesa otrzymaliby solidny powód do tego, by nazywać go najlepszym zawodnikiem w historii UFC. Gdyby jednak przegrał, to zapewne przez ciężki nokaut. A wtedy wielu krytyków kontrowersyjnej gwiazdy UFC mogłoby powiedzieć – nareszcie.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

MMA

Od krwawego sportu do Conora. Najważniejsze momenty w historii UFC

Szymon Szczepanik
2
Od krwawego sportu do Conora. Najważniejsze momenty w historii UFC
MMA

Nie lubię Donalda Trumpa. O brudnych związkach Republikanów ze światem sportu

Bartek Wylęgała
51
Nie lubię Donalda Trumpa. O brudnych związkach Republikanów ze światem sportu

Komentarze

2 komentarze

Loading...