Prawie dwie dekady czynnej pracy, jedenaście poprowadzonych zespołów, setki relacji z piłkarzami – tak prezentuje się bardzo ogólny bilans dotychczasowej trenerskiej przygody Czesława Michniewicza, który w poniedziałek ma zostać przedstawiony w roli nowego selekcjonera reprezentacji Polski.
„Jeden z najlepszych trenerów w mojej karierze. Niczym nie różnił się od szkoleniowców, których spotkałem we Włoszech, a od części był lepszy”.
„Ma wyczucie do dowcipów, jego żarty są trafione, w punkt. Idealnie wchodzi taka szpileczka, szatnia żyje takimi szyderkami. Umie to po prostu, człowiek-riposta”.
„Najważniejsza była obrona, taktyka, przesuwanie. Trzeba było wykonywać polecania trenera. Jeśli ktoś się buntował, to bardzo przykro, ale nie grał”.
Jak wspominają go jego byli podopieczni?
O Czesławie Michniewiczu opowiadają:
- Błażej Telichowski – były piłkarz Michniewicza w Lechu Poznań, w Arce Gdynia i Podbeskidziu Bielsko Biała,
- Piotr Reiss – były piłkarz Michniewicza w Lechu Poznań,
- Daniel Ściślak – były piłkarz Michniewicza w reprezentacji Polski U-21,
- Filip Jagiełło – były piłkarz Michniewicza w reprezentacji Polski U-21,
- Damian Gąska – były piłkarz Michniewicza w reprezentacji Polski U-21.
Jakie są wasze pierwsze wrażenia, skojarzenia, obrazy związane z nazwiskiem Czesława Michniewicza?
Ściślak: Mnie kupił z miejsca. Ujęła mnie jego otwartość, serdeczność. Unikat na skalę polską. Może nie miałem okazji pracować z wieloma trenerami, ale wydaje mi się, że Michniewicz jest niepodrabialny.
Jagiełło: Jeden z najlepszych trenerów w mojej karierze.
Gąska: Bardzo fajny człowiek. Nieprzypadkowo mamy bardzo dobry kontakt. Szybko trafia do młodych piłkarzy. Przemawia profesjonalizmem. Dystans międzypokoleniowy skraca codziennym kontaktem. Lubi podowcipkować, dużo rozmawia.
Reiss: Żaden inny piłkarz nie grał u niego częściej niż ja? Ciekawe, dobrze go wspominam, właściwie był to jeden z najlepszych szkoleniowców, z jakim kiedykolwiek współpracowałem, nie ujmując niczego innym. Za czasów współpracy w Lechu byliśmy prawie rówieśnikami, a kompletnie nie wpływało to na nasze relacje. Trener wszedł do szatni jako nowicjusz w fachu trenerskim i spotkał w niej kilku bardzo doświadczonych zawodników, chociażby Waldemara Krygera ze swoimi setkami występów w Bundeslidze, Tomasza Iwana czy Piotrka Świerczewskiego. Zawodników z silnymi osobowościami, ale też wielu młodych piłkarzy, do których trzeba było trafić w nieco inny sposób. Michniewicz fajnie to połączył. Doświadczenie miał niewielkie, a fajnie do nas przemawiał.
Telichowski: Mam przed oczami obraz doskonale przygotowanego trenera, bardzo dobrego taktyka, faceta znającego się na swoim fachu. Wiele razy na niego trafiałem. Nie tylko jako zawodnik. Przez lata pozostawaliśmy w mniejszym lub większym kontakcie, a to też o czymś świadczy. Potrafi się dopasować do szatni. Jest bardzo inteligentny. Wie, że do każdego trzeba podejść indywidualnie, że każdy ma inną wrażliwość i wymaga innego podejścia. Z łatwością nawiązuje relacje. Szybko wrabia sobie trafne i empatyczne zdanie na temat drugiego człowieka. Sprawnie przekonuje do swojego warsztatu. Jest twardy, stanowczy, ale z poczuciem humoru. Tak zdobywa się szatnię.
Bywa złośliwy czy jego dowcipy są zawsze trafione?
Ściślak: Ma wyczucie do dowcipów, jego żarty są trafione, w punkt. Idealnie wchodzi taka szpileczka, szatnia żyje takimi szyderkami. Umie to po prostu, człowiek-riposta.
Gąska: Złośliwy, krzywdzący? Nie, to wykluczone, miał wyczucie, tonował nastroje.
Reiss: Żeby był dobry wynik, musi być dobra atmosfera. Żeby była dobra atmosfera, trzeba wiedzieć, kiedy pożartować, a kiedy zapierdalać. Czesław Michniewicz potrafił to zbalansować.
Jagiełło: Miał bardzo dobre relacje z grupą. Każdy miał ciepłe relacje z trenerem, a trenerem miał ciepłe relacje z każdym z nas. Można wiele przeczytać na jego temat w internecie, ale ja nie zarejestrowałem jakichś zgrzytów, niesnasek między nim a drużyną. Nikogo nie tępił, nikogo nie sortował. To bardzo dobry człowiek, bardzo dobry analityk, bardzo dobry trener. I tyle.
Jak wyglądają jego treningi?
Ściślak: Bardzo dużo było taktyki. Miał bardzo mało czasu na przetrenowanie z nami wszystkich schematów, a chciał, żebyśmy grali wedle jego pomysłu, więc postawił na konsekwencję taktyczną. Były gierki, elementy strzałów, ale dominowało żmudne powtarzanie schematów taktycznych.
Jagiełło: Ćwiczyliśmy różne warianty i później na boisku wiedzieliśmy, co mamy robić, żeby przeciwnik się pogubił. We Włoszech miałem kilku trenerów i dalej uważam, że Michniewicz to czołówka wśród tych, z którymi współpracowałem.
Gąska: Przeprowadzał dużo treningów taktycznych. Mieliśmy mało czasu na zgrupowania, właściwie kilka dni, wiec musiał skupić się na rzeczach najważniejszych. I umiał to robić.
Telichowski: Trener Michniewicz lubi mieć wpływ na to, co dzieje się na murawie. Udziela wielu wskazówek. Ćwiczenia treningowe wychodzą od niego. Mądrze rozdziela zadania w swoich rozbudowanych sztabach, ale na pewno trzyma pieczę nad wszystkim. Nie jest tak, że dołącza do treningów w piątek, a przez resztę tygodnia zamyka się w gabinecie.
Jak Michniewicz rozciąga czas? Kulisy pracy w kadrze U-21
Jest maniakiem taktyki?
Jagiełło: Włosi to maniacy taktyki, a na tle tamtejszych trenerów warsztat Michniewicza wypada bardzo dobrze, naprawdę. Ba, w żadnym stopniu nie odstaje od włoskich trenerów, a od niektórych jest lepszy w kwestii przygotowania taktycznego.
Gąska: Moim zdaniem idealnie pasuje do kadry, świetnie przygotowuje drużynę pod konkretnego przeciwnika.
Reiss: Żeby być dobrym taktykiem we współczesnej piłce, trzeba oglądać wiele meczów, dogłębnie analizować poszczególne fragmenty spotkań, bo zewsząd można wyciągnąć coś dla siebie. Trzeba być spostrzegawczym, inteligentnym, analitycznym, rozwijać się. Michniewicz wpisuje się w ten profil, ale też nie uważam, że jest jakimś wielkim pasjonatem taktyki. Wydaje mi się, że on zdaje sobie sprawę z tego, iż piłka nożna to bardzo prosta gra. Czasami zamiast sto razy analizować jakieś drobne pierdoły, wolał zwrócić nam uwagę jakąś ogólną tendencję, na jakiś jeden, większy błąd. Miał wolną, otwartą wizję gry. Non stop szukał możliwości i przewag zawodników, których w danym momencie prowadził. Powtarzał, że każdą taktykę trzeba dobrać pod możliwości własnego zespołu.
Ściślak: Taktykę miał w małym palcu. Wzorował się na warsztacie najlepszych trenerów i umiał od razu przerzucać to na mnie. Nie tworzył barier, że to nie ten poziom, że ktoś może tego nie zrozumieć, tylko w sprawny sposób to wszystko tłumaczył i wyłuszczał.
Dużo mówi się o jego zdolnościach motywacyjnych. Faktycznie odgrywa to sporą rolę w jego warsztacie?
Ściślak: Jego podejście do mnie przemawiało. Świetnie się komunikował, łatwo nawiązywał dobre relacje z piłkarzami. Potrafił bardzo dobrze zmotywować przed meczem.
Gąska: Motywował nas świetnie, ale przede wszystkim zawsze czuliśmy się wybitnie przygotowani do kolejnych spotkań.
Jagiełło: Weźmy takie najważniejsze mecze w kadrze U-21. Na dobre wyniki składało się trochę taktyki, trochę motywacji – tak pół na pół. Wiedzieliśmy wszystko o Portugalii. Mieliśmy doskonale przeanalizowany ich styl, znaliśmy ich wszystkie słabe strony, a zarazem zostaliśmy mocno zmotywowani. Tak samo z Belgią i z Włochami. Dlaczego przegraliśmy z Hiszpanią? To już był inny moment. Graliśmy mecze co trzy dni na Euro w specyficznym stylu, wielu zawodników padało ze zmęczenia, byliśmy świeżo po bardzo ciężkiej przeprawie z Włochami. I nie ma co ukrywać: Hiszpania pod względem piłkarskim była od nas dużo lepsza. Wiedzieliśmy, jak bronić, jak grać, ale indywidualności przeważyły. Dziwnie to zabrzmi, ale niczym nas nie zaskoczyli. Skończyło się 0:5, ale wiedzieliśmy, na co możemy liczyć i na co możemy sobie pozwolić.
Reiss: Umiał motywować, mobilizować zespół. Wprowadzał pewne nowinki taktyczne, wyczuwał trendy, ale wszyscy pamiętamy jego słynne odprawy motywacyjne. Puszczał nam specjalnie przygotowane filmy, których montaż kosztował pewnie kogoś, może nawet jego samego, godziny pracy. Mnóstwo tam było smaczków, mrugnięć okiem, właściwych tonów. Pokazywał nam i słabsze, i lepsze momenty naszych gier, naszych meczów, naszych występów. Wplatał urywki z amerykańskich filmów, dokładał muzykę. Dbał, żebyśmy walczyli o siebie w trudnych momentach. Na tamte czasy było to bardzo nowoczesne, ożywcze. Wszystko odbywało się w postaci multimedialnej, pozytywnie nas to zaskakiwało i motywowało, żeby wyjść na boisko i zrobić swoje. Nie byliśmy faworytami, a potrafiliśmy wygrywać właściwie z każdym.
Telichowski: U niego najlepsza jest nawet nie tyle sama motywacja, ale umiejętność wytworzenia w zawodnikach przekonania, że są odpowiednio przygotowani do każdego kolejnego rywala. Do szczegółowej analizy dokładał sprawną i oryginalną motywację. Nie bazował tylko na wcześniej przygotowanych rzeczach. Czasami potrafił rzucić takie słowo, takie zdanie, takie wyrażenie, które robiło większą robotę niż jakaś dłuższa przemowa. Ta jego zdolność do reagowania na rzeczywistość jest jego mocną bronią.
Michniewicz lubuje się też w nowinkach technologicznych, które mają pomóc jego podopiecznym w przygotowaniu się pod konkretnego rywala.
Ściślak: Na zgrupowaniu dostawaliśmy tablety, na których wgrane były wszystkie dane i zalecenia. Fajna forma, szybko przyswajaliśmy sobie wszystkie informacje. Co znajdowało się na spersonalizowanych analizach? Sporo informacji na nasz temat i temat naszego przeciwnika. Nie było tego jakoś za dużo, raczej w sam raz, wystarczająco, żeby dobrze przygotować się na konkretnego przeciwnika. Filmik trwał około trzydziestu minut, trochę o nas, trochę o rywalu, całość zawarta w kilku plikach.
Gąska: Kiedy lecieliśmy gdzieś samolotem, każdemu wręczał tabelecik, na którym wgrywano nam analizę – o samym sobie, o całej drużynie, o rywalu. Można było się bardzo dobrze przygotować do każdego meczu. Michniewicz wiedział, ile działa każdy tablet, ale czy sprawdzał jakoś specjalnie, czy ktoś to ogląda? Myślę, że to sprawa indywidualna, liczył na nasz profesjonalizm i chęć rozwoju.
Jagiełło: Odpowiednio dawkował informacje. Nie przypominam sobie sytuacji, w której przegadałby szatnię, w której zasypałby nas stekiem niepotrzebnych szczegóły i detali. Jego odprawy były długie, ale nie jakieś nudziarskie, nie jakieś męczące.
Reiss: Nigdy nie analizował naszych błędów tuż po meczu. Nie wyciągał wniosków pod wpływem emocji. Dzień po spotkaniu potrafił nam dokładnie wyłuszczyć, co robiliśmy źle, ale im bliżej było kolejnego spotkania, tym częściej dominowały pozytywne fragmenty naszych meczów. Mieliśmy wierzyć, że umiemy grać dobrą piłkę. Silniejsi rywale nie byli nam straszni.
Telichowski: Człowiek wiedział, co robić u niego na murawie, zaskakiwały wprowadzane przez niego nowinki taktyczne, każdy rywal był wielopoziomowo przeanalizowany. Wyróżniają go jego kompetencja, wiedza. Spotykałem go w różnych okresach swojej kariery i zawsze trochę się zmieniał, bo nigdy nie stał w miejscu, zawsze szedł do przodu. Przygotowywał nowości, niespodzianki, nowinki. Nie bał się tego. Podążał z duchem czasu.
Bywa impulsywny, nieprzejednany, stawiający na swoim?
Gąska: Najważniejsza była obrona, taktyka, przesuwanie. Trzeba było wykonywać polecania trenera. Jeśli ktoś się buntował, bardzo przykro, ale nie grał.
Telichowski: Tak jak ma doskonałe poczucie humoru i wielki dystans do siebie, tak, jeśli ktoś go nie słucha i ignoruje jego polecenia, to potrafi zareagować impulsywnie, potrafi być naprawdę stanowczy i nieprzejednany, a w tych momentach, dla tych nierealizujących jego zaleceń, również pewnie nieprzyjemny. Trzeba liczyć się z jego zdaniem. Jeśli robi się wszystko, czego wymaga, jest dobrze. Ja przez wiele lat miałem z nim tylko bardzo dobre relacje.
Reiss: Dbał o to, żeby wyglądało to poważnie. Co innego być kolegą, a co innego zarządzać grupą jako przełożony. Swoje robiła osobowość trenera. Dlatego to funkcjonowało. Dopiero zaczynał, a już miał swoją formułę, swoją markę, swój wypracowany autorytet wśród młodych zawodników. Co powinien mieć dobry trener na poziomie Ekstraklasy czy reprezentacji Polski? Musi wiedzieć, że nie jest od trenowania, jest przede wszystkim od odpowiedniego przygotowania zespołu do kolejnego meczu, do kolejnej rundy, do kolejnego sezonu pod względem taktycznym i mentalnym.
Musi być dobrym psychologiem, poukładać klocki tak, żeby składały się w większą całość. Michniewicz wiedział to wtedy i dalej to wie. Panował nad szatnią, utrzymywał dobre relacje z rezerwowymi. Myślę, że pomagało mu w tym doświadczenie wyniesione z własnej piłkarskiej kariery. Miał ten zmysł, taką czutkę, to go wyróżniało. Przegrywał, wygrywał, wszystko widział. Jest twardy, konsekwentny, docenia lojalność i ciągniecie wózka w jednym kierunku. Nikt się wobec niego nie buntował, nikt się mu nie stawiał w oczywisty sposób. Pamiętam, że nawet jeśli ktoś siadał na trybunach, życzył mu dobrze.
Hossy i bessy Michniewicza. Kiedy mu szło, kiedy wpadał w zakręt?
Prowadzi indywidualne rozmowy z piłkarzami?
Ściślak: Odbywały indywidualne rozmowy, też miałem taką pogaduszkę z trenerem, kiedy przechodziłem obok jego pokoju. Mieli takie swoje pomieszczenie w Grodzisku Wielkopolskim, takie centrum dowodzenia, gdzie siedzieli praktycznie cały dzień przy ustaleniu treningów i analizie przeciwników. Lubił zaprosić do siebie, porozmawiać chwilkę. Ale głównie grupowe rozmowy.
Jagiełło: Miał bardzo dobre relacje z grupą. Każdy miał ciepłe relacje z trenerem, a trenerem miał ciepłe relacje z każdym z nas. Można wiele przeczytać na jego temat w internecie, ale ja nie zarejestrowałem jakichś zgrzytów, niesnasek między nim a drużyną. Nikogo nie tępił, nikogo nie sortował. To bardzo dobry człowiek, bardzo dobry analityk, bardzo dobry trener. I tyle.
Jak utrzymywał kontakt z piłkarzami z reprezentacji między zgrupowaniami?
Jagiełło: Dzwonił, pisał, przyjeżdżał na mecze, mieliśmy grupę na WhatAppie. Trener cały czas coś wysyłał, odzywał się. Ta społeczność żyła. Nie było tak, że trener swoje, a my swoje, a martwa strefa między nami. Utrzymywaliśmy ogólny kontakt, do którego dochodziły indywidualne rozmowy. Trener nie nakazywał nam na co dzień w klubach stosować się do jego indywidualnych zaleceń – mieliśmy rozwijać się, grać jak najwięcej, a jego pomysły realizować na zgrupowaniach.
Gąska: Odwiedził mnie kiedyś na obozie Śląska Wrocław w Turcji. Jeździł do nas, dzwonił do nas. Nieważne, czy akurat zbliżało się zgrupowanie, czy też nie.
Trener defensywny, zabijający ofensywny futbol?
Ściślak: Pozwalał na inwencję twórczą. Chciał mieć piłkę, chciał dominować, chciał rozgrywać akcje. Jeśli graliśmy z lepszym zespołem i zdawaliśmy sobie sprawę, że trudno będzie mu narzucić własne warunki gry, to skupialiśmy się bardziej na defensywie, ale dawało to efekty. Jeżeli zaś graliśmy ze słabszym zespołem, to trener przesuwał wajchę w stronę bardziej ofensywnego stylu gry. Najlepiej ująć to tak: trener Michniewicz chciał wygrywać mecze i dobierał odpowiednią taktykę pod każdego rywala.
Gąska: Nie, jeśli graliśmy ze słabszymi rywalami – potrafił ustawić nas ofensywnie. Ale jeśli już wychodziliśmy na Hiszpanię, Portugalię czy Anglii – myśleliśmy przede wszystkim o defensywie i to całkowicie naturalne.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
CZYTAJ WIĘCEJ O CZESŁAWIE MICHNIEWICZU:
- To się dzieje! Michniewicz rozwiązał umowę z Legią i ma przejąć kadrę!
- Jak Michniewicz rozciąga czas? Kulisy pracy w kadrze U-21
- Michniewicz i Lewandowski. Były uszczypliwości, czas na kluczową współpracę?
- Michniewicz w Jadze Kuleszy, czyli obustronny niesmak i rozczarowanie
- Hossy i bessy Michniewicza. Kiedy mu szło, kiedy wpadał w zakręt?
Fot. Newspx