Nazwijcie ich jak chcecie. Możecie fanatykami, bo macie do granic możliwości rozciągnięte pojęcie „fanatyzmu” – tak szerokie, że wyjeżdża na linię pojęcia „cymbały”. Ale możecie też „kretynami”, bo tak nazywacie ludzi, którzy przychodzą na mecz, by robić dym z policją. Jacyś ludzie przebrani w barwy Cracovii urządzili sobie pokaz petard na trybunie, mecz z Pogonią został przerwany, a później wjechał on. Jacek Zieliński.
Wiele już w życiu przeżył. Zwolnienia, mistrzostwa, trenował Lewandowskiego, teraz trenuje Rivaldinho. Różnie w jego karierze bywało, ale nie da mu się odmówić jednego – doświadczenia. Jakiegoś takiego życiowego spokoju, który najmocniej widać wtedy, gdy wszyscy dookoła są zaskoczeni zastaną sytuacją.
Tak też było w okolicach 70. minuty, gdy jacyś niegrzeszący inteligencją zadymiarze na sektorach Cracovii postanowili sobie urządzić pokaz petard. Szkoda, że w trakcie meczu. I szkoda, że wśród innych ludzi. No i szkoda, że tymi petardami rzucali gdzieś w okolice ochrony czy policji.
Generalnie w meczach piłkarskich chodzi o to, że po boisku biega 22 gości (dwóch biega mniej i mają inne stroje niż reszta), a dookoła boiska siedzi trochę więcej osób, które dopingują swoich lub źle życzą tamtym. Wiemy, że to oczywistość, ale jak widać – trzeba to robić, bo do niektórych osób z deficytami intelektualnymi nie dociera.
Gdy dochodzi tu do jakiejś anomalii, to mamy problem. Na przykład wtedy, gdy „widowisko” przenosi się na trybuny i mecz trzeba przerwać.
Ale od czego się bohater, który nie nosi peleryny? Gdy piłkarze obu ekip zostali wysłani przez sędziego do ławek i spotkanie zostało przerwane, to w Jacku Zielińskim coś pękło. Gdy tak patrzyliśmy na niego, to nie widzieliśmy złości czy frustracji. Widzieliśmy takie ojcowskie rozczarowanie. Jak tata, który wraca z wywiadówki, na której dowiedział się, że syn ma trzy jedynki. Nie jest zły o to, że młody wyłapał trzy banie, ale o to, że ten mu o tym nie powiedział.
Pan Jacek schował ręce w kieszeniach i poszedł na drugą stronę boiska. – Mecz chcemy dokończyć! Uspokójcie się! Spokój ma być! No ludzie! – krzyknął, machnął kilka razy rękoma i… zadyma się skończyła.
Szef. Gość, który wchodzi między kłócących się kumpli na domówce i mówi „zamknąć ryje, podać sobie ręce i zapraszam do stołu, bo mamy tutaj jeszcze szkło do opróżnienia”. Absolutny autorytet. Jakby tego było mało, to Zieliński po tym wszystkim… dostał jeszcze brawa od zadymiarzy, a ci zaczęli skandować imię i nazwisko trenera Cracovii.
Nie wiemy, czy pan Jacek ma plan na siebie po zakończeniu kariery trenerskiej. Ale coś nam podpowiada, że dział HR w polskiej policji nie może dopuścić, by taki talent negocjatorski się marnował na emeryturze.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE: