18 grudnia 2020 roku — Legia Warszawa gra ze Stalą Mielec. Jest faworytem, ale przegrywa. W dodatku po trzech rzutach karnych. Wszystkie wywalczył Łukasz Zjawiński, wychowanek stołecznego klubu, dla którego był to najlepszy występ w karierze. Coś takiego zdarza się raz na wiele lat. Jeden mecz wystarczył, żeby napastnik Stali wygrał klasyfikację wywalczonych „jedenastek” w tamtym sezonie Ekstraklasy.
Piłka w pole karne, walka, Artur Jędrzejczyk ładuje się w Zjawińskiego. Kolejne starcie: zastawka, Mateusz Wieteska fauluje napastnika Stali. I wreszcie numer trzy: walka o piłkę, “Jędza” znów nieprzepisowo zatrzymuje rywala. Decyzje sędziego wzbudzały kontrowersje, to fakt, ale koniec końców za parę lat w statystykach będziemy widzieli tylko „trzy” po stronie asyst czy — zależy jak kto liczy — wywalczonych rzutów karnych/asyst drugiego stopnia. 19-letni wówczas zawodnik został bezsprzecznym bohaterem drużyny, która wygrała przy Łazienkowskiej 3.
– Gdyby ktoś mi powiedział, że wygramy i będę jednym z bohaterów, to myślę, że byłoby to marzenie. Przed tym spotkaniem moje serce biło troszeczkę mocniej. Spędziłem w Legii sześć ładnych lat. Był to dla mnie specjalny mecz. Nie miałem jeszcze takiego hat-tricka. Było to dla mnie dziwne, bo w tych sytuacjach robiłem swoje i chciałem jak najlepiej ustawić piłkę do strzału. Nie obrażę się, jak jeszcze kiedyś zdarzy się taka sytuacja — mówił po meczu przed kamerami „Canal+”.
Inna sprawa, że był to tak naprawdę jedyny pozytywny moment Łukasza Zjawińskiego w Ekstraklasie. W pozostałych 25 meczach napastnik strzelił zaledwie jednego gola.
Łukasz Zjawiński – kim jest napastnik Sandecji?
A okazji nie brakowało. W Stali Mielec Zjawiński zebrał ok. 1000 minut, 10 razy pojawił się w wyjściowym składzie. Premierowe trafienie zanotował w ósmym występie w elicie. Robert Dadok, z którym znał się jeszcze z czasów gry w Stali Stalowa Wola, skiksował, ale tak, że wystawił koledze z drużyny piłkę na piątym metrze. Młody napastnik huknął nie do obrony i świętował zdobycie bramki. Problem w tym, że później nic już nie wpadało. Według “EkstraStats” Zjawiński oddał w tamtym sezonie 12 strzałów na bramkę, z których połowa okazała się celna. Wykręcił xG 2.65, ale nie mógł przełamać strzeleckiej niemocy.
– Minut w Stali dostałem dość dużo, bardziej chodziło o to, że to był mój pierwszy sezon w Ekstraklasie. Czasami czułem, że presja strzelanych bramek jest na mnie większa niż na zawodnikach, którzy w tej lidze występowali. Troszeczkę mi to ciążyło, ale zawsze byłem pewny siebie. Uważam, że mam umiejętności, żeby występować na najwyższym poziomie i w tamtym momencie też tak czułem. Może brakowało mi doświadczenia — mówił nam niedawno w programie „Pierwsza Klasa” w „Kanale Sportowym” sam zainteresowany.
Jego przygoda z Mielcem zakończyła się niespodziewaną zsyłką do rezerw przed startem nowego sezonu. Równie zaskakujący był jednak transfer do Lechii Gdańsk, czyli klubu wyraźnie lepszego. Nie ma co ukrywać: w tamtym momencie o Zjawińskim mówiło się głównie jako o beneficjencie przepisu o młodzieżowcu. W social mediach szyderczo gratulowano Mariuszowi Piekarskiemu, agentowi zawodnika, głowy do interesów i umieszczenia Łukasza w trójmiejskim klubie po słabym sezonie w barwach beniaminka. Napastnik nie poszalał: uzbierał 46 minut w trzech występach w Pucharze Polski i Ekstraklasie, zaliczył łącznie sześć kontaktów z piłką.
– W Lechii miałem cięższą rywalizację, Flavio niedawno strzelił 100. bramkę, ma osiem sezonów z rzędu z minimum 10 golami, to kosmos. Łukasz Zwoliński to też moim zdaniem topka w Ekstraklasie. Jestem pewny siebie, nie brałem pod uwagę, że mogę pół roku nie grać. Myślę, że takim podejściem można sporo zyskać. Ten okres dał mi dużo, jego owoce widać teraz, gdy strzelam w Sandecji, będąc innym zawodnikiem i człowiekiem — tłumaczył Zjawiński.
W Gdańsku dobrą passę notował tylko w rezerwach, gdzie w ciągu 360 minut strzelił siedem bramek. To jednak tylko czwarta liga, najniższy poziom, na jakim występował. Dotychczas napastnik z Pszczyny szedł tylko w górę. Teraz schodził niżej.
Widzew Łódź rozszerza dział analiz [WYWIAD]
Talent w Pszczyny w Ruchu i Górniku
Łukasz Zjawiński zawsze miał talent do strzelania bramek. Urodził się w Pszczynie, małym mieście w województwie śląskim, gdzie zaczynał karierę w barwach miejscowych Centrum oraz Iskry. Bez problemu znajdziemy relacje z młodzieżowych turniejów z jego udziałem. Tu osiem bramek, tam 11, dalej pięć i tytuł najlepszego zawodnika. Zjawiński był kapitanem drużyny, grywał ze starszymi kolegami. Trafił do reprezentacji Polski U-15, odbierał wyróżnienia z rąk lokalnych władz, grał nawet w Ruchu Chorzów i Górniku Zabrze.
– W ostatnim czasie miałem złamany palec u nogi, lekko skręconą kostkę, a także dawała znać o sobie również dawna kontuzja pachwiny. Po dłuższej przerwie i rehabilitacji wróciłem na szczęście do gry i teraz już jest wszystko w porządku — czytamy w rozmowie z piłkarzem z 2015 roku, którą zamieściła oficjalna strona Górnika.
Kontuzje nie powstrzymały jednak Zjawińskiego przed zdobyciem tytułu najlepszego strzelca wszystkich drużyn Górnika. Napastnik strzelił 30 bramek dla drużyn U-14 i U15, wyraźnie wyprzedzając konkurencję. Na liście strzelców innych roczników znajdziemy Kacpra Kostorza, Dariusza Pawłowskiego czy Filipa Żagla, którzy zapowiadali się równie obiecująco. Z kolei w rezerwach bramki strzelał Fabian Piasecki. Ale Zjawiński nie podążył ich śladem. Nie dotarł ani do starszych roczników, ani do rezerw. Wkrótce przeniósł się do Warszawy, która stała się jego domem na wiele lat. Częste zmiany klubów tłumaczył w rozmowie z klubową akademią.
– Pszczyna to małe miasto, poziom szkolenia nie stoi tam na najwyższym poziomie. Ktoś, kto chce się przebić gdzieś wyżej, musi szukać szczęścia poza Pszczyną. Jeździłem na turnieje z różnymi klubami. Jednym z nich był Promotor Zabrze – szkółka blisko współpracująca z Górnikiem. Byłem z nimi między innymi na nieoficjalnych mistrzostwach Polski na hali, na kilku turniejach zagranicznych. Przez chwilę miałem też dodatkowe treningi w GKS-ie Tychy. Szukałem odpowiedniego miejsca do rozwoju. Wiedziałem, że jeśli nie trafię do lepszego klubu, niż miejscowa Iskra, będzie mi bardzo ciężko postawić kolejne kroki w kierunku zawodowego grania w piłkę.
Zawodnik opisywał też początki swojej kariery. – Starszy brat trenował w Iskrze, lubiłem oglądać jego treningi. Pewnego dnia pojechałem z mamą odebrać brata i powiedziałem, że też chciałbym pójść na trening. Brat zabrał mnie ze sobą. Trenowałem z chłopakami o trzy, cztery lata starszymi od siebie. Miałem wtedy osiem lat, wkręciłem się niesamowicie. Zdarzało mi się przychodzić dwie lub trzy godziny przed treningiem, wychodziłem jako ostatni. Trenowałem obie nogi, rzuty wolne czy rzuty karne, postawiłem na piłkę bardzo poważnie.
Na poważnie Zjawiński rozwijał się już w stolicy. Był częścią ekipy, w której grali Michał Karbownik czy Maciej Rosołek. W ankiecie na stronie Legii koledzy go komplementują: nie gwiazdorzy, jest inteligentny, twardy i nieustępliwy. Potrafi wykończyć akcję. Tylko Karbownik dał mu ksywkę „Andersen”, bo zawsze ubarwiał opowiadane historie. Sam zainteresowany mówił, że ćwiczył lewą i prawą nogę, dobrze gra tyłem do bramki i potrafi wyjść do prostopadłych piłek. Podpatrywał, jak Falcao i Zlatan strzelali przewrotkami, pracował nad trzymaniem emocji na wodzy na boisku. Mówił o rozmowach z trenerami, pracy nad detalami. Sprawiał wrażenie bardzo świadomego gościa.
– Legia obserwowała mnie bardzo uważnie, w wielu spotkaniach. Pan Krzysztof Tańczyński bacznie mi się przyglądał, aż w końcu zaprosił mnie na testy przy Łazienkowskiej. To były zajęcia tylko dla zawodników testowanych, w tym samym czasie sprawdzani byli Łukasz Łakomy czy Konrad Matuszewski. Pan Tańczyński i Radosław Kucharski podeszli do mojego taty i poinformowali, że przechodzę do kolejnego etapu selekcji. Długo nie musiałem się zastanawiać nad tym ruchem. Gdy pojawiła się oferta z Legii, tak naprawdę nie wahałem się ani chwili — tłumaczył.
Wybór okazał się słuszny. Niedługo potem Łukasz Zjawiński strzelał gola za golem w Centralnej Lidze Juniorów.
MICHAŁ KARBOWNIK – RÓŻA Z BETONU
21 goli w CLJ i trudny przeskok do seniorów
– Był moment, w którym w swoim roczniku w Legii byłem postacią wiodącą. Z Maćkiem Rosołkiem, Michałem Karbownikiem czy Łukaszem Łakomym myśleliśmy, że każdy z nas dostanie szansę w pierwszej drużynie. Mocno wierzyłem, że swój debiut będę miał przy Łazienkowskiej 3 – mówi nam Zjawiński. W sezonie 2017/2018 strzelił 21 bramek w CLJ i zwrócił na siebie uwagę nawet wśród kibiców Legii. Piotr Kobierecki uważa go za czołowego zawodnika tamtej drużyny.
– Wejście do CLJ-ki miał faktycznie bardzo dobre. Był ukierunkowany na rozwój, przygotowany mentalnie. Świetnie grał tyłem do bramki, miał dobre uderzenie z dystansu, lewą i prawą nogę, dobrze grał głową i był bardzo skuteczny. Miał bardzo dobre warunki fizyczne, ale sprowadzanie tego tylko do nich, byłoby ujmą. Miał czysto piłkarskie umiejętności, które pozwalały mu zdobywać dużą liczbę bramek. Taktyka była ułożona pod niego, poprawił finalizację i miał dużą powtarzalność — uważa były trener młodzieżowych drużyn Legii.
W Warszawie Zjawiński współtworzył duet napastników ze swoim przyjacielem, Maciejem Rosołkiem. Łącznie przekroczyli 30 trafień w sezonie, dobrze się dogadywali. Kobierecki zwraca jednak uwagę, że Łukasz grywał także na innych pozycjach.
– Były momenty, gdy grał jako “dziesiątka”. To wszechstronny zawodnik, mogliśmy go wystawiać na różnych pozycjach. Ale jeżeli sprofilować go pod jedną pozycję, to jest to “dziewiątka”. Kiedy trzeba było, schodził do boku boiska, ale najlepszy był w polu karnym. Potrafił też grać kombinacyjnie: trochę z konieczności, trochę z potrzeby chwili schodził niżej i dawał radę także w grze na małej przestrzeni. W okresie zimowym wprowadzałem treningi na hali jako urozmaicenie i bardzo dobrze w nich wyglądał. Dlatego to nie jest typ dziewiątki, która ma się utrzymać, zgrać piłkę i szukać finalizacji. Ma swobodę operowania piłką na hali, wiem, że bywał królem strzelców w turniejach halowych.
Problem pojawił się w momencie przejścia do zespołu seniorów. 17-letni Zjawiński w swoim premierowym sezonie w trzeciej lidze zaczął strzelać bramki dopiero w maju. Trener Kobierecki mówi nam, że poprawił pracę w defensywie, przyzwyczaił się, że w rezerwach nie jest już tak jak w juniorach, gdzie Legia dominuje każdego rywala. Ale jednak: napastnika dotknął typowy problem przejścia z juniorów do seniorów. Królowie strzelców trzech ostatnich, już ujednoliconych rozgrywek CLJ, także nie mogą się odnaleźć w trzeciej lidze.
– W drugiej drużynie została na mnie narzucona presja po sezonie w CLJ, w którym strzeliłem 20 bramek. Gdy przechodziłem do seniorów, czułem się gotowy. Byłem rosły, silny, moje pierwsze kolejki w trzeciej lidze wyglądały bardzo dobrze, tylko brakowało statystyk. Teraz jak rozmawiam z rodzicami i zagram słabszy mecz, ale strzelę bramkę, to zawsze mówię, że kiedyś już ładnie grałem i nie strzelałem, więc teraz wolę po prostu strzelać — tłumaczy Zjawiński.
– Na pewno był moment, w którym jego skuteczność nie była tak dobra, jak w CLJ-ce. Trzecia liga to może nie jest wysoki poziom czysto piłkarski, ale to też nie jest łatwa liga dla młodych zawodników. Zawodnicy, którzy bazują mocno na motoryce, mają łatwiejsze przejście do piłki seniorskiej, a Łukaszowi, który grał w kontakcie z rywalem, ciężej było się utrzymać przy piłce — wyjaśnia Piotr Kobierecki. – Potrzeba było czasu, żeby nauczyć się gry w kontakcie z bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Musiał mniej bazować na fizyce, więcej na umiejętnościach czysto piłkarskich. Zaadaptował się i zbiera tego plony. To chłopak, który spokojnie poradzi sobie w Ekstraklasie. Ma motorykę i predyspozycje do tego, żeby mieć szerokie spektrum zdobywanych bramek. Może strzelać obiema nogami, głową, z dystansu — dodaje były trener Legii II.
Łukasz Zjawiński w Sandecji Nowy Sącz – lider zespołu
Po tamtym sezonie zaczęła się wędrówka Łukasza Zjawińskiego. Postanowił podnieść sobie poprzeczkę i spróbować się w drugiej lidze. W Stali Stalowa Wola miał jednak te same problemy, co w Warszawie: urazy i nieskuteczność. Oddał 20 strzałów, do siatki trafił raz. WyScout wylicza, że powinien mieć minimum cztery bramki na koncie (xG 4,03). Dopiero w Nowym Sączu bryluje tym, czym wyróżniał się w CLJ. Co strzał, to gol. Cztery z 22 uderzeń Zjawińskiego kończyły w siatce (nie licząc rzutów karnych), co daje świetną konwersję 0,18. Do tego trzeba doliczyć cztery wykorzystane “jedenastki”, w tym jedną, którą sam wywalczył. Młodzieżowiec zapewnił swojej drużynie:
- remis z GKS-em Katowice
- wygraną z Puszczą Niepołomice
- remis z Koroną Kielce (gol na 2:1, Korona wyrównała)
Dał też prowadzenie z GKS-em Jastrzębie (skończyło się 2:0) i odrobił straty z GKS-em Tychy na 2:2 (skończyło się 2:3). Ze średnią bramek 0,7/90 minut ustępuje tylko Łukaszowi Sołowiejowi i Krzysztofowi Drzazdze, jednak obaj spędzili na boisku zdecydowanie mniej czasu. – Zawsze czułem się napastnikiem. Brakowało bramek, ale teraz wszystko idzie w dobrym kierunku. Ostatnie sezony w Stali Mielec, w Lechii Gdańsk, gdzie nie grałem, trochę na mnie ciążyły. Gdy dostałem ofertę z Sandecji, byłem przekonany, żeby tu przyjść i się pokazać. Wiedziałem, że stać mnie na to, co robiłem w wieku juniora, gdy strzelałem bramkę za bramką. Mam nadzieję, że przeniosę to na mecze w Ekstraklasie. Czuję się dużo pewniej na boisku — uważa Zjawiński.
JAKIM TRENEREM JEST DARIUSZ DUDEK?
Gdy młody napastnik decydował o swojej przyszłości, poszedł śladami kolegi z zespołu. Łukasz Zwoliński — notabene obaj bywają myleni — niemal dekadę temu ogrywał się w Górniku Łęczna (22 mecze, osiem bramek). Zjawiński chce przebić jego dokonania i pokazać się w wyższej lidze. – Przed odejściem na wypożyczenie rozmawiałem z Łukaszem Zwolińskim i Rafałem Pietrzakiem. Łukasz może nie tyle pomógł mi podjąć decyzję, bo sam chciałem odejść, żeby grać w przyszłym sezonie, ale powiedział mi, że sam był w takiej sytuacji, poszedł na wypożyczenie i to mu pomogło, był bardziej pewny siebie. To półrocze da mi bardzo dużo pewności siebie. Śmieję się, że mam jeszcze parę meczów, żeby przeskoczyć “Zwolaka”, bo on wtedy strzelił osiem bramek. Mam nadzieję, że ja strzelę dziewięć albo 10!
Nie ma co się oszukiwać: Zjawiński odchodził z Lechii po cichu, bez większych oczekiwań. Kibice z niego żartowali, my sami też nie typowaliśmy go do miana jednego z najciekawszych zimowych ruchów. Niedawno napastnik wrócił do młodzieżowej reprezentacji kraju: tym razem do lat 20. W wywiadzie dla portalu „Polska Piłka” przyznał, że jego marzeniem jest gra w Bundeslidze. Żeby je spełnić potrzebuje jeszcze sporo czasu i pracy, ale wiosna w Nowym Sączu pokazuje, że być może zbyt szybko skreślono Zjawińskiego po jego pierwszych miesiącach w Ekstraklasie.
CZYTAJ WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Najlepsi snajperzy-weterani i młodzi napastnicy w 1. lidze
- Krzepisz: Po treningach z Milikiem inaczej oglądało się mundial [WYWIAD]
- Pierwsza liga? Niebezpieczna dla fotoreporterów
- Twierdza Głogów i rekord Leszczyńskiego. Najlepsi gospodarze w 1. lidze
fot. Newspix