Reklama

Plusy i minusy selekcjonerskiej nominacji Michniewicza

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 stycznia 2022, 21:18 • 12 min czytania 91 komentarzy

Gdyby Czesław Michniewicz był idealnym kandydatem na selekcjonera reprezentacji Polski, nie odbyłby się ten cały cyrk pt. „PZPN wybiera sternika kadry”, a Cezary Kulesza jego nominację ogłosiłby pewnie dobre kilka tygodni temu. Ale nie żyjemy w świecie idealnym. Zastanówmy się więc, jakie plusy, a jakie minusy niesie za sobą wybór Michniewicza na najgorętsze stanowisko trenerskie w Polsce.

Plusy i minusy selekcjonerskiej nominacji Michniewicza

PLUS. Zna specyfikę pracy z reprezentacją

Czesław Michniewicz wie wszystko o specyfice selekcjonerskiej pracy. Kilka lat temu opowiadał nam, że jego sztab w młodzieżówce opracowywał wielkie bazy danych i spersonalizowane analizy, które „później chłopcy dostawali na iPadach i mogli oglądać je, kiedy chcieli, a chcieli”. Fragment wywiadu:

Musicie nadgonić czas? Na samym zgrupowaniu jest go niewiele.

Zgadza się, spotykamy się 3-4 dni przed meczem, więc chcemy, żeby zawodnicy mieli już jakąś „podładkę” przygotowaną. Widujemy się przed lub po meczach klubowych, ale to za mało czasu, żeby porozmawiać z zawodnikiem. 10 minut pod szatnią, podpytasz o zdrowie, powiesz co ci się podobało w meczu, co nie i każdy biegnie w swoją stronę. A dzięki takim analizom czy wytycznym na iPadach możemy przekazać swoje wytyczne, uwagi czy zalecenia.

Michniewicz nie będzie tłumaczył się kilkoma przeprowadzonymi treningami przed barażowym meczem z Rosją, bo część podstawowych wskazówek przekaże swoim reprezentacyjnym podopiecznymi w przedbiegach zgrupowania. W młodzieżówce pracował na żywym organizmie kadry narodowej, nie jest teoretykiem, a praktykiem – wie, jak to jest bazować na klubowym przygotowaniu kadrowiczów i nie będzie szukał kwadratowych jaj. Kolejny cytat ze wspominanego wywiadu:

Reklama

Każdy nowy trener teraz mówi „chcę grać wysokim pressingiem, będziemy grać piłką”.

Ja już nie mogę tych farmazonów słuchać. Czytam te wypowiedzi, a później przyjeżdża na zgrupowanie zawodnik trenujący u takiego trenera i widzę, że on jest nieprzygotowany do takiej gry. Puste słowa. Reprezentacja często jest soczewką tego, jak pracuje się w klubach – widać po zawodnikach czego im brakuje, czego nie zostali nauczeni. To pokłosie tego, z jakimi trenerami pracowali. I nie mówię tylko o tych, u których pracują teraz, ale też od których uczyli się w przeszłości. Później przyjeżdża piłkarz, którego trener pięknie opowiada o tym „graniu piłką”, a widzimy tego zawodnika w treningu na kadrze i okazuje się, że król jest nagi.

Praca trenera klubowego różni się od pracy selekcjonera, mówią to wszyscy. Marcin Dorna, dyrektor sportowy PZPN, opowiadał nam ostatnio, że dostosowanie się do warunków roboty w kadrze narodowej wymaga czasu. Czesław Michniewicz nie będzie potrzebował tych dni, tygodni, pewnie nawet miesięcy, a zarazem nie jest przecież stetryczałem, przedpotopowym szkoleniowcem.

Zna możliwości przyszłych reprezentantów. Jeśli uzna, że trzymamy się ustawienia z trójką z tyłu i dwójką wahadłowych po bokach, to będzie miał know-how, bo ostatnie kilkanaście miesięcy spędził na dogłębnym poznawaniu niuansów operowania w taki schemacie. Jeśli zaś uzna, że kadra powinna wrócić do klasycznego ustawienia z czwórką stoperów, to też powinien to sprawnie przeprowadzić. Mamy gwarancję tego, że selekcjoner będzie selekcjonerem. Tylko tyle i aż tyle.

MINUS. Nie jest cudotwórcą

Reprezentacji Polski nie przejmuje cudotwórca. Niedługo stukną dwie dekady trenerskiej pracy Michniewicza. Jego gablota wygląda tak: dwa mistrzostwa Polski, dwa Superpuchary Polski, jeden Puchar Polski, awans do turnieju finałowego Mistrzostw Europy U-21, awans do fazy grupowej Ligi Europy. Nie ma powodów do wstydu, Michniewicz nie cierpi na kompleks „zero tituli”, ale nigdy nie oglądał innych uznanych polskich fachowców z perspektywy tronu. Ba, był taki długi moment, w którym na dobre wtopił się w klasę średnią naszego trenerstwa.

Reklama

Po tym jak prowadził Lecha i zdobył sensacyjne mistrzostwo Polski z Zagłębiem Lubin, jego kariera może nie stanęła w miejscu, natomiast samo CV nie imponowało. Prowadził Arkę, Widzew, Jagiellonię, Polonię, Podbeskidzie, Pogoń i Bruk-Bet. Czasem były to więc kluby z większymi ambicjami, ale w zasadzie nigdy takie, które miałyby szansę doskoczyć na dłużej do rodzimej czołówki. Z różnych względów: właścicielskich, potencjału sportowego, potencjału finansowego i tak dalej. Zawodowy życiorys Michniewicza nie mógł więc wzbudzać ekscytacji.

Oczywiście inną sprawą są wyniki, jakie Michniewicz w kolejnych klubach osiągał. Te były często po prostu dobre. Utrzymał Podbeskidzie. Pogoń Szczecin dwukrotnie wprowadził do górnej ósemki, a pamiętajmy, że w tamtych latach nie był to zespół z takim składem i ambicjami jak teraz. Bruk-Bet znajdował się po wcale niemałej części sezonu na podium Ekstraklasy. Ale zawsze coś nie grało. Spalonych ziemi nigdy po sobie nie zostawiał, ale często padał ofiarą wyników ponad stan.

Swoją pozycję ustabilizował dopiero w młodzieżówce, która potrafiła rozgrywać taktycznie przeciwników z lepszych stron piłkarskiego świata, ale nawet tam nie było idealnie. Michniewicz potrafił barykadować bramkę z Włochami i wygrywać 1:0, ale też nie awansował do półfinału Euro U-21, bo brutalnie roznieśli go Hiszpanie. Michniewicz mógł remisować z Anglią czy Rosją, ale już dwukrotnie dzielić się punktami z Wyspami Owczymi… No, nie wypadało. Michniewicz osiągał naprawdę przyzwoite wyniki z młodzieżówką, ale w samej końcówce kadencji kompletnie zawalił eliminacje do kolejnych mistrzostw Europy.

Na starcie w Legii sromotnie przegrał z Karabachem, co też jest pewną wskazówką: Michniewicz nie zawsze równa się ze zwycięstwem w ważnym meczu. Jasne, to nie był jeszcze jego zespół, później miewał wielkie momenty. Nauczył swoich piłkarzy ustawienia z trójką stoperów z tyłu i z dwoma wahadłowymi. Rozbujał stołeczny klub w stronę mistrzostwa Polski. Pyknął Slavię, awansował do Ligi Europy. Rozegrał taktycznie Spartak i Leicester. Ale również on odpowiada za wielopoziomowy kryzys, w który wpadła Legia w czasie rundy jesiennej – raz, że to on odpowiadał za czysto boiskowe przygotowanie zespołu do sezonu, dwa, że nie znalazł absolutnie żadnego pomysłu na wyprowadzenie drużyny z zapaści sportowej.

Powtórzmy. Gdyby Czesław Michniewicz był oczywistym i jedynym słusznym kandydatem do objęcia reprezentacji Polski, Cezary Kulesza ogłosiłby jego wybór w Nowy Rok. Nie byłoby tego całego wielotygodniowego cyrku, tego wielkiego nakręcającego się serialu.

PLUS. Umie debiutować

Zadzwoniliśmy do Jarosława Fojuta, który współpracował z Michniewiczem w Pogoni Szczecin. – Trener jest skuteczny, przekonujący, tak to ujmijmy – zaśmiał się do słuchawki. 51-letni szkoleniowiec błyskawicznie kupuje i ujmuje wszystkich dookoła siebie. Jest otwarty, przygotowany, nie owija w bawełnę. Nie zalicza wstydliwych falstartów, robi korzystne pierwsze wrażenie. Wystarczy spojrzeć na listę wyników z jego debiutów:

  • Lech Poznań – wygrana 2:1 z Polonią Warszawa w Pucharze Polski,
  • Zagłębie Lubin – wygrana 2:1 z Koroną Kielce w Ekstraklasie,
  • Arka Gdynia – remis 1:1 z Jagiellonią Białystok w Ekstraklasie,
  • Widzew Łódź – porażka 1:3 z Lechią Gdańsk w Ekstraklasie,
  • Jagiellonia Białystok – remis 2:2 z Podbeskidziem Bielsko-Biała w Ekstraklasie,
  • Polonia Warszawa – wygrana 3:0 ze Śląskiem Wrocław w Ekstraklasie,
  • Podbeskidzie Bielsko-Biała – remis 1:1 z Korona Kielce w Ekstraklasie,
  • Pogoń Szczecin – wygrana 2:0 z Jagiellonią Białystok w Ekstraklasie,
  • Termalica Nieciecza – wygrana 2:0 z Arką Gdynia w Ekstraklasie,
  • Reprezentacja U-21 – wygrana 3:0 z Gruzją eliminacjach mistrzostw Europy,
  • Legia Warszawa – wygrana 2:0 z Dritą w eliminacjach Ligi Europy.

Jedenaście drużyn, jedenaście pierwszych meczów – siedem zwycięstw, trzy remisy, jedna porażka. To nie może być przypadek. Od kilku lat nieaktualny jest też argument, że „łeee, na polskich boiskach to każdy sobie może”, bo Michniewicz zrobił swoje w debiucie na ławce trenerskiej młodzieżówki z Gruzją i w inaugurującym stołeczną przygodę starciu z kosowskimi kelnerami z Drity. Inna sprawa, że debiut w seniorskiej kadrze przeciwko Rosji będzie jeszcze grubszym kalibrem. I fajnie byłoby, gdyby Michniewicz potwierdził swoje szczęście do debiutów również w Moskwie.

MINUS. Nie pracował z gwiazdami

Czesław Michniewicz nie jest anonimową postacią w polskim środowisku piłkarskim, nie został wyciągnięty z kapelusza, nie został przyniesiony w teczce. To fachowiec o uznanej marce, ale mimo wszystko – dopóki nie zweryfikują go wyniki i nie obronią go pierwsze małe sukcesy w reprezentacyjnej pracy – nadal nie wiadomo, jak odbierze go pełna dużych nazwisk szatnia reprezentacji Polski. Oczywiście, Michniewicz pracował z całą plejadą dzisiejszych reprezentantów w młodzieżówce, ale tego nie da się porównywać, tego nie da się ze sobą zestawić. Polscy piłkarze grają w Premier League, w Serie A, w Ligue 1, w Bundeslidze, współpracują z najlepszymi trenerami na świecie, jednych przyjmują, innych odrzucają, to normalne.

Przy tym wszystkim bardzo uważnie przyglądają się kolejnym selekcjonerom. Kupili dziwaczne zwyczaje Adama Nawałki, krzywili się na Jerzego Brzęczka, imponował im Paulo Sousa. Wpływ na to mają najróżniejsze drobiazgi i szczególiki, rzeczy mniejsze i większe – nakazy i zakazy, prezencja i aparycja, porażki i zwycięstwa. Michniewicz nigdy nie trenował największych gwiazd. Z pozoru ma wszystko, żeby ich kupić – jest prostolinijny, przekonujący, kompetentny, dowcipny, czuje szatnię. Ale, tak naprawdę, nigdy nie wiadomo… może komuś nie spodoba się jakiś głupi dowcip, jakaś docinka, może komuś innemu nie będzie pasować nowa rola, może jeszcze komuś innemu nie będzie odpowiadała taktyka?

Tego dopiero się dowiemy.

PLUS. Umie zadbać o atmosferę

Jakiś czas temu umieściliśmy go w trzeciej dziesiątce najbarwniejszych postaci polskiej piłki w XXI wieku. Właściwie cały opis z uzasadnieniem umieszczenia Michniewicza na tak wysokiej pozycji w tym ranking nadaje się do zacytowania:

Jeden z najszybszych procesorów pod względem anegdot i ripost w kraju. Trudno się z nim nudzić – pod względem budowania team-spirit trudno znaleźć lepszego trenera w kraju.

Zgrupowanie młodzieżówki, do Grodziska Wielkopolskiego zjeżdżają się piłkarze. W hotelu meldują się ełkaesiacy – Piotr Pyrdoł i Jan Sobociński. Ten drugi akurat po strzeleniu gola samobójczego w Ekstraklasie. ŁKS szoruje po dnie tabeli, Janek przyjeżdża w średnim humorze. Michniewicz wita się z oboma „na miśka” i rzuca do Sobocińskiego:

– Janek, słuchaj, my tu siedzimy od tygodnia i jedna rzecz nas gryzie…
– Tak, trenerze?
– Komu damy indywidualne krycie na ciebie w naszym polu karnym.

Duet Walukiewicz-Sobociński dostał u niego zbiorczy pseudonim „Elektryczne Gitary” – od tego, że co rusz potrafią odpalić jakiś zapalnik w defensywie. Inna analiza taktyczna młodzieżówki. W sali cały zespół, trener ze swoim asystentem zwracają uwagę na złe zachowania piłkarzy po stracie. Cały zespół się cofa po tym, jak piłkę przejął rywal, ale podświetlony Przemysław Płacheta spacerkiem wraca na własną połowę. Wszyscy wokół niego są podpisani imieniem i nazwiskiem, ale nie zawodnik Śląska. U niego pojawia się podpis – Johnny Walker.

Ta sama analiza, Sebastian Walukiewicz bez asekuracji jako ostatni stoper ładuje się między trzech zawodników rywali. Jakimś cudem wychodzi bez straty, ale już dostaje podpis – Franz Beckenbauer. Szatnia ciśnie szyderkę, ale zawodnikowi łatwiej przyjąć taką krytykę. Z Piotra Grzelczaka śmiał się kiedyś, że ma pakiet większościowy akcji Drew-Budu – to w nawiązaniu do techniki Mister Woleja. Grzelczak u Michniewicza się odblokował, nie obraził się.

Trening Lecha Poznań, na boisku treningowym akurat trwał remont. Robotnicy wykopywali duże fragmenty ziemi, które leżały sobie na zielonej murawce. Michniewicz wychodzi na trening bez okularów, bierze piłkę z rąk jednego z piłkarzy i posyła woleja na drugą stronę boiska. Zespół zdziwiony, bo przecież patrzą na trenera kopiącego piłką w wielkie kawałki ziemi. – Cholera, jakieś dziwne te wrony – mówi Michniewicz.

Niektórzy nabijają się, że u Michniewicza jest więcej trików psychologicznych i sztuczek, a mniej trenowania. Że uskutecznia efekciarstwo, ale to wszystko jest zbudowane na chybotliwej konstrukcji. Natomiast Michniewicza bronią wyniki. No i piłkarze go po prostu lubią – bo jest inny. W Lechu jako pierwszy zabierał piłkarzy do kina albo puszczał filmy w autobusie – przed pamiętnym meczem z Legią w Pucharze Polski puścił piłkarzom fragmenty radości Francuzów po zdobyciu mistrzostwa świata. W szatni pewnego razu odpalił muzykę z „Gladiatora”. Już w Bielsku-Białej zabrał cały zespół na „Cud w Lake Placid” o tym, jak amerykańscy hokeiści ograli Rosjan na igrzyskach w 1980 roku. – Dobry jest w tych sztuczkach. Chociaż nie wiem, czy sztuczki to dobre określenie, bo to po prostu działa.

MINUS. Bywa konfliktowy

Człowiek z krwi i kości. Albo go kupujesz, albo nie. Zazwyczaj – tak, ale… nie zawsze. Ciekawy przykład mieliśmy ostatnio w Legii. Mattias Johansson skarżył się, że Michniewicz tytułował go barwną ksywką „Ikea”, co Szwedowi nie przypadło do gustu. W pewnym momencie 51-letni trener stracił wcale niemałą część trudnej, specyficznej, skłóconej szatni mistrza Polski. – Żaden piłkarz mnie nie zwolni! Nie pozwolę, żeby ktoś wbijał mi nóż w plecy – tak Łukasz Olkowicz z Przeglądu Sportowego opisywał ostatnią przeprowadzoną przez niego odprawę w Legii.

Nie jest więc tylko tak, że wszędzie wszyscy kochają Czesława Michniewicza.

Wie o tym nie tylko Dariusz Mioduski, ale też Cezary Kulesza. Pisaliśmy dzisiaj: „nowy selekcjoner reprezentacji Polski pracował przez pół roku w Jagiellonii Białystok. Po tej krótkiej kadencji obie strony żegnały się z niesmakiem. Kulesza, bo Michniewicz nie poprawił wyników. Michniewicz, bo nie dostał ani okresu przygotowawczego, ani zbyt wielu transferów, a był rozliczany jeszcze z przebudowy drużyny, której miał dokonać, a na którą zabrakło czasu”.

Takich mniejszych lub większych zgrzytów Michniewicz miał więcej. Zdarzało się, że opuszczał jakieś stanowisko pracy z pretensjami, z żalem, z niezadowoleniem. Jeśli nie jest tak jak on chce, żeby było, to mogą zacząć się waśnie i konflikty, bo ma swoje zdanie, swój charakter, swoją pozycję, jest zdecydowany, a momentami nawet nieprzejednany.

PLUS. Jest pod prądem, ale nie jest wypalony

Informowaliśmy, że na ostatniej prostej selekcjonerskiego serialu Cezary Kulesza wybierał spośród polskiej trójki – Czesław Michniewicz, Adam Nawałka, Jan Urban. Czym Michniewicz wyróżnia się z tego tercetu? Wystarczy spojrzeć w historię ich trenerskich karier. Adam Nawałka od trzech lat nie pracuje w piłce klubowej, od czterech lat w piłce reprezentacyjnej. Jan Urban właśnie zaliczył bardzo udaną jesień w Górniku Zabrze, ale wcześniej przez trzydzieści sześć miesięcy z własnej woli pozostawał na bezrobociu. Ba, trzy jego wcześniejsze projekty jawią się najwyżej jako przeciętne.

Co innego Michniewicz.

Najlepsze lata jego trenerskiej kariery przypadają na pracę w kadrze U-21 i robotę w Legii. Nikt nie może zarzucić mu, że nie utrzymuje się pod prądem, a daleko mu też do wypalenia, bo raz, że dopiero wygrywał ze Slavią, Leicester czy Spartakiem w europejskich pucharach, a dwa, że właśnie mógł odpocząć sobie parę miesięcy po klęsce końcówki kadencji przy Łazienkowskiej. Żywotność to jego duży atut.

MINUS. Nie przeprowadzi rewolucji

Paulo Sousa obrzydził nam trochę wielkie słowa. Wszystkie te jego gadki o piłkarskiej rewolucji kulturowej można było wyrzucić na śmietnik po jego grudniowej ucieczce do Brazylii, ale… też nie było tak, że portugalski selekcjoner pieprzył trzy po trzy. Sousa chciał grać inny futbol, miał pomysł, obiecywał styl. Liczyliśmy na długofalowy efekt. Uczyliśmy się operowania w systemie z trójką stoperów i dwoma wahadłowymi, postawiliśmy na ofensywę kosztem defensywy. Podjęto nowy kierunek działań, zasygnalizowano początek rzeczonej rewolucji, którą popierali liderzy kadry z Robertem Lewandowskim na czele. A potem odszedł Sousa i… cały plan może nie runął w przepaść, może nie został całkowicie skreślony, ale możliwość jego kontynuacji stanęła pod dużym znakiem zapytania.

I po Czesławie Michniewiczu też trudno spodziewać się wielkich obietnic.

51-letni fachowiec potrafi osiągać rezultaty na tu i teraz, wprowadzać i budować młodzież, ale czy umie budować coś większego w seniorskiej piłce? Tego nie wiemy. W klubowej karierze zbyt często egzystował w specyficznych, często parszywych miejscach, więc może nie powinniśmy przywiązywać się do faktu, że średnio pracuje w danej organizacji tylko trochę ponad rok, ale na pewno jest to jakieś ostrzeżenie. Bylibyśmy naprawdę zdziwieni, gdyby nagle okazało się, że reprezentacja Polski pod wodzą Michniewicza gra jakiś niezwykle spektakularny futbol, za którym podążają wielkie zmiany w systemie szkolenia.

PLUS. To topowy polski trener

Można go lubić albo nie lubić, ale Czesław Michniewicz należy do ścisłej czołówki polskich trenerów i jest kolejnym fachowcem z tego grona, który dostanie szansę pracy z reprezentacją Polski. Nie dał rady Fornalik, dał radę Adam Nawałka, zobaczymy, jak poradzi sobie Michniewicz. Jerzego Brzęczka do tego grona nie zaliczamy, bo on może i był obiecujący, ale też znacznie mniej doświadczony niż wspomniana wcześniej trójka. Krótko: Czesław Michniewicz zasłużył na szansę, zasłużył na weryfikację na najgorętszym trenerskim stanowisku w Polsce.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Live

LIVE: Po Puchar Polski! Pogoń walczy z Wisłą!

redakcja
1
LIVE: Po Puchar Polski! Pogoń walczy z Wisłą!

Komentarze

91 komentarzy

Loading...