Dariusz Banasik w meczu z Cracovią chciał zobaczyć zespół walczący i charakterny. Czy to mu się udało? Tak. Czy to wystarczyło do przełamania złej passy? Nie. Radomiak może i walczył, ale bez konkretów z przodu nie da się wygrywać. A tych konkretów znowu w zespole z Radomia zabrakło.
Podczas tego meczu mogliśmy grać w małe bingo. Hasła do odhaczenia: charakterystyka typowego meczu walki, w którym ktoś bardzo chce, ale nie idzie. Odhaczmy więc:
- głupio stracony gol
- zmiany w przerwie
- kłótnie z arbitrem
- kartka dla trenera
- strzały z dystansu
- dośrodkowania
- więcej dośrodkowań
- stoper do przodu na ostatnie minuty
W zasadzie podsumowaliśmy ten mecz, fajrancik, piąteczek. Nie będę celebrować go jednak gospodarze, bo humory w szatni Radomiaka od dłuższego czasu są ciężkie. Zimą wyznaczono sobie cel: walkę o puchary. Wcale nie taki cichy, bo przecież trener i zawodnicy opowiadali o nim w wywiadach. Cóż, za moment radomian może w tabeli minąć właśnie Cracovia, która stosunkowo niedawno mogła się wmieszać w grę o utrzymanie. Czarne chmury zbierają się także nad Dariuszem Banasikiem – jak zwykle, gdy nie idzie, do działania zabrali się podpowiadacze.
Teoretycznie szkoleniowiec może się po porażce z Cracovią obronić. Zawodnicy z Radomia nie wyglądali na takich, którym brakuje wiary w siebie i trenera. Praktycznie? Praktycznie nadal ma na koncie jedno zwycięstwo w 2022 roku.
Radomiak – Cracovia. Myszor strzelił co miał, gospodarze nie
Jedyny gol padł po dość chaotycznej kontrze Cracovii. Wrzutka z lewego skrzydła, na średniej wysokości, zamieszanie na piątym metrze, przy bliższym słupku. Dawid Abramowicz postanowił piłkę wybić, ale przypadkowo wyłożył ją Jakubowi Myszorowi. Ten natomiast nie pomylił się z ok. 11 metrów. Czy Mateusz Kochalski, który wskoczył do bramki Radomiaka w miejsce Filipa Majchrowicza, mógł zrobić coś więcej? Pewnie tak, gdyby wykazał się refleksem, ten strzał udałoby się wyciągnąć. Czy należy go winić za porażkę? Niekoniecznie, bo radomianie zawodzili przede wszystkim z przodu.
Zgadzał się wysoki pressing, zgadzało się zaangażowanie, ale czy próby rajdów z piłką, czy też znalezienia napastnika w polu karnym, kończyły się kiepsko. Tym razem nikt nie miał takiej “patelni”, jaką w Łęcznej zmarnował Maurides. Brazylijczyk dał dziś dobrą zmianę, ale jego passa minut bez celnego strzału trwa. Radomiak zresztą dość późno oddał jakikolwiek celny strzał na bramkę Lukasa Hrosso. Uczynił to Jo Santos, który uderzył płasko z rzutu wolnego. Jeszcze bliżej gola był Leandro, który huknął z woleja po dośrodkowaniu z lewego skrzydła. Wtedy jednak piłka odbiła się od zewnętrznej strony słupka. Trzeba też wspomnieć o dość słabej próbie wymuszenia karnego przez Jo Santosa, który liczył, że Damian Kos nabierze się na padolino — rzekomo nadepnięcie Cornela Rapy. Kos w sumie się na to nabrał, ale od kompromitacji uratował go VAR.
Cracovia? Strzeliła więcej niż jednego gola. Ale miała pecha. Raz po centrze z narożnika boiska bramkę anulowano za faul na Danielu Łukasiku. Drugim razem po skutecznej kontrze sędzia asystent dopatrzył się spalonego. “Pasy” nie powinny jednak narzekać na wynik. Nie był to mecz życia w ich wykonaniu, a jednak nie bez powodu w Radomiu do tej pory wygrał tylko Raków. Potwierdził to zresztą trener Jacek Zieliński podczas konferencji prasowej. Ot, goście strzelili to, co mieli. Radomiak na przełamanie musi jeszcze poczekać. Oby tylko doczekał tego Dariusz Banasik…
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Wielka improwizacja. Radomiak szuka przełamania w ekstremalnych warunkach
- Kto, jeśli nie Wisła? Bolączki drużyn, które mogą wyłożyć się na finiszu
- Czy sędziowie faktycznie wpływają na walkę o mistrzostwo? Sprawdzamy!
- Sąd nad przepisem o młodzieżowcu w Ekstraklasie. Co poprawił, a co zepsuł?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix