Oba tytułowe pytania są tak samo ważne, choć należałoby jeszcze dodać potrzeby Bayernu w razie dokonania transferu. Nie od wczoraj bowiem wiadomo, że zastąpienie reprezentanta Polski jest niemal niemożliwe. Nie, to po prostu zbyt potężny kaliber zawodnika, który od kilku lat gwarantuje największą liczbę bramek na sezon w topowych ligach. Jego odejście to byłby niemały problem, acz jesteśmy w stanie uwierzyć, że „Lewy”, chcąc spróbować czegoś nowego, mógłby bardziej niż kiedykolwiek wywrzeć presję na włodarzach niemieckiego klubu. Mówimy o takiej postaci w świecie futbolu, która może pozwolić sobie na trochę więcej.
Mimo 33 lat na karku „Lewy” z myślą o przyszłości ma w czym wybierać. Obecnie wciąż chcą go największe marki w Europie poza Realem. Nawet jeśli to całe zamieszanie okaże się tylko grą agenta o dłuższy kontrakt w Bayernie, nic nie szkodzi, żeby aktualnie najlepszego piłkarza na świecie obok Benzemy wyobrazić sobie gdzieś indziej.
Według informacji, jakie otrzymaliśmy w ostatnich dniach, Robert otrzymał trzy konkretne oferty, pomijając tę z Barcelony: z PSG, Liverpoolu i Manchesteru City. Postanowiliśmy trochę podywagować, jakie miejsce byłoby dla niego najlepsze, gdyby do skutku doszło rozstanie z Bayernem. Pod uwagę wzięliśmy kilka czynników: atrakcyjność ligi, miejsce do życia, zarobki, wartość projektu sportowego i to, jak bardzo dany klub potrzebuje Lewandowskiego (w skali 1-10).
Robert Lewandowski w PSG? Raj zarobkowy, gorzej ze sportem
- Atrakcyjność ligi: 6
- Projekt sportowy: 7
- Zarobki: 10
- Miejsce do życia: 9
- Potrzeba klubu: 6
O jedną rzecz w PSG Robert Lewandowski na pewno nie musiałby się martwić. To oczywiście zarobki i to w astronomicznej skali. Można by nawet rzec, że wszystko, czego zażyczy sobie Robert, szejk spełni w try miga. Ale ten sam Robert na pewno wie, jakie minusy niósłby ze sobą pobyt w PSG. Nie chodzi o sam Paryż, urok miasta, tamtejszą kulturę czy język, sprawy stricte pozaboiskowe. Te aspekty stoją na bardzo wysokim poziomie i tak naprawdę tylko Włochy z Hiszpanią mogą zaoferować fajniejsze miejsce do życia. Mankamentem paryżan jest projekt sportowy, który budzi wątpliwości od lat. Ich osiągi na arenie europejskiej mimo gigantycznych inwestycji są po prostu mizerne. Każdy inteligentny piłkarz powinien zdawać sobie z tego sprawę.
W PSG wielkość nazwisk i ich tygodniówek nie idzie w parze z wielkością sukcesów na arenie europejskiej. Tę ekipę często nazywaliśmy frajerami i słusznie. To nie zmieniło się nawet w tym sezonie po przyjściu Donnarummy, Ramosa i Messiego. Poza tym w paryskim projekcie nie widać jakiejś myśli przewodniej, wizji długofalowej popartej wieloletnią pracą jednego szkoleniowca. Trenerzy nie mają tam długiego terminu ważności, brakuje wprowadzania młodzieży, a na rynku transferowym dominuje czyste „chciejstwo” i skupowanie fajnych piłkarzy. Nie mądre budowanie zbalansowanej kadry na lata. Nie widzieliśmy tego w przeszłości, nie widzimy teraz i zapewne ten stan nie ulegnie zmianie w 2022 roku.
Aha, no i trzeba zaznaczyć, że skład PSG jest dość leciwy w porównaniu do reszty europejskich potentatów. Zakładając, że Mbappe przejdzie do Realu, paryżanie zostaną z Neymarem i Messim, którzy powoli schodzą ze sceny. Patrząc z perspektywy PSG, tworzenie linii ataku z 30-letniego Neymara myślącego o końcu kariery po mundialu w Katarze, 35-letniego Messiego z rokiem do końca kontraktu i 34-letniego „Lewego” to rzecz pozbawiona głębszego sensu.
Nie można też nie wspomnieć o poziomie ligi. To najmniej konkurencyjne rozgrywki wśród topowych pięciu w Europie. A jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, to Ligue 1 ma na pewno mniej do zaoferowania niż liga angielska czy hiszpańska. Wątpimy, że Lewandowski chciałby przenieść się do takiego środowiska, jeśli nie byłby zmuszony. Jako opcja rezerwowa – okej. Ale w sumie… lepiej już chyba zostać w Bayernie niż odchodzić do PSG.
Robert Lewandowski w Liverpoolu? Wizja poniekąd rozsądna
- Atrakcyjność ligi: 10
- Projekt sportowy: 9
- Zarobki: 6
- Miejsce do życia: 6
- Potrzeba klubu: 7
Premier League jako produkt sprzedawany na całym świecie ma gigantyczne zainteresowanie. Czasami liga angielska, a czasami hiszpańska dostaje miano numeru jeden, jeśli chodzi o najlepsze rozgrywki na świecie. Ten układ sił zmienia się zależnie od sukcesów na arenie europejskiej, ale zdecydowanie tam dzieje się najwięcej, tam jest największy rozmach. Zarobki w topowych klubach też są świetne, choć akurat Liverpool na tle wymienionej tutaj czwórki prezentuje się najsłabiej. Zaskoczeni? Cóż, taki Virgil van Dijk zarabia nie więcej niż Frenkie de Jong czy Sergio Busquets. Jedynie Salah może teraz liczyć na gruby kontrakt, ale to zrozumiałe, bo jest legendą klubu. „Lewy” nie startowałby z tej samej pozycji i jeśli coś miałoby go w ekipie „The Reds” przekonać, to na pewno nie cyferki na kontrakcie.
Jeśli już coś, to zdecydowanie atrakcyjność ligi i projekt sportowy firmowany twarzą Juergena Kloppa. Człowieka, który doskonale zna Roberta z czasów pracy w Borussii Dortmund. Nie oszukujmy się – to ma niebagatelne znaczenie. Poza tym Liverpool od dawna jest zdrowo zarządzanym klubem, który nawet mimo pojedynczych kryzysów zawsze jest uznawany za jednego z głównych kandydatów do wygrania mistrzostwa Anglii i Ligi Mistrzów. Stabilność gruntu pod nogami, brak negatywnych wydarzeń rzutujących na renomę klubu. Fajna ekipa piłkarzy z kilkoma gwiazdami na czele, wyjątkowa historia marki w tle. Wybór oferty Liverpoolu byłby po prostu opcją rozsądną, która broni się na kluczowych płaszczyznach. Gorzej jednak z miejscem do życia, bo mowa jednak o Anglii, Liverpoolu. To często pomijany aspekt w ocenie prawdopodobieństwa transferu, ale w kontekście piłkarza jako człowieka, głowy rodziny, kogoś myślącego nie tylko o swojej karierze – trzeba to rozważać.
Pytanie, czy Liverpool potrzebuje Lewandowskiego? Cóż, fajnie, jakby go miał. Ale nic więcej. Taka karta w grze o najwyższe cele byłaby bardzo pomocna, ale przecież Liverpool ma już mocną pakę, którą corocznie nieco modyfikuje. Gdy kontrakt przedłuży Salah, nikt nie będzie musiał narzekać, że „The Reds” nie mają gwiazdy światowego formatu w linii ataku. Jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, gościa gwarantującego masę goli. Dla nich „Lewy” prędzej byłby dodatkową zabawką, oczywiście należycie docenioną i wykorzystywaną, jednak przy statusie Salaha na pewno nie postacią nr 1 w zespole. No i trudno sobie wyobrazić, żeby Liverpool, który tak jak Bayern stara się rozsądnie podchodzić do transferów, dałby 34-letniemu Lewandowskiemu kontrakt na trzy lata. Na dwa lata – okej. Tylko że Robert ponoć odrzucał taką opcję w stolicy Bawarii i m.in. to może zaważyć o jego decyzji względem przyszłości. Bardziej chodzi o długość niż wysokość kontraktu.
Robert Lewandowski w Manchesterze City? Wybór najmniej ryzykowny
- Atrakcyjność ligi: 10
- Projekt sportowy: 9
- Zarobki: 9
- Miejsce do życia: 6
- Potrzeba klubu: 9
Nieco inaczej miałyby się sprawy w innej części Anglii. Tam transfer Roberta miałby większy sens niż w przypadku Liverpoolu. Manchester City nie ma wielkiego nazwiska na pozycji „dziewiątki”, choć, co ciekawe, nauczył się grać bez niej. Ale nawet ten fakt nie sprawia, że Pep Guardiola nie powinien rozglądać się za napastnikiem. Roberta zna równie dobrze co Klopp, co jest dodatkowym atutem przy ewentualnych przenosinach. To samo tyczy się zarobków, bo kurek w tej części Wysp może zostać odkręcony zdecydowanie najbardziej. Może nie tak jak w PSG, ale szejkowie to szejkowie. Gwiazdy City mają bajońskie sumy wpisane w kontrakty.
Co ważne, w City Robert Lewandowski miałby wolne pole do bycia absolutną gwiazdą w zespole. I to zespole świetnie poukładanym, od kilku lat też walczącym o dominację w Europie z lepszym powodzeniem niż PSG. Właściwie o projekcie sportowym „Obywateli” moglibyśmy powiedzieć to samo, co o Liverpoolu. Na każdej płaszczyźnie jest dbałość o detal, profesjonalizm i wszystko, co piłkarz potrzebuje do rozwoju. Jeśli Robert wybrałby kontynuowanie kariery w laboratorium Pepa Guardioli, zdaje się, że podjąłby najmniejsze ryzyko. Na Etihad nie ma większego haczyka.
Nie chcemy mówić, że byłby to wybór idealny, bo takich nie ma. Natomiast, jeśli kapitan reprezentacji Polski przełknąłby deszczową aurę i niezbyt ekscytujące miejsce do życia, jakim jest Manchester, powiedzielibyśmy, że taka decyzja broni się pod każdym względem. To byłoby wejście na właściwy okręt. Z tym, że nie byłoby na nim za wiele słońca. I w innej części Europy, na innym okręcie z hiszpańską banderą, przywitaliby go jak króla.
Robert Lewandowski w Barcelonie? Ekscytująca podróż w nieznane
- Atrakcyjność ligi: 9
- Projekt sportowy: 8
- Zarobki: 7
- Miejsce do życia: 10
- Potrzeba klubu: 10
Zanim skomentujecie tę punktację, dajcie nam wytłumaczyć, dlaczego wypada tak atrakcyjnie. Zaraz ktoś powie, że przecież Barcelona gra w Lidze Europy i ma problemy finansowe. No tak, obie rzeczy się zgadzają. Ale mówimy o sytuacji tu i teraz. Złej sytuacji, z której Barcelona skutecznie wygrzebuje się od dobrych kilku miesięcy. Jeszcze pół rok temu Lewandowski nawet nie spojrzałby na Barcelonę prowadzoną przez Ronalda Koemana. Dzisiaj jednak, nawet mimo swoich wad, to ekscytujący projekt z nowym trenerem na długie lata. Zarówno na tle sportowym, jak i po prostu życiowym. Hiszpania, Katalonia, Barcelona – więcej mówić nie trzeba. Jeśli jacyś piłkarze już tam trafiają, to chcą zostać jak najdłużej (wyjątkiem z ostatnich lat Neymar, który odejścia żałował).
Jak zawsze w przypadku obecnej Barcelony i planowania przez nią dużych transferów, pojawia się pytanie, skąd ten klub weźmie pieniądze na kontrakt Lewandowskiego. Przecież gorzej niż Bayern Barca zapłacić nie może. Owszem, nie może i raczej tego nie zrobi, bo posiada trzy asy w rękawie, których nie mają wyżej wymienione kluby. As nr 1 – długość kontraktu, gotowość do podpisania Roberta na okres dłuższy niż dwa lata, co pozwala rozłożyć ogólną kwotę zarobku w sensowny sposób dla limitów płacowych „Dumy Katalonii”. As nr 2 – Mateu Alemany, dyrektor sportowy, który potrafi czynić cuda i zresztą przez prezesa OL został ostatnio nazwany najinteligentniejszą osobą w tej branży na świecie. No i as nr 3 – świetna relacja Joana Laporty z Pinim Zahavim, która wykracza poza sport.
Gdy dodamy fakt, że Barcelona wyjątkowo potrzebuje wielkiej gwiazdy do składu „na już”, a szczególnie napastnika, wszystko ładnie się układa. Oczywiście na razie tylko na papierze, bo ten scenariusz ma kilka dziur. Barca chce Roberta tego lata, Robert według wiarygodnych źródeł za granicą też pragnie odejść z Bayernu w tym roku. Ale to oznacza, że trzeba za niego zapłacić. No, chyba że zostanie wykorzystane prawo Webstera („Lewy” staje się wolnym zawodnikiem na rok przed końcem kontraktu), lecz wtedy Barca i tak musiałaby oddać pieniądze Bayernowi za ostatni rok kontraktu „Lewego”, czyli około 25 mln euro. Niewykluczone, że Zahavi zostawia sobie taką furtkę. Tak czy siak, Barca musiałaby się nieźle nagimnastykować, żeby dopiąć ten deal. Podkreślimy: deal możliwy do zrealizowania. Nawet mimo problemów finansowych, co pokazał choćby transfer Ferrana Torresa.
Ostatnie kwestie przemawiające za Barceloną to projekt sportowy klubu i atrakcyjność ligi. Co do La Ligi – słuchajcie, kluby hiszpańskie poza nielicznymi wyjątkami są zawsze bardzo silne w Europie. To działa na wyobraźnię. Nawet jeśli teraz Barca nie gra w Lidze Mistrzów, to zastępuje ją Villarreal, świetną robotę robi też Real. A za rok „Duma Katalonii” powinna już wrócić na swoje miejsce i rywalizować na wyższym pułapie niż w zeszłym roku. Jasne, o finale nawet nie ma co marzyć, za dużo jeszcze w tej ekipie słabszych ogniw, ale słowem kluczem jest tutaj „tendencja zwyżkowa”.
Barca z logicznego punktu widzenia musi się rozwijać, bo ma w składzie potencjalne gwiazdy w skali całej Europy. Pedri, Gavi, Araujo, Eric Garcia, Ferran Torres, de Jong, Dest czy Dembele, jeśli przedłuży kontrakt. Ci piłkarze pod okiem Xaviego stają się coraz lepsi, wysokość zawieszonej poprzeczki jest w ich przypadku zagadką. W tej układance ktoś taki jak Robert Lewandowski nie dość, że byłby niepodważalną twarzą projektu, to jeszcze miałby rolę swego rodzaju nauczyciela młodzieży.
Rzecz jasna, hipotetyczna potęga Barcelony za rok czy dwa lata nie jest tak pewna jak Manchesteru City czy Liverpoolu. To wszystko też może się posypać, bo solidnych fundamentów składających się np. na triumf w Lidze Mistrzów brakuje. Ale, wbrew pozorom, Barcelona w tej sadze ma naprawdę mocne karty. Pod warunkiem, że odpowiednimi technikami poluzuje swój budżet, ale jak pokazało zimowe okienko – to da się zrobić. Dlatego też tego transferu w 2022 roku nie można wkładać między bajki.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Robercie Lewandowskim: