Reklama

Podbeskidzie – Miedź. Remis wyszarpany góralskim charakterem

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

14 kwietnia 2022, 23:12 • 4 min czytania 5 komentarzy

Podbeskidzie Bielsko-Biała nie wygrało jeszcze wiosną żadnego (!) meczu – powodem jest głównie nieskuteczność, bo sytuacje sobie kreują – ale charakteru nie możemy mu odmówić. Przynajmniej po dzisiejszym wieczorze, w którym zmierzyło się z Miedzią Legnica. Ten mecz może zresztą służyć za definicję remisu wyszarpanego siłą woli. Bielszczanie mają punkt, na który naprawdę mocno zapracowali.

Podbeskidzie – Miedź. Remis wyszarpany góralskim charakterem

Ale głównie – a w zasadzie: tylko – w drugiej połowie. Pierwsza… Ujmijmy to tak – może to był przesadny respekt do lidera, będącego na autostradzie do Ekstraklasy, a może Podbeskidzie po prostu zostało w szatni. Ogólnie cały mecz był wówczas dość parszywy – niewiele było jakichkolwiek sytuacji, gra była szarpana, toczyła się głównie w środku pola. Czyli wiecie – typowa, pierwszoligowa rąbanka.

Formalnie Podbeskidzie nie oddało w pierwszej odsłonie żadnego strzału – i nie mamy na myśli tylko celnych uderzeń, a jakichkolwiek. Celowo napisaliśmy „formalnie”, bo piłkę do siatki w sumie wkopali (a konkretnie Merebaszwili, z kilku metrów po płaskiej wrzutce Bilińskiego). Gol nie został jednak uznany ze względu na starcie Goku Romana i Maxime’a Domingueza w środku pola. Starcie, które było absurdalnie trudne do oceny nawet przy pomocy systemu VAR.

Gdy Polsat Sport dzielił się z nami tylko powtórkami z bliskiego planu, nie mieliśmy bladego pojęcia, jaką decyzję należy podjąć. Było tak – Goku zaatakował wyprostowaną nogą swojego rywala, a sama akcja była bardzo dynamiczna. Lider Miedzi od razu zaczął zwijać się z bólu, lecz powtórki nie wykazywały, czy doszło w ogóle do jakiegoś kontaktu. Zagwozdkę miał zwłaszcza sędzia Pskit – najpierw VAR długo analizował tę sytuację, potem on sam podbiegł do monitora, przy którym spędził kilka minut. Nie dziwimy się, bo koniec końców mówimy o lekkim dziubnięciu korkiem przy dużej dynamice. Ale, no właśnie – tempo tej akcji sprawiało, że nawet zwykłe dziubnięcie musiało być bolesne w skutkach, co tylko potęgowało wątpliwości. 

Reklama

Rozwiała je nieco powtórka, którą zobaczyliśmy po przerwie. Z tego ujęcia (prawdopodobnie widział je też arbiter) widać, że Goku prawdopodobnie sfaulował.

Tak czy siak – bramka nie została uznana. Gola wcześniej strzeliła za to Miedź po całkiem efektownej akcji. Najpierw lider pograł sobie w środku pola, potem przeniósł akcję na lewe skrzydło. Simonsen zablokował wrzutkę i prezent w postaci piłki otrzymał Chuca. Hiszpan nie spanikował, a przytomnie i elegancko wyłożył futbolówkę do Caroliny, który pokonał bramkarza płaskim strzałem. Inna sprawa, że kilka minut po tej bramce Chuca dostał patelnię od Zapolnika, ale piłka przelała mu się po nodze. To musiało być 2:0.

Czy wtedy Podbeskidzie dałoby radę się podnieść? Bardzo możliwe, że nie. Duet trenerski bielszczan zrobił w przerwie trzy zmiany (weszli Frelek, Bonifacio oraz Celtik) i gra gospodarzy od razu wyglądała o niebo lepiej. To oni przez całą drugą połowę cisnęli, a Miedź wyglądała tak, jak zespół spod Klimczoka w pierwszej części gry – czyli totalnie nijako.

Już chwilę po zmianie stron Biliński miał podobną sytuację do Chuki (tej, której nie wykorzystał), lecz piłka także przelała mu się po nodze. Celtik szedł z fajną kontrą i chyba trochę się podpalił, bo zamiast podawać (byłby to słuszny wybór) spróbował strzału sprzed pola karnego (zły wybór). Goku z kolei zawinął rogala z dystansu i piłka otarła się od słupek. Była próba rozegrania rzutu wolnego prostopadłym podaniem do Bilińskiego (kluczowa interwencja Domingueza, który dziubnął piłkę), wreszcie w podobny sposób do Caroliny próbował Milasius, lecz nie trafił (warto docenić też Goku, który podał mu piętą, było to bardzo efektowne).

Bielszczanie bili głową w mur. Atakowali, ale nic nie chciało wpadać – tak jak przez całą wiosnę. Sprawy w swoje ręce musiał wziąć Lenarcik, który już w doliczonym czasie gry odbił dość prostą wrzutkę prosto pod nogi Bilińskiego, a ten lis pola karnego z takich niespodzianek zawsze korzysta. Był to drugi błąd tego bramkarza w spotkaniu – zaraz na początku niepotrzebnie wyszedł do Goku i dał się przelobować (zagrożenia nie było, bo akcję wyczyścił Carolina). Mamy wątpliwości, czy akurat ten bramkarz uciągnąłby poziom Ekstraklasy, do którego Miedź musi już się szykować nawet mimo faktu, że nie wygrała ostatnich dwóch spotkań (doszła do tego niespodziewana porażka ze Stomilem). Taka seria zdarzyła się legniczanom dopiero drugi raz w tym sezonie, co świadczy o tym, jak rewelacyjną kampanię grają.

Pozmieniało się trochę w walce o bezpośredni awans. Jak dotąd Widzew i Korona okupowali drugie i trzecie miejsce, ale działo się to głównie ze względu na słabość rywali. Arka Gdynia spektakularnie zaczęła wiosnę (7 meczów – 6 zwycięstw i remis) i to ona znajduje się teraz na drugim miejscu, które będzie premiowane awansem. Dziś gdynianie pokonali u siebie GKS Jastrzębie 3:2. Widzew i Korona jeszcze zagrają swoje mecze z 28 kolejki (Widzew z Puszczą u siebie, Korona z Chrobrym w Głogowie).

Reklama

Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 Miedź Legnica 

Biliński 90’+4 – Carolina 24′

WIĘCEJ O PIERWSZEJ LIDZE: 

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

5 komentarzy

Loading...