Feta po awansie do Ekstraklasy, trener Dariusz Banasik z pucharem w dłoniach tańczy na stole przy kawałku rodem z latynoskiej dyskoteki. Dla kogoś z zewnątrz: zupełnie abstrakcyjna scena. Dla ludzi z wewnątrz: pieczątka na pewnym cyklu, wręcz wywiązanie się z jakiegoś pokręconego zakładu. Kawałek, do którego wyginał się szkoleniowiec Radomiaka, jeszcze w czasach drugiej ligi podbił szatnię za sprawą zagranicznych zawodników, którzy zarazili nim resztę, czego z kolei nie mógł zrozumieć szkoleniowiec radomskiej drużyny.
– Muzyka przed meczem ma nakręcać i dać kopa, a nie coś takiego! – złościł się trener.
Piłkarze stali jednak przy swoim, zrobili sobie z tego kawałka tradycję, puszczali go po wygranych meczach. Dariusz Banasik nie miał więc wyboru: zaakceptował to i stwierdził, że spuentuje muzyczne przekomarzanki z zawodnikami w efektowny sposób. Lepszego momentu na “polubienie się” z latynoską muzyką nie mógł sobie wyobrazić, więc ku uciesze szatni podjął się dzikiego tańca podczas hucznego świętowania.
Niby mała rzecz, ale jednak pokazuje ona, że trener Banasik zbudował ze swoimi podopiecznymi wyjątkową relację. I jeśli ktoś dobrze zna szkoleniowca z Łęczycy, nie jest tym zaskoczony.
Spis treści
- DARIUSZ BANASIK, CZYLI TRENERSKI ATMOSFEROVIĆ
- JAK DARIUSZ BANASIK BUDUJE ATMOSFERĘ?
- TRENER BANASIK, CZYLI SIŁA SPOKOJU
- LOJALNOŚĆ PONAD WSZYSTKO
- TRENER BANASIK, CZYLI SZCZĘŚCIARZ
- DARIUSZ BANASIK, CZYLI TRENER-PIŁKARZ
- JAK PRACUJE DARIUSZ BANASIK?
- TRENER BANASIK, CZYLI LEGIJNA SZKOŁA
- KARA ZA BYCIE ZBYT DOBRYM DLA LUDZI?
- RADOMIAK RADOM - RAKÓW CZĘSTOCHOWA: TYPY, KURSY BUKMACHERA FUKSIARZ.PL
DARIUSZ BANASIK, CZYLI TRENERSKI ATMOSFEROVIĆ
– Czas w Zniczu Pruszków był genialny, jeszcze nigdy nie miałem tak dobrej atmosfery w drużynie. W szatni, w sztabie: dało się wyczuć, że to jest to, co pomoże coś wygrać. Dzięki temu choć po rundzie jesiennej mieliśmy piąte miejsce, wiosną rozbiliśmy ligę — mówi nam Artur Węska. Dziś trener drugoligowych rezerw Lecha Poznań, a w przeszłości asystent Dariusza Banasika w Zniczu. To od tego szkoleniowca Węska uczył się tego, jak dogadywać się z szatnią.
– To trener, który niesamowicie dba o atmosferę. Uwielbia rozmawiać z szatnią, zawodnikami, bardzo ceni sobie jedność w drużynie. Podziały i konflikty nie wchodzą w grę, to jedna z rzeczy, które od niego wyciągnąłem. Dbanie o każdego piłkarza, feeling szatni — to jest bardzo ważne. Jak byłem asystentem to tego do końca nie dostrzegałem, dzisiaj z perspektywy pierwszego trenera jestem w stanie to lepiej zrozumieć. Wiem, że jeśli nie ułożysz sobie szatni, to będzie ciężko wyjść z trudnych sytuacji. Zawsze miał jasne zasady, nikogo nie oszukiwał, spełniał obietnice, które składał. Każdemu szczerze mówił o tym, jakie miejsce w drużynie dla niego widzi. Piłkarze to doceniają. Drużyna zawsze była dla niego najważniejsza, nie pamiętam jakichś wielkich konfliktów trenera z piłkarzami — kontynuuje nasz rozmówca.
To podejście cechowało Dariusza Banasika praktycznie od zawsze. Potwierdzają to jego podopieczni z Legii Warszawa, gdzie trener zaczynał swoją karierę.
– Pierwszy raz był moim trenerem w CLJ U-19, graliśmy wtedy w play-offach. Za wiele się nie zmienił, na pewno zyskał doświadczenie, bo prowadzenie juniorów i seniorów to duża różnica. Od początku było jednak widać to, że zawsze chciał mieć bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Starał się rozmawiać na chłodno, dzień po meczu, w trakcie tygodnia. Chciał wiedzieć, jakie są odczucia wewnątrz drużyny. Razem ustalaliśmy plan na tydzień, na mecze, to jego duża zaleta. Relacje z nim są trochę jak z kolegą, nie stara się być za wszelką cenę szefem. Wiadomo, że są momenty, gdy musi pokazać, że to on rządzi, ale raczej stara się być kolegą — tłumaczy nam Rafał Makowski.
Aleksander Jagiełło, który zaczynał treningi w roczniku 1995 właśnie u Dariusza Banasika, mówi wręcz, że szkoleniowiec był dla niego jak drugi ojciec. – Zawsze czułem jego wsparcie. Dziękuję mu za to wsparcie, bo to on mnie ukształtował, że mogę sobie poradzić na poziomie Ekstraklasy. To był duży plus dla mnie i dla chłopaków. W piłce seniorskiej pewnie został przy tej pracy, bo często pracuje z tymi samymi zawodnikami, jego transfery opierają się na zaufanych ludziach. Wiadomo, że musi być trochę twardszy, bardziej wymagający.
JAK DARIUSZ BANASIK BUDUJE ATMOSFERĘ?
No dobrze, ale jak właściwie wygląda budowanie atmosfery u trenera Banasika? Rozmowy podczas treningów, pytanie piłkarzy o ich zdanie i odczucia — to już wiemy. Ale wiadomo, że życie nie kończy się na treningach i godzinach spędzonych w klubie. A przynajmniej nie dla szkoleniowca Radomiaka. Zorganizowanie wypadu nad zalew, wyjścia na miasto: trener takie pomysły popierał i popiera, sam w nich uczestniczy. Oczywiście: wszystko w ramach pewnych granic.
– Strasznie dbał o integrację. W sezonie, w którym zrobiliśmy awans, przychodził na nasze spotkania na mieście razem z asystentem. Może na początku to się wydaje niezręczne, ale nie trzeba było się przy nich kamuflować, trener żył z nami bardzo dobrze. Często podchodził pożartować, nawet o sprawach prywatnych — opowiada nam Maksymilian Banaszewski.
– To jest styl trenera Banasika, że gdy jest ciężki moment, sytuacja podbramkowa, to stara się zintegrować zespół. Wspólna kolacja, nawet wyjście na piwo. Rzeczy dla dorosłych ludzi, gdy trzeba sobie pewne rzeczy wyjaśnić. W jego przypadku jest to skuteczne, potrafi to robić, dlatego też zawodnicy są odpowiedzialni, bo nie spotkałem się z tym, żeby ktoś przegiął, zrobił aferę. W Siedlcach i w Pruszkowie jak przegrywaliśmy i zrobiliśmy grilla czy kolację, to zawsze potem było zwycięstwo — wspomina Artur Węska.
– Mieliśmy piłkarskie treningi, w drugiej lidze zrobił nam też Football Managera. Sami musieliśmy się wyceniać, mieliśmy określony budżet, kupowaliśmy zawodników i robiliśmy skład na gierkę. Coś takiego scala drużynę, jak kiedyś będę trenerem, to na pewno to od niego ściągnę — twierdzi Łukasz Pietroń.
Zawodnikom imponowało także to, że trener zawsze był za nimi. Choćby się waliło i paliło, drużyna była najważniejsza.
– Bardzo podobało mi się to, że jak nam nie szło, to nie odwracał się od drużyny, nie obrażał się na nas. Jak najszybciej chciał zrobić coś, żebyśmy zapomnieli o poprzednim meczu, żeby liczyło się to, co przed nami i żebyśmy nie rozmawiali o niepowodzeniach. Kilka razy zdarzało się, że w takich momentach zabierał zespół na kręgle czy na wspólną kolację. Starał się stworzyć rodzinną atmosferę i to teraz też rzutuje na wynik w Ekstraklasie, bo z tego co wiem, to nadal funkcjonuje to w ten sposób – mówi Rafał Makowski.
– Raz trener obronił mnie przed pewną osobą. Nie wiem, czy on to pamięta, ale ja pamiętam to doskonale — dodaje Dominik Furman.
– Jak były momenty kryzysowe to słuchał szatni, jak były problemy z pieniędzmi, stał za drużyną. Nigdy nie wychodził przed szereg, nie uważał, że co złego to nie on, tylko był z nami. Bardzo lubił, gdy piłkarze chcieli posiedzieć, pogadać — dorzuca Łukasz Pietroń.
RADOMIAK BĘDZIE MIAŁ NOWE CENTRUM TRENINGOWE
Szkoleniowiec Radomiaka lubił też czysty i prosty przekaz. Nie uciekał w granie filozofa, tylko jak najszybciej starał się wyjaśniać to, co mu w duszy gra.
– Przyszedł do nas w trudnym momencie, ale odnosił sukcesy, bo w Pogoni Siedlce zrobił wynik ponad stan. Nasze relacje od początku były bardzo dobre, był rzetelnym i uczciwym człowiekiem. Na wstępie jasno określił swoje zasady i metody, starał się mieć dobry kontakt z drużyną, nie tylko z jej liderami, ale i z tymi, którzy mniej grali. Najpierw zadbał o relacje, a potem pokazywał nam swój warsztat, który też był dobry, bo chciał pracować ciężko, ale z piłką. Mieliśmy wyjazd drużynowy przed okresem przygotowawczym, trener pojechał z nami, była okazja, żeby się poznać. Wiadomo, że zimowy okres jest trudniejszy, żmudny, więc gdy trener zadbał o to, żeby wszystko było jasne, co mogło się podobać — opowiada nam Tomasz Nowak.
– Pamiętam rzecz, z którą spotkałem się pierwszy raz: trener Banasik analizował sezon przed jego startem. Mieliśmy odprawę z podziałem na bloki, opowiadał, jak widzi poszczególne mecze, jak chce pracować w konkretnych tygodniach, jak szykować się na rywali. Wiadomo, że z czasem to musiało być korygowane, trener zawsze reagował na bieżąco na to, co dzieje się w zespole, ale takie nakreślenie scenariusza mi się podobało — kontynuuje nasz rozmówca.
– Dużo ze mną rozmawiał, bardzo dużo rozmów prowadził też ze starszymi zawodnikami. Czego brakuje w treningu, jak my to widzimy, co mogliby dodać, pomysły na mecz, jak się czujemy, jak widzą taktykę... – dodaje Banaszewski.
TRENER BANASIK, CZYLI SIŁA SPOKOJU
To podejście związane jest ze stylem bycia Dariusza Banasika. W tym sezonie zebrał tyle żółtych kartek, że dystansuje konkurencję w Ekstraklasie o trzy długości. Ale wydaje się, że to, co przedstawia przy linii bocznej, to pewna poza, która pomaga mu budować więź z drużyną. Może nie jest to syndrom oblężonej twierdzy, ale zespół zawsze jest przez niego chroniony na zewnątrz.
– Zawsze był wybuchowy, już w czasach drugiej ligi stawał za drużyną w różnych sytuacjach z sędziami. Był bardzo bezpośredni. Jeśli coś mu nie pasowało, to od razu o tym mówił, ale też jak szło po jego myśli to pochwał nie szczędził — zdradza Maksymilian Banaszewski.
Wewnątrz z kolei wygląda to inaczej. Nerwy na bok, to trzeba usiąść, na spokojnie.
– Raczej nie był osobą, która w przerwie, gdy nie szło, wchodziła do szatni i rzucała butelkami. Starał się pomóc na spokojnie, pokazać możliwości na to, żeby odmienić obraz tego, co prezentowaliśmy na boisku. Rozmawiał z nami, dopytywał. Chyba nie miał typowej przemowy, zawsze starał się wtrącić, wymyślić coś nowego, nie miał napisane na kartce co powiedzieć — wyjaśnia Rafał Makowski.
NIE LUBI MIĘKKICH FAJ. SYLWETKA MARKA PAPSZUNA
– Patrząc z perspektywy lat uważam, że on doskonale odnajduje się w roli menedżera. Dogląda spraw sportowych z góry, z dystansem. Jest wyważonym szkoleniowcem, nie mógłbym go porównać do trenerów Bartoszka, Lettieriego czy Probierza, nie jest tak ekspresyjny. Umie sobie dobrać ludzi, a zawodnicy za nim idą, ufają mu, umie sobie ich kupić, to go wyróżnia — dodaje Maciej Górski.
– Potrafił bardzo spokojnie dotrzeć do zespołu. Nie każdy musi rzucać krzesłami i kląć, żeby dotrzeć do ludzi i pociągnąć drużynę za sobą. Jest stonowany, wyważony. Jak trzeba to uderzy pięścią w stół, bo zdarzają się potknięcia, ale potrafił zareagować bez unoszenia się emocjami. Nie wyciągał konsekwencji na gorąco, dawał sobie czas na analizę danej sytuacji — kontynuuje były podopieczny Banasika w Legii, Zniczu i Radomiaku.
– Nie był krzykaczem, nie rzucał nam haseł w stylu “jazda z kurwami” – potwierdza Adrian Paluchowski.
LOJALNOŚĆ PONAD WSZYSTKO
– Gdyby nie decyzja o odejściu z Radomiaka to pewnie do dzisiaj byłbym w sztabie trenera Banasika. Dobrze nam się współpracowało, trener na pewno ufa ludziom i nie obraca się w wielu nazwiskach — mówi nam Artur Węska.
Rzeczywiście, Dariusz Banasik zawsze buduje swoją ekipę. Jego zaufanie wiele waży: tak w szatni, jak i na boisku czy nawet poza nim.
– To nie jest trener, który lubi kolesiostwo, ale jak komuś zaufa i ktoś się sprawdza, to ufa mu do końca — twierdzi Łukasz Pietroń. – Ja przychodząc do Radomiaka byłem dogadany zanim było wiadomo, kto będzie trenerem. Kiedy okazało się, że będzie to trener Banasik, porozmawiałem ze znajomym, który powiedział mi, że to taka osoba, że jak na mnie postawi, to będę grał wszystko, choćby się waliło i paliło. Zawsze miał szkielet, podstawę i wymieniał tylko pojedyncze jednostki — dodaje.
Nasz rozmówca żartuje też z tego, że ci “zaufani” zawsze mogli więcej. Nie chodzi o to, że ktoś trenował wtedy, gdy było mu wygodnie, a i tak grał. Bardziej o to, co działo się na treningach. – Trener nie lubił na treningach piętek czy popisów, ale jak ściągnął Meika Karwota i on na pierwszym treningu zaczął robić rabony i jakieś sztuczki, to się cieszył, mówił, że ma luz. Jakbym ja coś takiego zrobił, to by mnie zjebał!
BANASIK: TO NAJLEPSZY ROK W MOJEJ KARIERZE [WYWIAD]
Wygląda na to, że szukanie swoich ludzi nie wzięło się z przypadku. Już w akademii Legii Warszawa trener potrafił doceniać tych, którzy zrobili na nim wrażenie.
– Pamiętam pierwszy mecz pod jego wodzą. To było spotkanie z Polonią Bytom, wszedłem w przerwie z Michałem Kopczyńskim. Wygraliśmy 2:1 i od tego momentu grałem wszystko, byłem nawet kapitanem – mówi nam Dominik Furman.
Przekonanie do umiejętności poszczególnych zawodników z czasem przełożyło się na transfery. Trener Banasik miał swoją ferajnę. Bardzo często ściągał do klubów piłkarzy z legijną przeszłością. Często zabierał do nowej drużyny kogoś, z kim dopiero co współpracował.
– Mam wrażenie, że trener ma sentyment do zawodników z Legii, bo przecież grali u niego Mateusz Cichocki czy Maciej Górski. Zawsze starał się zabierać ze sobą chłopaków, z którymi już pracował — potwierdza Adrian Paluchowski, który zresztą odczuł to na własnej skórze. – Znaliśmy się z czasów Młodej Ekstraklasy, gdy trener był asystentem Jacka Mazurka. Później mieliśmy krótki epizod w Siedlcach, ale już przy swoim pierwszym pobycie chciał mnie sprowadzić do Pogoni. Z kolei gdy rozwiązywałem kontrakt z Pogonią, chciał mnie sprowadzić do Radomiaka — wyjaśnia nasz rozmówca.
W Radomiu swego czasu żartowano, że Dariusz Banasik robi Legię B. Albo Legię 2.0, bo w pewnym momencie większość wyjściowej jedenastki miała na koncie przynajmniej pobyt w warszawskiej akademii.
– Ale przykład Radomiaka pokazuje, że to nie jest zła droga, żeby stawiać na ludzi, z którymi już się współpracowało. Masz ludzi, którzy znają ciebie, których ty znasz, łatwiej o komunikację. Każdy trener ma swoich ulubieńców, nawet w Lidze Mistrzów — twierdzi Tomasz Nowak.
Z drugiej strony, mimo że w jego drużynach zawsze była armia jego dobrych znajomych, ciężko było mu zarzucać niesprawiedliwe podejście.
– Mimo że u niego nie grałem był sprawiedliwym i bardzo dobrym trenerem – mówi nam Łukasz Pietroń. – Wiadomo, że jak był przekonany do jakiegoś składu, to ci ludzie mieli u niego duże zaufanie. Ale nie ma co się oszukiwać: kiedy ktoś zapracował na szansę, to ją dostawał. Nie był trenerem, który nie dostrzegał czyjejś pracy. Dbał o rezerwowych, chodził na mecze drugiej drużyny, obserwował. Ja rozmawiałem z nim częściej niż niektórzy zawodnicy, którzy grali. Nie czułem się piątym kołem u wozu, zbierał informacje z całej drużyny.
TRENER BANASIK, CZYLI SZCZĘŚCIARZ
– Mecz z Pogonią Siedlce, do przerwy przegrywaliśmy 1:2. Słabo wyglądaliśmy, w przerwie wydawało się, że już po trenerze, że będzie zwolniony. A na początku drugiej połowy Leo strzelił piękną bramkę na 2:2, a uratował go Jakub Rolinc, który był już wtedy skasowany, ale nagle trener na niego postawił — opowiada nam Pietroń.
Dariusz Banasik i jego nos do zmian to coś, czego mogą mu zazdrościć koledzy po fachu. Weźmy mecz z Cracovią z rundy jesiennej tego sezonu. Radomiak remisuje, kończą się pomysły na to, co można zrobić. Nagle przy linii bocznej pojawia się Artur Bogusz, dla którego będą to pierwsze minuty w sezonie. Działacze radomskiego klubu siedzący na trybunach nie wiedzieli, o co chodzi. Bogusz owszem, wyglądał dobrze, ale w rezerwach grających w “okręgówce”. Tymczasem po paru minutach strzelił debiutanckiego gola w Ekstraklasie, na wagę trzech punktów.
– Ma czutkę, szczęście, tego nie da się wytrenować. Wyciąga ludzi z kapelusza. Z Pogonią nikt nie wpuściłby Roliego, który był skasowany, który jak już wchodził, to nie przekonywał, a on nagle na niego postawił. Na początku sezonu miał nie grał Damian Szuprytowski, a on na niego postawił i Szupryt błyszczał, w dwóch pierwszych meczach strzelił po bramce. Myślę, że jak sumiennie wykonujesz swoją pracę, to szczęście przychodzi – dodaje Łukasz Pietroń.
DARIUSZ BANASIK UCZY, JAK KORZYSTAŁ Z ŁAWKI REZERWOWYCH
No i właśnie: gdyby nie to, o czym mówili nasi rozmówcy wcześniej: kontakt z zespołem, wycieczki nawet na mecze rezerw, dobra dyspozycja Bogusza mogłaby przejść niezauważona. Szczęście poparte pracą i czutką sprzyjało trenerowi Banasikowi także wtedy, gdy zmieniał zawodnikom pozycje czy odbudowywał ich po ciężkim okresie kariery. To u niego wielu piłkarzy osiąga peak formy.
– Na moim przykładzie widać to, jak trener odbudowuje zawodników. Potrafi dać dużą pewność, jego ruchy są bardzo przemyślane. Kiedy ktoś do niego przychodzi, wie, że ma bardzo duże zaufanie. Oczywiście jeśli nie będzie prezentował odpowiedniego poziomu to nie będzie grał, ale jak ktoś się odwdzięcza dobrymi występami na boisku, to trener Banasik na pewno go nie skrzywdzi. Ostatnio oglądałem “Turbokozaka” z Karolem Angielskim, który powiedział, że kluczem do sukcesu, do tego, czemu tak dobrze teraz wygląda, była właśnie pewność siebie – przyznaje Rafał Makowski.
– Większość jego transferów była trafiona, potrafi też odbudować piłkarzy. Patryk Mikita miał ciężko, ale zaufał mu i w pewnym momencie pociągnął wózek. Myślę, że nie był do końca przekonany do Michała Kaputa, ale Michał miał bardzo duże poparcie w drużynie. Piłkarze mówili, że to jest chłopak na fajne granie. Trener mu zaufał i go zbudował – dodaje Pietroń.
Czasami szczęście dotyczyło także samych zawodników, bezpośrednio. Dominik Furman opowiada nam, jak podczas zgrupowania upiekło mu się przy wizycie trenera w pokoju.
– Byliśmy na obozie w Polsce, spałem w pokoju z Pawłem Broniszewskim, Cezarym Michalakiem i chyba Przemkiem Mizgałą. Trener Dariusz Banasik odwiedził nas razem z trenerem Marcinem Muszyńskim. Chodziło o za głośną muzykę, ale to akurat nie było u nas, bo my graliśmy na plejaku. Ja leżałem wtedy w łóżku, więc trener rzucił do chłopaków, żeby brali ze mnie przykład, bo ja już leżę i odpoczywam. A to po prostu nie była moja kolej! Chłopaki później się ze mnie śmiali, że jestem pupilem trenera…
Ten sam Furman w jednym z meczów Młodej Ekstraklasy pokusił się o niekonwencjonalne zagranie. – Mecz z Wisłą w Krakowie, graliśmy na Reymonta, było trochę kibiców. Strzeliłem bramkę z karnego w 81. minucie meczu, na 3:2. Strzeliłem wtedy Panenką, trener podszedł do mnie po meczu i powiedział mi: jak jeszcze raz tak strzelisz to cię zabiję!
Ale co mogło się nie udać? Zespołom Dariusza Banasika wpadają nawet karne strzelane zewniakiem. Podczas obozu w Turcji na takie wykonanie “jedenastki” zdecydował się Mateusz Radecki. Trener znów patrzył ze zgrozą, ale w swoim kręgu docenił odwagę. Podobnie było ze strzałem Furmana, którego za jego plecami chwalił za mental, który pozwolił mu podjąć taką decyzję w takim momencie.
JAK WYGLĄDAŁO ZGRUPOWANIE W TURCJI OD KULIS?
DARIUSZ BANASIK, CZYLI TRENER-PIŁKARZ
Siatkonoga, czyli ulubiona gra trenerów. Wielu szkoleniowców chętnie wychodzi na boisko i rywalizuje nie tylko z członkami swojego sztabu, ale i ze swoimi podopiecznymi. Nie inaczej jest w przypadku Dariusza Banasika.
– Zawsze grał w trójkach z trenerami Lesiszem i Studzińskim, laliśmy ich! – wspomina Łukasz Pietroń. – Pod tym względem też integrował się z drużyną, jak graliśmy w poprzeczki czy coś takiego, to też lubił wziąć udział.
Trener Banasik lubił ponoć grywać w siatkonogę z młodymi piłkarzami Legii, zwłaszcza podczas obozów. O czynnym udziale w tej grze wspomina nam także Artur Węska. Były asystent szkoleniowca podobnie jak Pietroń dodaje, że aktywny udział w ćwiczeniach nie ograniczał się jednak tylko do tej gry.
– Często wchodził też w treningach strzeleckich, lubił uderzać, zwłaszcza z powietrza. To też element budowania więzi, atmosfery. Lubił rywalizację — słyszymy.
W czasach Znicza Pruszków Dariusz Banasik stawiał pierwsze kroki w seniorskiej piłce. Miał wtedy nieco ponad 40 lat, toteż chętnie sprawdzał się nawet w gierkach treningowych z zespołem. W dodatku miał spore zacięcie, nie odpuszczał. Choć może nie aż tak, jak Wayne Rooney, który potrafił kontuzjować swojego zawodnika podczas zajęć.
– Trener Banasik miał dość podobny schemat treningów. Dajmy na to, że poniedziałek był rozkręcający, wtorek intensywny, dużo małych gier, w środę była duża gra. We wtorek zawsze było tak, że trener zakładał koreczki i wchodził do gry. Graliśmy cztery na cztery czy pięć na pięć bez spalonych, więc stawał z przodu i czyhał na piłki. Z nami w drużynie był wtedy Maciej Górski, trener śmiał się do niego, że tak się robi króla strzelców. Pamiętam, że było tak, że jak zespół trenera przegrywał, to tak przeciągał gierkę, żeby chociaż do remisu dobić. Niesamowite to było, nie mógł przegrać! Strasznie się z tego śmialiśmy — opowiada nam Maks Banaszewski.
– Jeszcze w czasach Legii trener Banasik chętnie wchodził do małych gier. Grał na „dziewiątce”, coś tam nawet strzelał, piłkarsko dawał radę. Może nawet by go zgłosili do gry! – żartuje Grzegorz Tomasiewicz.
JAK PRACUJE DARIUSZ BANASIK?
Ale spokojnie: u Dariusza Banasika nie ma wiecznej sielanki, żartów i luźnych gadek. – Pojawiał się też luz, ale w odpowiednim momentach. Przed treningami w kółko powtarzał nam, że trzeba się zmotywować, skoncentrować, robić wszystko na maksa, bo to czas na ciężką pracę – przyznaje Rafał Makowski.
– Nie oszukujmy się, w dużej mierze ciągnął to sam. Maciej Lesisz dopiero się przy nim uczył, Kuba Studziński był wiele lat w Radomiaku, ale nie mieli bogatego zaplecza. Nawet teraz wygląda to skromniej niż w innych klubach Ekstraklasy. Szanuję go za to, że nie ma tabunu ludzi, ale i tak daje radę. Ciekawe jak by to wyglądało, gdyby dostał takie zaplecze jak na przykład w Legii – zauważa Pietroń.
Na podobne rzeczy zwraca uwagę także Maciej Górski. – Umiejętnie dobiera sobie sztab szkoleniowy. Nie pociąga za sobą ludzi, co jest dla niego bardzo charakterystyczne, bo większość ma swój sztab. On jest otwarty i myślę, że w jakimś stopniu go to rozwija. Bardzo sprawnie porusza się po rynku, nie wchodzi w konflikty, dobrze dogaduje się z ludźmi. Nie wiem, czy ktokolwiek, kogo spytasz, powie, że miał konflikt z trenerem Banasikiem. Jakby go do kogoś porównać, to takim doglądaczem-menedżerem był Alex Ferguson. Zachowując proporcje: trener Banasik działa w ten sposób, ma to wszystko połapane, ma szersze spojrzenie.
Współpracę z trenerem Banasikiem od środka zna Artur Węska, więc o specyfikę pracy w sztabie tego szkoleniowca najlepiej zapytać właśnie jego.
– W sztabie było nas dwóch: trener Banasik i ja. Do tego był jeszcze trener bramkarzy i kierownik drużyny, więc razem odpowiadaliśmy za wszystko. Trener lubi wszystkim zarządzać sam, rozdziela tylko zadania sztabowi. Miałem swobodę dobierania środków treningowych, ale główna idea była jego, to on wyznaczał cel na mikrocykl, mecz, daną jednostkę treningową. To osoba, która ma swoją wizję, wie, jak chce grać i wszystko mieści się w tych ramach. Potem, gdy się zgraliśmy, nie musiał mi nawet mówić, czego oczekuje, bo wiedziałem, co będzie chciał robić danego dnia. Trener lubi układać mikrocykl pod konkretnego przeciwnika, więc dbaliśmy o analizę rywala. Zazwyczaj ja analizowałem przeciwnika, a trener Banasik za analizę naszej gry. Na początku tygodnia przedstawiałem mu raport, on wybierał to, co go interesuje, potem przedstawiałem analizę drużynie, a on wprowadzał to do treningu — opowiada trener rezerw Lecha, który przytacza też historię swojego wejścia do zespołu.
– Dzień wcześniej przedstawił mnie drużynie, a na drugi dzień miałem poprowadzić odprawę. Trener wziął mnie trochę z zaskoczenia, nigdy nie robiłem czegoś takiego, ale powiedział, że mam jego wsparcie i mam działać, bo dam sobie radę. Miałem wtedy 24 lata, nie było łatwo się wprowadzić do zespołu seniorskiego, ale dzięki jego pomocy i zaufaniu to się udało. Rzucił mnie na głęboką wodę, ale to sprawiło, że szybko się pewnych rzeczy nauczyłem.
Jak zastąpić Michała Kaputa i Filipe Nascimento?
A same treningi u Dariusza Banasika? Jak to ujął Łukasz Pietroń: zero głupiego biegania. Wszystko z piłką, czyli to, co zawodnicy lubią najbardziej.
– To są proste rzeczy, możesz mieć przecież różne treningi strzeleckie. U trenera Banasika zawsze wszystko było zajebiste, była rywalizacja, zakłady, dzielenie na drużyny. Wiadomo, większość trenerów tak robi, ale jakoś to działało. Trener jeszcze to napędzał i podgrzewał, stał z boku i liczył, która drużyna prowadzi — mówi były pomocnik Radomiaka.
Takie same opinie słyszymy od pozostałych osób.
– Jego metody odpowiadają zawodnikom, bo nie jest typem zamordysty. Jest otwarty na relacje międzyludzkie, umie słuchać. Różne są okresy w trakcie przygotowań, u niego nie trenuje się do utraty sił, czego doświadczyłem w innych klubach. Pyta o to, jak czuje się zespół, z tego wynika poprawa relacji na linii trener-zawodnicy, bo drużyna odczuwa, że trener ma na względzie ich zdanie i nie dąży tylko do tego, żeby piłkarza zarżnąć — uważa Maciej Górski.
– Świetnie odnajdywał się w tych relacjach trener-drużyna, można powiedzieć, że był dobrym menedżerem. Starał się dostosowywać plan na mecz do najlepszej dyspozycji zawodników. Jeżeli ktoś był w sztosie, starał się mu stwarzać środowisko do dobrej gry. Budował zawodników, nakręcał nas na spotkania
TRENER BANASIK, CZYLI LEGIJNA SZKOŁA
Nasi rozmówcy kilka razy podkreślili, że trener Dariusz Banasik wiele wyciągnął z okresu, który spędził w Legii Warszawa. To dzięki długoletniej pracy w klubowej akademii nauczył się odpowiedniego podejścia i organizacji.
– Zyskał dużo wiedzy w Legii Warszawa, bazuje na tym co tam poznał, kim się otaczał. Miał kontakt z trenerami pierwszej drużyny, mógł to podpatrywać. W jego podejściu wiele się nie zmienia, sam najlepiej wie, co robić w okresie przygotowawczym czy w trakcie sezonu, bo wcześniej nie miał możliwości posiadania w sztabie ludzi odpowiadających za przygotowanie fizyczne i mentalne, musiał sam się tego nauczyć i wie, z czym to się je — twierdzi Rafał Makowski.
To faktycznie może być klucz do sukcesu. Mało kto pamięta dziś Młodą Ekstraklasę, ale przecież nie były to rozgrywki samych żółtodziobów.
– W Młodej Ekstraklasie grali wszyscy, trener był blisko pierwszego zespołu Legii. Ci bardziej doświadczeni zawodnicy też u niego grali i myślę, że każdy ma o nim dobre zdanie. Nie słyszałem o nim nigdy złej opinii — mówi Dominik Furman.
JAK DARIUSZ BANASIK W LEGII PRACOWAŁ
Czasy trenera Dariusza Banasika najlepiej pamięta Aleksander Jagiełło. – Na początku to były gry i zabawy z piłkami, potem liga. Trener zawsze uczył nas tego, żeby być zwycięzcą, chciał zadbać o to, żebyśmy mieli umiejętności, które pozwolą nam przebić się w seniorach. Całokształt jego pracy, jego metodę i czutkę można ocenić dopiero teraz, gdy w kolejnych klubach odnosi sukcesy. Na pewno dużo wymagał od zawodników. Jego pracę można podsumować tak, że nasz rocznik (1995) był jednym z najlepszych w Polsce, niektórzy do tej pory grają w Ekstraklasie. Trener potrafił nas od początku poukładać, nauczyć rywalizacji, chęci wygrywania — wspomina pomocnik.
Maciej Górski trenował u Banasika gdy miał 18 lat i gdy miał 30 lat. Widzi postęp, ale dostrzega też podobieństwa. – Trzeba docenić go od strony systematycznych, małych kroków, jak on się wdrapywał na tę drabinkę. Jego metody ewoluowały, ale zachował podstawy, to, czego nauczył się u korzeni.
KARA ZA BYCIE ZBYT DOBRYM DLA LUDZI?
A minusy szkoleniowca Radomiaka? Wiadomo, że o nich mówi się ciszej, zwłaszcza gdy idzie. Warto jednak wspomnieć lekcje, które trener wyciągnął ze swoich wcześniejszych prac. Dziś, choć wciąż jest w dobrych relacjach z drużyną, stara się odcinać od koleżeńskich relacji grubą kreską.
– Przed drugim sezonem w Zagłębiu chciał być dobry dla wszystkich, chciał słuchać zespołu, a wiadomo, że zrzęd nie brakuje, nie da się wszystkim dogodzić. Niektórzy się ponastawiali, że jak będzie za ciężko, to się pójdzie do trenera i trener zluzuje. A kiedy raz czy drugi nie zluzował, to niektórzy się obrazili. Trener wyciągnął z tej lekcji bardzo dużą naukę, bo z tego co wiem, nadal ma kontakt z zawodnikami na dobrym poziomie, ale ograniczył te przyjacielskie relacje, bardziej daje do zrozumienia, że to on jest bossem. Wtedy był młodszy, zbyt łatwo ulegał zawodnikom. Na pewno nie trenowaliśmy za mocno, nic nie było źle w przygotowaniach, mieliśmy wszystko, czego potrzeba. Początek ligi był po prostu taki, że brakowało nam skuteczności, powoli się docieraliśmy, a wiadomo, że w Sosnowcu cierpliwość do trenerów nie była na wysokim poziomie. Potem rozmawialiśmy, że zbyt szybko został zwolniony z klubu. Miał wkład w to, że chwilę później wyglądało to inaczej i potrafiliśmy wygrywać seriami — opowiada nam Tomasz Nowak.
Łukasz Pietroń zwraca natomiast uwagę na to, że w przeszłości Dariusz Banasik miał bardzo surowe podejście do zagranicznych zawodników.
– Nie był szczególnie przekonany do zagranicznych piłkarzy. My mieliśmy wtedy jakieś wynalazki z Grecji, był Bruno Luz, którego niektórzy kochali, bo machnął parę razy nogą nad piłką. On miał taki styl, że dobrze się ubierał, często chodził do fryzjera — trener chyba tego nie lubił, nie przekonywało go to. Bardzo ciężko miał u niego Jakub Rolinc, który kiedyś się zagrzał na treningu. Potem miał z nim rozmowę, my go trochę pompowaliśmy, ale trener tego nie widział. W dżentelmeński sposób kasował gościa, który zrobił coś przeciwko niemu.
Dziś pół jego kadry stanowią obcokrajowcy i na pewno trochę to się zmieniło. Niemniej nadal najbardziej ufa tym zagranicznym piłkarzom, którzy mają wyraźnie lepszą jakość.
***
Byli podopieczni często nadal mają kontakt z trenerem Banasikiem. Zadzwoni, złoży życzenia, podpyta, ale i pomoże, gdy trzeba. Przed meczami przywita się, zamieni kilka słów. Wydaje się być osobą powszechnie lubianą i cenioną. Wiele osób, z którymi rozmawiamy, kończąc rozmowę każe nam pozdrowić szkoleniowca Radomiaka. Albo życzy mu powodzenia, czeka na to dokąd zaprowadzi go jego pędząca kariera.
– Już w pierwszym roku, gdy pracowaliśmy w Młodej Ekstraklasie, myślałem sobie, że może kiedyś dostanie szansę w pierwszym zespole Legii — mówi nam Maciej Górski.
I tego, żeby po latach były legionista wrócił do swojego klubu w takim stylu, w jakim wracają do niego jego byli podopieczni, pozostaje nam trenerowi Banasikowi życzyć.
RADOMIAK RADOM – RAKÓW CZĘSTOCHOWA: TYPY, KURSY BUKMACHERA FUKSIARZ.PL
SZYMON JANCZYK: Stawianie przeciwko Radomiakowi na jego terenie to proszenie się o kłopoty. Ostatnio trafnie oceniłem, że Wisła Płock wyszarpie w Radomiu maksymalnie remis, ale tym razem podejmę jeszcze większe ryzyko. Fuksiarz.pl oferuje mocny kurs na wygraną gospodarzy. Dlatego stawiam na zwycięstwo Radomiaka z Rakowem po kursie 3,30 w Fuksiarz.pl!
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM