Salerno, jedna z miejscowych włoskich szkół. W trakcie lekcji nauczyciel wyjmuje telefon i nagrywa, jak odmawia z dziećmi modlitwę. Nietypową modlitwę, dodajmy, bo grupa zawierza Maryi utrzymanie Salernitany, beniaminka Serie A. Wsparcie z góry się przyda, ale młodzież jednocześnie zwraca się też do kogoś na ziemi. Cudotwórcy Davide Nicoli.
49-letni Nicola z Luserna San Giovanni, miejscowości samą nazwą nawiązującej do zakonu Augustianów, ze swoimi długimi włosami faktycznie może przypominać proroka. Wygląd powściągliwego człowieka wielkiej wiary psuje tylko but w ręce. Davide wymachuje nim niczym Krzyżacy mieczem, to kolejne wideo dotyczące Salerno, które zdobywa popularność w sieci. Pasja Nicoli ani trochę nie nawiązuje do „Pasji” Mela Gibsona, ale tytułowanie szkoleniowca cudotwórcą jest już jak najbardziej na miejscu.
Oto skazywana na pożarcie Salernitana podąża śladem Crotone, Genoi i Torino, które dotknięte ręką i nauką przybysza z Piemontu, ratowały się przed spadkiem. W Polsce Nicola byłby po prostu strażakiem. Być może najlepszym w kraju, ale jednak strażakiem. Włosi jednak wynieśli jego wyczyny do rangi cudu. Nic w tym dziwnego: podczas gdy nad Wisłą walczy się o utrzymanie, tudzież: ligowy byt, batalia o miejsce w Serie A ma znacznie ładniejsze określenie.
Salvezza. Salvezza to utrzymanie, salvezza to także zbawienie. Stąd już bliska droga do cudu, bo przecież któż ma zbawiać, jeśli nie ten, kto para się rzeczami nie z tego świata?
Davide Nicola, czyli trener-zbawiciel
– Mówią, że ostatnio przeżywamy bajkowy czas. Jeśli tak jest, to liczę, że ta bajka będzie miała szczęśliwe zakończenie — Davide Nicola rozmawia z dziennikarzami przed ostatnim meczem sezonu 2016/2017. Crotone zaczęło go fatalnie, pierwszą wygraną zanotowało dopiero w 11. kolejce. Teraz jednak było świeżo po serii siedmiu meczów bez porażki. Passę tę przerwał Juventus, ale był to ten Juventus, który nieco ponad tydzień później zagrał w Cardiff w finale Ligi Mistrzów. Można wybaczyć.
W każdym razie Crotone było pełne wiary, wiary w cud. Jeszcze kilka kolejek wcześniej strata do bezpiecznego miejsca wynosiła osiem punktów. Pitagorici z Kalabrii mogli się pochwalić ponad stuletnią historią, ale był to ich pierwszy sezon w Serie A i wszystko wskazywało na to, że zarazem ostatni. Crotone odstawało, jak typowy zespół południa kraju. Było najbiedniejsze — wydawało na pensje 13 milionów euro, podczas gdy pozostali beniaminkowie płacili 16 i 19 milionów swoim zawodnikom. Z drużyny odeszli najlepsi piłkarze: Federico Ricci (11 goli, 8 asyst) i Ante Budimir (16 goli, 4 asysty). Odszedł także Ivan Jurić, trener, który to wszystko poskładał.
Davide Nicola wziął fuchę, której nikt z nazwiskiem by nie przyjął. Jego dorobek ograniczał się jednak do awansu do Serie A z Livorno (nie dotrwał do końca sezonu) i roku w drugoligowym Bari. Jego nazwisko wciąż było bardziej znane z powodu tego, że był jednym z rekordzistów pod względem liczby występów w Serie B. Raz nawet dostał się do najwyższej ligi, gdzie wytrzymał pół sezonu. Jego ówczesny klub, Siena, szorowała dno tabeli i taki sam koniec wróżono Crotone.
– Zawsze myślałem, że mogę grać w Serie A. Dotarłem tam w wieku 32 lat i było to jedno wielkie odkrycie. Jeśli nigdy przedtem czegoś nie przeżyłeś, jesteś zmieszany. Tak, jakbyś próbował odnaleźć się w nowej pracy po 15 latach w innym miejscu. To doświadczenie pomogło mi jednak zrozumieć, co czuli zawodnicy, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, gdy byłem ich trenerem. Różnica jakości pomiędzy Serie A i B to nie tylko jakość fizyczna, techniczna czy taktyczna. To także inna percepcja zawodnika, różnica między tym, jakie decyzje podejmuje na boisku — tłumaczył szkoleniowiec.
Do 10. kolejki zdawało się, że to tylko puste słowa. Pitagorici mieli na koncie dwa punkty i urządzali sobie gniazdko na ostatnim miejscu w tabeli.
Salernitana i inni. Dawcy punktów w topowych ligach w Europie
Realne cele, realne efekty
Nicola klucz do sukcesu odkrył późno, ale jednak odkrył. Najpierw ograł Chievo, potem dostał 0:3 od Interu. Paradoksalnie to drugie ze spotkań jest ważniejsze dla tamtej drużyny. Crotone zmieniło wtedy system na 4-4-2 i do 84. minuty otrzymywało bezbramkowy remis z włoską potęgą. Zerwanie z pomysłami poprzednia i odnalezienie własnej drogi było strzałem w dziesiątkę. – Po długim okresie niepewności takie ustawienie zagwarantowało solidność w defensywie dzięki zabezpieczeniu środka boiska i uproszczenie fazy ofensywnej. Po odzyskaniu piłki dochodziło do szybkiego przeniesienia jej do przodu. Crotone zyskało przewagę z drużynami, które preferowały dłuższe utrzymywanie się przy piłce — pisali analitycy „L’Ultimo Uomo”.
Początkujący trener zaczął budować swoją filozofię. Piłkarzom powtarzał, że najważniejsza jest odpowiedź na dwa pytania: „kim jesteś?” i „kim chciałbyś być?”. Dzięki temu mieli mieć wizję i ambicję. Ale spokojnie, to nie tak, że długowłosy mędrzec stał w szatni i czytał zawodnikom książki coachingowe.
– Powiedzmy, że musieliśmy urealnić nasze pomysły. Dane z pierwszych spotkań sugerowały, że nasi najlepsi piłkarze lepiej odnajdą się w innej formacji. Uprościliśmy rozegranie, unikaliśmy ryzykownych podań, mieliśmy jak najszybciej dostarczyć piłkę do ataku. Inne zespoły miały średnio 140-200 podań w fazie budowania ataku na mecz, my ustawiliśmy limit na 50 i tłukliśmy to na treningach do znudzenia. Zwykle boisko jest podzielone na trzy części: budowania ataku, rozwoju i wykończenia. Nasze było podzielone na dwie: budowanie i rozwój połączony z wykończeniem. Przy każdym posiadaniu piłki drugie podanie miało być wertykalne, do przodu, albo szukające pomocnika lub napastnika między liniami. Razem ze sztabem zawsze pracujemy nad znalezieniem rozwiązania, nie tylko schematu. Wierzę też w to, że każdy segment, nad którym pracujemy, „inspiruje”. Piłkarz potrzebuje uwierzyć w wizję, żeby wierzył w rozwój i chciał grać to, co zakładasz. Nawet gdy miałem wątpliwości, nie pokazywałem ich, żeby moi zawodnicy ani na moment nie pomyśleli, że nie wierzę w to, co robimy. Mówiłem do nich konkretami, a oni je stosowali — tłumaczył w wywiadzie Nicola.
Jego słowa znajdują odzwierciedlenie w liczbach. Crotone wymieniało najmniej podań w lidze, ale było w czołówce, jeśli chodzi o długie piłki. Nie zamyka też tabeli, gdy bierzemy pod uwagę podania w tercję ataku i podania prostopadłe. Jest w środku stawki pod względem strzałów z dystansu. Pitagorici byli zespołem w stylu kopnij-biegnij. Do końca 2016 roku wygrali w lidze tylko jeden mecz, poza wspomnianym już sukcesem przeciwko Chievo. Warto dodać, że do 11. kolejki nie mogli nawet korzystać ze swojego stadionu, który był modernizowany (potem uczynili z niego twierdzę, zdobywając 20 punktów w domowych meczach).
Mieli jednak nadzieję, którą Nicola podgrzewał — jak to ujął — umiejętnym przedstawianiem zawodnikom złej prasy. Szkoleniowiec twierdził, że negatywne opinie mogą motywować, gdy użyjesz ich we właściwym momencie. A on ten moment znał.
Salernitana manager Davide Nicola took off his shoe to threaten one of his players like an old Nonna pic.twitter.com/Nh6NOwvmbv
— Francesco (@FRANCESCalciO_) April 24, 2022
“Piłkarz to katalizator emocji. Od ciebie zależy, jakie to będą emocje”
Davide Nicola, choć uznany za cudotwórcę, potrzebował tego samego, co każdy trener. Czasu, żeby poznać zespół i wdrożyć swój plan. Transferów, które podnosiły jakość. Oczywiście w drużynie pokroju Crotone ciężko było o jedno i drugie. Gdy na półmetku wciąż jesteś w ogonie, czas się kurczy tak jak liczba możliwych do zdobycia punktów. Gdy latem sprowadzasz Aleksandra Tonewa, to o jakości też za wiele nie porozmawiasz. A gdy zimą sprzedasz ostatniego lidera drużyny, która wywalczyła awans, Raffaele Palladino? Wtedy szukasz pozytywów, takich jak to, że odejście gwiazdy pozwoli reszcie wziąć odpowiedzialność za drużynę. I znów: musisz w to wierzyć, musisz przekonać zespół, że właśnie tak jest.
– Piłkarz to katalizator emocji. Od ciebie zależy, czy będą to emocje pozytywne, czy negatywne. Musisz zarządzać momentem, a jedyną możliwość wytrenowania tego daje przeniesienie warunków meczowych na trening. Trenujemy na podobnych przestrzeniach, co w meczu. Używam takiej samej liczby zawodników, co w meczu, buduję ćwiczenia wokół prawdziwych zdarzeń. Np. jesteśmy w osłabieniu, gonimy wynik i mamy pięć minut do końca spotkania. Podczas treningów nawet sztab zajmuje te same miejsca na ławce, jakie zajmuje podczas meczów. Takie szczegóły ułatwiają później zawodnikom odtworzenie tego, co robiliśmy na treningach, w spotkaniu ligowym — objaśnia Nicola.
Pitagorici musieli przegrywać, to oczywiste. Musieli też jednak zbierać punkty w takich meczach, jak te z Empoli (4:1) czy Genoą (2:2). Osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca po 29. kolejce to dużo, ale nie wtedy, gdy zawodnicy wciąż wierzą, a kalendarz jest stosunkowo korzystny (cztery mecze ze średniakami, jeden z outsiderem). Nicola miał w Crotone zbieraninę piłkarskich obdartusów, nie ma co się oszukiwać. Andrea Nalini przez większość kariery był pół-amatorem, Diego Falcinelli czy Marco Trotta, którzy okazali się liderami ofensywy, byli wypożyczonymi anonimami. Nie mógł wymagać od nich niestworzonych rzeczy.
– Musisz adaptować się do rzeczywistości, prezentować cele, które są możliwe do osiągnięcia. Chcę mieć piłkarzy, którzy są przekonani co do siebie i swojej jakości. Mają za sobą pewne przejścia, często trudne, ale nie są jeszcze na końcu drogi. Musisz też działać na prostych przykładach. Jeśli zawodnik zabiera się z piłką 10 razy i 10 razy nie trafia w bramkę, trzeba mu wyjaśnić, że potrzebujesz od niego czegoś innego. Ale jeśli na 10 razy cztery razy pada gol, musisz przekazać innym, że trzeba to wykorzystać. Na tym poziomie piłkarze przeważnie mają określoną jakość, tym, co masz zrobić, jest wyjaśnienie i wyciągnięcie tego, jakie ich zachowania i zagrania pozwolą drużynie zyskać coś ekstra — wyjaśnia sam zainteresowany.
Coś ekstra dawali wspomniani już Falcinelli i Trotta. We dwójkę zapewnili wygraną z Chievo, Falcinelli dał punkt z Sampdorią i drugą wygraną z zespołem z Werony, wspólnie rozmontowali Inter, a potem ekipę z Genui w rewanżu. Trotta od 31. kolejki zanotował cztery asysty i bramkę. Od 30. do 36. kolejki Pitagorici zdobyli 17 punktów. Bilans bramkowy 10-5 był zdumiewający, liczba zdobytych bramek to niemal 50% tego, co zebrali we wcześniejszych spotkaniach (21 goli strzelonych). Crotone udało się przełamać klątwę, która ciążyła na nich niemal przez cały sezon: często tracili bramki w końcówkach, wypuszczając niemal pewne punkty.
Przemiana była niesamowita. Oczywiście przy takich zmianach nie mogło już zabraknąć typowo „strażackiego” wątku z polskich boisk. Motywacji.
Davide Nicola motywator. Cytat z Falcone i wygrana dla południa
Davide Nicola wspominał już o tym, że warto wykorzystać krytykę mediów do podbudowania zawodników. To, co odstawił przed meczem sezonu, starciem z Lazio, z którym zwycięstwo przy porażce Empoli ze zdegradowanym już Palermo, dawałoby Crotone utrzymanie, to był jednak mastermind. Konferencja przed ostatnim spotkaniem odbyła się przy otwartych drzwiach szatni i wyglądała jak publicznie wygłoszona przemowa motywacyjna. Nicola płynął, zahaczając o różne tematy.
– W ostatnich miesiącach byliśmy skreślani. Chcemy przekazać młodym ludziom wiadomość. Nieważne skąd startujesz, nieważne, jakie przeciwności napotkasz, twoje marzenia nie należą tylko do serca. Nawet gdy nie ma na to większych szans, nie przestawaj wierzyć. Przez ten rok zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, patrząc na nasze ograniczenia, choćby finansowe, żeby walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki. Chcemy udowodnić, że nie tylko względy ekonomiczne mogą decydować o sukcesie. Może o nim decydować także ciężka praca. Nasza historia jest prosta, ale nie jest łatwa do opowiedzenia. Chcę, żeby choć raz południe wygrało — mówił szkoleniowiec.
Można grać w motywacyjne bingo. Jest odwołanie do negatywnych komentarzy, jest opowieść o tym, że nie można się poddawać. Znalazły się wątki nierówności finansowych i popularny we Włoszech temat biednego, przegranego południa. Piłkarze usłyszeli, że mają dać wiarę młodzieży. Na koniec Davide Nicola zacytował też Giovanniego Falcone, zamordowanego przez mafię prokuratora zwalczającego przestępczość zorganizowaną.
– To, że rzeczy wyglądają tak, jak wyglądają, nie oznacza, że muszą tak wyglądać. Kiedy trzeba zakasać rękawy i wziąć się do pracy, gdy jest szansa na to, żeby coś zmienić, większość woli narzekać niż przejść do działania.
Crotone osiągnęło salvezzę. Osiągnęło ją przez ciężką pracę, kunszt trenerski, ale też przez miracolo. Bo jak inaczej nazwać to, że w ostatnim kwadransie meczu w Palermo, zdegradowany zespół z Sycylii zdołał strzelić dwie bramki, podać pomocną dłoń kolegom z południa Italii?
FRANCK RIBERY W SALERNO. “JAK MARADONA W NAPOLI”
“Każdy mój sukces, jest twój”. Sukcesy dla zmarłego syna
Crotone, Taranto, Bari, Pescara, Ancona, Livorno, Genua, Turyn, Vigone. To trasa licząca ponad 1500 kilometrów, wiodąca przez miejsca wyjątkowe dla Davide Nicoli. W nich grał, w nich trenował, przez nie mknął rowerem, dotrzymując obietnicy złożonej przed walką o utrzymanie z Pitagorici. Giro d’Italia w wykonaniu trenera miało jednak drugie dno. W 2014 roku 14-letni syn Davide wracał rowerem do domu w Vigone i zginął w wypadku drogowym. Nicola złożył nietypową obietnicę właśnie ze względu na niego.
– Jestem przekonany, że byłeś obok mnie, że przez rok walczyliśmy razem, nawet gdy było ciężko. Zdałem sobie sprawę, że zawsze jesteś obok mnie. Dajesz mi siłę do walki, nawet gdy sprawa wydaje się przegrana i niemożliwa. To nasz sukces, tak jak wtedy, gdy świętowaliśmy razem awans Livorno. Chciałbym wziąć cię dziś za rękę i pobiec z tobą, żeby cieszyć się z tej wygranej. Wszystko, co robię, robię dla ciebie. Każde moje zwycięstwo jest twoje, każdy sukces i każde marzenie. Moje serce wciąż dla ciebie bije — napisał w liście do syna trener Crotone.
Nicola świętował utrzymanie w koszulce z napisem “Ale”, odnoszącą się do imienia zmarłego syna. Żartował, że 1500 kilometrów rowerowej wyprawy będzie najprostszą częścią tego sezonu. Po zrealizowaniu planu przyznał zresztą, że wszystko wyliczył i przygotował jeszcze przed meczem z Lazio. Podczas wyprawy zrzucił trzy kilogramy, ale spokojnie: to żaden amator. Kolarstwo to — obok książek i filozofii — jeden z jego koników. Cudotwórstwo stało się zaś hobby, które praktykował już po odejściu z Crotone. Mimo utrzymania wytrzymał w klubie z południa Italii tylko do połowy kolejnego sezonu, w którym Pitagorici opuścili Serie A. Davide zabrał się natomiast za utrzymywanie kolejnych drużyn.
- Udinese objął w trakcie sezonu na 18. miejscu w tabeli. Nie dokończył rozgrywek, ale zespół zostawił już na 17. miejscu, czyli poza strefą spadkową
- Genoę przejął, gdy była ostatnia w lidze z czterema punktami straty do bezpiecznej pozycji. Zakończył ligę z czterema „oczkami” zapasu nad strefą spadkową, na 17. miejscu
- Torino wziął, gdy zespół był 18. w lidze, sezon kończył na 17. miejscu z czteropunktową zaliczką nad strefą spadkową
Gdy coś się powtarza, przestaje być przypadkiem. Davide Nicola został ochrzczony cudotwórcą już na dobre, a każdy „cud” dedykuje zmarłemu synowi. Tak było, gdy uratował Torino, któremu kibicował od dziecka, tak było, gdy po utrzymaniu Gryfów z Genui paradował w koszulce z nadrukowanym zdjęciem. Uwieczniono na nim radość Nicoli i kibiców Genoi, w której spędził większość piłkarskiej kariery, pod trybuną. Młody Davide trzymał na rękach małego Alessandro.
– Spłaciłem swój dług wobec kibiców, którzy dali mi wyjątkowy prezent. To zdjęcie przynieśli mi właśnie oni, sam nie pamiętałem, że ono istnieje. Stwierdziłem, że w ten sposób mogę im podziękować — tłumaczył. – To nagroda za siedem miesięcy wielkiego zaangażowania. W tabeli za ten okres jesteśmy na dziewiątym miejscu, to niebywałe — mówił „Sky Sports” trener Genoi.
W tamtym sezonie sukces Grifone był zresztą podwójny. Właśnie wtedy rozgrywki ligowe przerwał COVID, a Genoa utrzymała się dwukrotnie. Wydostała się ze strefy spadkowej przed zatrzymaniem rozgrywek, gdy nie wiadomo było, czy będą one w ogóle kontynuowane. Gdy sezon wznowiono, klub z Genui raz jeszcze odgrzebał się z trzech ostatnich miejsc w lidze.
Dwa utrzymania w rok? Takie rzeczy tylko u cudotwórcy.
Davide Nicola w Salernitanie. Powtórka z Crotone
Renoma Davide Nicoli oprócz licznych plusów, ma też minusy. Przed sezonem może w ciemno rozglądać się za mieszkaniami w miastach, z których pochodzą beniaminkowie rozgrywek. Jak nic ktoś zadzwoni, gdy znajdą się w podbramkowej sytuacji. W październiku i listopadzie może dorzucić do listy zespoły, które aktualnie znajdują się w strefie spadkowe. Telefony z Mediolanu i Rzymu raczej nie zadzwonią. Jeśli z Turynu, to tylko z tej słabszej piłkarsko części. Genua, Sardynia i południe Włoch — to tam numer 49-letniego trenera krąży między agentami i działaczami.
– Najchętniej rozerwałbym wszystkich na strzępy, zdominował, zgniótł przeciwnika — opisywał swój ulubiony styl gry Nicola. – Nie ma trenera, który nie chciałby, żeby jego drużyna grała w sposób ekscytujący. Chciałbym mieć piłkarzy, którzy dominują na boisku dzięki swojej technice. Grać szybko, transportować piłkę do ataku błyskawicznymi podaniami, zdobywać wolne przestrzenie, bo coś takiego mi się podoba, a skoro podoba się mnie, to pewnie i widzowi. Niestety potem przychodzi rzeczywistość.
Rzeczywistość rzuciła cudotwórcę do Salerno, gdzie grał jeden ze słabszych beniaminków ostatnich lat. Salernitana miała swoje pięć minut, gdy zaprezentowała Francka Ribery’ego. Ma też grupę tak żywiołowych fanów, że niektóre kluby ze stabilną pozycją w lidze chętnie przeniosłyby taką ekipę na własny stadion. Ale jeśli chodzi o finanse czy jakość całej kadry, mówimy o Crotone 2.0. Bersagliera przez lata uważani byli za rezerwy Lazio, w ekipie roi się od piłkarzy skreślonych, będących u schyłku kariery czy wyciągniętych z niebytu. Najbardziej obiecująca część drużyny to ta, którą udało się wypożyczyć z lepszych drużyn. Ten skład węgla i papy przed przyjściem Nicoli szczycił się dwoma osiągnięciami.
- miał najgorszą ofensywę w lidze (20 strzelonych bramek)
- miał najgorszą defensywę w lidze (54 stracone bramki)
KUPISZ: DOKONALIŚMY Z SALERNITANĄ CZEGOŚ WIELKIEGO
Ten skład węgla i papy zdobył 17 punktów w 13 meczach z cudotwórcą z Piemontu na ławce. Milan i Atalanta rzutem na taśmę ratowały remisy przeciwko Salernitanie. Sampdoria, Fiorentina, Udinese i Venezia, nie dały rady jej się przeciwstawić. Z Crotone Nicola notował serię siedmiu meczów bez porażki, z drużyną z Salerno zaliczył już sześć takich spotkań. Kapitan Milan Djurić, 31-latek, dla którego jest to drugi w karierze sezon w Serie A, po przyjściu Nicoli strzelił trzy gole i zaliczył sześć asyst. Federico Bonazzoli wciela się w rolę killera numer dwa z czterema bramkami. Zupełnie jak duet Falcinelli – Trotta w Crotone.
Salernitana uwierzyła w cud. Wierzą w niego dzieci w szkołach, wierzą kibice, którzy wypełniają stadion, wierzą piłkarze, którzy stali się katalizatorami pozytywnych emocji. W minionej kolejce ekipa Nicoli wypuściła z rąk trzy punkty z Cagliari, gdyby nie to, mogłaby już mrozić szampany. Wciąż ma jednak terminarz marzeń: gra z będącymi na wakacjach od rywalizacji o cokolwiek Empoli i Udinese. Ma także przewagę nad strefą spadkową. Skromną, jednopunktową, ale gdyby na starcie sezonu ktoś przekazał beniaminkowi z południa Włoch, że zakończy rozgrywki z taką zaliczką, każdy brałby to w ciemno.
***
Davide Nicola jest o krok od kolejnego wybitnego wyniku. Południe może wygrać po raz drugi. Jeśli tak się stanie, trener ma już przygotowane nowe wyzwanie. Tym razem porzuci rower i uda się w pieszą pielgrzymkę do Rzymu.
Musi jednak uważać, bo jak tak dalej pójdzie, w Stolicy Piotrowej mogą go wziąć za jednego ze swoich. Na przykład za patrona od spraw beznadziejnych.
WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:
- Gol bez buta i złodziej z Juve. Jak Hellas przeszedł do historii
- Zemangate. Prawda o Juventusie i dopingu w calcio
- Własne piwo, korupcja i objawienie. Historia Francesco Caputo
- TRIPLETTA JOSE MOURINHO. GDY INTER BYŁ NAJLEPSZY NA ŚWIECIE
- DOBRY OLBRZYM. HISTORIA JOHNA CHARLESA
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix