Reklama

Za kulisami FC Zurich i szwajcarskiej piłki. Jak oni to robią?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

02 lutego 2022, 10:49 • 15 min czytania 14 komentarzy

Zgrupowanie w Turcji to okazja do spotkania nie tylko polskich drużyn, ale i topowych zagranicznych marek. FC Zurich, lider szwajcarskiej ekstraklasy, grał z Pogonią Szczecin, a my porozmawialiśmy z Marinko Jurendiciem. Dyrektor sportowy Zurichu opowiedział nam o tym, jak funkcjonuje klub, który przed rokiem świętował 125-lecie istnienia, o tym, dlaczego zamienił trenerkę na gabinet dyrektora, o realiach ligi szwajcarskiej i całej tamtejszej piłki: od szkolenia po pierwszą drużynę. Zapraszamy!

Za kulisami FC Zurich i szwajcarskiej piłki. Jak oni to robią?

Dlaczego zdecydował się pan zamienić pracę trenera na stanowisko dyrektora sportowego?

Prezydent i jego żona przyszli do mnie w 2020 roku, chcieli zmienić coś w strukturach klubu. W ostatnich latach FC Zurich nie miał tak dobrych wyników, jak w przeszłości. To klub z wielkimi tradycjami, 12 razy wygrał mistrzostwo Szwajcarii, 10 razy puchar kraju. Ale ostatni tytuł to 2009 rok, więc właściciele klubu chcieli spróbować czegoś nowego. Pracuję w FC Zurich od czterech lat, wcześniej pracowałem w szwajcarskiej federacji jako asystent dyrektora technicznego, byłem odpowiedzialny za rozwój sposobu gry szwajcarskiej reprezentacji, od młodzieżówek po pierwszą drużynę. Miałem także doświadczenie z pracy trenerskiej: pracowałem w drugiej lidze szwajcarskiej, prowadziłem rezerwy FC Zurich, byłem trenerem napastników w tym klubie i w kadrze Szwajcarii. Właściciele zapytali mnie, czy nie chciałbym zająć się rozwojem klubu i przejść do pionu zarządzającego. Przemyślałem to, miałem pomysł i wizje tego, jak ma wyglądać moja praca i zgodziłem się na tę propozycję.

W Polsce mamy problem z tym, że nie mamy żadnej szkoły dla dyrektorów sportowych, wszystkiego trzeba się uczyć samemu. Jak pan „przyuczył się” do zawodu?

W Szwajcarii też jej nie mamy. Zresztą nawet gdyby taka szkoła istniała, ona nie nauczy tego, jak wygląda ta praca w rzeczywistości, w praktyce. Moje początki były takie, że zaczynałem jako nauczyciel, potem poszedłem na studia z ekonomii, zacząłem studia prawnicze, choć ukończyłem tylko kilka semestrów. Potem zrobiłem licencję UEFA PRO, pracowałem jako trener, uczyłem się zarządzania w piłce. Nie możesz stać się trenerem czy dyrektorem sportowym zaraz po tym, jak skończysz karierę. Nie wejdziesz w tę rolę ot tak.

Reklama

Niektórzy próbują.

To nie jest dobre. Kiedy byłeś piłkarzem i chcesz zostać trenerem, musisz zebrać doświadczenie w trzeciej czy drugiej lidze. Tam, gdzie presja i oczekiwania nie są tak duże, gdzie media nie śledzą każdego twojego ruchu. Prowadząc zespoły młodzieżowe możesz odnaleźć swój styl, zbudować pewność siebie. Tak samo wygląda to na stanowiskach zarządzających. Schodząc z boiska nie wiesz, jakie zadania czekają na ciebie w gabinecie. W każdym klubie dyrektor sportowy ma inną rolę i odpowiada za inne rzeczy. Ja odpowiadam za całość: pierwszy zespół, akademię, drużynę kobiet, transfery. Mam osoby, które mi w tym pomagają, ale to ja wyznaczam filozofię, za którą podąża cały klub. W innych klubach dyrektor sportowy może odpowiadać np. jedynie za transfery.

Nie miał pan żadnych wątpliwości? To w końcu zmiana całego życia, może wolał pan rozwijać się jako trener?

Nigdy w życiu nie zakładałbym, że zostanę dyrektorem sportowym. Ale jestem otwartą osobą, przyjmuję to, co daje mi życie. Wydawało mi się to interesujące, widziałem potencjał w takiej zmianie. Zawsze miałem dobry kontakt z piłkarzami, mogłem wnieść do nowej pracy doświadczenie, które z tego wyciągnąłem. Przede wszystkim jednak patrzyłem na projekt. Chciałem, żeby z moją pomocą FC Zurich wrócił do czasów świetności i zapracował na wielką przyszłość.

Rozmawiałem z Maximem Dominguezem, który grał w FC Zurich w sezonie, w którym spadliście z ligi. Był w szoku, że taki klub wylądował w drugiej lidze.

Reklama

Nasz klub jest znany z tego, że ma jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą akademię w Szwajcarii. W naszej lidze mamy jednak 10 drużyn, więc zawsze istnieje ryzyko spadku. To ryzyko na poziomie 10-20%, ale ono istnieje. Liga jest ciężka, trudno jest zachować balans między wprowadzaniem młodzieży i spokojną grą w lidze, zwłaszcza gdy chcesz walczyć o europejskie puchary, czyli o jedno z trzech pierwszych miejsc. Czyli mamy 10 drużyn, trzy, które grają w Europie, a dwie spadają z ligi — jedna bezpośrednio, druga ląduje w barażach. W sezonie grasz cztery razy z tymi samymi rywalami. To możliwe, że raz wszystko się układa i walczysz o puchary, a raz coś idzie nie tak i walczysz o utrzymanie.

Faktycznie, mówił mi pan, że w poprzednim sezonie był moment, w którym byliście dwa, trzy punkty za strefą pucharową, a skończyliście walcząc o utrzymanie.

Właśnie, dlatego do młodych piłkarzy, takich jakim był wtedy Maxime, potrzebni są ci bardziej doświadczeni. Moim zadaniem w tym sezonie było m.in. to, żebyśmy mieli szerszą kadrę niż w poprzednich sezonach. Dzięki temu w przypadku kontuzji czy problemów na jakiejś pozycji nie musimy od razu wprowadzać zawodnika z akademii. Zadbaliśmy o to, żeby mieć po dwóch równych piłkarzy na daną pozycję. Na szczęście nie mamy zbyt wielu groźnych urazów, ale jesteśmy właściwie zabezpieczeni.

Jesteście liderem rozgrywek, ale macie groźnych rywali. FC Basel to zasłużony i bogaty klub, Young Boys to mistrz kraju i uczestnik europejskich pucharów.

To prawda, w ostatnich latach te zespoły dominują w lidze szwajcarskiej, grają w Europie. Dzięki temu wypracowali przewagę nad resztą stawki. Nasza dominacja przypadała na lata 2006-2009, gdy trzykrotnie wygrywaliśmy mistrzostwo. Ale zanim Young Boys wygrało ligę cztery razy z rzędu, nie zdobyło tytułu przez 32 lata! Teraz, na półmetku sezonu, mamy już za sobą po dwa mecze z każdym z rywali i nie wygraliśmy ani jednego tylko z Basel. To trochę inny sezon niż poprzednie. Basel przechodzi wiele zmian, Young Boys mają problemy z urazami, po trzech latach zmienili trenera. Także dzięki temu udaje nam się być na szczycie tabeli, ale nie tylko. Mamy bardzo dobry skład, świetną atmosferę wewnątrz. To czyni nas silnymi.

SKĄD WZIĄŁ SIĘ FENOMEN FC BASEL?

Ciężko jest rywalizować z takimi klubami jak Basel i Young Boys, nie grając w Europie?

Kiedy kwalifikujesz się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, zarabiasz 20 milionów euro. W naszej lidze robi to ogromną różnicę. Teraz jednak, w czasach koronawirusa, każdy zmaga się z pewnymi problemami i ta różnica chyba trochę się zmniejszyła.

A jaki jest wasz budżet?

To zależy, ale powiedzmy, że ok. 15 milionów euro.

Czyli Young Boys zarabiają więcej na jednym sezonie w Lidze Mistrzów…

Young Boys mają trzykrotnie większy budżet od nas, FC Basel — dwukrotnie. Takie są realia, ale nie możemy na to patrzeć. Dzięki jednemu dobremu sezonowi możemy trochę się do nich zbliżyć. Dzięki kolejnemu — jeszcze bardziej. Krok po kroku. Patrzymy na to, co możemy zmienić, w których aspektach możemy się poprawić. Nie ściągniemy piłkarzy, na których stać Basel czy Young Boys, więc szukamy innych atutów. Naszym najlepszym transferem w ostatnich latach jest trener Andre Breitenreiter, który pracował w Bundeslidze. Wprowadził do nas wiele jakości i zmienił podejście w niektórych aspektach.

MŁODZI CHŁOPCY Z YOUNG BOYS

Dlaczego wybraliście akurat jego?

W poprzednim sezonie pracowaliśmy nad tym, żeby zbudować profil trenera, którego potrzebuje FC Zurich, żeby wykonać krok do przodu. Stało się jasne, że potrzebujemy trenera, który ma doświadczenie na najwyższym poziomie, ale też potrafi pracować z młodzieżą oraz mówi po niemiecku. Chcielibyśmy, żeby trener potrafił przekazać swoje emocje drużynie, miał charyzmę. A także, żeby umiał wydobyć z zespołu to, czego oczekuje. Kiedy sprecyzowaliśmy nasze oczekiwania, zostało nam grono 120 trenerów i zgłoszeń od nich, od agentów. Pierwsze 100 odrzuciliśmy, bo nie pasowali do naszego profilu. W końcu zawęziliśmy grono do pięciu kandydatów, po raz pierwszy skontaktowaliśmy się osobiście z Breitenreiterem i odkryliśmy, że to trener, który do nas pasuje i ma motywację, żeby pracować w naszym klubie. Stawia na styl gry, który polega na ataku pozycyjnym, poszukiwaniu jak najprostszej drogi do bramki rywala. Bardzo dobrze radzimy sobie w fazach przejściowych, prawdopodobnie dlatego strzeliliśmy najwięcej bramek w lidze. Nasz trener potrafi też bardzo dobrze przygotować zespół na każdego kolejnego, konkretnego rywala.

Wróćmy do rywalizacji z Basel i Young Boys. Jak pan konkuruje z nimi na rynku transferowym, skoro ligowi rywale mogą zaoferować im znacznie lepsze warunki finansowe?

Poprzedniego lata, w ciągu trzech miesięcy, mieliśmy 26 zmian w składzie, mówię tu o transferach wychodzących i przychodzących. To sprawia, że zmienia się cała drużyna. Część zawodników w poprzednim sezonie nie spisywała się tak dobrze, jak obecnie. Dla przykładu: Assan Ceesay gra u nas od kilku lat, ale jeszcze nigdy nie strzelił więcej niż trzech bramek w sezonie. Tymczasem teraz trafił do siatki 11 razy, do tego zaliczył sześć asyst. Nasi zawodnicy pasują do stylu gry, który preferujemy, dzięki temu radzą sobie lepiej wcześniej. Razem z naszym działem skautingu dobrze przygotowaliśmy się do tego sezonu, zmieniliśmy kilka rzeczy. Tacy piłkarze jak Blerim Dzemaili, który wrócił do nas po wielkiej, międzynarodowej karierze, wnieśli do szatni doświadczenie i dobrze uzupełnili naszą młodzież.

Dwie legendy, które wróciły do kraju - Blerim Dzemaili i Kamil Grosicki

Jak wygląda wasz dział skautingu?

Mamy dwóch „naszych” skautów, wewnętrznych. Do tego współpracujemy z siecią skautów, którą współtworzymy. Nie jesteśmy jednak na tyle dużym klubem, żeby samemu zatrudniać 10 skautów. Mamy pewne informacje: zbieramy dane, które potem analizujemy, sprawdzamy naszych potencjalnych zawodników pod tym kątem. Na ten moment to nam wystarcza. Obecnie mamy ok. 250 piłkarzy, którymi jesteśmy zainteresowani. Pierwszy krok w analizie to twarde fakty, potem oglądamy wideo. Kiedy docieramy do momentu, gdy na daną pozycję mamy już tylko trzech czy pięciu kandydatów i mamy czas oraz możliwości — w czasach wirusa nie zawsze je mamy — jedziemy do takiego zawodnika, oglądamy go, spotkamy się z nim na żywo. To ostatnie też jest bardzo ważne. Ostatnio trafił do nas Karol Mets, którego śledziliśmy od ponad trzech lat. Kontaktowaliśmy się z nim już latem, ale wtedy nie byliśmy w stanie dokonać tego transferu. Udało się to dopiero teraz, więc to pokazuje, że to wszystko to proces.

Macie osobny dział skautingu dla akademii i pierwszej drużyny?

Mamy specjalny system dedykowany młodym piłkarzom ze Szwajcarii. Współpracujemy z naszą federacją i trenerami młodzieżowych reprezentacji. W przypadku młodzieży z innych krajów, nie mamy takiego systemu, opieramy się na naszej sieci kontaktów. W ten sposób sprowadziliśmy 18-letniego Wilfrieda Gnonto z Interu Mediolan. Nie wychował się w naszej akademii, ale obserwowaliśmy go przez dłuższy czas i uznaliśmy, że warto się o niego postarać.

Ciężko jest wam przekonać zawodnika do dołączenia do FC Zurich?

Niekoniecznie. Musisz mieć pewne ramy, które w tym pomagają. Mamy ogromną przewagę w postaci tego, że Szwajcaria to dobre miejsce do życia, a Zurich to jedno z najlepszych miejsc w kraju. W czasach koronawirusa wielu zawodników chce tutaj żyć. Marka naszego klubu też ich przyciąga. Tak jak mówiłem: nie możemy rywalizować finansowo z Basel czy Young Boys, ale wszyscy zawodnicy, których mamy w kadrze, pasują do ram, o których wspomniałem.

Nastawiacie się na jakichś konkretnych zawodników? Celujecie w młodzież czy wręcz przeciwnie?

Mamy zdolną młodzież w akademii, najpierw chcemy przyjrzeć się im, zobaczyć, czy nie ma wśród nich kogoś, kto może wskoczyć do składu. Ale akademia to nie wszystko, szukamy młodych zawodników w całej Europie. Nie mamy żadnych widełek czy postanowień w stylu: nie ściągamy piłkarzy starszych niż 23 lata. Kolejna ważna rzecz: teraz przygotowujemy letnie okienko transferowe i musimy brać pod uwagę to, którzy zawodnicy mogą odejść z klubu. Potem patrzymy na to, w których miejscach możemy się poprawić i to tym się kierujemy. Mogę powiedzieć, że nie ściągniemy zawodnika powyżej 30. roku życia, ale nie przewidzimy, czy na rynku nie pojawi się dobry piłkarz w tym wieku, który może nam pomóc.

A jaki macie plan na sprzedawanie piłkarzy?

Wiele zależy od momentu. W zimowym okienku transferowym otrzymaliśmy wiele zapytań o naszych piłkarzy, ale obecnie nie musimy i nie chcemy sprzedawać. Tak zdecydowali właściciele. Chcemy utrzymać obecny skład, sprzedawanie zawodnika, który jest jedną z najważniejszych postaci w zespole, to także zagrożenie dla całego zespołu. Trzeba wyczuć, kiedy będzie właściwy moment na transfer. Czasami zostawienie zawodnika na rok czy dwa lata dłużej daje mu większą szansę na to, żeby się rozwinął.

Obserwujecie też polską Ekstraklasę?

Nie śledzimy jej zbyt mocno. Otrzymujemy zapytania od zawodników, którzy chcieliby przyjść do naszej ligi z Polski, ale na ten moment nie zdecydowaliśmy się na nikogo. Znam jednak trenera Pogoni Szczecin, Kostę Runjaicia, znam kilku zawodników. Ciężko mi ocenić poziom polskiej ligi, porównać ją ze szwajcarską. Ale widzę, że Pogoń (rozmawialiśmy podczas meczu Pogoń Szczecin – FC Zurich) ma wielu doświadczonych i klasowych zawodników. Macie 18-zespołową ligę, więc domyślam się, że pomiędzy pierwszym a ostatnim zespołem jest ogromna luka.

Jest. Beniaminkowie naszej Ekstraklasy mają kilkanaście razy mniejszy budżet od topowych klubów ligi. Niektórzy wysuwali pomysł, że bylibyśmy lepsi, gdybyśmy przeszli na wasz model ligowy. Czyli zmniejszyli ligę do 12-14 drużyn.

A my dyskutujemy o tym, żeby ligę rozbudować! Ile drużyn gra u was na drugim poziomie rozgrywek?

Też 18.

U nas ekstraklasa i druga liga to 10 + 10. Tymczasem dla rozwoju młodych zawodników lepsze byłoby to, żeby na zapleczu ekstraklasy było 14 czy 16 drużyn. Obecnie są to trudne rozgrywki, jeden zespół awansuje, jeden spada. Co sezon jest ogromna walka o miejsce w tabeli, więc młodzieży brakuje miejsca i czasu do rozwoju. Chcielibyśmy, żeby zespoły U-21 mogły awansować z trzeciej do drugiej ligi, żeby można było ją powiększyć. Ta sama dyskusja tyczy się najwyższej ligi – zastanawiamy się, czy nie lepiej byłoby ją powiększyć do 12 czy 14 klubów. Mała liga jest dobra w kontekście sportowym, ale finansowym? Tak jak mówiłem wcześniej: każdy klub w tej lidze na starcie ma minimum 10% szans na to, że spadnie z ligi. Ciężko planować budżet w takiej sytuacji. A musimy pamiętać o tym, że finanse to też część tego sportu.

Becir Omeragić - największy talent FC ZUrich

Pomówmy chwilę o pańskich wcześniejszych doświadczeniach. Jako trener i pracownik federacji miał pan okazję współpracować z najlepszymi piłkarzami w historii Szwajcarii.

Alex Frei, Adrian Knup, Kubilay Turkyilmaz, Nestor Subiat – oni wszyscy byli moimi współpracownikami. Miałem w swojej grupie 45 byłych reprezentantów kraju, oni wszyscy pracują i dla federacji i dla najlepszych akademii w kraju.

Czyli po zakończeniu kariery wasi najlepsi zawodnicy zajmują się szkoleniem swoich następców?

To zależy. Adrian Knup przez parę lat pracował w Basel, był trenerem napastników, a nawet wiceprezesem klubu. Alex Frei pracował z napastnikami w zespole U-15, potem trafił do niższych lig w Szwajcarii. Każdy ma swoją drogę.

A kto był najlepszym zawodnikiem, którego pan prowadził jako trener napastników w kadrze Szwajcarii?

Haris Seferović.

To specyficzny piłkarz. Czasami gra słabo, marnuje sporo okazji. Innym razem strzela bardzo ważne bramki, rozgrywa świetne mecze. Z czego to wynika?

Moim bardzo dobrym przyjacielem jest Vladimir Petković, były selekcjoner reprezentacji Szwajcarii. Dla napastnika bardzo ważną rzeczą, jedną z najważniejszych, jest pewność siebie. Musisz czuć zaufanie. Czasami kiedy napastnik nie strzela, a trener go zdejmuje, jego pewność siebie spada. Tak właśnie jest z Harisem, on potrzebuje takiej pewności, jeśli trener ściąga go z boiska, gdy mu nie wyjdzie, traci ją. Trener Petković wystawiał go w składzie nawet wtedy, kiedy nie strzelał. Trzymał go wtedy na boisku, dawał mu szanse. Na EURO 2020 Haris mu się za to odpłacił, strzelając dwie bramki Francuzom.

HARIS SEFEROVIĆ I JEGO PUDŁA

(Rozmowę przerywa świetna akcja FC Zurich, którą kończy Blaz Kramer. Marinko mówi nam, że dziś to reprezentant Słowenii, ale znaleźli go w trzeciej lidze niemieckiej.)

Jaki macie plan na kolejne lata w FC Zurich?

Rozwijamy infrastrukturę, chcemy odnieść sukces w pierwszym zespole, bo to zawsze poprawia atmosferę wewnątrz i wokół klubu. Każdy zawsze najpierw dostrzega sukces pierwszej drużyny. Chcemy też zmieniać system pracy, wprowadzamy zmiany w naszej akademii – mówię np. o trenerach młodzieżowych zespołów. Potrzebujemy nowej filozofii rozwoju naszych talentów. Mam jedną, dwie osoby, które uznaję za moich najbliższych współpracowników, pracujemy razem nad tym, żeby pierwszy zespół szedł we właściwym kierunku, ale też nad tym, żeby w akademii znali i wprowadzali te same zasady.

Chcecie mieć jeden model dla całego klubu?

Oczywiście. Skoro nasi młodzi piłkarze patrzą na swoich starszych kolegów w pierwszym zespole jak na swoich idoli, to chcemy też, żeby główny szkoleniowiec inspirował trenerów w naszej akademii. Nie mogę obiecać, że będziemy mistrzami, nawet jeśli chcemy być najlepsi we wszystkim, co robimy. Skoro finansowo nie możemy wyprzedzić naszych rywali, chcemy wyprzedzić ich w sposobie myślenia. Tą drogą musimy podążać.

A jak pana zdaniem będzie wyglądała przyszłość całej szwajcarskiej piłki? Uda wam się utrzymać obecny poziom? Regularnie docieracie do fazy pucharowej międzynarodowych turniejów.

Wielką zaletą szwajcarskiej piłki jest to, że mamy 8 milionów mieszkańców i 300 tysięcy piłkarzy. Dlatego też mamy mniej talentów niż inni i, idąc dalej, dlatego nauczyliśmy się dbać o nie i pracować z nimi najwyższym poziomie, z najdrobniejszą precyzją. Nie możemy zostawić żadnego utalentowanego zawodnika na uboczu, pominąć go. Jesteśmy krajem, który rozwija młodych piłkarzy. Nie damy zawodnikom możliwości gry w finale Ligi Mistrzów, jak kluby z Bundesligi, ale dajemy im pole do rozwoju.

Mamy w zespole największy talent na pozycji stopera w Szwajcarii. Becir Omeragić, w wieku 18 lat miał już cztery występy w narodowej kadrze. Dziś ma 20 lat i 70 występów w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Naszym zadaniem jest sprawienie, że wyjedzie stąd będąc tak dobrym piłkarzem, że będzie w stanie postawić kolejny klub w topowej lidze. Może nie będzie to Bayern Monachium, a Borussia Moenchengladbach, ale to będzie kolejny etap jego rozwoju.

W naszej lidze mamy wielu młodych piłkarzy, których w ten sposób przygotowujemy do zrobienia kariery. Szwajcarska federacja ma świetny system szkolenia trenerów. Skupiamy się na tym, żeby przygotować ich do precyzyjnych zadań. Inwestujemy w trenerów, żeby mogli oni jak najlepiej rozwinąć nasze talenty, zanim zrobią kolejny krok. To dlatego nasza reprezentacja dotarła ostatnio do ćwierćfinału EURO i dlatego może dotrzeć do ćwierćfinału mundialu w Katarze. A, kto wie, może jednego dnia zdobędziemy nawet medal.

To, o czym pan mówi, część osób chciałaby skopiować do Polski. Najpierw wyszkolić trenerów, potem zająć się szkoleniem piłkarzy.

Jeśli zdecydujesz się być trenerem w Szwajcarii, musisz przez kilka lat przechodzić przez kolejne poziomy. Robisz dyplom, potem praktyki, znów dyplom, praca z zespołem, kolejny dyplom, następna praca, jeszcze jeden dyplom, kolejna praca. W niektórych krajach jest tak, że były piłkarz może iść na kurs po zakończeniu kariery i w moment otrzymuje dyplom UEFA PRO. Ok, masz dyplom, fajnie, ale nie masz doświadczenia, którego potrzebujesz, znasz futbol tylko z punktu widzenia zawodnika. Pracując z młodzieżą uczysz się kompletniej innego modelu niż z pracując z pierwszym zespołem. W Szwajcarii jesteśmy świadomi tego, że nasza droga powinna wyglądać właśnie tak, jak wygląda.

Co do szkolenia i reprezentacji – macie jeszcze jeden atut. W waszej kadrze grają piłkarze, którzy wywodzą się z różnych krajów.

Szwajcaria to kraj multikulturowy. Sam pochodzę z Chorwacji, tam nie ma żadnych obcokrajowców, imigrantów. Do Szwajcarii przybywali ludzie z byłej Jugosławii. Na początku Serbowie i Chorwaci, potem z Kosowa i Albanii. Żyli tu, dorastali, przychodziły kolejne generacje. Oni wszyscy mają ten atut, którego nie mają rodowici Szwajcarzy. Są jeszcze bardziej ambitni, głodni sukcesu. Dlaczego? Bo Szwajcarzy mają inne podejście. Skupiają się nie tylko na piłce, ale też na szkole, budują swój plan B. To nie tak, że reszta się nie uczy, ale ci, którzy nie wywodzą się z samej Szwajcarii, patrzą na to inaczej. Myślą, że piłka nożna to ich jedyna szansa. Ich rodzice wykonywali proste prace, żeby się utrzymać. Dlatego ich dzieci mają większą motywację, żeby osiągnąć sukces, zmienić swój status społeczny, a w konsekwencji wielu z nich dociera na najwyższy poziom.

WIĘCEJ O SZWAJCARSKIEJ PIŁCE:

fot. FotoPyK, Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Bartosz Lodko
0
Zaskakująca niemoc Rakowa i Jagiellonii. Rzuty rożne przestały być ich specjalnością

Komentarze

14 komentarzy

Loading...