Reklama

Legia tym razem nie grała z Zagłębiem, więc pobiła rekord porażek

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

13 lutego 2022, 20:34 • 3 min czytania 198 komentarzy

Zaledwie 20 meczów wystarczyło Legii Warszawa do pobicia własnego rekordu porażek w jednym sezonie Ekstraklasy. Dwudziesty mecz, czternasta przegrana. Panowie, gratulujemy, na zawsze zapisaliście się w annałach polskiej piłki, wasze osiągnięcie może pozostać niezagrożone przez długie lata.

Legia tym razem nie grała z Zagłębiem, więc pobiła rekord porażek

Złośliwi, czyli nie my, powiedzieliby, że „Wojskowi” przegrali, bo nie grali z Zagłębiem Lubin. Tylko z tą drużyną stołeczna ekipa jest w stanie punktować po powrocie Aleksandara Vukovicia. Warta Poznań okazała się rywalem poza zasięgiem Legii. Naprawdę. Goście wygrali w pełni zasłużenie i jeśli czegoś mogą żałować, to tego, że tylko w rozmiarach 1:0.

Legia Warszawa – Warta Poznań 0:1. Boruc jak junior

Na kwadrans przed końcem styki totalnie odcięło Arturowi Borucowi. Dawid Szymonowicz stanął na jego drodze, gdy ten szykował się do szybkiego wyrzucenia piłki. Sytuacja, jakich dziesiątki w każdej kolejce, nic szczególnego. Boruc jednak zagrzał się jak żółtodziób i pchnął Szymonowicza, który wylądował na murawie. Trochę min od siebie dodał, ale przewinienie niemalże 42-letniego bramkarza nie podlegało dyskusji. Mało doświadczony sędzia Łukasz Kuźma wytrzymał ciśnienie. Po obejrzeniu powtórek wyrzucił z boiska byłego reprezentanta Polski i podyktował rzut karny. Boruc się skompromitował. Między innymi po to sprowadza się takich jak on, żeby w trudnych momentach potrafili podbudować kolegów. On zamiast tego dolał benzyny do pożaru.

Gdyby Adam Zrelak wykorzystał tę jedenastkę, byłoby po wszystkim. Słowak pewnie dostałby od nas notę 8 i został piłkarzem meczu, bo grał więcej niż dobrze. Ustawiał sobie obrońców Legii po swojemu, mieli z nim strasznie ciężkie życie. Do tego zaliczył asystę w decydującej akcji. Johansson, czyli człowiek-nieszczęście, nabił Wszołka przy próbie dalekiego wyekspediowania piłki. Zrelak ją opanował i wyłożył na piąty metr do niepilnowanego Szymonowicza, który okazał się pewnym egzekutorem. Być może Rose byłby w stanie jeszcze go powstrzymać, utrudnić mu zadanie, ale po co się żyłować i zrywać na ostatnią sekundę…

Reklama

Legia Warszawa – Warta Poznań 0:1. Wielopoziomowa katastrofa

No ale Zrelak karnego zmarnował, nawet nie trafił w bramkę i to właśnie grając w dziesiątkę Legia miała najlepsze (jedyne) sytuacje do uratowania remisu. Najpierw Pekhart źle strzelił głową po dobrym dośrodkowaniu rezerwowego Ciepieli, a po chwili Adrian Lis musiał się wysilić po mocnym strzale Wszołka w kierunku bliższego słupka. Wszołek toczył dziś nierówną walkę z własnymi dośrodkowaniami, ale na tle innych zawodników Legii i tak się wyróżniał. Oznacza to, że poprzeczka oczekiwań nie tyle została zawieszona nisko, co leżała w trawie.

Szulczek: Może młodzi trenerzy nie boją się ryzyka, bo nie dostawali linijką po rękach? [WYWIAD]

Warta wygrała, bo od początku wiedziała, co chce grać. Robiła swoje z piłką przy nodze i bez niej, w ofensywie i w defensywie. Do tego nie miała żadnego respektu dla przeciwnika i tak oto wyszedł jej przepis na sukces. W Legii natomiast każda próba rozegrania pokazywała, ile obecnie znaczy dla niej Josue. W obliczu braku zawieszonego za kartki Portugalczyka nie miał kto myśleć w drużynie Vukovicia. To była jedna wielka improwizacja na stojąco, nikt z nikim się nie rozumiał. No, może jedynie Rose z Nawrockim. Zobaczcie:

Legia rozegrała fatalne spotkanie nawet na tle tego sezonu i tkwi na przedostatnim miejscu. Warta natomiast wyszła ze strefy spadkowej, potwierdzając, że pod wodzą Szulczka poczyniła olbrzymi progres. A skoro tak, wyniki prędzej czy później musiały nadejść. Kibice „Zielonych” mają prawo być optymistami w perspektywie najbliższych tygodni.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII I WARCIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

198 komentarzy

Loading...