Reklama

Trener Adam Nawałka – pracoholik, perfekcjonista, organizator

redakcja

Autor:redakcja

23 grudnia 2018, 13:26 • 22 min czytania 0 komentarzy

Dziś wielu nie boi się mówić o nim „najlepszy polski trener”. Sukces na Euro 2016 wywindował go na szczyt piramidy trenerskiej w kraju, przegrany mundial zachwiał tą budowaną w kadrze marką. Ale jakim Nawałka był trenerem? Nie, nie selekcjonerem, ale trenerem. Gdy pytamy o niego w Katowicach, Krakowie czy Zabrzu, to słowem, które pada najczęściej jest „obsesja”. Albo „perfekcjonizm”. Albo „pracoholizm”.

Trener Adam Nawałka – pracoholik, perfekcjonista, organizator

W Krzeszowicach z wściekłości rozbił piłkarzowi łuk brwiowy. W Wiśle oskarżył piłkarzy o sprzedanie meczu, ale i zdobył mistrzostwo Polski. W Lubinie nie zapanował nad podzieloną szatnią. W Białymstoku żegnali go białymi chusteczkami. W Katowicach urządził szatnię i sprawił, że głodujący piłkarze szli za nim w ogień. W Zabrzu wypromował swoje restrykcyjne zasady, ale i był mistrzem zakulisowych gierek.

Niewielu polskich trenerów może pochwalić się tym, że pierwszy klub poprowadzili na zachodzie. A Adam Nawałka może. I choć była to tylko ekipa amatorska na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, to u późniejszego selekcjoner już wtedy nie było zmiłuj. Eagle Yonkers składał się z amatorów z Polski, którzy do Stanów przyjechali za pracą, i kilku byłych piłkarzy, którzy też do Stanów ruszyli w pogoni za nowym życiem. Wśród nich był Nawałka, który pracował na wysokościach – wchodził na podnośnik i obcinał gałęzie, które mogły zagrażać liniom wysokiego napięcia. Po pracy zjeżdżał na podnośniku, przebierał się w sportowe ciuchy, jechał na boisko, by grać w piłkę. W zespole miał kilku krakusów, ex-wiślaków (Adama Musiała, Henryka Szymanowskiego, ale i byłego bramkarza Cracovii Wacława Szczerbę), a z czasem zaczął kierować całą grupą – na kopanie piłki nie pozwalało mu już kontuzjowane biodro.

Z polonijną drużyną wygrał nawet turniej, który był czymś na wzór amatorskich mistrzostw kraju. To tam zdobył swoje pierwsze krajowe trofeum w roli trenera. Na kolejne będzie musiał poczekać ponad dekadę, gdy mistrzostwo kraju będzie świętował na stadionie Legii. Wówczas radość nie potrwa długo, bo dostanie kamieniem w głowę i zaleję się krwią.

Trendsetter z Włoch

Reklama

Pan Nawałka przyjechał Krakowa po stażach we Włoszech i pytał trenerów młodzieży „jak wam się wydaje – ile może trwać trening w grupie juniorów? Ile ci chłopcy powinni trenować?”. My mówiliśmy, że z półtorej godziny, a przy mocniejszych jednostkach to nawet i dwie. A on wtedy „co? Tylko tyle? Trzy godziny dziennie to we Włoszech norma!” – wspomina Marek Motyka, który prowadził rezerwy Wisły, gdy Nawałka był tam koordynatorem ds. szkolenia: – Pamiętam, że na początku nie wszyscy byli przekonani do tych jego zaleceń. Długie treningi, profesjonalizacja zajęć, analizy, dbałość o dietę, duży rygor jeśli chodzi o punktualność. Myśleliśmy, że ci chłopcy, to po dwóch godzinach będą już nam odpływać z nudów na treningach. Ale oni robili systematyczne postępy. Wyszło na to, że pan Nawałka miał rację.

Nawałka ruszył w tournee po województwie małopolskim i okolicach. Objeżdżał internaty i szkoły, boiska i klepiska, dzielnice Krakowa i Szczukowskiego Górki, gdzie wyszperał braci Brożek. Rodzice Pawła i Piotra musieli być przekonani, że oddadzą bliźniaków w dobre ręce. A Nawałka sympatię potrafił zdobywać i bracia Brożek trafili do akademii Wisły. O darze przekonywania późniejszego selekcjonera przekonał się też Bogusław Cupiał. Właściciel klubu podpytywał Andrzeja Iwana o to, kogo z byłych wiślaków warto sprowadzić do klubu. Do Nawałki nie był przekonany, bo przecież do tej pory prowadził tylko Orła z Yonkers i trzecioligowy Świt Krzeszowice. Ale właściciel Tele-Foniki zmienił zdanie po ich pierwszej rozmowie. – Do pracy z młodzieżą nada się idealnie – miał wówczas powiedzieć.

W Wiśle zajmował się nie tylko skautingiem, ale i dbał o to, by w internacie panował ład i porządek. – Organizował chłopakom niezapowiedziane wizyty. Sprawdzał, czy łóżko jest dobrze pościelone, czy w pokoju nie ma bałaganu. No i przede wszystkim to, czy delikwent jest w pokoju po ciszy nocnej… – śmieje się Motyka. O Nawałce krążyła opinia – „lepiej przyznać się przed nim do błędu niż skłamać i próbować się wybielać”. On sam nie był świętoszkiem w tym wieku i rozumiał juniorów, którzy czasami zrobili głupstwo. Tak jak wtedy, gdy część wiślaków wróciła przedwcześnie z turnieju międzynarodowego. Zwolnienie ze szkoły mieli jednak wypisane na cały okres trwania zawodów, a że odpadli już po pierwszej fazie, to wrócili do Krakowa. Leżeli do góry brzuchem, zbijali bąki. Gdy Nawałka wpadł do bursy, to „faken” ścielił się gęsto. – I niech pan zobaczy, ilu z tych chłopaków wyszło potem na ludzi i zagrało w Ekstraklasie. Paweł Brożek został jednym z najlepszych strzelców w historii ligi. Piotr, gdyby nie kontuzje, to pewnie dorównałby mu karierą. Do tego Paweł Strąk, Kamil Kuzera, Łukasz Nawotczyński… Ja powiem panu tak, że my na początku nie do końca kupowaliśmy te metody pana Nawałki. Ale efekty pokazały, że te jego staże we Włoszech bardzo wiele mu dały. Jemu oraz Wiśle – twierdzi Motyka.

O Nawałce mówiono, że to gość z ręką do młodzieży, ale mało kto rozpatrywał go w roli trenera drużyny seniorów na poważnym poziomie. Gdy w 2001 roku Wisła kroczyła po mistrzostwo Cupiał pożegnał Oresta Lenczyka. Rzecz niespotykana – „Biała Gwiazda” była liderem, miała zespół wyrastający ponad ligową przeciętność, a mimo to Lenczyk został zwolniony. Doświadczonemu szkoleniowcowi zarzucano autokratyczne rządy, piłkarze mieli dość jego osobliwego sposobu zachowania, a sam Lenczyk miał po latach żal m.in. do Nawałki, że ten kopał pod nim dołki u Cupiała. Trudno tę historię zweryfikować, natomiast faktem jest, że w 19. kolejce sezonu 2000/01 Nawałka został pierwszym trenerem Wisły.

Wiele spraw uzgadniał z radą drużyny, starał się być elastycznym. Wydaje mi się, że to było dość naturalne, bo był młodym trenerem, który dopiero uczył się pracy jako szef w szatni. Oczywiście miał autorytet, bo był wiślakiem, reprezentantem Polski i świetnym piłkarzem. Natomiast prawdą jest, że mieliśmy wówczas bardzo dobry zespół, który w tamtych okolicznościach musiał zdobyć mistrzostwo – opowiada Tomasz Frankowski: – Zresztą trenera Nawałkę poznałem już wcześniej, bo był „strażakiem” we wcześniejszym sezonie. Zdaje się, że poprowadził nas w meczu z Legią i chyba nawet dwa gole wtedy strzeliłem.

N/Z. ADAM NAWALKA WISLA KRAKOW - TRENING KRAKOW, 2007/02/01 FOTO:TOMASZ MARKOWSKI / AGENCJA PRZEGLAD SPORTOWY --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Reklama

Mądrość trenera poznaje się po tym, że wie, kiedy mocniej zaingerować w zespół, a kiedy wystarczy to wszystko trzymać w ryzach. Pan Nawałka miał wtedy świetną drużynę, którą przejął gdy ta była na pierwszym miejscu. Uczył się fachu, zdobywał doświadczenie i nie wyobrażam sobie, by wówczas wszedł do szatni, rozstawiał wszystkich po kątach i terroryzował krzykiem. Nie, nie, to by się nie udało – wspomina Motyka.

44-letni trener wygrał pięć z sześciu pierwszym meczów. Wreszcie przyszło starcie ze Śląskiem Wrocław, w którym wiślacy wypuścili punkty w ostatnich minutach spotkania. Wisła prowadziła 2:1, ale Sławomir Nazaruk w 88. minucie strzelił na 2:2. – My walczyliśmy wtedy o mistrzostwo, a Śląsk potrzebował punktów w walce o utrzymanie. Pojawiły się teorie spiskowe, że puściliśmy ten mecz. Po ostatnim gwizdku do szatni przyszedł prezes Cupiał, pytał o co chodzi. Trener nie potrafił odpowiedzieć i dopiero drugiego dnia zasugerował, że skoro kibice Wisły i Śląska żyli w przyjaźni, to piłkarze też puścili wrocławianom ten mecz, by pomóc im w utrzymaniu. Ocierało się o to zarzut korupcji. Później się z tego wycofał, ale ja i Radek Kałużny na następny mecz nie pojechaliśmy. Myślę, że to były takie rozterki niedoświadczonego trenera, który szukał impulsu, ale nie miał jeszcze tego obycia w roli szefa zespołu – opowiada Frankowski.

Wisła wpadła później w drobny kryzys, ale zwycięstwem przy Łazienkowskiej przyklepała sobie mistrzostwo. Nawałka jednak ma z tamtym meczem mieszane uczucia. – Świętowanie mistrzostwa w Warszawie miał swój specjalny smak, ale pamiętam, że w końcówce kibice Legii robili demolkę na stadionie. W kierunku naszej ławki poleciały jakieś przedmioty, trener dostał w głowę czymś twardym, zalał się krwią, zrobiło się zbiegowisko – mówi napastnik Wisły.

 Wydawało się, że Nawałka poprowadzi Wisłę w kolejnym sezonie. Ale Cupiał widział go wówczas w roli strażaka i dał nieformalną obietnicę Smudzie, że ten obejmie zespół w kolejnym sezonie. Nawałka dał pretekst, by się z nim pożegnać – publicznie mówił o tym, że tamta kadra nie będzie w stanie ponownie walczyć o sukcesy i potrzebuje wzmocnień. Rzucał nazwiskami, ale prezes nie był skory do spełnienia jego próśb. Trener uniósł się zatem honorem i odszedł sam, a jego następcą faktycznie został Smuda.

Weryfikacja negatywna

Lubin to największa zadra na sumieniu Nawałki. Szedł przecież do klubu, w którym były pieniądze i były duże aspiracje. W dodatku trener dostał duży – jak na swój ówczesny staż i skromne doświadczenie – kredyt zaufania. Ściągał swoich piłkarzy za niemałe, jak na tamte czasy, pieniądze. Ale z Zagłębia wyleciał już po dziewięciu kolejkach.

O tamtym okresie trudno z kimkolwiek porozmawiać. Próby dotarcia do kilku piłkarzy kończyły się krótkim: – Nie wyszło mu, nie wyszło całej drużynie. Ale tam była taka szatnia, że pewnie nikomu by nie wyszło – mówi jeden z piłkarzy ówczesnego Zagłębia. Chodziło przede wszystkim o głębokie podziały w szatni – na grupę dobrze zarabiających i grupę tych, którzy dostawali co miesiąc wypłaty zdecydowanie skromniejsze. – Nawałka nie reagował na ten podział. To znaczy próbował coś działać, chodził po prezesach, podejmowano jakieś decyzje o zamrażaniu części wypłat czy tam premii. Dziś już dokładnie nie pamiętam. Kojarzy mi się tylko euforia po pierwszym zwycięstwie sezonu, Nawałka mówił coś w szatni o początku przygody, która ma się zakończyć mistrzostwem. No, nie zakończyła się – tłumaczy zawodnik, który był w tej grupie „dobrze zarabiających”.

Miesiące w Lubinie traktował jak porażkę. Nie wyszło mu też w Nowym Sączu, gdzie na początku byli zaskoczeni, że taki trener przyszedł do klubu z III ligi. W Sandecji imponował organizacją, załatwiał piłki, dbał o profesjonalizm, ale co z tego, skoro nic tam nie osiągnął. Jego zespół zajął dopiero dwunaste miejsce. Było biednie, zawodnicy nie dostawali wypłat na czas, ale w późniejszych latach udowodni, że i na takim grząskim gruncie potrafił coś zbudować. Z Nowego Sącza wyniósł się po roku i trafił do I ligi. Zgłosiła się po niego Jagiellonia, której celem był awans.

To miał być idealny klub dla Nawałki. Miał dużą władzę, sprawnie lawirował między gabinetami oficjeli, znów miał najważniejszy głos przy transferach (jak w Lubinie). Jagę było stać na zagraniczne obozy i na zawodników z przeszłością ekstraklasową (wówczas jeszcze pierwszoligową). Ale w pewnym momencie przeszarżował z autorytaryzmem. Rzucał karami finansowymi na lewo i prawo, potrafił obcinać pensje piłkarzom za zdjęcie koszulki po zdobytej bramce. I choć Jagiellonia miała jeszcze realne szanse na awans, to wiosną Nawałkę z Białegostoku zwolniono. Domagali się tego kibice, którzy żegnali trenera białymi chusteczkami.

Z Białymstokiem wiąże się też wątek korupcyjny. Po latach wyszło bowiem na jaw, że niektóre mecze Jagi były wówczas kupione. Nawałka nie widnieje w żadnym akcie oskarżenia, nie był na żadnym procesie, a Wrocław wyłącznie mijał przejazdem. Prokuratura po śledztwie przedstawiła sprawę tak, że to władze kupowały zespołowi mecze, a trener w tym procederze nie brał żadnego udziału.

Czas po Białymstoku to czas, w którym Nawałka mógł w siebie zwątpić. Kompletna klapa w Lubinie, nieudany sportowo pobyt w Nowym Sączu i wreszcie zwolnienie z Jagiellonii. – Pamiętam, że pan Nawałka mówił nam jeszcze w Wiśle, że będzie trenerem z topu. Że będzie prowadził najlepsze polskie kluby. Jak to opowiadał, to niektórzy pukali się wtedy nogami pod blatem stołu i wymieniali ironiczne spojrzenia. Ale on w to wierzył – mówi Motyka. Po Lubinie, Nowym Sączu i Białymstoku wydawało się, że plan byłego reprezentanta Polski może nie wypalić.

Adam budowniczy

Zadzwoniłem do Janka Urbana. Byliśmy po zwolnieniu trenera Żurka i szukaliśmy kogoś, kto odnajdzie się w tych naszych trudnych warunkach. Mieliśmy duże problemy finansowe, brakowało na wszystko. Jeśli mówię „wszystko”, to naprawdę mam na myśli wszystko. Pensje, premie, bieżące wydatki. Janek powiedział, że pogada z Nawałką, bo to fachowiec, pracowity i w ogóle. Mówię „Jasiu, ale my nie zaoferujemy mu dużo, szóstka na miesiąc to maksimum, co może dostać”. Urban oddzwonił po chwili i wkrótce dogadaliśmy się z Adamem – wspomina Jan Furtok, ówczesny prezes GKS-u Katowice.

Nawałka obejmował zespół do bólu przeciętny i raczej z perspektywami na – jak to mawia Smuda – walkę o spadek. – I od tego spadku nas uchronił. Do dziś, gdy wspomina się najlepszych trenerów GieKSy ostatnich lat, to wymienia się nazwisko Nawałki, a później Kazimierza Moskala. A przecież tych trenerów było wielu – mówi Michał Murzyn, który wtedy zajmował się oficjalną stroną klubową.

Kiedy przyszedł do GKS-u Katowice, to sytuacja ekonomiczna klubu nie była najlepsza. On od razu starał się wpłynąć na ludzi, którzy decydowali wtedy o zarządzaniu zespołem. Potrafił sprawić, że dostaliśmy odżywki, sprzęt treningowy. Wszystko zapewnione, na czele z wypłatami i premiami. Nawałka miał w ogóle fajną dewizę. Mówił, że od nas będzie mógł wymagać dopiero wtedy, gdy będziemy mieli wszystko od strony organizacyjnej zapewnione i dopięte na ostatni guzik. Nie chciał, żeby cokolwiek odciągało naszą uwagę od treningu – wspomina Grzegorz Goncerz.

Adam Nawalka pierwszy trening z gruzyna pilka nozna 1 liga GKS Katowice 2008-09-22 Katowice fot Lukasz Laskowski / Agencja Przeglad Sportowy

Postawił na kilku młodszych chłopaków, w tym na mnie – mówi Kamil Cholerzyński, który rozegrał dla GKS-u później ponad 160 meczów: – Niesamowity profesjonalista. Sam nie wiem, jak załatwiał nam te wszystkie udogodnienia. Boisko i szatnia to jedno, drugie to niesamowita sprawność trenera w załatwianiu spraw organizacyjnych. „Drużyna na pierwszym miejscu” – mówił. Był bardzo sprawiedliwy. Ja dostawałem wtedy tysiąc złotych na rękę, takie młodzi mieli wówczas umowy. Ale wraz z biegiem czasu stawałem się coraz ważniejszą osobą w drużynie, grałem od deski do deski. Miałem wtedy jeszcze dwa lata do końca kontraktu, więc teoretycznie klubowi było to na rękę, że będzie mi tyle płacił. Ale trener załatwił mi czterokrotną podwyżkę.

W Katowicach był nie tylko trenerem, ale i facetem od robót wszelakich. – Był problem z boiskiem i jeździliśmy po całym Śląsku, by mieć gdzie trenować. Zdarzało się, że trenowaliśmy w upałach na sztucznym boisku. Mieliśmy odparzenia na stopach, to były też murawy tej starej generacji, więc piłka dość opornie po niej sunęła. Nawałka poprosił więc trenera Zająca i trenera Górnika, żeby przyjeżdżali dwie godziny wcześniej i polewali boisko – opowiada Cholerzyński.

No wyobraża sobie pan, żeby dzisiaj trener pierwszoligowe zespołu w klubowym dresie dwie godziny przed treningiem siedział nad sztuczną murawą i polewał ją ze szlaucha? – śmieje się Furtok: – A to w ogóle nie był jakiś wąż ogrodowy, tylko załatwiliśmy jakiś wąż strażacki, Górnik leciał do hydrantu i tam to boisko doprowadzał do stanu używalności.

– Siłownia, którą wtedy zorganizował, stoi na GieKSie do dzisiaj. Przeszła pewne modyfikacje, ale to trener Nawałka ją wyposażył – mówi Murzyn. – Aaaa, tak! Jeździliśmy po jakichś starych siłowniach, Adam załatwił coś od znajomych, tu jakieś hantelki, tam jakiś gryf. No i tak ta siłownia powstała – dodaje Furtok: – Zresztą on w ogóle miał jakiś dar załatwiania różnych rzeczy. Od jakiegoś znajomego skombinował takie urządzenia do pomiaru przebiegniętego dystansu i obciążeń.

– Przypominam sobie mój pierwszy trening pod wodzą Nawałki. Zaczynał się o 10:00, więc dzień wcześniej umówiłem się na 12:30 z kolegą na obiad na mieście. A tu niespodzianka – same zajęcia skończyły się dopiero o 13:30. Troszkę się spóźniłem. Ale z biegiem czasu zrozumiałem, że taka praca ma sens. Jeżeli chodzi o analizy przeciwnika, to tych było mnóstwo. Pamiętam, że wtorki były takim dniem, gdy dwa treningi poprzedzała dwugodzinna analiza. Przyjeżdżaliśmy do klubu o ósmej rano, o ósmej wieczorem wyjeżdżaliśmy. Kawalerowie nie mieli z tym problemu, ale ci, którzy mieli rodziny i chcieli pobawić się ze swoimi dziećmi, to trochę kręcili na to wszystko nosem – tłumaczy Goncerz.

– Czasami podczas wyjazdów musieliśmy nieźle wyglądać. Trener bowiem co dwie-trzy godziny kazał kierowcy zatrzymać się na stacji benzynowej czy innym postoju, wychodziliśmy z autobusu i robiliśmy rozruch. Rozciąganie, mobilizacja górnych części ciała, wymachy, ogólnorozwojówka. Dwudziestu chłopaków w klubowych dresach tuż przy drodze, po której jechało auto za autem. A czasami takich postojów mieliśmy nawet i cztery czy pięć na trasie, bo do takiego Świnoujścia to jechało się z dziesięć godzin – uśmiecha się Cholerzyński, ale i dodaje, że to było bardzo przydatne, bo po dotarciu na stadion rywala nie czuć było opuchniętych nóg.

Oprócz tego, że zajmowałem się stroną oficjalną, to nagrywałem też mecze do analizy przez sztab. Na ogół nagrane płyty ze spotkaniami odbierał ode mnie kierownik drużyny. Raz jednak się zdarzyło, że nie mógł podjechać i musiałem sam podskoczyć do klubu. Przyjeżdżam o 7:00 na Bukową, a tam dwie osoby – stróż na bramie i Adam Nawałka. Trener siedział już w dresie klubowym, a w pamięci zostały mi te promyki słońca, które dopiero co wdzierały się do gabinetu trenerskiego – wspomina Murzyn: – Zresztą trener bardzo dbał o te analizy wideo. Pewnego razu mieliśmy wyjazd do Ząbek, ja zaniemogłem, trafiłem do szpitala, nagrywał ktoś inny. Następnego dnia po meczu dzwoni trener. „Panie Michale, jak tam zdrowie? Mhm, dobrze… A płytkę dostarczysz?”. Profesjonalista w każdym calu, a przy tym też życzliwy człowiek. Zawsze przed konferencją przywitał się z każdym dziennikarzem, uścisnął dłoń, zagaił co słychać.

29.08.2009 - Stalowa Wola . Pierwsza liga , Stal Stalowa Wola (biale stroje) - GKS Katowice (zolto-czarne stroje) n/z. Adam Nawalka . Fot. Tomasz Blaszczyk / EDYTOR.net/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Nawałka wtedy był prawdziwym budowniczym. Wyposażył siłownie, zbudował sobie sztab (pracowali z nim wtedy już i Bogdan Zając, i Jarosław Tkocz, i Wojciech Herman, i Bartłomiej Spałek), ale i budował drużynę. Wiosną uratował Katowice przed spadkiem, choć skład miał bardzo przeciętny. Jesienią następnego sezonu walczył już o awans. – Taktycznie byliśmy świetnie poukładani – przyznaje Cholerzyński. – Myślę, że gdyby trener Nawałka nie odszedł, to mógł dać nam ten upragniony awans – dodaje Murzyn. – Najpierw cudem utrzymaliśmy się w I lidze, później zajmowaliśmy piąte miejsce w tabeli, choć wszyscy skazywali nas na pożarcie. Ja sam nie doświadczyłem momentu, gdy trenerowi Nawałce w Katowicach szło słabo, cały czas robił wynik ponad stan. Doceniali to również bardziej doświadczeni zawodnicy. Mocno się trzymałem z Grażvydasem Mikulenasem – pamiętam, że on był przekonany, iż trener wyciska nas po prostu jak cytrynę. Każdy po swojej formie mógł zauważyć, że robi postępy. Ja sam czułem się na pewno coraz lepszym piłkarzem jeżeli chodzi o aspekt fizyczny, taktyczny i czysto piłkarski – podkreśla Goncerz.

Po Nawałkę zgłosił się jednak Górnik Zabrze. – I wie pan, co ja mu mogłem powiedzieć? U nas było biednie, a tam perspektywy. Nie mogłem mu powiedzieć „zostań, złote góry będziesz u nas miał”. No, musiałem go puścić – wieńczy Furtok.

Zabrzańska trampolina

Gdy wspomina się Nawałkę-trenera, to przede wszystkim mówi się o Górniku Zabrze. To tam uformował swoją pozycję. W Wiśle dostał szansę jako „człowiek stąd”, w Lubinie był powiewem nowych metod i kimś w rodzaju „młodego, obiecującego trenera”, w Białymstoku widziano w nim szansę na awans do najwyżej klasy rozgrywkowej, a w Katowicach polecił go Urban. W Zabrzu na wejściu miał mocną pozycję potwierdzoną wynikami w GieKSie, a kolejnymi miesiącami ją tylko potwierdzał. Czuł przy tym ogromne wsparcie ze strony prezydent miasta.

–  Jak wchodził do szatni, to wszyscy stawali na baczność. Było dwadzieścia osób, to zaraz robiło się dwanaście, bo każdy się gdzieś chował. Autorytet. Zawodnicy go szanowali. Wszystkie drobnostki potrzebne dla drużyny załatwiał on. Tak żebyśmy mieli jak najlepsze warunki, jak najlepsze przygotowania do sezonu. On o to wszystko walczył – opisuje go Adam Danch.

Przygotowany do pracy był idealnie i tego samego wymagał od nas. Oczekiwał od zawodników, żeby podążali tą ścieżką, którą on wyznacza. W drużynie nikt nie miał poczucia, że trener przesadza. Komu te surowe zasady nie pasowały, ten za długo u nas nie pobył. Przy Nawałce by nie wytrzymał. I to jest chyba normalne – trener zakłada sobie jakiś plan, jeżeli piłkarzowi ten plan nie pasuje, to na dłuższą metę taka współpraca nie ma sensu. Jeżeli Nawałka widział, że zawodnik nie daje z siebie stu procent, to najpierw była zawsze rozmowa wychowawcza – wyjaśnia Mariusz Przybylski, który u Nawałki zagrał w ponad stu meczach.

A zasad w Górniku nowy trener wprowadził multum. Oczywiście znów były rozruchy na stacjach benzynowych, podobnie jak i w Katowicach obowiązkowo w diecie musiała zawierać się pietruszka, regułą były pomiary treningów nadajnikami GPS, obowiązkowo raz w tygodniu piłkarz spędzali w klubie ponad 10 godzin. Zabrzanie wyróżniali się też w szkiełku kamery – jako jedyni w lidze po gwizdku na przerwę… zbiegali sprintem do szatni. Tam czekały na zawodników miski z lodowatą wodą, które miały wspomóc błyskawiczną regenerację organizmu. Nawałka wymagał od piłkarzy tego, czego wymagał od siebie jako zawodnik – dieta dopięta na ostatni guzik, perfekcyjne przygotowanie fizyczne, permanentna gotowość psychologiczna.

ADAM NAWALKA CRACOVIA KRAKOW (BIALO-CZERWONE / WHITE-RED) - GORNIK ZABRZE (NIEBIESKIE / BLUE) PILKA NOZNA, T-MOBILE EKSTRAKLASA, FOOTBALL 23.03.2012, KRAKOW FOT. DARIUSZ HERMIERSZ / SPORT-FOTO.PL / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Część zespołu była wpatrzona w niego jak w obrazek. Ale niektórych dziwiło to, że trener nie uznawał czegoś takiego jak kontuzja. Lekkie urazy u niego nie istniały. Albo jesteś wyłączony z gry poważną kontuzją, albo zaciskaj zęby i wracaj walczyć na boisko. Nawet na treningu.

–  Trener zbudował sobie wielką markę poprzez bycie ostrym i wymagającym. Od samego początku tak właśnie pracował z Górnikiem. Każdy kij ma dwa końce – takie podejście miało swoje zalety, ale gdyby to wszystko podsumować, to kilka poważnych kontuzji wtedy w Zabrzu się trafiło. Wielu piłkarzy tkwiło na kontraktach, a trener ostro przykręcał śrubę – wspomina Kamil Kosowski.

Pobyt w Górniku pozwolił mu na zdobycie w Polsce marki, której wcześniej nie miał. Wywalczył awans z I ligi, później piąte miejsce w Ekstraklasie. Wyrósł na faceta od pracy organicznej, który wyróżniał się etosem pracy. Wreszcie trafił na świecznik, gdzie mógł nie tylko sprzedać swój warsztat szerszej publiczności, ale i powalczyć o coś więcej.

Ale mimo tego, że Górnik miał wtedy jeden z najwyższych budżetów płacowych w lidze, to nie zagrał nawet w pucharach. A innym klubom ze Śląska to się udawało. Ruch miał wicemistrzostwo? Miał. Kto grał w pucharach? Górnik czy Ruch? No właśnie – wspomina Łukasz Mazur, ówczesny prezes zabrzan. Mazur docenia pracowitość i warsztat późniejszego selekcjonera, ale nie ukrywa, że ma mu za złe to, jak wówczas Nawałka działał: – Wywracał hierarchię w klubie do góry nogami. We wszelakich rozmowach na temat wizji klubu, transferów, spraw organizacyjnych pomijał osoby decyzyjne z klubu i od razu dzwonił do prezydent miasta.

Z Małgorzatą Mańską-Szulik dogadywał się doskonale. Miasto – jak główny udziałowiec klubu – nie tylko pokrywało więc koszta jego działalności, ale i było na końcu łańcucha decyzyjnego. Nawałka szybko zrozumiał, że dzięki swojemu darowi przekonywania może załatwić pewne rzeczy z pominięciem np. Mazura. – Tak, miałem mu to za złe, irytowałem się. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego, by szastać pieniędzmi z miejskiej kasy. A Górnik w pewnym momencie – tak przynajmniej stwierdził jeden z prokurentów – miał trzeci lub czwarty budżet w całej lidze. Na kontraktach było mnóstwo zawodników, z czego wielu leczyło kontuzje. Niech pan sobie sprawdzi ilu zawodników wtedy leczyło kontuzje kolan. Nawałka lubił dokręcić śrubę na treningach. Czasami nie przyjmował do wiadomości, że jeden organizm jest bardziej wytrzymały, a inny mniej – mówi Mazur.

Prezes i trener – dwa bardzo silne charaktery. Ani Nawałka, ani Mazur nie chcieli odpuścić. Wreszcie to Mazur pożegnał się z klubem, w międzyczasie z Górnikiem rozstał się skaut Artur Płatek. Też z uwagi na postać szkoleniowca. – A propos Płatka, to też kolejny mit, że Nawałka wynalazł Milika czy Olkowskiego. Fakty są takie, że Milika znało pół Polski i Nawałka nigdzie go nie musiał znajdywać. Brał udział w rozmowach, nakłaniał Arka, ale pracował na to sztab ludzi i uważam za niesprawiedliwie przypisywanie wszystkich zasług trenerowi. Olkowski też był pomysłem działu skautingu. Nie chcę ujmować trenerowi tego, że ci zawodnicy wyraźnie się przy nim rozwinęli. To na pewno jego zasługa. Ale bądźmy też fair wobec ludzi, którzy na ten cały sukces zapracowali – zaznacza były prezes zabrzan.

01.11.2013 -Zabrze Adam Nawalka , trener reprezentacji Polski w pilce noznej i byly trener Gornika Zabrze po raz ostatni odwiedzil stadion w Zabrzu jako trener . Adam Nawa¸ka, coach of the Polish national football team and coach of Gornik Zabrze last time visited the stadium in Zabrze as a Gornik coach . n/z. Adam Nawalka i Stanislaw Setkowski . Fot. Irek Dorozanski/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Trener w swoim ostatnim sezonie być może powalczyłby o europejskie puchary, ale jesienią zgłosiła się po niego kadra. Górnika zostawił w roli współlidera. Prezydent miasta z bólem serca puściła go do pracy w PZPN, a zabrzanie tamten sezon zakończyli na szóstym miejscu. W międzyczasie Ryszarda Wieczorka zastąpił Robert Warzycha. Nawałka zaczynał już wówczas swoją najważniejszą przygodę w karierze trenerskiej.

Taki sam

Co mnie najbardziej uderzyło przy pisaniu książki? Że Nawałka pozostał takim samym trenerem, jakim był w Świcie Krzeszowice. Rozwinął swój warsztat, ale filozofia pozostała ta sama – mówi Łukasz Olkowicz, dziennikarz „Przeglądu Sportowego” i autor książki „Nawałka – droga do perfekcji”: – Spędziłem w tych Krzeszowicach dużo czasu i wszyscy twierdzili, że już tam okazywał ten swój skrajny pracoholizm i perfekcjonizm.

Od tamtego czasu udoskonalił swój warsztat (korzystał z zagranicznych kontaktów swoich i przyjaciół, we Włoszech nocował u jednego z członków rodziny, który był zakonnikiem), zmienił swoje podejście do szatni (w Krzeszowicach podczas napadu furii rozbił łuk brwiowy jednemu z piłkarzy), nabył doświadczenia. – Ciągle chciał się rozwijać. Pewne cechy oczywiście miał już wchodząc do tego fachu. Na przykład to, że był świetnym organizatorem, a ponadto dobrze odnajdywał się w gabinetach dyrektorów i prezesów. Wiedział do kogo iść, z kim porozmawiać, w którym miejscu coś uda mu się załatwić. Potwierdzili to ludzie z Zagłębia, Jagiellonii, GKS-u czy Górnika. Ale najbardziej przez te wszystkie lata rozwinął warsztat. Zresztą w czasach, gdy wracał ze Stanów do Polski i zaczynał pracę w Świcie, do kraju wrócił też Franciszek Smuda. On metod od tego czasu bardzo nie zmienił, a Nawałka przeszedł ewolucję. Śledził trendy, szukał możliwości rozwoju, narzucił sobie wysoką dyscyplinę pracy – mówi Olkowicz.

W 1996 roku, gdy bronił swoją pracę trenerską, jego obsesją był rozwój młodzieży i szeroko pojętej struktury piłki juniorskiej. Tytuł tamtej pracy to „Rola i znaczenie szkółki piłkarskiej w perspektywicznym planie szkolenia na przykładzie TS Wisła Kraków”. Mottem, które przyświecało mu wówczas, był tekst, który wypisał na wstępie – „Takich będziemy mieli seniorów, jakich mamy juniorów. Takich będziemy mieli juniorów, jacy wyrosną szeregów młodzików. A więc zajmujmy się młodzikami!”. 68-stronnicową pracę obronił na warszawskiej „Kuleszówce”, szkole trenerów PZPN w Warszawie. Razem z nim zdawali m.in. Marek Kusta i Kazimierz Kmiecik.

2018.11.26 Poznan Pilka nozna Lech Poznan nowy trener Adam Nawalka N/z Adam Nawalka , Tomasz Rzasa Foto Pawel Jaskolka / PressFocus / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Być może wtedy widział się w roli reformatora polskiej piłki. Być może chciał działać u podstawy piramidy szkolenia. Życie poniosło go jednak do futbolu seniorskiej i dziś chyba ani on sam tego nie żałuje, ani nie żałują ludzi, których spotkał. Bo Nawałka swoją pasją zarażał i zaraża do dziś. Wymagał absolutnego poświęcenia od piłkarzy, ale tylko w momencie, gdy mieli zapewnione w klubie wszystko. – Był taki moment w Katowicach, gdy było już naprawdę źle. Powiedzieliśmy o tym trenerowi. Że czujemy się rozbici, że nie mamy już nadziei na to, że jutro będzie lepiej. Nawałka wyszedł, po chwili wrócił i powiedział: „Panowie, ja was rozumiem. Macie kredyty, rodziny, zobowiązania. Wiem, że jest trudno. Jeśli nie wyjdziecie na trening, to was zrozumiem i nie wyciągnę żadnych konsekwencji. Ale jeśli wyjdziecie, to boisko ma płonąć. Kto zostaje, ten podnosi rękę i może iść do domu. Zrozumiem to, naprawdę”. Nikt się nie zgłosił. Nikt. Wyszliśmy na boisko, a trener zaczął tym swoim „Panowie, fantastyczna pogoda!”. Zarażał optymizmem – wspomina Cholerzyński.

Te blisko dwie dekady Nawałki w trenerce to składowa pewnych rzeczy stałych – obsesji, pracoholizmu, stanowczości, punktualności, wysokich wymagań, perfekcjonizmu. Ale i historia zmian. Od „panowie, na treningu chce widzieć schemat dupa-wślizg, zapierdalamy!” do „musimy być perfekcyjni zarówno w ofensywie, jak i defensywie, a wraz z zespołem działamy na zasadzie celów progresywnych”.

DAMIAN SMYK

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Weszło

Piłka nożna

Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Szymon Janczyk
20
Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...