Reklama

Lewandowski i Milik. Czy warto do tego wracać?

redakcja

Autor:redakcja

23 marca 2022, 19:27 • 8 min czytania 16 komentarzy

Coraz intensywniej spekuluje się o tym, że Czesław Michniewicz w finale baraży planuje wystawić w ataku sprawdzony duet Robert Lewandowski – Arkadiusz Milik. Mielibyśmy zatem powrót do rozwiązania, które przyniosło spore sukcesy Adamowi Nawałce na pierwszym etapie jego selekcjonerskiej przygody. Zresztą Michniewicz omawiał ten temat w prywatnej rozmowie ze swoim poprzednikiem. I z jednej strony trudno nie traktować tego rodzaju pogłosek z ekscytacją. Z miejsca przypominają się wszak piękne czasy dla biało-czerwonych. Ale trzeba też brać poprawkę na to, iż współpraca Lewandowskiego i Milika obrosła wraz z upływem lat licznymi mitami. Panowie dogadywali się na boisku przyzwoicie, jasne, ale na pewno nie była to polska odpowiedź na tandem Yorke – Cole czy Grafite – Dżeko.

Lewandowski i Milik. Czy warto do tego wracać?

Powrót starych wyjadaczy

Za kadencji Paulo Sousy biało-czerwoni regularnie występowali w systemie z dwójką napastników. Wyjątkiem było w zasadzie tylko spotkanie ze Słowacją na Euro 2020, gdy Portugalczyk zdecydował się nieoczekiwanie na ryzykowny eksperyment taktyczny i oddelegował na murawę czterech środkowych pomocników, z czego dwóch (Karol Linetty oraz Piotr Zieliński) poruszało się bardzo wysoko, za plecami lub niemalże u boku Roberta Lewandowskiego. Jaki był efekt tego manewru, wszyscy doskonale pamiętamy. Polacy zagrali beznadziejnie, przegrali z niżej notowanym rywalem i drastycznie ograniczyli swoje szanse na wyjście z grupy. Dość powiedzieć, że Sousa szybko wrócił do sprawdzonych rozwiązań. Przeciwko Hiszpanii w parze z „Lewym” zagrał już bowiem Karol Świderski.

Ten ostatni niewątpliwie mógł uchodzić za jednego z największych wygranych kadencji Sousy. Jerzy Brzęczek konsekwentnie pomijał byłego gracza Jagiellonii Białystok w powołaniach do kadry, natomiast Sousa uczynił zeń jednego ze swych tak zwanych wiernych żołnierzy. I opłaciło mu się to. Świderski zagrał u Portugalczyka czternaście razy, zapisał na swoim koncie sześć goli i asystę. W tym zwycięskie trafienie w wyjazdowym starciu z Albanią. Równolegle skrzydła w drużynie narodowej rozwinął również Adam Buksa, który jesienią 2021 roku zagrał w reprezentacji pięć razy i pięciokrotnie zapisał się na liście strzelców.

Karol Świderski
Reklama

Trzeba jednak podkreślić, że zbudowanie pozycji Świderskiego i Buksy nie wynikało wyłącznie z tego, że Sousa dostrzegł w tej dwójce nieprawdopodobny, nieodkryty wcześniej potencjał. W sumie to po prostu nie miał innego wyjścia, chcąc trzymać się ofensywnego ustawienia z dwójką snajperów.

W swoim debiucie na ławce trenerskiej reprezentacji Polski portugalski szkoleniowiec postawił na współpracę Lewandowskiego oraz Arkadiusza Milika. Właśnie ta para zaczęła od pierwszej minuty wyjazdowe spotkanie z Węgrami, otwierające eliminacje do mistrzostw świata w Katarze. Po godzinie gry siłę ognia biało-czerwonych, desperacko odrabiających straty, wzmocnił także Krzysztof Piątek. Gdzie byli wówczas Buksa i Świderski? Ten pierwszy w ogóle nie znalazł się w gronie powołanych, ten drugi zaś nie załapał się do kadry meczowej. Zadebiutował dopiero przeciwko Andorze, gdy na pół godziny przed końcem spotkania zmienił kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego. No i się potoczyło – najpierw kontuzja „Lewego”, potem poważne urazy Milika oraz Piątka.

Jak to w futbolu – pech jednych szczęściem innych. Dziś jednak sytuacja się odwróciła. To Świderski z powodu kłopotów zdrowotnych nie ma szans na występ w meczach ze Szkocją i Szwecją, a szanse Buksy na grę zmalały, biorąc pod uwagę niezłą dyspozycję zarówno Milika, jak i Piątka. Napastnik Olympique’u Marsylia w 2022 roku zdobył już dwanaście bramek, licznik snajpera Fiorentiny zatrzymał się jak na razie na sześciu trafieniach.

Milik i kadra – związek pogmatwany

Jeżeli spojrzeć na ostatnie lata, to przygoda Arkadiusza Milika z reprezentacją była dość trudna, wyboista. I nie ma się co dziwić. Mówimy wprawdzie o 28-letnim zawodniku, ale zawirowań zdrowotnych i kontraktowych wychowanek Rozwoju Katowice przeszedł więcej od niejednego czterdziestolatka. Zresztą nawet obecnie trudno mówić o pełnej stabilizacji, ostatecznie relacje Milika z trenerem Jorge Sampaolim wciąż pozostają niezwykle napięte i Polak, mimo świetnej dyspozycji strzeleckiej, wcale nie może być pewny miejsca w wyjściowej jedenastce Olympique’u Marsylia. Francuscy dziennikarze donoszą nawet, że klubowi działacze nie mają już najmniejszych wątpliwości – ktoś będzie musiał wkrótce opuścić Stade Velodrome. Albo Milik, albo Sampaoli.

Jak to na ogół bywa, kłopoty z regularnymi występami w klubie przełożyły się na postawę Milika w kadrze. W 2021 roku napastnik rozegrał w narodowych barwach tylko pięć meczów (291 minut) i zdobył zaledwie jedną bramkę (w starciu z Andorą). A w poprzednich latach o wiele lepiej to nie wyglądało.

Liczby Arkadiusza Milika w reprezentacji Polski:
      • 2021 – 5 meczów (291 minut); 1 gol i 1 asysta
      • 2020 – 7 meczów (337 minut); 1 gol i 1 asysta
      • 2019 – 4 mecze (87 minut); 1 gol i 1 asysta
      • 2018 – 9 meczów (537 minut); 1 gol i 1 asysta
      • 2017 – 3 mecze (136 minut); 1 gol
      • 2016 – 11 meczów (975 minut); 1 gol i 2 asysty
      • 2015 – 8 meczów (670 minut); 4 gole i 7 asyst
      • 2014 – 8 meczów (590 minut); 5 goli i 2 asysty
      • 2013 – 2 mecze (89 minut)
      • 2012 – 4 mecze (136 minut); 1 gol

Statystyki są brutalne. W ostatnich latach Milik gwarantuje reprezentacji jednego gola rocznie. No co tu dużo mówić, staniki nie fruwają. Tylko w 2015 roku napastnik zanotował więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej niż w latach 2017-2021 razem wziętych. A trzeba też zaznaczyć, o jakiego kalibru bramkach/asystach mówimy. Gol na 3:1 z Andorą, gol i asysta w towarzyskim starciu z rezerwami Finlandii, asysta na 4:0 z Izraelem… Jasne, były też bardziej chwalebne wyczyny, jak choćby asysta w starciu z Anglią na Wembley, co do zasady jednak – Milik od dawna przestał być motorem napędowym naszej ofensywy.

Reklama

I tutaj wracamy płynnie do współpracy Arkadiusza z Robertem Lewandowskim. Ostatecznie swój gwiezdny czas za kadencji Adama Nawałki (2014, 2015, od biedy również 2016 rok z uwagi na zwycięskiego gola w meczu z Irlandią Północną na Euro 2016) Milik przeżył właśnie jako kompan „Lewego” w linii ataku.

Milik i Lewandowski – duet doskonały, a może duet… zwyczajny?

Że u boku takiego giganta jak Lewandowski gra się drugiemu napastnikowi wygodniej, żadne to odkrycie. Ostatnio doświadczyli tego choćby omawiani Świderski czy Buksa, wcześniej właśnie Milik. „Lewy” jest wymagającym partnerem – krzywi się na niecelne podania i błędy techniczne, wymachuję rękami, gdy kolega z linii ataku pochopnie podejmie decyzję o strzale. Ale na koniec dnia wygląda to tak, że obrońcy drużyny przeciwnej cały czas muszą mieć gwiazdora Bayernu na oku, czasami pilnują go we dwóch, a nawet we trzech. A to w naturalny sposób generuje przestrzeń dla napastnika, który Lewandowskiemu w ofensywie towarzyszy. Jest bowiem pewna różnica między „Lewym” w wersji monachijskiej, a tym w wariancie reprezentacyjnym. W klubie Polak mimo wszystko dużo mocniej koncentruje się na obowiązkach typowej dziewiątki. W kadrze bierze na swoje barki więcej brudnej, niewdzięcznej roboty.

Z drugiej jednak strony, Sousa próbował to nieco zmienić. Podczas ostatnich mistrzostw Europy Lewandowski notował średnio 6,67 kontaktu z piłką w polu karnym przeciwnika na 90 minut gry. To oczywiście mniej, niż w Bundeslidze (w sezonie 2021/22 – 8,39 na 90 minut), ale całkiem dużo, jeśli zestawić ten wynik z kadencją Brzęczka i Nawałki. Portugalczyk najwyraźniej doszedł do wniosku, że „Lewy” – przy wszystkich dodatkowych zaletach – najgroźniejszy zawsze pozostaje po prostu jako snajper.

Krótko mówiąc – Świderski (i Buksa) pracowali na Lewandowskiego. Z Milikiem w przeszłości było nieco inaczej.

Arkadiusz Milik

Na pierwszy rzut oka tego może nie widać. Lewandowski w eliminacjach do Euro 2016 zdobył ostatecznie aż trzynaście bramek, oddawał średnio 4,11 strzału na 90 minut gry (2,12 strzałów/90 minut podczas samego turnieju). Sporo. Ale Milik aż tak znowu mocno mu nie ustępował, zdobywając w sumie sześć goli przy 2,79 uderzenia na 90 minut (3,36 strzałów/90 minut podczas turnieju – znacznie więcej od Lewandowskiego!). U napastnika Olympique’u Marsylia trudno bowiem szukać cech typowych dla cofniętego napastnika. Okej, dysponuje niezłym uderzeniem z dalszej odległości, ale poza tym? Ani z Milika brylantowy technik, ani wybitny drybler, ani szybkościowiec, ani rozgrywający. Jest po prostu dziewiątką. Najwięcej do zaoferowania ma wtedy, gdy przychodzi do finalizowania akcji.

A to oznacza, że Milik i Lewandowski w sumie trochę włażą sobie w kompetencje.

Skąd zatem mit ich o ich znakomitym boiskowym dopasowaniu? Cóż, można wspominać choćby spotkanie z Gruzją – wygraliśmy 4:0, a Lewandowski zdobył hat-tricka w końcówce. Dwa razy ukąsił właśnie po asystach Milika, co w jakiś sposób rozpalało wyobraźnię. Do tego doliczmy bramkowe dogrania Arka do „Lewego” w starciach z Gibraltarem i Szkocją (wszystko to wciąż kwalifikacje do Euro 2016). W drugą stronę – asysta Lewandowskiego do Milika w spotkaniu z Macedonią Północną (eliminacje do Euro 2020) oraz w meczu z Andorą (najświeższa sprawa, kadencja Paulo Sousy). I tyle. 2525 minut spędzonych wspólnie na boisku, sześć goli wypracowanych bezpośrednio przez omawianą dwójkę. Niewiele prawda? No i podkreślmy, nie mówimy tutaj o golach przełomowych dla historii polskiego futbolu. Jak już się panom udało coś wspólnie pyknąć, to na ogół przeciwko oponentom ze średniej lub najniższej półki.

Ujmijmy to w ten sposób – bardziej nam imponuje współpraca Roberta z Thomasem Muellerem. Lewandowski i Milik nie byli ani duetem wybitnie dobranym, ani duetem kiepskim. Ot, nieźle im się razem grało, gdy cała drużyna wokół też odpowiednio działała. Tyle.

***

Czy to oznacza, że potępiamy pomysł Michniewicza, by powrócić do gry na Milika i Lewandowskiego z przodu? No pewnie, że nie. Obaj są w dobrej formie, obaj mają olbrzymie doświadczenie wyniesione z meczów o dużą stawkę. Obaj notowali już w drużynie narodowej istotne trafienia, choć oczywiście pod tym względem olbrzymią przewagę ma „Lewy”. Ale też nie traktujemy tej koncepcji jako zbawiennej dla reprezentacji Polski. Fajnie cofnąć się wspomnieniami do eliminacji do mistrzostw Europy we Francji, jasne, ale bądźmy szczerzy – to już zamierzchła przeszłość. A od tamtego czasu kooperacja Lewandowskiego z  Milikiem na wiele się kadrze nie zdała.

CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

16 komentarzy

Loading...