Jest rok 2014. NK Maribor, najlepszy klub w Słowenii, ma za sobą awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Jesienią mistrz kraju wywalczył też historyczny, długo wyczekiwany awans do Ligi Mistrzów. NS Mura w tym samym czasie świętuje awans z czwartej do trzeciej ligi. W 2017 roku, gdy Maribor zdobywa 14. krajowy tytuł i po raz ostatni gra w grupie Champions League, Mura wygrywa trzecią ligę i pewnie zmierza w kierunku ekstraklasy. Nikt nie myślał wtedy, że trzy sezony później to Murasi będą rządzić w Słowenii i wygrają pierwszy od ośmiu lat mecz fazy grupowej europejskich pucharów.
A jednak — tak właśnie się stało. Gdy Amadej Marosa trafił do siatki w doliczonym czasie gry w spotkaniu z Tottenhamem, stadion w Mariborze eksplodował w euforii. Wiadomo, była to łyżka miodu w beczce dziegciu, bo mistrz Słowenii w pozostałych spotkaniach fazy grupowej Ligi Konferencji dostał w trąbę. Tyle, że w tamtym momencie nie miało to znaczenia. Kibice NS Mury byli przyzwyczajeni do bolesnych przeżyć. Klub pod obecną nazwą i w obecnej formie istnieje od dziewięciu lat. I jest to jego trzecia odsłona, bo dwukrotnie upadał.
Taka nagroda po ciężkich latach musiała smakować naprawdę wyjątkowo.
NS Mura – historia i sylwetka mistrza Słowenii
NK Mura wytrzymała 81 lat. Klub założono w 1924 roku, a jego największym sukcesem było mistrzostwo czegoś na kształt ligi słoweńskiej. Czegoś, bo w 1970 roku, gdy Crno-beli wygrali rozgrywki, grało się przede wszystkim o mistrzostwo Jugosławii. Cała reszta to margines, a w Jugosławii Mura rywalizowała co najwyżej w drugiej lidze. Gdy już powstała faktyczna liga słoweńska, Murasi cztery razy stawali na podium, w tym dwukrotnie na drugim miejscu. Wygrali także Puchar Słowenii w 1995 roku, co stanowiło największy sukces w historii zespołu.
Tyle że po 2000 roku NK Mura wypadła z obiegu. Problemy finansowe sprawiły, że w rok po okrągłej rocznicy klub został rozwiązany. Powstała ND Mura 05, która formalnie nie jest uznawana za spadkobierczynię poprzedniej drużyny, ale faktycznie zajęła jej miejsce w słoweńskiej piłce. Historia nowego tworu była krótka i szalona. Kłopoty finansowe dopadły Murę 2.0 już po ośmiu latach, ale wcześniej:
- ND Mura 05 awansowała do ekstraklasy z czwartego miejsca w drugiej lidze, korzystając z tego, że trzy zespoły przed nią nie spełniły wymogów najwyższej ligi
- w swoim pierwszym sezonie beniaminek stanął na najniższym stopniu podium
- dzięki występowi nieuprawnionego zawodnika w Arsenale Kijów ND Mura 05 dotarła do play-offów o Ligę Europy, gdzie przegrała z Lazio (0:2, 1:3)
Piękne wspomnienia, ale wspomnieniami rachunków nie opłacisz. Tak jednak docieramy do teraźniejszości. NS Mura, trzecia odsłona klubu z Murskiej Soboty, w ciągu dwóch lat napisała historię większą od tej, na którą składały się dokonania jej poprzedniczek. Puchar Słowenii, mistrzostwo kraju i faza grupowa Ligi Konferencji. – Kilka lat temu nowi ludzie, z ciekawym pomysłem, postanowili odbudować klub. Pojawiły się pieniądze, a z biegiem czasu, gdy zaczęliśmy grać coraz lepiej, zyskiwaliśmy nowych sponsorów, stawaliśmy się popularniejsi, zarabialiśmy na naszej marce. Potem przyszły transfery z klubu, gra w Europie i udało nam się ustabilizować nasz budżet. Obecnie wynosi on 2,5 miliona euro na sezon. To nie są największe pieniądze w Słowenii – NK Maribor, Olimpija Ljubljana, NK Domzale, NK Celje: wszystkie te drużyny mają wciąż większy budżet od nas – mówi nam Smiljan Kuhar, rzecznik prasowy klubu.
Człowiekiem, który kieruje projektem NS Mura jest Robert Kuzmic. Biznesmen po latach spędzonych w Moskwie wrócił do kraju i zainwestował w zespół. W gronie sponsorów klubu znajdziemy dziś giganta ubezpieczeniowego, firmę Generali, a także kilka dużych słoweńskich przedsiębiorstw, jak jedna z największych firm telekomunikacyjnych w kraju. Budżet wspomniany wyżej może nie jest imponujący, ale dzięki Lidze Konferencji Crno-beli zarobili ogromne — z ich punktu widzenia — pieniądze: ponad 3,5 miliona euro.
Wygląda na to, że słoweńska piłka ma nową siłę. My mieliśmy okazję przyjrzeć jej się z bliska w Turcji, gdzie Murasi szykowali się do trudnej walki o obronę tytułu, grając m.in. z Lechem Poznań.
NS Mura – Tottenham. Wielki sukces słoweńskiej piłki
– Przegraliśmy z San Marino klubowego futbolu! – to tylko jeden z komentarzy, jakie pojawiły się na Wyspach Brytyjskich po wpadce Tottenhamu w Murskiej Sobocie. Zainteresowanie meczem w Słowenii było ogromne. Spurs podeszli do spotkania na większym luzie, jednak wystarczyło, że w wyjściowym składzie pojawili się Harry Kane i Dele Alli, żebyśmy mogli mówić o prawdziwym hicie. Zwłaszcza że z ławki na boisku pojawili się Son Heung-Min, Lucas Moura czy Pierre-Emile Hojbjerg. Ale te zmiany były już efektem nerwówki Antonio Conte, bo Tottenham przegrywał z mistrzem Słowenii od 11. minuty spotkania.
– Daliśmy z siebie wszystko, zagraliśmy na maksimum umiejętności — mówił później strzelec tego gola, Toni Horvat. Spurs wyrównali za sprawą Harry’ego Kane’a, jednak królowi strzelców mundialu odpowiedział Amadej Marosa, który kapitalnie nawinął Davinsona Sancheza. Jamie O’Hara mówił później w brytyjskich mediach, że po takim występie wszystkie gwiazdy, za które Tottenham zapłacił miliony, powinny zapaść się pod ziemię ze wstydu. A następnie wylecieć z klubu.
CZŁOWIEK OD CZARNEJ ROBOTY. PIERRE-EMILE HOJBJERG
– To był historyczny moment, urwaliśmy punkty gigantowi europejskiego futbolu – mówi nam Kuhar. – Jak się zachowali? Chcieli bardzo szybko zapomnieć o tym, co się stało. Antonio Conte na konferencji prasowej mówił tylko o swojej drużynie, nawet o nas nie wspomniał. Pamiętam, że ich rzecznik prasowy przyszedł do mnie i pogratulował nam wygranej — dodaje.
– Byli sfrustrowani, źli. Ich piłkarze obwiniali nas o to, że przegrali. Antonio Conte krótko nam pogratulował i przeszedł na konferencję prasową – opowiada Damir Contala, trener, który asystował Simundzy, a teraz objął zespół po jego odejściu do Łudogorca Razgard.
Jedyny minus? Fazanerija, stadion Mury, nie spełniał wymogów UEFA. Dlatego spotkanie odbyło się w Mariborze. Z drugiej strony: dzięki temu mecz mogło obejrzeć więcej osób, bo nawet przy restrykcjach covidowych, gospodarze mogli rozdysponować 6000 wejściówek. Mura mocno inwestuje jednak w marketing, ma nawet puby i knajpy, które współpracują z klubem, więc zapewne tam zgromadzili się pozostali fani tej drużyny.
Jak NS Mura została mistrzem Słowenii?
10 punktów straty do lidera — NK Maribor — i zaległy mecz do rozegrania. Widzieliśmy lepsze pozycje wyjściowe do walki o mistrzostwo kraju. Crno-beli nie mają łatwego sezonu, odczuwają trudy łączenia pucharów ze zmaganiami ligowymi.
Zespół z Murskiej Soboty ma także inne problemy. Latem drużynę opuścił jej absolutny lider, Nino Kouter. W mistrzowskim sezonie środkowy pomocnik wypracował 12 bramek dla Mury. Więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej – 15 – zgromadził tylko Luka Bobicanec. Tyle że on stracił niemal całą jesień z powodu kontuzji, więc NS Mura w moment straciła obydwu liderów drugiej linii. Bobicanec i Kouter byli w czołówce ligi pod względem prostopadłych podań, które były fundamentem ofensywnych akcji mistrza kraju. Tylko dwa zespoły w Słowenii notowały więcej takich zagrań w przeliczeniu na 90 minut. Kouter posyłał także mnóstwo długich piłek i podań w tercję ataku. Był reżyserem gry drużyny, choć tez przyznajmy to wprost: nie była to gra przesadnie ambitna.
Bo gdy spojrzymy na dane WyScouta, widzimy, że Mura wygrała tytuł doskonałą defensywą:
- najniższe xG against
- bramkarz, który “ratował” średnio 0,25 gola/90 minut (drugi wynik w lidze)
- czwarty najlepszy wynik pod względem długich podań
- siódmy wynik w lidze jeśli chodzi o posiadanie piłki — Mura nastawiała się na kontry
- czwarty wynik w lidze jeśli chodzi o gole po SFG
- najwięcej – 13, z czego sześć Luki Bobicaneca — bramek z dystansu
W żadnej z ofensywnych statystyk, która świadczyłaby o ciekawym, kombinacyjnym stylu gry, Mury nie znajdziemy. Zresztą warto dodać, że Murasi zdobyli tytuł rzutem na taśmę. Na kwadrans przed końcem ostatniej kolejki remisowali z Mariborem na wyjeździe 1:1, co oznaczało, że słoweński potentat ma trzy punkty więcej na koncie. A potem w 180 sekund wszystko się zmieniło. Scenariusz tego spotkania był niemal filmowy:
- 75. minuta gry – Kouter posyła górną piłkę, zewniakiem, za plecy obrońców. Mihael Klepac wykończył to podanie precyzyjnym strzałem
- 78. minuta gry – kontra po rożnym, Klemen Sturm faulowany w polu karnym, Bobicanec ładuje na siłę, pod poprzeczkę
- Matko Obradović wybronił jeszcze dwie sytuacje sam na sam, ratując dwubramkowe prowadzenie Mury
Potem było już tylko święto. – To było szalone. Zawsze byliśmy w cieniu innych słoweńskich klubów, a teraz wygraliśmy i puchar i mistrzostwo. Kibice oszaleli. Z naszym klubem sympatyzuje północno-wschodnia część Słowenii, może poza Mariborem. Mieszka tu ok. 50 tysięcy osób i ci, którzy są fanami futbolu, są za Murą. Rzecz jasna najwięcej kibiców mamy w Murskiej Sobocie i jej okolicach — tłumaczy nam Smiljan Kuhar. Mamy więc pewność, że Murasi to kopciuszek ligi. Gdy przyjechał do nich Tottenham, angielskie media pisały o najmniejszym stadionie spośród wszystkich ekip grających w pucharach. Murska Sobota to dopiero 16. miasto w Słowenii pod względem wielkości. Ale NS Mura miała swoją receptę na sukces.
– Naszą siłą było to, że trzymaliśmy się razem, byliśmy drużyną. Bardzo dobrze się znaliśmy, byliśmy ze sobą zżyci, mieliśmy też najlepszego trenera w Słowenii – Ante Simundzę. To trener, który wygrał dwa mistrzostwa z Mariborem, przyszedł do nas do drugiej ligi, wrócił z nami do ekstraklasy i co roku robiliśmy postęp. Dzięki niemu zaczęliśmy zdobywać trofea – uważa Luka Bobicanec, nasz kolejny rozmówca.
– Od czasu do czasu takie historie się tutaj zdarzają. To nie oznacza, że teraz co roku będziemy wygrywać mistrzostwo kraju, ale między klubami nie ma przepaści finansowej, dlatego co jakiś czas mniejszy klub może zdobyć tytuł. Rok przed nami mistrzostwo zdobyło Celje, tak jak my po raz pierwszy w historii. To pokazuje, że nasza liga jest bardzo wyrównana — dodaje Damir Contala.
Ante Simundza – architekt sukcesu NS Mura
Przy osobie trenera Ante Simundzy warto się zatrzymać na dłużej. Ciekawe jest to, że szkoleniowiec zaczynał swoją karierę właśnie w Murze, prowadził zespół w ostatnim sezonie przed upadkiem tworu ND 05. To on stoi za wspomnianym na wstępie powrotem Mariboru do Ligi Mistrzów. Ze słoweńskim potentatem dominował w lidze, jednak zdecydował się przejąć Murasi, gdy ci byli dopiero walczyli o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Resztą historii już znacie. Warto jednak dodać, że to Simundza rozpoczął ewolucję NS Mury. Bo choć mistrzostwo było efektem dość prostej, pragmatycznej gry, to wiosną zespół zrobił pierwszy krok w stronę zmiany.
– Już w poprzednim sezonie zaczęliśmy grać trójką obrońców. Stwierdziliśmy, że profil stoperów, których posiadamy, najbardziej odpowiada ustawieniu z trójką defensorów. W Słowenii tylko dwa, trzy zespoły grają w ten sposób, ale dla nas to najlepsze rozwiązanie — przyznaje Contala.
W Słowenii takie ustawienie to coś abstrakcyjnego. Rywale Mury w poprzednim sezonie używali wariacji z trójką defensorów przez 35% czasu gry, jesienią było to zaledwie 30%. Większość woli klasykę, tymczasem mistrz postanowił robić kolejne kroki w kierunku nowoczesności.
– Gramy zdecydowanie wyżej, chcemy być bardziej agresywni w pressingu, atakować rywala na jego połowie, żeby jak najszybciej odzyskać piłkę i stworzyć sobie lepsze sytuacje. Jednak jeśli nie będziemy dobrze bronić, będziemy dawać rywalom szanse na skuteczne kontry. Adaptujemy się do tego systemu. W Europie graliśmy z zespołami, które były zdecydowanie bardziej agresywne w walce o piłkę niż słoweńskie kluby. Właśnie to chcemy przenieść na słoweńskie podwórko, chcemy grać w ten sposób w lidze, w jaki nasi rywale podchodzili do nas w pucharach — tłumaczy nam trener Mury. Próby pressingu nie są jeszcze dobrze widoczne w statystykach sezonu. Ale wiele innych rzeczy już tak.
Obrońcy tytułu zanotowali progres także pod względem:
- liczby kontaktów z piłką w polu karnym (18,68 – 14,72)
- kluczowych podań (3,64 – 2,63)
- długich podań (44,38 – 51,53)
- inteligentnych podań (5,33 – 4,65)
- progresywnych biegów (16,59 – 14,13)
- podań penetrujących (8,67 – 6,27)
Murasi zaczęli być zespołem dominującym na boisku, dyktującym warunki. – Graliśmy zdecydowanie częściej niż inne drużyny, stąd nasze problemy w lidze. Ale też stąd, że staramy się grać piłkę ładniejszą dla oka. Potrzebujemy czasu, żeby przyniosło to efekty – uważa Bobicanec.
Mistrzowie Słowenii mają jeszcze jedną bolączkę. O ile w poprzednim sezonie zanotowali najlepszą różnicę między xG against i rzeczywistą liczbą straconych bramek, tak teraz ich defensywa jest bardziej dziurawa. Mura straciła ponad trzy gole więcej niż powinna, w dodatku z przodu także ma zły bilans — powinna zdobyć minimum pięć bramek więcej. Według tabeli expected points, NS Mura powinna być wiceliderem rozgrywek, tymczasem plasuje się dopiero na piątym miejscu.
NAJWIĘKSZE NIESPODZIANKI W EUROPEJSKICH PUCHARACH
Osłabiona NS Mura walczy o obronę mistrzostwa Słowenii
Wiosną NS Mura chce gonić rywali, jednak zimą straciła nie tylko trenera, ale i dwóch kolejnych kluczowych piłkarzy. Amadej Marosa, autor zwycięskiego gola w meczu z Tottenhamem, przeniósł się na Cypr. Zan Karnicnik, reprezentant Słowenii, trafił razem z trenerem do Łudogorca Razgrad. – Tak to wygląda w klubach takich jak Mura. Sprzedawanie zawodników to sposób na pozyskiwanie pieniędzy. To też dobra szansa dla samych piłkarzy, mogą grać w lepszych ligach, zarabiać lepsze pieniądze, ale też pomóc nam w promowaniu naszego klubu – mówi Contala.
– Jesienią naszym najlepszym piłkarzem był Zan Karnicnik. Może grać na każdej pozycji. Miał bardzo dobry sezon, wcześniejsze zresztą też. Zasłużył na transfer do Łudogorca – zdradza nam Bobicanec. I faktycznie, gdy zerkamy w statystyki ligi słoweńskiej, pół-prawy stoper czy też prawy wahadłowy jest w czubie klasyfikacji dryblingów i pojedynków, podań w tercję ataku, inteligentnych podań i progresywnych biegów. W rolę lidera wskoczył też Tomi Horvat, który w poprzednich rozgrywkach wypracował pięć bramek. Teraz równie często co Bobicanec strzela z dystansu, posyła sporo prostopadłych podań, cechuje się też wysoką skutecznością progresywnych podań, notuje sporo progresywnych biegów i podań penetrujących.
Horvat to wciąż młody piłkarz i widać, że na takich zawodnikach mistrzowie Słowenii chcą budować przyszłość. Latem do zespołu trafił uchodzący za sporty talent Azur Mahmić, 18-letni stoper z Bośni i Hercegowiny. Zimą wykupiono jego rodaka, 22-letniego Amara Beganovicia. Wiele transferów Mury wygląda jak inwestycje, więc pytamy, czy klub ma jakiś z góry przyjęty plan działania, rozbudowany dział transferowy. – Nie mamy sieci skautów, ani działu skautingu. Działamy z menedżerami, którzy przysyłają nam swoich piłkarzy. Oglądamy ich, próbujemy ocenić, czy do nas pasują i jeśli nam się uda, ściągamy ich do siebie – wyjaśnia szkoleniowiec Mury. Czyli można i tak.
Ziga Skoflek, Rok Sirk, Luka Susnjara – polskie ślady w NS Mura
Przeglądając listę transferów do zespołu, naszą uwagę przyciąga jednak inne nazwisko. Ziga Skoflek. Coś wam to mówi? Parę lat temu Słoweniec był piłkarzem Stali Mielec. – Podobało mi się w Mielcu. Pasowało mi podejście do treningów w Polsce, sporo pracowaliśmy nad przygotowaniem fizycznym. Intensywność meczów, chęć ofensywnej gry — to też mi się podobało. Jeśli miałbym porównywać ligę słoweńską i polską, to w Polsce gra się szybciej, ciężej też walczyć o piłkę. Macie też więcej kibiców na stadionach — opowiada sam zainteresowany. – Poprzedni trener mnie lubił, oglądał mnie na wideo, zdecydowali się na transfer. Miesiąc przed końcem sezonu odniosłem kontuzję, zmieniono też trenera. Pojawiły się problemy finansowe, przyszedł nowy szkoleniowiec, który chciał swoich zawodników i odszedłem. Widziałem jednak, że Stal dobrze radzi sobie w Ekstraklasie — dodaje, zapytany o powody szybkiej wyprowadzki z Podkarpacia.
Kariera Zigi w Stali zatrzymała się na sześciu występach. Potem grał choćby w Rosji. Opowiada nam o realiach drugiej ligi rosyjskiej, do której jego Orenburg spadł m.in. przez dwa walkowery z powodu COVID-u. Mówi, że najbardziej męczące były loty na mecze. Bez czarterów, po pięć, sześć godzin podróży w jedną stronę. Jesienią, zanim doznał kontuzji, też sporo latał. Tyle że na mecze pucharowe, co było znacznie przyjemniejsze. – Słoweńska liga nie jest zbyt poważana, ale gra tu wielu utalentowanych zawodników z krajów byłej Jugosławii. Myślę, że w kolejnych latach więcej naszych drużyn będzie grało w Europie, nie tylko jedna — twierdzi Skoflek.
My coś o talentach z Murskiej Soboty wiemy. To z tego zespołu do Polski przyszedł Rok Sirk. – Kibice są fenomenalni, najlepsi w Słowenii. Klub jest bardzo dobrze zarządzany, wszystko wygląda w pełni profesjonalnie. Pensje są wypłacane na czas, możemy skupić się tylko na piłce. A od wiosny będziemy grali przy świetle, to kolejny sukces klubu – opisywał swój klub słoweński napastnik.
W klubie wspominają go dobrze, mówią, że to był typowy lis pola karnego. Miał wielki udział w awansie do ekstraklasy. NS Mura miała zarobić na Sirku ok. 200 tysięcy euro. Do Polski trafił też inny zawodnik z przeszłością w tym klubie: Luka Susnjara. Skrzydłowy miał jeszcze przystanek we Francji, gdzie trafił po kapitalnym sezonie. Susnjara w Słowenii robił furorę swoją szybkością i pomógł Murze zdobyć krajowy puchar. Tak przynajmniej mówią nam osoby związane z klubem.
ROK SIRK, CZYLI LIS POLA KARNEGO PO PRZEJŚCIACH
Turcja 2022: Lech Poznań – NS Mura 4:1
Ostatni polski akcent związany z Murą to spotkanie z Lechem Poznań. Murasi przegrali je 1:4. Od razu więc nasuwa się pytanie: mistrz Słowenii taki słaby czy pretendent do mistrzostw Polski taki silny? – Lech i polska Ekstraklasa przewyższają poziomem naszą piłkę. Staraliśmy się grać agresywnie, żeby im dorównać — kwituje Damir Contala. Na obronę NS Mury dodamy tylko, że nie wykorzystała ona kilku sytuacji, które sprezentował jej „Kolejorz”, za to przy bramkach straconych mogła zrobić więcej. Czyli tak jak w lidze. Niemniej możemy zastosować proste matematyczne równanie.
- NS Mura > Totteham
- Lech Poznań > NS Mura
- Lech Poznań > Tottenham
Logiczne. Słoweński klub nie martwi się jednak wynikami sparingów. Ma jasny i konkretny plan na przyszłość. – Naszym celem jest ponowny awans do pucharów, chcemy w nich grać co roku. Możemy tego dokonać, choć w tym roku będzie ciężko. Teraz każdy chce nas pokonać, rywale podchodzą do nas inaczej niż wcześniej — uważa Luka Bobicanec.
My na pewno będziemy słoweński projekt śledzić. Być może za rok znów spotkamy się w Turcji i sprawdzimy, kto zrobił większy postęp: pogromcy Tottenhamu, którzy idą w stronę nowoczesności, czy zespół Macieja Skorży, być może także po cennych, europejskich wojażach.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW Z TURCJI: