Reklama

Dani Pacheco – od Liverpoolu do Górnika Zabrze. „Musi czuć zaufanie trenera”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

11 marca 2022, 16:03 • 9 min czytania 8 komentarzy

Dani Pacheco nie jest najbardziej rozpoznawalnym obcokrajowcem w historii, który trafia do Górnika Zabrze. Zakładając, że za kogoś takiego uznajemy Lukasa Podolskiego, nie ma nawet czego porównywać, a i Richmond Boakye przychodząc rok temu mógł się pochwalić występami w La Liga, Serie A i Lidze Mistrzów. Z pewnością jednak Hiszpan jest postacią, obok której trudno przejść obojętnie w kontekście transferu do polskiej ligi. Nieco bardziej zorientowani nie musieli nawet sprawdzać w Google, o kogo chodzi, co już o czymś świadczy. 

Dani Pacheco – od Liverpoolu do Górnika Zabrze. „Musi czuć zaufanie trenera”

Dani Pacheco – sylwetka nowego piłkarza Górnika Zabrze

Trudno powiedzieć, że Dani Pacheco spędził dotychczasową karierę na peryferiach futbolu, skoro jej zdecydowana większość dotyczy Segunda Division, a i trafiły się dwa sezony w hiszpańskiej ekstraklasie. Bez wątpienia jednak jeszcze dekadę temu spodziewano się, że osiągnie on w piłce znacznie, znacznie więcej.

Najważniejsze pytanie i tak dotyczy teraźniejszości: czy jest to ktoś, kto z miejsca może podnieść poziom Górnika? Przychodzi przecież z kontraktem do końca sezonu z opcją ewentualnego przedłużenia, czyli de facto ma dwa i pół miesiąca, żeby się sprawdzić.

W tym względzie można być umiarkowanym optymistą. Hiszpan w styczniu zdążył jeszcze rozegrać dwa mecze w cypryjskiej ekstraklasie dla Arisu Limassol (oba w pierwszym składzie) i dopiero potem odszedł z klubu. Na początku lutego rozwiązał umowę za porozumieniem stron. Od tamtej pory trenował z czwartoligowym CD El Palo. Z tym samym zespołem pracował również rok wcześniej, gdy szukał pracodawcy po półrocznym bezrobociu. Ostatecznie na rundę wiosenną dołączył wówczas do UD Logrones i wspólnie m.in. z Mateuszem Boguszem walczył o utrzymanie na drugim froncie. Misja zakończyła się niepowodzeniem, ale Pacheco przynajmniej pod koniec sezonu wrócił do regularnego grania i odzyskał meczowy rytm.

Reklama

Jedno nie ulega wątpliwości: Górnik pozyskuje zawodnika świetnego piłkarsko. –  Jest bardzo, bardzo dobry technicznie, umie zakręcić przeciwnikiem. Nie spodziewałbym się multum goli w jego wykonaniu, to nie typ snajpera, ale potrafi zagrać piłkę koledze na nos i stworzyć mu sytuację. To na pewno jego mocne strony. Ma fajnie ułożoną nogę, nieraz wykonywał u nas stałe fragmenty, zwłaszcza rzuty rożne. Jeśli miał trochę miejsca, okazji do strzałów nie unikał i niektóre były groźne. Czasami nawet się wkurzałem, że mi nie podawał, tylko próbował uderzać – śmieje się napastnik Arisu Daniel Sikorski, który dzielił szatnię z Pacheco przez ostatnie miesiące.

Potrzeba zaufania

Aris jest beniaminkiem w cypryjskiej elicie, ale jego właściciel ma duże ambicje i dobrze płaci. Wyrazem tych możliwości było sprowadzenie latem nie tylko Mariusza Stępińskiego, lecz także Pacheco. W przypadku Hiszpana skończyło się jednak na dwunastu ligowych występach i jednej asyście oraz golu w krajowym pucharze.

Co mogło pójść lepiej? – Nie czuł się tutaj zbyt dobrze, miał problem z aklimatyzacją. Czasami tak jest, że zawodnik w danym miejscu nie czuje się swobodnie. Tak wyczuwałem z naszych rozmów. Dani sam zdecydował, że lepiej byłoby odejść, co było na rękę klubowi, bo nie spełniał oczekiwań w stu procentach – tłumaczy nam Sikorski.

I dodaje: – Dani potrzebuje zaufania, musi czuć, że trener ma do niego przekonanie i chce dawać mu szanse. U nas nie do końca miał to poczucie i może dlatego nie wykręcał statystyk zwalających z nóg. Jeśli w Górniku mu zaufają, na pewno pokaże, na co go stać. W Arisie dokuczały mu też drobne urazy, które wytrącały go z rytmu. Na moje oko fizycznie był przygotowany dobrze. Widziałem, że po odejściu z Cypru także się nie wylegiwał. Dani ma świadomość, że piłka w Polsce jest bardziej siłowa i stara się do tego przygotować. Myślę, że sobie z tym poradzi.

Reklama

Sikorski był na bieżąco jeśli chodzi o polski kierunek swojego kolegi. – Pozostajemy w kontakcie. Pisał mi kilka dni temu, czy wiem, gdzie jest. Odpisałem, że tak, słyszałem o opcji z Górnikiem i ma zapierdalać. Jest naprawdę zmotywowany. W samych superlatywach wypowiada się o tym, co widział po przyjeździe, zwłaszcza o stadionie. Zaznaczyłem mu, że stadion to jedno, ale jak zobaczy kibiców, to dopiero motywacja mu podskoczy. Wydaje mi się, że styl gry Daniego pasuje do Górnika. Podolski i Nowak często wymieniają się pozycjami z napastnikiem, którym ostatnio przeważnie był Krawczyk. Konkurencję będzie miał sporą, ale to go tylko powinno mobilizować – podkreśla autor czterech goli w tym sezonie cypryjskiej ekstraklasy.

Nasz rozmówca podkreśla, że Pacheco nie unikał tematu Liverpoolu. –  Nie uciekał od przeszłości, bywało, że rozmawialiśmy o czasach w Anglii. Chłopak ma duże doświadczenie, wiele widział, ciekawie opowiadał o tamtych latach.

Z Barcelony do Liverpoolu

A miał o czym. Był jednym z cudownych dzieci hiszpańskiego futbolu, znakomicie się zapowiadał. W wieku dwunastu lat został wypatrzony przez Barcelonę, która podebrała go Maladze. W jej juniorskich drużynach spisywał się tak dobrze, że dorobił się przydomku „El Asesino”, czyli „Zabójca”. W 2007 roku sięgnął po niego Liverpool, płacąc podobno 5 mln funtów, czyli naprawdę dużo jak na dzieciaka, który nawet nie zadebiutował w piłce seniorskiej. Najbogatsze kluby angielskie chętnie kupowały młodzież z Hiszpanii, licząc, że trafi się kolejny Leo Messi lub Cesc Fabregas. Rafael Benitez chciał iść w kierunku grania europejskiego, kontynentalnego, w którym warunki fizyczne schodzą na dalszy plan, a wygrywanie pojedynków główkowych nie jest najważniejsze. Mierzący 168 cm wzrostu chłopak w powietrzu nie miał czym zaimponować, za to na ziemi na tle rówieśników niesamowicie się wyróżniał.

Do pierwszego zespołu „The Reds” Pacheco udało się wskoczyć po dwóch latach dzięki znakomitej postawie w drużynie rezerw. W grudniu 2009 najpierw zadebiutował w Lidze Mistrzów przeciwko Fiorentinie, a dwa tygodnie później po raz pierwszy wystąpił w Premier League. Kilka miesięcy później wywalczył z reprezentacją Hiszpanii U-19 mistrzostwo Europy, zostając przy okazji królem strzelców całego turnieju. Świat zdawał się stać przed nim otworem. Nigdy jednak nie przebił się na dłużej do składu Liverpoolu, w czym po części przeszkodziło mu odejście Beniteza. Będący po nim Roy Hodgson i Kenny Dalglish woleli wyspiarskich wyrobników niż nieopierzoną hiszpańską perełkę.

Zakusy Wisły Kraków

Koniec końców Pacheco w pierwszym zespole „The Reds” zagrał 17 razy, z czego ponad połowa meczów dotyczy Ligi Europy. W międzyczasie nawet przedłużył kontrakt do czerwca 2014 i trzykrotnie wędrował na wypożyczenia. W zasadzie to nawet czterokrotnie, ale Atletico dzień później przekazało go Rayo Vallecano i to właśnie tam młody piłkarz posmakował Primera Division (11 meczów w sezonie 2011/12). Najlepiej spisał się w Norwich. To był krótki pobyt, na sześć spotkań w Championship, ale dwoma golami i asystą Hiszpan pomógł wywalczyć awans do Premier League. Menedżer Paul Lambert bardzo go chwalił i chciał zatrzymać, lecz plany Liverpoolu były inne, a i sam zainteresowany liczył jeszcze, że powalczy o skład u Dalglisha. Gdy po jakimś czasie został odarty ze złudzeń, Norwich przeprowadziło inne transfery, droga do powrotu została zamknięta.

Co ciekawe, nowy piłkarz Górnika po raz pierwszy z Ekstraklasą łączony był już w czerwcu 2013 roku. Kończyło mu się wtedy wypożyczenie do drugoligowej Hueski, w której zaliczył bardzo udaną rundę wiosenną (19 meczów, 5 goli, 4 asysty), ale w zasadzie od razu było wiadomo, że kolejny powrót do Liverpoolu nie wchodzi w grę. Pojawił się temat Wisły Kraków, która miała inny status niż obecnie, jej nazwa wciąż trochę znaczyła na międzynarodowej arenie. Trener Franciszek Smuda i dyrektor sportowy Zdzisław Kapka pofatygowali się nawet do Hiszpanii na mecz z udziałem Pacheco, ale nic z tego nie wyszło. Piłkarz rozwiązał umowę z Liverpoolem i zakotwiczył w UD Alcorcon.

Bohater awansu do La Liga

Kolejne lata to ciągłe występy w Segunda Division, co roku w innym klubie. Po Alcorcon był Betis, a następnie Alaves i Getafe. Nie licząc Betisu, szło mu dobrze i jeśli zdrowie dopisywało, stanowił o sile swoich drużyn.

Nadzieją na coś więcej był sezon 2016/17. Pacheco wywalczył awans do La Liga z Getafe, odgrywając kluczową rolę w barażach. W półfinałowym rewanżu z Hueską zdobył bramkę i… zobaczył czerwoną kartkę, już jako zawodnik rezerwowy. W pierwszym finałowym starciu z Tenerife musiał pauzować, Getafe przegrało na wyjeździe 0:1. U siebie wygrało jednak 3:1, a Pacheco strzelił dwa gole, zostając bohaterem. Po raz drugi stanął przed szansą pokazania się w ojczystej ekstraklasie.

Niestety, nie opuszczał go pech zdrowotny. Kontuzje, najczęściej niezbyt poważne, ale dokuczliwe, ciągle stanowiły jego problem. A tym razem jak na złość chodziło o grubszą sprawę. Przez problemy z barkiem stracił kilka miesięcy i do gry wrócił dopiero w grudniu, na 14. kolejkę Primera Division. Nie udało mu się zmienić już ustalonej hierarchii w drużynie, mimo że nadal trenerem był Pepe Bordalas, pod wodzą którego wcześniej błyszczał nie tylko w Getafe, ale także w Alcorcon i Alaves. Podobnie jak w Rayo, poprzestał na jedenastu meczach – z tą różnicą, że w Getafe za każdym razem wchodził z ławki. Po drodze pauzował jeszcze z powodu grypy i kontuzji mięśniowej. Jak nie szło, to nie szło.

Prześladowanie przez kontuzje

Pacheco po dwóch latach pobytu rozstał się z Getafe i zakotwiczył w Maladze, z której w 2003 roku wyjeżdżał do Barcelony jako dziecko. Jeśli był zdrowy, grał regularnie, ale nigdy nie nawiązał już do swoich najlepszych chwil. A i ze zdrowiem bywało kiepsko. W lutym 2019 zmagał się ze ścięgnem podkolanowym lewej nogi i stracił większość tamtej rundy. Z kolei w połowie następnego sezonu nie mógł już wytrzymać bólu pięty, który zaczął mu dokuczać znacznie wcześniej. Bardzo długo próbował leczenia zachowawczego i tradycyjnego. Doszło nawet do tego, że grał i trenował z naciętym butem, by pięta mogła „oddychać”. Na dłuższą metę nie przynosiło to pożądanego rezultatu. Wreszcie w lipcu 2020 postanowił iść pod nóż.

„Po sześciu miesiącach narastającego bólu w lewej pięcie i wypróbowaniu wszystkich rozwiązań, zdecydowaliśmy, że pozostaje nam tylko operacja. Od piątku myślę o jak najszybszym powrocie” – napisał piłkarz w swoich mediach społecznościowych.

Najlepsze mecze już były

Ten powrót nastąpił już w innym miejscu. Pacheco do końca 2020 roku nie pojawił się już na boisku i jesień spędził na bezrobociu. Dopiero w lutym 2021 poszedł do wspomnianego Logrones, gdzie spotkał Mateusza Bogusza. Rozegrał 10 meczów bez gola i asysty, Logrones spadło z Segunda Division, a doświadczony pomocnik po raz drugi w karierze obrał kurs na zagranicę, przechodząc do Arisu Limassol.

Trzeba sobie to jasno powiedzieć: mówimy o zawodniku, który szczyt swojej formy miał w latach 2012-2017. Od momentu kontuzji w Getafe po awansie znajduje się na fali opadającej, choć z drugiej strony, nigdy nie wypadł z obiegu i nie musiał się ratować egzotycznym transferem.

Jeśli Dani Pacheco będzie zdrowy i poczuje zaufanie Jana Urbana, to jego pobyt w Zabrzu może okazać się udany. O czysto piłkarskie aspekty się nie martwimy, bo tu sprawa jest oczywista. Najważniejsze, żeby szybko był gotowy na występy od początku, bo czasu na zasłużenie sobie na dłuższy kontrakt ma naprawdę mało.

CZYTAJ WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:

Fot. newspix.pl

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Bereszyński: Nie chcę tylko jechać na mistrzostwa. Chcę na nich grać

Bartosz Lodko
0
Bereszyński: Nie chcę tylko jechać na mistrzostwa. Chcę na nich grać
Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
0
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?
1 liga

Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”

Bartosz Lodko
2
Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...