Reklama

Przez głowę do kadry. Jak Jesper Karlström wygrał ze swoimi słabościami

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

24 marca 2022, 10:37 • 15 min czytania 36 komentarzy

Zlatan Ibrahimović, Alexander Isak, Dejan Kulusevski a obok nich Jesper Karlström. Podczas najważniejszego od czasu Euro 2020 zgrupowania reprezentacji Szwecji piłkarz Lecha Poznań będzie dzielił szatnię z gwiazdami Milanu, Realu Sociedad, Tottenhamu i innych topowych zespołów. Jak doszło do tego, że pomocnik z Ekstraklasy znalazł się w kadrze ćwierćfinalisty ostatniego mundialu i zwycięzcy polskiej grupy podczas zeszłorocznych mistrzostw Europy?

Przez głowę do kadry. Jak Jesper Karlström wygrał ze swoimi słabościami

Sześciu. Tylu zawodników, którzy wychowali się w szkółce IF Brommapojkarna pomoże Szwedom w walce o awans na mundial. Wśród nich są wspomniany już Kulusevski, grający w Serie A Albin Ekdal, zawodnik Sevilli Ludwig Augustinsson czy piłkarz Celtiku Glasgow Carl Starfelt. Jesper Karlström ma najsłabsze CV z nich wszystkich. Kristoffer Nordfeldt gra co prawda w rodzimej lidze, ale w przeszłości występował nawet w Premier League, poza tym ma już 15 gier w narodowych barwach na koncie. Jesper w reprezentacji kraju zagrał raz i był to debiut nieco naciągany. Nie, żebyśmy chcieli coś Szwedowi odbierać, jednak Janne Andersson dał mu szansę wtedy, gdy sprawdzał krajowe zaplecze w starciu z ligową kadrą Duńczyków. W tym samym dniu jedyny występ w drużynie narodowej zaliczył Jens-Martin Gammelby, który niedawno trafił do Miedzi Legnica.

Od tamtej pory minęły ponad cztery lata. W styczniu 2018 roku Jesper Karlström był 23-letnim, obiecującym ligowcem z Djurgardens. Rok później, zamiast myśleć o kadrze, myślał o tym, czy zechce go jakikolwiek klub. Mentalnie czuł się przegrany, a jego przygoda w klubie zdawała się dobiegać końca. W DIF został tylko dlatego, że nie miał żadnej innej alternatywy.

Wszystko zależy od sposobu myślenia. Dziś jestem kompletnie inną osobą i piłkarzem niż jesienią 2018 roku. Wtedy byłem niepewny. Dziś czuję się dobrze sam ze sobą — mówił już po tym, jak uporządkował swój świat i został kapitanem mistrza Szwecji.

Reklama

Jesper Karlström – kim jest piłkarz Lecha Poznań?

Jesper Karlström usiadł do rozmowy z Erikiem Nivą ze szwedzkiego “Aftonbladet” w 2020 roku. To w niej pomocnik Lecha Poznań opowiedział o swojej karierze. Otwarcie i szczegółowo zagłębiał się w każdy wątek, który pozwolił mu dojść do miejsca, w którym wtedy był. Mówił o tym, jak jako dzieciak trafił wraz z całą drużyną juniorów Hammarby do Brommapojkarny i pokonywał kolejne szczeble w jednej z topowych akademii w swoim kraju.

Nie jestem osobą, którą interesowały wszystkie sporty. Nie odbyłem nawet jednego treningu innej dyscypliny niż piłka nożna. Futbol podejmował za mnie wszystkie decyzje. Nie byłem jednak tym, który stał w pierwszym rzędzie, byłem raczej jednym z wielu, choć przynajmniej nigdy nie bałem się, że odstaję od reszty i wylecę z akademii — wspomina.

Jedyny trudniejszy moment w jego karierze na boisku miał miejsce w wieku 14 lat, gdy nie łapał się do pierwszej drużyny swojego rocznika. Dwa lata później był już jednak młodzieżowym reprezentantem kraju, a po upływie kolejnych 24 miesięcy zadebiutował w Allsvenskan, więc był to jedynie chwilowy przestój. Sam zresztą podkreślał, że w pewnym momencie zaczął się wyróżniać, można go było nazwać gwiazdą młodzieżowej drużyny.

W życiu prywatnym musiał zmagać się z dwiema rzeczami, które zakłócały jego spokój. Pierwsza z nich to afera na tle seksualnym, która dotknęła jego przyjaciela. Jesper Karlström miał wtedy 15 lat i starał się zrozumieć położenie kolegi z zespołu. Wtedy i później wielokrotnie stawał w jego obronie, tłumacząc, że kumpel wpadł w złe towarzystwo. Do tej pory mu się za to obrywa, zwłaszcza przy okazji wspólnych zdjęć. Poza tym stronił od skandali. Alkoholu nie pił, głupstw też nie robił. Ma dobre serce, co pokazał choćby wtedy, gdy odwiedził młodych poznańskich piłkarzy chorych na cukrzycę z zespołu CukierAsy. On sam jest diabetykiem, jednak dotknęła go jeszcze jedna, groźba choroba.

CZY REPREZENTACJA SZWECJI JEST W KRYZYSIE?

Reklama

A drugi problem pomocnika? W podcaście Olofa Lundha Szwed opowiadał o tym, jak uzależnił się od hazardu. Punkt kulminacyjny miał miejsce w 2018 roku, a więc chwilę po debiucie w kadrze i dokładnie wtedy, gdy jego kariera znalazła się na zakręcie. Zawodnik stracił ok. pół miliona złotych. Nie wpadł po uszy, tak jak choćby Paweł Cibicki, nie obstawiał nawet ligi szwedzkiej, za to zbyt mocno kusiła go ruletka. Jak wspomina sam zainteresowany, w nałóg wpadł mniej więcej w tym samym czasie, w którym jego przyjaciel stał się bohaterem niesławnej afery i walczył z nim przez wiele lat.

Jesper Karlström miał jednak silne wsparcie. Zarówno w rodzinie, w klubie, jak i w osobie Pettera Anderssona. Były reprezentant Szwecji dziś pracuje z wieloma piłkarzami nad ich mentalnością. Pomagał wskoczyć na wyższy poziom choćby Kristofferowi Olssonowi, rówieśnikowi Karlströma, który tak jak on przez lata grał w szwedzkich młodzieżówkach, ale w pewnym momencie zakopał się w Midtjylland. Andersson wyciągnął go z dołka i przyczynił się do tego, że dziś Olsson ma na koncie 34 mecze w reprezentacji Szwecji, w tym cztery występy w pierwszym składzie podczas Euro 2020.

Nie ma sensu wróżyć z fusów i liczyć na to, że pomocnik Lecha Poznań podąży tą samą ścieżką. Wiadomo też, że Janne Andersson nie uczyni z niego filaru drużyny narodowej w meczach barażowych. Ale droga, którą przebył Karlström, wyzywany przez kibiców i niechciany przez szwedzkie kluby, do reprezentacji kraju robi wrażenie. A to przecież na pewno nie jest jego ostatnie słowo.

Jesper Karlström, czyli niekochany

“W końcu udało nam się go pozbyć”. To jeden z komentarzy, jakie Jesper Karlström zobaczył przy okazji zapowiedzi meczu Djurgardens, w którym nie mógł zagrać z powodu zawieszenia za kartki. Jeśli o kimś można powiedzieć, że był niekochany, to na pewno o nim. Sam zainteresowany nie do końca rozumie, dlaczego kibice wzięli go na celownik. Był młody, grał nieregularnie. Może i nie był najlepszy na boisku, o czym zresztą otwarcie mówi, ale nie uważa też, żeby był najgorszy i zawalał każdy mecz. A skala krytyki, z którą się mierzył, kazała myśleć, że wszelkie niepowodzenia DIF zależały od niego. Wiadomości i komentarze w social mediach nie opuszczały jego myśli, jednak kibice nie ograniczyli się tylko do tego. W 2017 roku, gdy narzekał na swoją pozycję w zespole, fani odwiedzili go po jednym z treningów.

Nigdy nie spodziewałem się, że coś takiego może się wydarzyć. Byłem tak zszokowany, że nie wiedziałem, co mam powiedzieć. To cholernie nieprzyjemna sytuacja — opowiadał pomocnik, który po tych odwiedzinach chciał odejść z klubu.

Kariera Karlströma znalazła się na zakręcie. Jego marzenie: gra o mistrzostwo Szwecji, zdawało się tak odległe, jak tylko mogło to się wydawać. Jesper widział tylko negatywy, bał się, że nie będzie nikim więcej niż przeciętnym ligowcem. Co prawda już raz, gdy miał 14 lat, udowodnił, że potrafi wyjść z cienia innych i zostać gwiazdą zespołu, ale wtedy zdecydował się na inną drogę. Został wypożyczony do Brommapojkarny, która występowała na zapleczu szwedzkiej ekstraklasy. Był to specyficzny układ, w którym Karlström jednocześnie mógł nadal występować w Djurgardens. Wściekał się więc, gdy nie mógł zaliczyć pełnych 90 minut w Superettan, bo DIF wezwało go tylko po to, żeby usiadł na ławce rezerwowych. Przełom przyszedł nagle i niespodziewanie, gdy w meczu z IFK Göteborg strzelił jedną z trzech bramek.

DEJAN KULUSEVSKI – SZWEDZKI TALENT Z BROMMAPOJKARNY

Gdybym wtedy spudłował, na sto procent nie byłoby mnie dziś w Djurgarden. Wykonałem w tym meczu solidną robotę, ale dzięki tej bramce miałem “coś więcej”. Nagle zaczęli mnie zapraszać na wywiady, chwalił mnie Kim Källström. Po meczu sprawdziłem telefon. Olof Mellberg napisał mi: “Cholera, Jeppe, to było zbyt dobre. Teraz nie ma szans, żebyś grał w BP”. Miał rację, od tamtej pory wystąpiłem w każdym meczu DIF — wspominał Karlström.

Nie oznaczało to jednak, że Jesper zostawił wszystkie problemy za sobą. W oczach kibiców nadal był tym najgorszym, a on sam nie czuł się dobrze z samym sobą. Niespełniona pozostawała także przepowiednia byłego trenera Marka Dempseya, który wróżył pomocnikowi dużą karierę i przełomowe 12 miesięcy. Zamiast przełomu była jednak szara i nudna przeciętność.

Jak Karlströmowi “coś przeskoczyło w głowie”

Mówiłem sobie w duchu: cholera, stać cię na więcej. Na treningach grałem tak dobrze, jak mogłem. W meczach jednak nie potrafiłem pokazać tego samego — mówił “Aftonbladet” Jesper Karlström.

Szwed zmagał się z problemem hazardowym, ale nie był w nim pogrążony do tego stopnia, że ten przysłaniał mu świat. Trzymał dietę, dbał o siebie, zostawał po treningach. Wciąż jednak w głowie siedziały mu myśli, które za każdym razem, gdy brzmiał pierwszy gwizdek sędziego, ściągały go w dół. Po zakończeniu sezonu 2018 przyszedł moment, w którym Karlström czuł, że dobrnął do ściany. Zakomunikował władzom Djurgardens, że chciałby spróbować czegoś nowego.

Kiedy po ostatnim meczu sezonu chodziłem po murawie, czułem pieprzoną pustkę. Inaczej wyobrażałem sobie moje pożegnanie. Tymczasem poza mną nikt się nawet nie przejął. W klubie nikt nie chciał, żebym odchodził, ale ja czułem, że chcę odejść. Zbyt wiele rzeczy poszło nie tak, nie dało się tego odwrócić — opowiadał.

Bosse Andersson, dyrektor DIF, wyciągnął jednak do niego rękę. Stwierdził, że nowe wyzwania czekają go także w Djurgarden i nie trzeba żadnych drastycznych zmian. W obliczu braku zainteresowania Jesper przystał na tę propozycję i zaczął kolejny sezon w Allsvenskan. Najpierw jednak usłyszał, że nowy trener, Kim Bergstrand, w zasadzie go nie potrzebuje, bo nie pasuje do jego systemu gry. Dla starego Karlströma byłby to kolejny cios, który podkopałby jego i tak wątłą wiarę we własne możliwości. Ale nowy Karlström miał już u boku Pettera Anderssona.

Początkowo myślałem, że pomoże mi wychwycić i rozwinąć techniczne detale, ale zaczęliśmy od pracy nad “duchami”, które miałem w głowie. Pamiętam, jak zadzwoniłem do niego zestresowany po jednym z meczów, który mi nie wyszedł. Mówiłem, że nie widzę nadziei, że do końca kariery będę przeciętniakiem z ligi szwedzkiej. Petter przełamywał moje obawy, kontrował mnie: dla kogo naprawdę grasz? Początkowo myślałem, że to mi nic nie da, ale szybko zacząłem dostrzegać różnicę w rozumowaniu. Zacząłem myśleć we właściwym kierunku, zrozumiałem, że sekret tkwi w głowie — tłumaczy Karlström.

Po pierwszym meczu Petter spytał mnie, jak mi poszło. Powiedziałem, że dobrze w pierwszej połowie, a po przerwie było okej, ale nie byłem przy piłce tak często jak wcześniej. Odparł, że to żadna wymówka i to ja mam zadbać o to, żeby mieć piłkę. Że ja jestem tym, kto poprowadzi zespół. Mówił mi, że czasami wygląda to tak, jakbym grał na pół gwizdka. Ale teraz, kiedy nam nie idzie, zawsze myślałem, że to ja jestem tym, kto to zmieni. Pokaże siłę woli i ambicję, da z siebie wszystko, dopóki tylko piłka będzie w grze — kontynuuje piłkarz Lecha.

Jesper Karlstrom jako kapitan Djurgardens w europejskich pucharach

Spalony transfer do Rosji

Na starcie sezonu Jesper był piątym kołem u wozu. Mówił, że nie miał wyboru: skoro nikt go nie chciał, musiał harować i walczyć o pozycję w DIF. I ją wywalczył. Sezon 2019 był jego najlepszym pod względem tego jak rozgrywał piłkę. Statystyki podań pokazały, że przebił wszystko to, co osiągnął przed rokiem. Faktycznie był tym, który starał się odmieniać losy spotkania. Karta odwróciła się też jeśli chodzi o jego relacje z kibicami. Gdy w derbach Sztokholmu przeciwko Hammarby wykorzystał jedenastkę, która mocno przybliżyła jego zespół do awansu do półfinału Pucharu Szwecji i przypieczętowała udany występ, kibice zaczęli wysyłać mu wiadomości z przeprosinami za to, jak go wcześniej oceniali. Djurgardens zaczęło z kolei myśleć o tym, jak zatrzymać go w zespole.

Jego rola momentalnie urosła, także w szatni. “Aftonbladet” przytacza historię o tym, jak Jesper Karlström motywował kolegów w przerwie ostatniego meczu w sezonie, którego stawką było mistrzostwo kraju. DIF przegrywało 0:2, jednak pomocnik najpierw natchnął kolegów, potem strzelił bramkę na 1:2, a na koniec świętował krajowy tytuł. Jak sam przyznał to, co zrobił wówczas w szatni, wynikało z lekcji, których udzielił mu Petter.

Miałem 24 lata, wygrałem mistrzostwo kraju, a mój kontrakt wygasał. Czułem, że to moment, w którym zrobię kolejny krok. Odrzuciłem ofertę z MLS czekając na coś lepszego. Nie było jednak zbyt wielu pozytywnych sygnałów. Rosyjski klub mnie chciał, ale zrezygnował ze mnie z powodu cukrzycy. Zainteresowanie z Turcji też nagle się urwało. Trwały rozmowy z Chinami i Arabią Saudyjską, ale bez konkretów. Kolejny klub z Rosji wysłał propozycję kontraktu, ale ostatecznie nie przysłał mi biletów na samolot. W końcu dostałem ofertę z Uralu, jednak zbadałem temat i kolega powiedział mi, że wiele z rzeczy, które obiecują, pozostaje obietnicami. Czas mijał, więc zdecydowałem się zostać w Djurgardens, które zaoferowało mi nową umowę i opaskę kapitana — opowiada Jesper.

Pomocnik w pełni wykorzystał kolejny rok, który spędził w czołowej drużynie w Szwecji. Co prawda nie obronił tytułu, ale rozwinął się jako zawodnik. Doceniał nową rolę i stawiał sobie nowe wyzwania. Poprawił statystyki: był skuteczniejszy w przejmowaniu i odzyskiwaniu piłek, częściej dryblował i angażował się w pojedynki w ofensywie. W międzyczasie był już wnikliwie obserwowany przez wysłanników Lecha Poznań. Postrzegano go jako dobrą “szóstkę” z potencjałem na rozwój w kierunku bardziej nowoczesnej gry na tej pozycji. Zdaniem szwedzkich mediów „Kolejorz” wykupił go za ponad 3 miliony złotych. To świadczyło i o tym, jaką drogę przeszedł Karlström, w przeszłości odrzucany nawet jako wolny zawodnik, i o tym, jakie nadzieje wiązał z nim Lech, bo w końcu nie była to suma, którą w Poznaniu wydawano przy pierwszym lepszym wyjściu na zakupy do warzywniaka.

ELANGA – NOWA NADZIEJA REPREZENTACJI SZWECJI

Jesper Karlström w Lechu Poznań – z “szóstki” w “ósemkę”

W tym sezonie nie ma żadnych wątpliwości: Karlström to lider Lecha Poznań. Jego rola zmieniała się i ewoluowała w coraz lepszym kierunku. Powołanie dla pomocnika nie jest sensacją, co najwyżej małym zaskoczeniem. Janne Andersson uważnie przyglądał mu się już jesienią. W “Kolejorzu” słyszymy nawet, że w klubie dziwili się, dlaczego Jesper nie trafił do kadry już w trakcie eliminacji, bo jesienią prezentował się nawet lepiej niż obecnie. Był w ścisłej czołówce ligi pod względem podań w tercję ataku, a także najlepszym zawodnikiem Lecha jeśli chodzi o odbiory. Widzimy w tym sporą podpowiedź w kontekście zrozumienia tego, jaką rolę Szwed pełni w swoim zespole. Sztab szkoleniowy zdjął z niego część zadań defensywnych, zachęcając go do przemiany z „szóstki” w zawodnika typu box to box.

Tuż po objęciu posady Maciej Skorża wprost mówił, że w jego taktyce defensywny pomocnik musi otworzyć się na bardziej ofensywną grę i szukać zagrań do przodu, napędzających akcje zaraz po odbiorze piłki. Oczywiście w Lechu każdy musi dawać coś od siebie w rozegraniu, ale początkowo Karlström najczęściej towarzyszył Pedro Tibie, zabezpieczał go jako defensywny zawodnik. Jesienią sztab „Kolejorza” potrzebował “diabła z pudełka”. Nieoczywistego piłkarza z drugiego szeregu, który pomoże zrobić przewagę w momencie, gdy czołowe postaci ofensywy będą przytłoczone przez rywala. Jesper wpisał się w rolę kogoś, kto potrafi zidentyfikować wolną przestrzeń, wchodzić w pół-przestrzenie, atakować z głębi pola. Świetnie pokazał to ostatni mecz z Jagiellonią Białystok, gdy zbiegł ze środkowej strefy przed polem karnym w piątkę, na bliższy słupek, zaliczając asystę przy bramce Mikaela Ishaka.

Boiskowa inteligencja sprawia, że Karlströmowi zmiana zadań na boisku wyszła bezproblemowo. W Poznaniu słyszymy, że dziś to “ósemka” pełną gębą. O ile początkowo Szwed ubezpieczał Tibę, tak później to obok niego wystawiano zawodnika usposobionego bardziej defensywnie — czy to Nikę Kwekweskiriego, czy też Radosława Murawskiego. Każdy z trzech partnerów Jespera zanotował po dziewięć występów od pierwszej minuty u jego boku. Reprezentant Szwecji jest natomiast praktycznie nietykalny, choć na starcie sezonu jego pozycja wcale nie była taka pewna. Niewiele osób spodziewało się, że to właśnie on wypadnie z rotacji i zostanie obowiązkowym starterem. Kluczowy dla Karlströma okazał się moment, w którym błysnął jako ten, który idealnie wypełnia założenia szybkiej reakcji na stratę piłki. Gdy Lech robił to z precyzją szwajcarskiego zegarka, najlepiej wypadał właśnie Szwed, który doskonale odczytywał, kiedy doskoczyć do rywala, kiedy zaasekurować kolegów i jak pomóc im odebrać piłkę. Lata gry na „szóstce”, gdzie Jesper rozbijał rywali, wyróżniając się agresywnym i skutecznym doskokiem, dały mu przewagę.

W statystykach za obecny sezon widzimy, że względem minionej wiosny Jesper Karlström poprawił grę w powietrzu, ograniczył straty — także te na własnej połowie — i liczbę fauli (choć pod tym względem nadal jest w ligowej czołówce). Zdecydowanie więcej go we wszystkich rubrykach ofensywnych: od pojedynków, przez asysty przy strzałach, po prostopadłe podania. Uwagę przykuwa także to, że pomocnik Lecha jest koniem do biegania. 11 razy w tym sezonie pokonywał średnio ponad 11 kilometrów w trakcie meczu, ma także wysoką średnią (10,88) w przeliczeniu na 90 minut. Warto dodać, że w drugiej linii “Kolejorza” Jesper wyróżnia się także intensywnością biegania, więc drużyna ma z tego sporo pożytku.

Kolejnym plusem szwedzkiego pomocnika jest to, czego być może nie widać gołym okiem. Rola “tempomatu”, rozumienie faz przejściowych i dyktowanie rytmu gry. To już cechy inteligentnej “ósemki”, która potrafi dostosować grę do sytuacji na boisku. Pomocne w przestawieniu się na nową rolę okazało się również dobre wyszkolenie techniczne Karlströma. Nie jest to magik dryblingu, jednak warto wyróżnić to, co potrafi zrobić już w pierwszym kontakcie z piłką. Jego firmowe zagranie to zwód przy przyjęciu, gdy robi ruch w jedną stronę, a zabiera się w drugą, gubiąc rywala. Słowem: miał podstawy do rozwinięcia się w kierunku bardziej ofensywnej gry, choć przy tym wszystkim ma też swoje wady. Tak jak wspomnieliśmy, nie jest to piłkarz, który zrobi różnicę dryblingiem czy też huknie z dystansu nie do obrony. Mimo że Karlström często posyła piłki w pole karne czy asystuje przy strzałach kolegów, brakuje mu także asyst. W Lechu pracują nad tym, żeby jego odważna gra przełożyła się na liczby, choć też nie ukrywają, że kiedy licznik się odblokuje, Szwed błyskawicznie wyfrunie z Ekstraklasy, bo te najlepiej widoczne dla każdego statystyki są ostatnim elementem dzielącym Karlströma od zostania zawodnikiem na solidnym, europejskim poziomie.

Najlepszy reprezentant z Ekstraklasy

Powołanie do reprezentacji Szwecji ma być dla Jespera Karlströma kolejnym bodźcem do rozwoju. Piłkarz Lecha Poznań długo wyczekiwał pozytywnego sygnału ze strony Janne Anderssona i w końcu dopiął swego. Zapewne w barażowych spotkaniach nie odegra tak dużej roli, żeby z miejsca stać się etatowym kadrowiczem, ale to nic złego. Aktualnie w Ekstraklasie nie ma zawodnika, który byłby częścią lepszej drużyny narodowej — przynajmniej jeśli oceniamy jej siłę na podstawie rankingu FIFA.

Josip Juranović już pokazał, że w naszej lidze można się wybić i pojechać na wielki turniej. Szansę na to ma także Filip Mladenović. My Jesperowi wyjazdu na mundial nie życzymy, ale tylko dlatego, że musiałoby się to odbyć naszym kosztem. Niemniej czujemy, że jeśli zawodnik “Kolejorza” dalej będzie się tak rozwijał, to jeszcze trafi się turniej, na którym przybije piątkę z dawnymi kumplami z Lecha. Na przykład podczas spotkania z Polską w fazie grupowej.

Skoro Karlström udowodnił już, że jego karierze nie przeszkodziły ani choroba, ani poważny nałóg, ani nawet demony tkwiące w jego głowie, to nie ma wątpliwości, że w jego przypadku możemy użyć zwrotu “sky is the limit”.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Ekstraklasa

Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Patryk Stec
0
Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Komentarze

36 komentarzy

Loading...