Sześć meczów, pięć trafień. Awans do półfinału Coppa Italia, komplementy od trenera, ciepłe słowa włoskich dziennikarzy. Krzysztof Piątek po powrocie do Włoch zauważalnie odżył. Polski napastnik w Hercie Berlin prezentował się tak nędznie, że wielu wieszczyło mu nawet rychły powrót na ekstraklasowe boiska, może z krótkim przystankiem na pobyt w tureckim Cośtamsporze. Tymczasem „Il Pistolero” wymościł sobie wygodną pozycję w wyjściowym składzie Fiorentiny i imponuje skutecznością jak za najlepszych czasów w Genoi czy Milanie.
Przeklęta ziemia niemiecka
Na niemieckiej ziemi Piątek zadebiutował w styczniu 2020 roku. Do Herthy Berlin trafił za spore pieniądze, bo działacze „Starej Damy” zapłacili za niego 24 miliony euro. Była to wprawdzie kwota mniejsza od tej, jaką rok wcześniej wyłożył za niego Milan, ale wciąż mówimy o całkiem niezłej sumce, jak na możliwości berlińczyków. Mówiło się wówczas, że dla mającej mocarstwowe ambicje Herthy transfer Piątka ma być ważnym krokiem w stronę powrotu do regularnych występów w europejskich pucharach. – Do Herthy przyszedł nowy inwestor, wpompował w projekt ponad 200 milionów euro. Zespół jest budowany na kolejne lata. Na dzień dzisiejszy Piątkowi nie będzie łatwo się tutaj grało – ostrzegał wszakże na naszych łamach Artur Wichniarek. – Naprawdę. Nie może spodziewać się, że w każdym meczu dostanie kilka takich podań, że będzie miał okazje wychodzić sam na sam z bramkarzem. Byłoby super, gdyby okazało się, że do tej pory brakowało im właśnie takiej wartościowej dziewiątki. Na razie jednak Hertha głównie się broni.
Jak się okazało, były napastnik „Starej Damy” miał stuprocentową rację. „Il Pistolero” po przeprowadzce do Berlina nie miał zbyt wielu okazji, by wyciągać zza pazuchy swoje rewolwery po zdobytych bramkach. Hertha okazała się bowiem klubem, w którym może i są pieniądze, może i są imponujące plany, ale nie ma właściwego pomysłu na rozwój zespołu. Zmieniali się trenerzy, a wraz z nimi koncepcje taktyczne. Piątek tymczasem przygasał.
Krzysztof Piątek
O ile wiosną 2020 roku właściwie z miejsca wskoczył do wyjściowej jedenastki Herthy i był mocno pompowany przez Juergena Klinsmanna na konferencjach prasowych, tak później coraz częściej traktowano go jako jokera. Do siatki trafiał rzadko, wyglądał na ciało obce z szeregach berlińskiej drużyny. Zjazd był widoczny gołym okiem. Napastnik, który tak niedawno oczarował Italię swoimi strzeleckimi popisami, w Niemczech przegrywał niekiedy rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie ze stuletnim Vedadem Ibiseviciem, przeciętnym Jhonem Córdobą czy jeszcze większymi przeciętniakami, jak Ishak Belfodil oraz Davie Selke. Nawet zniszczony kontuzjami Stevan Jovetić cieszył się w 2021 roku większym uznaniem w oczach trenera Pala Dardaia. – Potrzebuję w ataku kogoś, kto potrafi utrzymać się przy piłce. Napastnik musi mieć technikę, być w stanie się zastawić i wywalczyć rzut wolny – wypalił węgierski szkoleniowiec. – Krzysztof tylko czeka na okazje, dlatego postanowiłem, że postawię na Joveticia. Potrzebujemy więcej akcji w ataku.
Oczywiście polskiemu snajperowi nie pomógł uraz kostki, który wykluczył go z gry na kilka miesięcy, pozbawiając między innymi szansy na udział w mistrzostwach Europy. Ale umówmy się, nawet zdrowy Piątek stał się dla Herthy kosztownym obciążeniem, a nie cennym wzmocnieniem. W sumie Polak zagrał dla berlińskiej ekipy 58 meczów i zdobył ledwie 13 goli. To mniej niż w Genoi (21 meczów, 19 bramek) i Milanie (41/16).
Po prostu – niewypał transferowy.
Umiłowana ziemia włoska
Patrząc na sytuację w tym kontekście, powrót Piątka do Włoch nie zapowiadał się zbyt optymistycznie. Naturalnie można było wspominać szalony pobyt Krzysztofa w ekipie Genoi, odpalić sobie powtórki jego trafień dla Milanu, ale trzeba było jednak brać poprawkę na fakt, iż na początku swojego pobytu w Serie A polski napastnik najzwyczajniej w świecie znajdował się na fali. Żarło mu. Co strzelił, to wpadło. Niewiele wskazywało na to, by „Il Pistolero” potrafił jeszcze kiedykolwiek nawiązać do tamtej dyspozycji. Tak jak w muzyce mamy do czynienia z artystami jednego przeboju, tak w futbolu występują napastnicy jednego sezonu. No i Piątek na takiego właśnie wyglądał. Zresztą wymowny jest sam fakt, iż początkowo włoskie media łączyły go z powrotem do Genoi, która pruje w kierunku Serie B z konsekwencją godną lepszej sprawy. Koniec końców stanęło jednak na wypożyczeniu do solidnej Fiorentiny.
Zadziałała reputacja, jaką 26-latek wyrobił sobie w sezonie 2018/19. Reputacja i korzystne okoliczności, ponieważ Viola pilnie poszukiwała zmiennika, a może i nawet tymczasowego następcy dla Dusana Vlahovicia, który (wraz z otaczającymi go agentami) coraz mocniej naciskał na transfer do Juventusu. Było jasne, że dopóki Serb jest we Florencji, Piątek może liczyć wyłącznie na pozycję zmiennika. No ale wszystko wydawało się lepsze od dalszego marazmu w Hercie. Tym bardziej że Vlahović faktycznie jeszcze w styczniu 22 roku przeprowadził się do Turynu za około 70 milionów euro.
Otwierając tym samym przed Piątkiem wrota do pierwszego składu Fiorentiny.
Krzysztof Piątek i Vincenzo Italiano
Były napastnik Milanu, trzeba mu to oddać, z korzystnych dla siebie okoliczności skorzystał w dwustu procentach. Po powrocie do Włoch momentalnie odżył. W barwach Fiorentiny zadebiutował 13 stycznia i dołożył cegiełkę do triumfu 5:2 nad Napoli w Pucharze Włoch. Niespełna miesiąc później w tych samych rozgrywkach ustrzelił dublet w starciu z Atalantą Bergamo, a jego zespół zwyciężył 3:2 i awansował do półfinału. Natomiast w Serie A reprezentant Polski otworzył licznik 14 lutego, zdobywając gola w zwycięskim meczu ze Spezią. A zaraz potem ukąsił ponownie – tym razem w wygranym 1:0 spotkaniu z Atalantą. Sześć występów, 387 minut spędzonych na boisku, pięć goli na koncie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknął zagubiony, niemrawy Piątek.
Wrócił bezkompromisowy supersnajper.
– Zaskoczył mnie, wchodząc do zespołu tak szybko. Jego gole mnie cieszą, ale przede wszystkim sposób, w jaki gra i słowa, które wypowiada, sprawiają, że jestem dumny – powiedział Vincenzo Italiano, szkoleniowiec Fiorentiny. – Piątek pracuje wręcz wzorowo. Na boisku spełnia nawet takie założenia taktyczne, do których nie był wcześniej przyzwyczajony. Ważne jest też to, że w momencie transferu znał już język i realia w Serie A. To sprawia, że dzisiaj jest dla mnie opcją numer jeden w ataku. A jego bramki to po prostu zasłużona nagroda, za niezwykły wysiłek, jaki wkłada w przygotowania do meczu. Udowadniamy jako drużyna, że możemy dalej być skuteczni, jeśli tylko będziemy trzymać się naszej tożsamości. Nawet bez Dusana Vlahovicia potrafimy strzelać bramki.
Zimą do Florencji trafił również Arthur Cabral, który imponował skutecznością w barwach FC Basel. Na razie jednak włoskie media nie mają wątpliwości – Brazylijczyk musi zaczekać na swoje szanse. – Piątek w Fiorentinie dostał to, czego niezmiernie potrzebował. Zaufanie. Poczucie docenienia ze strony trenera i partnerów ułatwiło wejście do zespołu i wymianę snajperów. Drugi napastnik, który przybył w styczniu – Arthur Cabral – również dostanie swoje okazje do gry. Teraz nie sposób jednak myśleć o wycofaniu z wyjściowej jedenastki Polaka – dowodzą dziennikarze „La Gazzetta dello Sport”.
Piątek postrzela w kadrze?
Oczywiście z zachwytami nad postawą Piątka w Fiorentinie nie ma co przesadzać. Na razie Polak zanotował w nowym klubie udany miesiąc. Tylko tyle i aż tyle. To miła odmiana po smętnym okresie spędzonym przez niego w Berlinie, ale gratulacje będzie można mu składać dopiero wówczas, gdy zdoła utrzymać świetną formę w dłuższym okresie. – Bardzo tęskniłem za Włochami, gdy byłem w Niemczech. Tutaj czuję się lepiej – przyznał sam piłkarz w rozmowie z DAZN. Fiorentina zajmuje obecnie siódmą pozycję w Serie A. Traci pięć punktów do okupującego czwartą lokatę Juventusu, ale ma jeden mecz rozegrany mniej, a zatem wciąż realnym celem dla podopiecznych Vincenzo Italiano jest zajęcie miejsca premiowanego udziałem w Lidze Mistrzów.
Nie sposób zwyżki formy Piątka nie rozpatrywać również w kontekście reprezentacji Polski. Tym bardziej że równolegle odżył strzelecko Arkadiusz Milik. Za kadencji Paulo Sousy ta dwójka – w dużej mierze w wyniku problemów zdrowotnych, ale i nie najlepszej formy – w pewnym momencie osunęła się w hierarchii napastników za plecy Karola Świderskiego i Adama Buksy. Przed Czesławem Michniewiczem poważna zagwozdka – trzymać się rozwiązać stosowanych przez poprzednika w jesiennych meczach eliminacyjnych, czy powrócić do starych wyjadaczy, skoro obaj świetnie sobie radzą w klubach?
Cóż, oby selekcjoner miał jak najwięcej tego rodzaju dylematów.
WIĘCEJ O KRZYSZTOFIE PIĄTKU:
- Krzysztof Piątek z kolejnym trafieniem w Serie A [WIDEO]
- Trener Fiorentiny pochwalił Krzysztofa Piątka
- CO DALEJ Z KRZYSZTOFEM PIĄTKIEM? | Smykałka #31
fot. NewsPix.pl